Rozdział 4 - Napływ informacji
Następnego dnia chłopcy postanowili pójść wcześniej na śniadanie, unikając tym samym konfrontacji z brunetką z samego rana. Hermiona była nieco zawiedziona tym faktem, ponieważ naprawdę wierzyła, że w ciągu nocy jej przyjaciołom przejdzie. A w zasadzie to Ronowi. Z Harrym przecież nie miała żadnych nieprzyjemności. Podejrzewała jednak, że brunet tak po prostu ją porzucił, aby nie pokłócić się z rudzielcem i aby nie musieć wracać do tematu jego zniknięcia w czasie podróży do Hogwartu oraz śladów krwi pod nosem. Gryfonka wzięła głęboki wdech naprawdę zażenowana zachowaniem niemal już dorosłych towarzyszy. Nie zaprzątając sobie nimi dłużej głowy, ubrała się i skierowała do wyjścia z Pokoju Wspólnego.
Wraz z przekroczeniem progu swojego lokum, do głowy nastolatki wpadła myśl, że w drodze do Wielkiej Sali natrafi na Dracona. Przez chwilę nawet dziękowała w myślach swoim przyjaciołom, że pozostawili ją w spokoju. Miała teraz większe szanse na rozmowę ze Ślizgonem.
Powolnie przemierzała korytarze, uważnie rozglądając się na boki. Wszędzie widziała roześmiane twarze Krukonów, Puchonów czy Gryfonów, ale nigdzie nawet nie dojrzała zielonego odcienia na szacie. Była zawiedziona, kiedy dotarła do docelowego miejsca bez żadnych przygód. Wydęła wargi i poczłapała za tłumem uczniów.
Oczywiście mijając stół Slytherinu łypnęła w jego stronę. Szybko przebiegła wzrokiem po najbliższych Ślizgonach, aż w końcu dotarła do miejsca zwykle zajmowanego przez Dracona. Stało puste, otoczone Zabinim i Pansy. Brunetka miała o tyle pecha, że wychwyciła spojrzenie swojej znienawidzonej Ślizgonki. Parkinson wyprostowała nieznacznie plecy, unosząc wyżej głowę i szczerząc kpiąco zęby w stronę Gryfonki. W odpowiedzi otrzymała ciche warknięcie, którego nie miała szans dosłyszeć i grymas niezadowolenia. Hermiona w myślach wyklinała nastolatkę, nie zwracając nawet uwagi na to, że wzbogaciła swój słownik o nowe wyrażenia.
Szybko odwróciła wzrok i potruchtała w kierunku swojego stałego miejsca. Niestety, ale była skazana na samotne przebywanie w towarzystwie obrażonego Rona i zapewne krnąbrnego Harry'ego. Ze smutkiem zauważyła, iż Ginny zmieniła miejsce, chcąc być bliżej swojego chłopaka - Deana Thomasa. Hermiona prychnęła pod nosem na widok przytulonej do siebie pary. Z jednej strony ściskała ją zazdrość, ponieważ rudowłosa nastolatka bez przeszkód mogła obściskiwać się ze swoim ukochanym na oczach wszystkich uczniów Hogwartu, a do tego brunet również tego chciał. Z drugiej natomiast strony wykrzywiła wargi, nie kryjąc swojego niesmaku tym widokiem. Gryfonka nie mogła nadążyć za przyjaciółką. Niby była zakochana w Harrym, a ciągle zmieniała chłopaków, zamiast w końcu wyznać mu swoje uczucia. Według dziewczyny było to po prostu chore i zdecydowanie nie na miejscu.
Z trudem oderwała wzrok od pozornie szczęśliwej pary i zlustrowała swoich przyjaciół. Ci ani na moment nie zerknęli w jej stronę. Udawali zainteresowanych śniadaniem, chociaż jedynie bezsensownie dłubali widelcami w talerzu. Hermiona przygryzła wargę, czując skrępowanie. Nie wiedziała, czy powinna zaczynać jakąś rozmowę, czy też odpuścić... ale w tym samym momencie ujrzała dziwny kształt połyskujący na nowej szacie bruneta. Przymrużyła oczy, a gdy zrozumiała, co to takiego, otworzyła je szerzej.
