Rozdział 6 - Koniec sekretu

Po wielu godzinach z cudownego snu, którego już nie pamiętała po przebudzeniu, Hermionę oderwał okropny ból gardła. Kłucie połączone z dziwną suchością wywołała u niej kaszel. Ledwo była w stanie rozchylić powieki. Nadal Gryfonce było okropnie zimno. Skostniałe palce zaciśnięte w pięści pod licznymi warstwami koców dygotały delikatnie. Nastolatka pociągnęła nosem, przez który nie mogła swobodnie oddychać. Wyswobodziła dłoń, aby dotknąć czoła. Było rozpalone.

— Świetnie — mruknęła do siebie niewyraźnie, co spowodowały kolejną falę pieczenia w gardle. Czuła się fatalnie, dużo gorzej niż w momencie, w którym wyczerpana odpłynęła. 

Ściskając krawędzie koców pod samą szyją, podniosła głowę i zlustrowała pomieszczenie, w którym przebywała. Leżała na sofie w jakimś nieznanym miejscu. Pomimo rozwijającej się choroby szybko zrozumiała, że przebywa w Pokoju Życzeń. Tylko jakim cudem tutaj dotarła? Nie przypominała sobie, aby schodziła z Wieży Astronomicznej. 

Chciała wstać, jednak zabrakło jej na to sił. Wiedziała, że musi wrócić do przyjaciół. Nie była w stanie określić, na jak długo zniknęła, ale mogła się założyć, że już jej szukali po całej szkole. Chyba że to ktoś od nich znalazł jej przemoknięte ciało na najwyższym punkcie Howartu i tu dotaszczył? Odpadało. Każda bliżej znana przez nią osoba od razu zaprowadziłaby nastolatkę do Pokoju Wspólnego dla Gryfonów. Tylko jeden uczeń nie mógł tego zrobić.

Wraz ze wspomnieniem blondyna, ciało brunetki pokryły ciarki. Zapomniała już o zamartwianiu się tym, jakim cudem nagle wylądowała w Pokoju Życzeń. Tę myśl całkowicie wytrącił obraz Dracona całującego Pansy. Tym razem jednak jakimś cudem łzy nie spłynęły po policzkach dziewczyny. Może dlatego, że przez chorobę były ciągle załzawione i nie zrobiłoby jej to większej różnicy. Mimo to, Hermiona nadal czuła potworny ból w sercu, który doskwierał jej bardziej niż płonące żywcem gardło. Opadła na oparcie sofy tracąc jakiekolwiek chęci opuszczenia pomieszczenia. Nie miało na to siły ani ochoty. Czuła się odizolowana od świata zewnętrznego i od problemów, jakie tam na nią czyhały. Przymknęła oczy, jednak męczona gorączką i strasznym bólem gardła, nie myślała nawet o spaniu. Leżała rozdygotana, czując pustkę w głębi siebie. 

Niespodziewanie usłyszała szczęk otwieranych drzwi. Nie wiedząc czemu, postanowiła udawać, że śpi. Zacisnęła powieki, a do jej uszu dotarły głośne kroki. Ktoś podszedł do sofy, na której leżała. Czuła na sobie palące spojrzenie. Miała ochotę otworzyć oczy, ale tego nie zrobiła. Pomimo to i tak była pewna, że jej napięte mięśnie zdradzały, iż wcale nie śpi. Jednak nikt nie szturchnął Gryfonki ani nie wyśmiał nieudolnych prób oszustwa. Jedynie usłyszała jeszcze dźwięk odstawiania jakichś rzeczy na stolik przy sofie. Wcześniej nawet nie zwróciła na niego większej uwagi. Zaraz po tym do jej uszu dotarło ciche westchnięcie. Rozchyliła delikatnie powieki, chcąc zobaczyć chociaż zarys postaci, która stała nad jej głową. 

