Rozdział 20

Po lekcjach czekałam na ławeczce pod szkołą na Nicholasa, ponieważ dzisiaj ma trening, więc musiałam czekać.

Pisałam w tym czasie do ALasa, ale nie odpisywał. W końcu się poddałam i siedziałam tylko na ławeczce.

-Już jestem.- usłyszałam za sobą głos Nicholasa.

Odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się nie pewnie. Podszedł do mnie, a ja wstałam z ławki i razem Nicholasem skierowałam się w stronę parkingu.

Zmierzając w tamtą stronę miałam nadzieję, że chłopak przyjechał dzisiaj samochodem. Nie chciałam jechać motorem. Wczoraj było fajnie i wogólę, ale się boję. Uwielbiam dźwięk silnika motoru, tą prędkość i adrenalinę i motocyklistów ale jakaś część mnie się boi i nie chcę tego powtarzać.

-Nie wsiąde na to.- Powiedziłam i cofnełam się o krok od maszyny.

-Wsiądziesz.- powiedział chłopak.

-Nie nie wsiadę.- zaprzeczyłam.

-Nie mam czasu na kłótnie z tobą.- westchnął.

Podszedł do mnie i mnie podniósł, a następnie posadził na motorze. Od razu gdy to robił usiadł za mną. Położył dłonie ma kierownicy, przez co uniemożliwił mi jaką kolwiek szansę na ucieczkę. Po chwili włączył silnik i włączył się do ruchu.

Po kilku minutach zatrzymał się pod swoim domem, zaparkował na podjeździe prawie, że przed samymi schodami. Zszedł z motocyklu, a ja poszłam w jego ślady.

Gdy tylko stanęłam na podjeździe, podeszłam do chłopaka i go spoliczkowałam.

Dopiero pozbyłam się dwóch mężczyzn, którzy chcieli mną rządzić. Zerwałam z Paulem i uwolniłam się od ojca tyrana, który ciągle mi rozkazywał. Ledwo się uwolniłam, a już znalazł się kolejny, który chce mną rządzić.

Nie pozwolę na to. Chcę być w końcu osobą nie zależną, taką która może sama podejmować decyzje, najwyżej z małą pomocą innych. Nie chcę żeby ktoś mną sterował mówił co mam robić. To jest przecież moje życie.

Moje i tylko moje.

-Jesteś zwykłym dupkiem.- warknęłam.- Skończonym chujem.

On jak gdyby nigdy nic schylił się lekko, przeżócił mnie sobie przez ramię jak worek ziemniaków i skierował się ze mną w stronę drzwi wejściowych.

Wszedł do domu, zamknął za sobą drzwi na klucz i skierował się na schody. Przez całą drogę na górę biłam go dłońmi po plecach i dupie, ale on nic sobie z tego nie robił. Jakby wogólę tego nie czuł. W końcu się poddałam i przestałam, było to przed drzwiami jego pokoju. Gdy ja przestałam go bić on dał mi klapsa i się zaśmiał, a ja pisnęłam cicho. Nie tyle co z bólu, ale z tego, że wogólę się tego nie spodziewałam.

Wszedł do pokoju, zamknął drzwi nogą podszedł do łóżka i żucił mnie na nie. Opadłam na posłanie z cichym jękiem, a po chwili chłopak zawisł nade mną, a ja była uwięziona pod jego ciałem. Próbowałam go od siebie odepchnąć ale było to na nic.

-Nicholasie Black odsuń się ode mnie w tej chwili.- powiedziałam, starając się żeby mój głos brzmiał pewnie.
Bałam się go. Bałam się, że może mi coś zrobić, ale za wszelką cenę starałam się to ukryć.

Ale nie zmienia to faktu, że w tym momencie cholernie się go bałam. Ile ja bym w takich momentach życia oddała, za to żeby mieć nadludzką moc, byś super bohaterką.

Chyba muszę zacząć ograniczać książki fantasy.

-Nie tak szybko kotku.- powiedział i nachylił się nade mną.

Przez moje ciało przeszedł dreszcz strachu. Bałam się, że on chce się do mnie dobrać albo mnie zgwałcić. Moim ciałem wstrząsnął szloch.

-Nie bój się skarbie. Nic ci nie zrobię.- powiedział spokojnie i kciukiem otarł moje łzy.

Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam w nich coś co spowodowało, że mu uwierzyłam. Przestałam się bać, że chce mi zrobić coś złego.

-Przepraszam, nie chciałem. Nie wiem co we mnie wstąpiło.- dodał cicho i odsunął się ode mnie.

Usiadł obok mnie na łóżku i przetarł twarz dłońmi. Usiadłam i wytarłam rękawami bluzy, resztę łez, które jeszcze spływały po moich policzkach.

-Chyba powinnam pujść.- powiedziałam cicho.- Myślę, że najlepiej będzie, gdy zakończymy te korepetycje.