— Jesteś kapitanem?! — wypaliła, całkowicie zapominając o niezręcznej atmosferze i dziwnym zachowaniu chłopaków. Harry, najwyraźniej zaskoczony słowami skierowanymi do niego, powoli uniósł głowę i spojrzał na nastolatkę. Jej oczy dziwnie iskrzyły, a przez moment nie mógł zrozumieć, co wywołało u Gryfonki taką reakcję. W końcu zauważył, że wzrok Hermiony utkwiony był w jego odznace. Automatycznie powędrował tam spojrzeniem.
— Tak wyszło. — Wzruszył obojętnie ramionami.
— To wspaniale! — krzyknęła dziewczyna, zwracając tym samym uwagę paru uczniów — kto, jak nie ty?
— Już kiedyś słyszałem podobne słowa — mruknął z przekąsem, wracając do dłubania widelcem w swoim posiłku. Hermiona momentalnie wyczuła aluzję do Gwardii Dumbledore'a. Jej zapał nieco zelżał, a chwilowa radość spowodowana jakimś sukcesem w ich gronie wyparowała. Wolała już nic więcej nie mówić. Z lekką irytacją nałożyła sobie jajecznicę, poszukując w głowie powodu, dla którego zasłużyła sobie na takie traktowanie. W jednym momencie, w ciągu kilkunastu godzin nie potrafiła dogadać się ani z Ronem, ani z Harrym, ani tym bardziej z Draco. Fuknęła pod nosem.
— Jakie przedmioty bierzecie? — Tym razem, ku zaskoczeniu Gryfonki, przemówił rudzielec. Wiedziała, że chłopak nie wytrzyma długo w gniewie, ale nie spodziewała się aż tak szybkich zmian.
— Nie mam pojęcia — burknął Harry — nie mam do tego głowy.
Hermiona ze zmarszczonymi brwiami obserwowała przyjaciela, do momentu, w którym Gryfon niespodziewanie uniósł głowę. Momentalnie utkwił wzrok w punkcie za plecami nastolatki. Dziewczyna przez chwilę przyglądała się przyjacielowi, a następnie odwróciła głowę, chcąc zobaczyć, co tak niespodziewanie przykuło uwagę bruneta. Bez trudu jej wzrok padł na sylwetkę Ślizgona, który powolnym krokiem wędrował na swoje stałe miejsce. Nawet z takiej odległości była w stanie zauważyć, że chłopak szedł cały spięty z zaciśniętymi ustami w wąską linię. W końcu Dracon usiadł na swoim krześle, a następnie jego wzrok momentalnie padł na nastolatkę. Dziewczyna niezłomnie utrzymywała kontakt wzrokowy z chłopakiem, chociaż czuła, że jego szare tęczówki wysyłały w jej stronę mordercze pioruny. Już dawno nie miała okazji poczuć chłodu, który niezłomnie bił od sylwetki Ślizgona. Napięła mięśnie, a potem sama odwróciła się z powrotem do przyjaciół. Nie uszło jej uwadze jednak to, że Harry nadal patrzył dokładnie w stronę Malfoya. Zacisnął mocniej szczękę, a jego place pobielały od napierania na stół.
— Harry — dziewczyna niepewnie zwróciła jego uwagę — powiesz w końcu co wczoraj zaszło w pociągu?
Patrzyła, jak chłopak leniwie przenosi wzrok na nią. Ani na moment jednak nie rozluźnił mięśni. Przez kilka sekund jedynie morderczo patrzył w jej oczy, ale potem chrząknął cicho i chwycił kielich ze swoim napojem.
— To nie odpowiednie miejsce na to — mruknął, wodząc wokół spojrzeniem. Hermionie nie bardzo odpowiadało dalsze odwlekanie tematu, ale tym razem musiała się zgodzić z przyjacielem. Z grymasem ponownie zerknęła za siebie. Ujrzała jak Draco ponownie wbił spojrzenie w jeden punkt przed sobą w zamyśleniu. Nie rozmawiał z nikim, nic nie jadł, w ogóle nie był zainteresowany tym, co go otaczało. A Hermiona nie mogła już wytrzymać z niewiedzy. Jeszcze nigdy nie czuła się tak źle. Musiała w końcu coś z tym zrobić. Niewiele jednak mogła, skoro Ślizgon wolał ją unikać. To wszystko było ponad jej siły.