— Zawsze byłaś marną aktorką — stwierdził jej nowy towarzysz z dezaprobatą. Wnętrzności brunetki zalała fala sprzecznych uczuć. Tęsknoty, nienawiści, ulgi i wściekłości. Teraz już bez przeszkód otworzyła oczy i ujrzała zarazem pierwszą, jak i ostatnią osobę, którą pragnęła zobaczyć. Szare tęczówki wpatrywały się w Gryfonkę niezłomnym, a zarazem obojętnym spojrzeniem. Chłopak wziął kolejny głębszy oddech, a jego ręka minimalnie drgnęła. To było jednak nic przy rozdygotanym ciele nastolatki.

— Czego tu szukasz? — wycharczała wrogo i dopiero teraz poczuła napływające łzy. Była jednak przekonana, że od początku miała zaczerwienione i szkliste oczy, więc Draco nie powinien zauważyć różnicy. 

— Przemyciłem ci gorącą herbatę — odparł obojętnie — ale to już jest ostatnia rzecz, jaką dla ciebie robię — dodał twardo, czym zadał kolejny cios w serce brunetki. W tym momencie pragnęła tylko tego, aby wyszedł, ponieważ była pewna, iż to dopiero początek niemiłych komentarzy. Na ułamek sekundy zacisnęła mocno oczy, nie mogąc uwierzyć w słowa, które wypływały z ust Ślizgona.

— Nie chcę nawet tego — powiedziała cicho, wywołując u siebie okropny ból. Z trudem przychodziły jej te wszystkie kłamstwa.

— Twoje posunięcie było wyjątkowo głupie. Wiesz o tym? — Ciągnął, ignorując poprzednie słowa Hermiony. Jego mięśnie ponownie minimalnie napięły się, ale głos oraz mimika pozostawały obojętne. Gryfonka nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nagle wytworzył wokół siebie taką barierę. To nie był ten sam Dracon. W zasadzie niewiele zostało z chłopaka, którego pokochała. A przez nowy mur nie była w stanie się przebić, a co za tym idzie nie mogła odczytać żadnych jego niewypowiedzianych zdań, które kiedyś z łatwością dostrzegała na każdym kroku.

— Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia — burknęła rozmyślając, czy teraz tak będą wyglądały ich rzadkie rozmowy. Wyrzucanie z siebie tego, co ich nękało, niczego nie komentując. To nawet nie można było nazwać rozmową. 

Malfoy delikatnie drgnął, ale szybko powrócił do swojej niezłomnej postawy. Hermiona prychnęła pod nosem. Najwidoczniej brakowało mu jeszcze całkowitej wprawy.

— Zapomniałaś dodać "lepszej" — mruknął cicho, jednak brunetka i tak doskonale dosłyszała jego słowa. Pierwsza łza wypłynęła na jej rozgrzany policzek. Szybko ją jednak starła, nie chcąc, aby Malfoy miał okazję podziwiać chwilę załamania Gryfonki. I tak jej cierpienie sprawiało mu za dużą satysfakcję.

— Tak, faktycznie — syknęła, błagając w myślach, aby Ślizgon już poszedł. Nie rozumiała, po co w ogóle tu przychodził. Zwłaszcza jeśli do tej pory jedyne co zrobił, to dostarczył herbatę, której i tak nie wypije, oraz męczył ślepo zakochaną nastolatkę. A z całą pewnością jeszcze nie zakończył tego teatrzyku. 

— Masz tu jeszcze suche szaty — powiedział nagle, wskazując na sąsiedni fotel. Wierzchnie nakrycie faktycznie było starannie narzucone na oparcie mebla i dopiero teraz brunetka zdała sobie sprawę, że zabrakło jej niektórych części garderoby. Uniosła wyżej koce i ze zdziwieniem dostrzegła na sobie jedynie koszulę i spódnicę.