Zarzuciłam na ramię plecak, który gdzieś w miedzy czasie spadł na podłogę obok łóżka. Spojrzałam jeszcze na chłopaka, w jego oczach zobaczyłam ból i smutek. Odwróciłam się i skierowałam w stronę drzwi.

-Aiyano Macdonald.- usłyszałam za sobą jego głos, odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na niego.- Nie wytrzymam tak dłużej. Muszę ci powiedzieć prawdę.

-Nie rozumiem.- przyznałam po chwili patrząc na niego zdezorientowana.

-Usiądź.- wskazał dłonią na fotel. Spojrzałam na mebel, a potem na chłopaka i tak kilka razy. W końcu moja ciekawość wygrała i usiadłam na wskazanym miejscu.- Ja naprawdę już dłużej tak nie mogę. Ukrywam to od dwóch lat. W końcu się odważyłem, ale i tak robię to beznadziejne. Ja już dłużej nie mogę tego ukrywać.- powiedział patrząc na mnie.- Rozumiesz?- zapytał.

Popatrzyłam na niego zdezorientowana.

-Nie rozumiem.- Powiedziłam cicho.- Powinnam już iść.-dodałam i wstałam z fotela.

Nie mam zielonego pojęcia o czym on mówi. O co mu chodzi? Co ukrywa? Co czuje? Do kogo?

Chciałabym być tą osobą, o której mówi. Kocham się w nim od trzech lat. Ale starannie ukrywam to uczucie. Nie chce żeby ktokolwiek o tym wiedział, a już na pewno nie chce żeby wiedział o tym on sam.

On i ja to dwie różne osoby. Jesteśmy z dwóch różnych światów, żyjemy w dwóch różnych światach. Nie pasujemy do siebie. Wiem, że nigdy z nim nie będę bo on jest dla mnie za dobry i to naprawdę boli.

Gdy byłam przy drzwiach, zostałam na nie pachnięta. Pisnełam przerażona. Chłopak złapał moje dłonie w nadgarstek i przygwoździł je nad moją głową. Spojrzałam na niego zdziwiona.

Co on do cholery robi?

-To ja do Ciebie piszę. Rozumie? To ja.-powiedział.

Spojrzałam na niego zdezorientowana i zdziwiona. Przecież to nie możliwe. Jestem tylko zwykłą dziewczyną, na którą nikt nie zwraca uwagi. Jak taki ktoś jak on mógłby do mnie pisać? Przecież to jest nie możliwie.

-Jeśli chcesz sobie ze mnie pożartować, to proszę bardzo. Już i tak wiele zaniosłam jeden żart więcej z mojej osoby, nie zrobi mi większej różnicy.- Powiedziłam po chwili bez emocji.

-Czy ty naprawdę myślisz, że ja żartuje? Piszę do ciebie już od miesiąca, na początku ignorowałaś moje wiadomości, potem zaczęłaś odpisywać. Pisałem do ciebie codziennie. To ja tyle o tobie wiem, to ja cię pytałem o te wszystkie rzeczy. To mi powiedziałaś kto cię uderzył.- palcami przejechał po moim, jeszcze lekko, zaczerwienionym policzku.
Mimowolnie wtuliłam twarz w jego dłoń, którą tam zostawił.- To ze mną pisałaś po nocach to mi opowiadałaś o swoim życiu i o swoich niektórych problemach. A potem przepraszałaś, za to, że obarczasz mnie swoimi problemi. Ale mnie nimi nie obarczacz, uwielbiam o nich czytać, uwielbiam gdy opisujesz mi cały swój dzień, swoje życie. Kocham cie Aiyano Macdonald. Kocham cię już od pieprzonych całych dwóch lat i nigdy do tej pory nie miałem odwagi ci tego powiedzieć.

Patrzyłam na niego nie dowierzając, to żeczywiście on. Otwierałam i zamykałem buzię, chcąc coś powiedzieć jednak żadne słowo nie wydostało się z mojego gardła. Chciałam coś powiedzieć, ale za nic nie wiedziałam co.

Brunet pochylił się nade mną i musnął ustami moje usta. Zamknęłam oczy rozkoszując się jego dotykiem. Położył swoje usta na moich i zaczął swoimi lekko niepewnie poruszać jakby bał się, że go odrzucę. Niepewnie oddałam pocałunek, który on zaczął pogłębiać. Puścił moje dłonie, a do mnie dotarło co robię. Odsunełam się od niego i odepchnąłam go od siebie. Przekręciłam klucz i wybiegłam z jego domu.

Byłam zagubiona, nie wiedziałam co robić. To co mi powiedział i to co się stało, przeraziło mnie. Przeraziło mnie i to bardzo.

*****

Rozdział poprawiła: Buszu1242

Ostatni rozdział, jeszcze epilog.

50💬 = następny rozdział.










Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top