Gryfonka odsunęła od siebie talerz pełny jedzenia i wstała z miejsca. Nie chciała dłużej siedzieć w Wielkiej Sali. Atmosfera panująca przy jej stole oraz dziwne zachowanie Dracona sprawiły, że chciała uciec jak najdalej. Opuścić to okropne miejsce. A najlepiej cały ten potworny świat. Zniknąć i nie wracać, by nie musieć dalej tego wszystkiego znosić.
Zdecydowanym krokiem ruszyła w kierunku wyjścia. Utrzymywała zaciętą minę, chociaż wewnątrz się zapadała. Czuła powoli napływające łzy, ale nie chciała ich teraz pokazywać. Chociaż nie patrzyła wokół siebie, wiedziała, że część z uczniów odprowadzała ją wzrokiem. Jednak nie ten, na którym najbardziej jej zależało.
Dopiero przy stole Slytherinu odważyła się spojrzeć w kierunku blondyna. Patrzył na nią, przyszywając ciało dziewczyny chłodnymi piorunami. Bezczelnie spoglądał prosto w jej oczy, nie odwracając głowy ani na moment. I gdyby nie fakt, że Gryfonka właśnie dotarła do drzwi, również nie uciekłaby wzrokiem. Jednak musiała to zrobić. Zaciskając dłonie w pięści skręciła, opuszczając Wielką Salę. Nadal czuła na sobie spojrzenie chłopaka, przez co napięła wszystkie mięśnie. Automatycznie przyspieszyła. Błyskawicznie dotarła do schodów, a tam przeskakiwała co drugi stopień, aby jak najprędzej dotrzeć do Wieży Gryffindoru. Niestety, ale tak szybkie ukrycie się przed całym światem w pustym dormitorium nie było jej dane. Znikąd na drodze Hermiony stanęła nieco niższa blondynka, czym wystraszyła brunetkę. Gryfonka podskoczyła w miejscu, raptownie stając, jednak nie była w stanie utrzymać równowagi. Desperacko zaczęła machać rękami, ale to na nic się nie zdało. Powoli była pogodzona z upadkiem, nawet mocno zacisnęła oczy, jednak w ostatniej chwili poczuła czyjeś palce na swoim nadgarstku. Rozchylając powieki ujrzała, że to Luna w ostatniej chwili ją złapała i zdecydowanie szarpnęła do siebie. Dzięki temu Hermiona ponownie mogła pewniej stanąć na nogach.
— Dziękuję — wydyszała, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, jak zmęczył ją bieg. Faktycznie dawno nie była zmuszana do pędzenia po piętrach.
— Drobiazg — rzuciła typowym dla siebie obojętnym tonem, przez co nagle wszelkie zmartwienia i rozterki dziewczyny stały się jakby mnie istotne.
— Dopiero schodzisz na śniadanie? — zapytała, zapominając już o pośpiechu.
— Zaspałam — wzruszyła ramionami — wiesz już, jakie przedmioty chcesz brać?
— Powiedzmy — Hermiona wykrzywiła wargi, wcale nie będąc zadowolona z koncepcji nadciągającego przymusu do podjęcia jednej z najważniejszych decyzji w jej życiu — wczoraj wróciłaś się po okulary, prawda? — dodała, nagle sobie coś uzmysławiając. W końcu Luna w pewnym momencie także się od nich odłączyła, a niedługo potem z pociągu wysiadł Draco. Harry natomiast dotarł dopiero do Wielkiej Sali, a Krukonka ani wcześniej ich nie dogoniła, ani potem Hermiona nie specjalnie zwróciła na nią uwagę.
— Tak i bardzo dobrze. Wiesz, to nie były zwykłe okulary, tylko widmokulary. Dzięki nim można zobaczyć gnębiwtryski, a to z kolei pomogło mi odnaleźć Harry'ego.