— Po co to wszystko jeszcze robisz? — warknęła rozgniewana. Może nie straciła zbyt wiele ubrań, ale i tak czuła się jakoś dziwnie zażenowana całą tą sytuacją. Wcześniej taka reakcja byłaby dla niej nie do pomyślenia. W ciągu dwóch może trzech dni nowy Malfoy całkowicie zepsuł wizerunek prawdziwego Draco. Tego obecnego nie znosiła, jednak z utęsknieniem czekała na powrót prawdziwego Ślizgona. Tego, którego poznała od zupełnie innej strony. To właśnie była ostatnia rzecz, której była pewna - że jej Ślizgon jeszcze wróci.

— Jestem ci chyba dłużny te ostatnie drobne uczynki. — Wzruszył niedbale ramionami. Gryfonka dostrzegła, jak z trudem przełyka ślinę. To było typowe dla starego Malfoya, który akurat znalazł się w stresującym momencie. Taki minimalny przebłysk dodał jej siły.

— Zawsze miałeś talent do przekręcania kolejności wykonywanych czynności — głos Hermiony tracił na sile i powoli wypowiadane przez nią zdania stawały się jedynie niewyraźnymi szeptami — zaciągnąłeś mnie na randkę, a dopiero potem zaprosiłeś. Znalazłeś sobie nową dziewczynę, a dopiero teraz zrywasz.

Ponownie blondyn napiął wszystkie mięśnie. Jego oczy na moment zapłonęły, ale zaraz potem zgasły i ponownie objęły martwą aurę. Czy to był klucz do sukcesu? Młot do zburzenia muru? Wspomnienia?

— Nie mów, jaki zawsze byłem, jeśli nigdy mnie dobrze nie poznałaś — syknął wrogo. Dziewczyna zaczęła zastanawiać się, czy nagła irytacja była wywołana jej osobą, czy dobrze dobranymi słowami, które powodowały prześwity starego Dracona. W zasadzie to nie było wcale istotne. I tak odczuwała dziwną satysfakcję. 

— Po co to wszystko było? — zapytała, wykorzystując resztki sił i możliwości swojego gardła. Czuła się, jakby je doszczętnie zdarła. 

Dostrzegła chwilę zawahania u Ślizgona. Rozchylił usta, jednak z początku nie wydobył z siebie żadnego dźwięku. Czyżby zbiła go z tropu? To było nielogiczne, musiało coś stanąć im na przeszkodzie, a on powinien w końcu powiedzieć, co to takiego. Tylko tego wymagała. To był ostatni fragment układanki. Zarazem również zaspokoiłaby swoje podejrzenia. Podejrzenia, które męczyły ją od samego początku. Zawsze gdzieś z tyłu głowy czaiła się u Hermiony myśl, że to wszystko to tylko sen na jawie albo też sytuacja, mająca drugie dno. Musiała przed samą sobą przyznać, że od początku spodziewała się, że ten dzień w którymś momencie nadejdzie. I chociaż pokochała Ślizgona, a ten z czasem zyskał u niej zaufanie, taka obawa do samego końca męczyła nastolatkę w snach.

— Dla samosatysfakcji — kolejny raz wzruszył ramionami, jednak tym razem zamiast obojętności, Hermiona poczuła w głosie chłopaka zwątpienie — miałem pewność, że się we mnie zakochasz. Miałem pewność, że zranię dzięki temu znienawidzonego Pottera, któremu złamałabyś serce, bo nie należysz do dziewczyn posiadających kilku partnerów naraz. Miałem pewność, że w końcu to zajdzie daleko. Aż do tego momentu, gdy cię zostawiam z połamanym sercem, zrozpaczoną i wykorzystaną. Dziękuję Granger za ułatwienie zadania.

Po tej wypowiedzi nastała przejmująca cisza. Hermiona nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Przez chwilę była pewna, że Draco naprawdę tak myśli. Zapadła się wewnątrz siebie, strącona w otchłań rozpaczy. Jednak w szarych oczach chłopaka dostrzegła dziwny błysk. Iskierki, które pojawiały się tam za każdym razem, gdy obrażali siebie nawzajem na szkolnych korytarzach. Żal za to, co powiedział i wątpliwe poszukiwanie przebaczenia. I chociaż nie trwało to długo, dziewczyna była przekonana, że na tę chwilę powrócił jej stary Draco. Osoba, która na pewno tak nie zrobiła.