— CO?! — krzyknęła brunetka, szerzej otwierając oczy. Jej towarzyszka spojrzała na nią zmieszana, najwidoczniej nie przypuszczając nawet, że uratowany brunet mógł nic nie opowiedzieć przyjaciołom.
— Noooo... jak je już znalazłam, to przypomniałam sobie, że Harry nadal nie dołączył do nas. Pociąg opustoszał, więc co mi szkodziło pochodzić po przedziałach? I właśnie w jednym z nich dostrzegłam na podłodze te gnębiwtryski i potem się okazało, że to Harry tam leżał przykryty peleryną niewidką.
— Żartujesz — Hermiona zakryła usta dłonią, będąc z każdym słowem nastolatki w coraz większym szoku — ale dlaczego? Mówił ci coś?
— Nie wiem jak do tego doszło, ale Malfoy rzucił na niego zaklęcie, złamał mu nos, a następnie przykrył tą peleryną, żeby wrócił do Londynu. Jednak nic nie mówił, czy pomiędzy nimi wybuchła jakaś większa sprzeczka, o co chodziło, czy urządzili sobie pojedynek...
— To stąd ta krew — Gryfonka w końcu zrozumiała, dlaczego Harry obdarzał na każdym kroku Ślizgona takim morderczym spojrzeniem — a mówił coś gdzie spędził całą podróż?
— Nic, a ja nie chciałam naciskać. Wiesz, raczej nie był w dobrym humorze.
Hermiona ze zrozumieniem skinęła głową. Mimo to tego wieczoru postanowiła nie odpuścić przyjacielowi, choćby miał nie rozmawiać z nią przez cały rok. W zasadzie to takie postanowienia stawiała sobie niemal codziennie, tylko z różnymi osobami w roli głównej. Do tej pory jeszcze nic nie poszło po jej myśli.
— No dobra, nie zatrzymuję cię już dłużej. Dziękuję za informacje. — Brunetka posłała szeroki uśmiech przyjaciółce i bez przeciągania każda poszła w swoją stronę. Tym razem Gryfonka postanowiła już tak nie biec, zwłaszcza że to i tak nie miało większego sensu. Wolała zatopić się w myślach i analizować wszystkie warianty z poprzedniego wieczoru. Dziewczynę ciekawiło, czym jeszcze mógł zaskoczyć ją przyjaciel. Również rozmyślała, czy w ogóle od początku przyzna, że oberwał od Dracona. Jeśli nie, Gryfonka niemile go zaskoczy swoją wiedzą. Na tę myśl na twarzy nastolatki zalśnił blady uśmiech.
W końcu dotarła do Pokoju Wspólnego. Był opustoszały, więc przez następne pół godziny, czyli do czasu spotkania z profesor McGonagall, Hermiona mogła robić, co jej się tylko podobało. Dawno nie miała takiej możliwości w tym miejscu. Mimo wszystko jednak, zamiast korzystać z ciszy, spokoju i przestrzeni, nastolatka podeszła do biurka pod oknem i usiadła na krześle. Wbiła wzrok w widoki za szybą, nie rozumiejąc, w którym momencie wszystko uległo takiej komplikacji. Zapadając się w myślach, Hermiona całkowicie straciła kontakt z rzeczywistością. Wspominała poprzedni rok. Wszystkie sytuacje, które miały miejsce w Hogwarcie. Zarówno pierwszy dzień, kiedy doszło do konfrontacji z Draconem, jak i wszystkie kolejne wydarzenia z nim związane. Ponownie do jej umysłu wpadły słowa Ślizgona. Miał rację. Piątej klasy nie zapomni do końca życia.
Przemierzając zakątki podświadomości, wędrując od zdarzenia do zdarzenia, Gryfonka przypomniała sobie pewien wieczór, kiedy to omal nie zostali nakryci przez Colina Creeveya. Ciarki pokryły jej ciało, gdy wyobraziła sobie, co by było, gdyby Dracon wtedy nie wyczyścił chłopakowi pamięci. Wraz z tą myślą, wisiorek na szyi dziewczyny stał się niewiarygodnie ciężki. Dopiero teraz dziewczyna uświadomiła sobie, że od tamtej nocy nie zaglądała do zawieszki, która kryła pamiątkową fotografię. Chwyciła naszyjnik i ściągnęła go. Spojrzała na małe, złote serduszko i po krótkiej chwili zawahania, odblokowała jedną z jego połówkę. Najpierw wzrok Gryfonki padł na rodziców. Szczęśliwej, młodej pary jeszcze z czasów studiów. Potem niepewnie przeniosła wzrok na drugą połówkę zawieszki. Zimny dreszcz oblał jej ciało. Tęsknie zlustrowała dwie sylwetki wtulone w siebie. Nawet na nieruchomym zdjęciu dało się wyczuć bijącą miłość od tej dwójki, którą z trudem utożsamiała siebie i Dracona. Wzdychnęła pod nosem rozmyślając, jak wiele mogłaby dać, żeby ponownie poczuć chłodne wargi chłopaka na swoich, tak jak miała okazję to zrobić na fotografii. Łzy same napłynęły do oczu brunetki. Odniosła wrażenie, iż taka sposobność już nigdy nie nadejdzie. Coś wewnątrz niej podpowiadało nastolatce, że Ślizgon nawet nie miał na to najmniejszej ochoty. Co takiego zaszło w ciągu tych kilku miesięcy? Dlaczego Dracon stał się taki oziębły? Naprawdę nie potrafiła zrozumieć powodu tak nagłej zmiany w jego zachowaniu. Chociaż nie widziała w sobie choćby cienia winy, doskwierały jej wyrzuty sumienia. Pojedyncza łza wypłynęła na rozgrzany policzek dziewczyny i opadła na połówkę wisiorka, która zawierała zdjęcie nastoletniej pary.
Nagle hałas, który rozgrzmiał nad głową nastolatki, wytrącił dziewczynę z nostalgicznych myśli. Przerażona podskoczyła na miejscu i zatrzasnęła zawieszkę. Popatrzyła nad głowę, skąd odniosła wrażenie, że dochodził łomot i ujrzała sowę. Ptak potrząsną parę razy łebkiem i nastroszył piórka. Nadal jednak w dziobie ściskał zwinięty egzemplarz "Proroka Codziennego". Brunetka pospiesznie zarzuciła naszyjnik na szyję i otworzyła okno ptaku. Ten błyskawicznie wleciał do pomieszczenia i odłożył gazetę na biurko. Następnie spojrzał na nastolatkę, szukając zapewne czegoś w podzięnce za trudy związane z dostarczeniem magazynu oraz bliski i bolesny kontakt z oknem.
— Wybacz mały. Nie przygotowałam się i nic dla ciebie nie wzięłam — mruknęła do stworzonka, które ani trochę nie wyglądało na zadowolone z tego faktu. Sówka dzióbnęła boleśnie dziewczynę w rękę, a następnie błyskawicznie wyleciała z Pokoju Wspólnego. Hermiona wodziła za nią wzrokiem, do momentu, aż niewielka plamka na niebie całkowicie zniknęła z jej pola widzenia. Wzięła głęboki wdech i ignorując ból w palcu, chwyciła gazetę. Przebiegła wzrokiem po nagłówkach i umieszczonych zdjęciach, z mocno bijącym sercem szukając najważniejszych informacji dotyczących niespodziewanej śmierci znanej jej osoby. Odetchnęła z ulgą, gdy wyszło na to, iż w świecie czarodziei od poprzedniego dnia nie wydarzyło się nic szczególnego. Nowe wydanie oparte było głównie na grasujących pomiędzy mugolami dementorach, licznych przypomnieniach o natychmiastowym informowaniu Ministerstwo Magii w sprawie podejrzanych zjawisk, a na samym końcu umieszczono listy gończe z wizerunkami pilnie poszukiwanymi Śmierciożercami. Widniała tam Bellatrix Lestrange - morderczyni Syriusza, Fenrir Greybach - obecnie najniebezpieczniejszy wilkołak, Antonin Dołohow, czyli sługa Voldemorta, który został schwytany i zamknięty w Azkabanie, a tuż przed podpaleniem Nory ponownie z niego uciekł i wiele innych, których Hermiona kojarzyła, a może nawet miała z nimi styczność w Departamencie Tajemnic. Brakowało jednak Lucjusza Malfoya, co od razu rzuciło jej się w oczy. Nie chciała, aby ojciec jej chłopaka był poszukiwanym przestępcą, którego pragniono wsadzić do więziennej celi strzeżonej przez dementorów, ale też nie uważała mężczyzny za czarodzieja mającego prawo swobodnego spacerowania pomiędzy przeciwnikami Voldemorta. Była w kompletnej rozterce. Ponownie uderzyła do niej teoria Harry'ego. Co, jeżeli miał rację? Co zrobi, jeśli Draco naprawdę jest Śmierciożercą? Jak niby wtedy miałoby to wyglądać?