— Kłamiesz — odparła pewnie, obserwując reakcję chłopaka — wiem doskonale, że tak nie było. Myślę, że sobie także tego nie wmówisz.

Ręce chłopaka zacisnęły się w pięści, a usta w wąską linię. Zazgrzytał zębami, ogarnięty napadem furii. Jego oczy przybrały ciemnego blasku, ale nie spowodowanego wściekłością, a strachem. Hermionę takie spostrzeżenie zdumiało.

— Jesteś taką naiwną, pustą szlamą — wycedził przez zaciśnięte zęby. Gryfonka miała ochotę wstać i zacząć szarpać się ze Ślizgonem do momentu, aż na powierzchnię znowu wróci jej chłopak i wyjaśni całe to zachowanie. Nie miała jednak na to siły, dlatego po prostu zagryzła wargę, powstrzymując napływające łzy.

Draco po raz ostatni łypnął na nią nienawistnie, a potem skierował się do drzwi. Hermiona nie powiodła za nim spojrzeniem, ale doskonale słyszała ciężkie, pospieszne kroki i dźwięk otwieranych wrót.

— To już koniec — prychnął jeszcze w progu, kończąc coś, co było dla nastolatki promykiem szczęścia w tych mrocznych czasach. Wraz z hukiem zamykanych drzwi, zakopała się w kocach łącznie z głową i zaczęła szlochać. Wyczerpana i chora mogła jedynie to teraz zrobić.

***

Kiedy Hermiona ponownie się przebudziła, tym razem ogarnęła ją potworne wyrzuty sumienia. Wiedziała, że o wiele za długo przebywała w ukryciu. Pomimo pustki wewnątrz siebie i atakującej choroby musiała zmobilizować swoje ciało do wstania. Zrobiła to z ociąganiem, a kiedy w końcu usiadła, poczuła kujący ból w skroniach. Jęknęła pod nosem, przymykając powieki. Jej ręce drżały, podczas gdy usiłowała zgarnąć niesforne kosmyki cisnące się do oczu i ust. Niechętnie omiotła wzrokiem czekającą szatę i zapewne zimną już herbatę. Nie chciała o tym teraz myśleć. W końcu musiała opuścić bezpieczne pomieszczenie i spotkać zatroskanych albo też wściekłych przyjaciół. Z ociąganiem wstała, chociaż bardzo nie chciała tego robić. Z trudem przyszło jej pokonać odległość od sofy do fotela, by zarzucić na siebie szatę. Chciała wrócić na wygodne posłanie, gdzie mogłaby jeszcze trochę popłakać nad swoim losem, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Chwyciła jeszcze koc, którym otuliła swoje ramiona, zaciskając rozdygotane palce na materiale i ruszyła w kierunku drzwi. Uporczywie odpychała od siebie obrazy ostatniej konfrontacji z Draconem. Zacisnęła szczękę, nie chcąc wracać do płaczu. Chwyciłam za klamkę i po chwili już stała na szkolnym korytarzu. Z przyzwyczajenia zaczekała, aż zarys drzwi zniknie, a następnie ruszyła przed siebie. Ze zdziwieniem spostrzegła, że była już noc. Serce mocniej jej zabiło. Zapewne miała przechlapane zarówno u znajomych, jak i nauczycieli. Musiała wymyślić jakąś świetną wymówkę, ponieważ nie wątpiła nawet w to, że po zaginięciu jednej z uczennic, zamek został dokładnie przeszukany. Umysł dziewczyny jednak nie potrafił w tym momencie niczego sensownego wymyślić.

Powolnie szła, mocniej zatapiając się w kocu. Było jej okropnie zimno. Kiedy dotarła do schodów z wahaniem spojrzała w górę, gdzie powinna dotrzeć do lokum Gryfonów. W ostatniej chwili obrała całkowicie inny cel.