I nagle ze zdwojoną siłą uderzyła w nią jeszcze potworniejsza myśl. Co, jeśli Draco jej unikał, bo naprawdę był sługą Voldemorta? Nie potrafił jej tego powiedzieć w twarz, więc postanowił unikać dziewczyny oraz okazywać wyraźną niechęć, by Gryfonka nie miała nawet ochoty go zaczepiać? Jeśli to była strategia i taka kolej rzeczy miała pozostać... na pewno na o wiele dłuższy czas, niż by tego chciała?
Zrozpaczona opadła na ręce. Nadal nie przyjmowała do wiadomości możliwości, że jej chłopak mógłby być Śmierciożercą. A przynajmniej nie teraz. Przecież był zdecydowanie za młody. Jedynak, oczko w głowie rodziców. Nie wystawiliby go Voldemortowi na tacy, nawet jeśli wierzyli w jakąkolwiek dobrą intencję czarnoksiężnika. To był istny absurd, a tym bardziej fakt, że rozważała taką możliwość.
— Hermiona — usłyszała nagle nad sobą, przez co ponownie podskoczyła w miejscu — idziesz już?
Odwróciła głowę i ujrzała Harry'ego i Rona. Z lekkim przestrachem spoglądali na przyjaciółkę, a ta z roztargnieniem omiotła spojrzeniem Pokój Wspólny. Czuła, że jej policzki były wilgotne. Zapewne wyglądała strasznie z czerwonymi oczami wypełnionymi łzami i rozłożonym Prorokiem na stoliku.
— Ktoś zginął? — zapytał rudzielec w błyskawicznym tempie chwytając magazyn. Z szeroko otwartymi oczami kartkował gazetę.
— Nie, nie, spokojnie — szybko przerwała jego falę strachu — nikt nie zginął — dodała i dopiero wtedy chłopak oderwał wzrok od nowego wydania Proroka. Wymienił spojrzenia z brunetem, a potem obydwoje skupili uwagę na nastolatce. Nieme pytanie było wymalowane na ich twarzach.
— To dlaczego płaczesz? — Jako pierwszy wyrzucił to z siebie Harry. Dziewczyna wydęła wargi nie wiedząc za bardzo, co powinna powiedzieć. Starła łzy, grając na czasie.
— Te listy gończe — wskazała palcem na ściskany przez Rona magazyn i pociągnęła nosem — za dużo zdarzeń mi przypomniały.
Chłopcy przez chwilę spoglądali na dziewczynę z wyraźnym bólem w oczach. Byłoby to dodatkowym ciosem dla Hermiony, ale w zasadzie nie oszukała przyjaciół. To przez wizerunki Śmierciożerców jej wyobraźnia zaszła tak daleko.
— Chyba za dużo złego ostatnio dzieje się wokół nas — rzucił Ron, przejeżdżając ręką po karku.
— Nie dokładajmy sobie kolejnych — dodała Hermiona, wyraźnie kierując te słowa do rudzielca. Postanowiła wykorzystać sytuację i pogodzić się z przyjacielem. Ten na znak zgody kiwnął niezauważalnie głową i posłał nastolatce blady uśmiech.
— Chodźmy w końcu ustalić ten plan lekcji — zaproponował brunet, a następnie wszyscy zgodnie opuścili Pokój Wspólny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top