Z uprzykrzającym życie katarem i doskwierającym gardłem poczłapała, aż w końcu dotarła do Skrzydła Szpitalnego. Wszystko wokół było już pogrążone w głębokim śnie, ale mimo to wdarła się do przestronnej sali i skręciła w kierunku kantorka pani Pomfrey. Zapukała delikatnie w drzwi, jednak ze względu na to, że nikt nie zareagował, postanowiła pociągnąć za klamkę. Wraz z wywołanym przez to hałasem skrzypiących zawiasów, szkolna pielęgniarka przebudziła się i nieco wystraszona spojrzała na swojego gościa.

— Hermiona? — zapytała, mrużąc oczy. Zapaliła lampkę, a przez jasną poświatę obydwie jęknęły. Widząc opłakany stan nastolatki, kobieta błyskawicznie wstała.

— Trochę się przeziębiłam — mruknęła brunetka, podczas gdy pielęgniarka przykładała dłoń do jej czoła.

— Nie tak trochę. Jesteś rozpalona — szepnęła, chwytając Gryfonkę za ramiona — gdzie ty się podziewałaś? Cała szkoła cię szuka! — mówiła dalej, wypychając brunetkę do sali. Posadziła nastolatkę na najbliższym łóżku i zdjęła z jej ramion koc, na co ta jeszcze mocniej zadrżała. Pani Pomfrey nawet nie czekała na odpowiedź Gryfonki. Za bardzo była pochłonięta pomaganiem nowej pacjentce.

W ciągu kilku minut dziewczyna wylądowała pod szpitalną kołdrą popijając preparat, który miał zbić gorączkę. Napój był nieprzyjemny w smaku, ale mimo to Hermiona jakoś zmusiła się do opróżnienia szklaneczki. W tym czasie kobieta opuściła Skrzydło Szpitalne w poszukiwaniu dyrektora Hogwartu oraz opiekunki Gryffindoru. Dzięki temu nastolatka miała ostatnie minuty na wymyślenie, jakim cudem doszło do tego wszystkiego. No i przede wszystkim, co robiła przez cały dzień, skoro nikt nie potrafił jej odnaleźć w zamku.

Odłożyła szklankę na tackę przy łóżku i oparła głowę o miękkie poduszki. Nadal czuła obrzydliwy posmak w ustach, którego pragnęła jak najszybciej się pozbyć. Ciepło oblewało jej przełyk, aż w końcu dotarła do żołądka. Dreszcze, które męczył Gryfonkę, minimalnie straciły na sile. Odetchnęła, chociaż w dalszym ciągu czuła się okropnie.

Po chwili do sali ponownie wróciła pani Pomfrey. Tym razem po jej bokach kroczyli profesor Dumbledore i McGonagall. Cała trójka okrążyła łóżka dziewczyny, jakby ta była co najmniej umierająca. Z przerażeniem właśnie w tym momencie Hermiona zdała sobie sprawę, że nadal nie miała pojęcia, co miała powiedzieć nauczycielom. W końcu pewnie postawili wszystko do góry nogami, by znaleźć uczennice, która nawet nie dotarła na pierwszą lekcję. Po prostu przepadła po wręczeniu planu lekcji.

— Temperatura zaraz zacznie spadać — poinformowała pielęgniarka, krzątając się przy Gryfonce. Ta z trudem przełknęła ślinę. Wodziła wzrokiem od profesor McGonagall, do dyrektora Hogwartu i z powrotem. Czekała na pytanie, które musiało w końcu paść, jednak nikt nic nie mówił. W zasadzie to nawet nie była pewna, po co pani Pomfrey ściągała do niej w środku nocy zapewne zmęczonych czarodziei.

— Pan Potter i Weasley nadal nie śpią — poinformowała ją niespodziewanie opiekunka Gryfonów — jakieś dwadzieścia minut temu kazałam im wrócić do dormitoriów. Wątpię, że posłuchali.

Dziewczyna kiwnęła głową, na dobrą sprawę nie wiedząc, co powinna zrobić z tą informacją. Przyprowadzenie przyjaciół o tej godzinie było raczej nie najlepszym pomysłem, ale z drugiej strony skróciłoby to ich zamartwianie się. Ostatecznie uznała, że nie może patrzeć na czubek własnego nosa, jak jej to ostatnio weszło w nawyk, a pomyśleć też trochę o najbliższych osobach.

— Mogłaby pani ich przyprowadzić? — zapytała nieprzekonana do tego pomysłu — albo chociaż powiedzieć im, że już jestem — dodała szybko, odnajdując idealne rozwiązanie. Chociaż raz w ciągu ostatnich dni coś jej wyszło.

— Przyjdą do ciebie z samego rana — stwierdziła stanowczo nauczycielka.

— Z samego rana? — Hermiona podniosła się nieznacznie na przedramionach — mam tu pozostać?

— Nie mam wyjścia, kochaniutka. — Przerwała im pielęgniarka, wymijając dyrektora Hogwartu. Zniknęła gdzieś w swoim kantorku, z którego szybko wróciła, niosąc kolejne leki i wywary.

— Przekażę nauczycielom, żeby już zaprzestali poszukiwań — odezwał się po chwili po raz pierwszy profesor Dumbledore — i przy okazji uprzedzę ich, że nie przyjdziesz na najbliższe zajęcia.

Hermiona oczekiwała jeszcze dalszej części wypowiedzi, zwłaszcza pytania, które dźwięczało w jej głowie. Nic jednak nie wskazywało na to, aby dyrektor miał jeszcze coś do powiedzenia.

— Dziękuję — wydukała jedynie, a zaraz potem musiała wypić jakiś kolejny napój przygotowany przez pielęgniarkę — to pewnie tylko zwykłe przeziębienie — zaprotestowała, krzywiąc nos przez sam odór, który unosił się nad szklanką. Ze stanowczą pielęgniarką jednak nie można było dyskutować.

— To, co ci podaje na pewno nie zaszkodzi, a raczej pomoże — syknęła nie lubiąc, gdy ktoś podważał jej decyzję. Gryfonce nie zostało nic innego, jak jedynie wywrócić oczami i wypić za jednym razem zawartość naczynia. Gorzki smak wykrzywił twarz nastolatki, a w oczach stanęły łzy.

W ciągu następny kilkunastu minut pielęgniarka jeszcze krzątała się przy Hermionie głównie kontrolując spadek gorączki. Profesor McGonagall i dyrektor Howartu bacznie obserwowali te poczynania, co jakiś czas rzucając jakimiś komentarzami, czy zawiadamiając brunetkę o błahostkach. Nastolatka zastanawiała się, po co w ogóle nadal nad nią stali. Zwłaszcza że wychodziło na to, iż nie zamierzali zapytać o to, co robiła przez ten czas, gdy połowa zamku ją poszukiwała. Nawet nie wyglądali na zainteresowanych tym. Dziewczyna była szczerze zaskoczona, ale postanowiła nie schodzić na ten temat. Wystarczyło, że do rana musiała już coś wymyślić, ponieważ była przekonana, iż przyjaciele nie odpuszczą jej tak łatwo.

Oprócz tych trzech dorosłych czarodziei, Hermiona nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że jeszcze jedna osoba przyszła sprawdzić, co się z nią działo. Tajemniczy towarzysz, pozostając w ukryciu, obserwował zza drzwi poczynania pielęgniarki. Chłopak był przekonany, iż nikomu nawet nie przyszło do głowy, że o tej porze ktokolwiek mógłby ich podglądać. Zwłaszcza z uczniów i zwłaszcza Ślizgon. A jednak jedna osoba doskonale zdawała sobie sprawę z obecności dodatkowego towarzysza. I tą osobą bynajmniej nie była Hermiona.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top