Rozdział 38 - Stara szafa
— Ty mówisz to na poważnie? — zapytał z pewnym opóźnieniem wyraźnie zlękniony. Zawrócił, ponownie kierując kroki w stronę zrozpaczonej nastolatki. Nie miała pojęcia, czy to na pewno dobry wybór. W końcu Hogwart był tak długo bezpiecznym miejscem, jak długo będzie go chronił Dumbledore. Poza tym dyrektor był bardzo potrzebny Harry'emu. Generalnie niebywale potrzebny w całej wojnie czarodziejów. Co jak bez niego przegrają?
Jednak on chciał, aby stanęła po stronie Dracona. Po to to wszystko mówił. Po to walczył o ich wspomnienia. By zachowali siebie. Bo tylko razem są w stanie coś zdziałać. A przynajmniej tak to teraz odbierała. Nie dopuszczała do siebie myśli, iż mogła źle zinterpretować słowa profesora. Najchętniej poszłaby do jego gabinetu, by o tym porozmawiać, jednak obawiała się dwóch rzeczy. Braku odpowiedzi i - co ważniejsze - zdenerwowania tym, o czym go powiadomiła. Tę myśl nie pozwalała do końca do siebie dopuszczać, jednak jeżeli była w błędzie i wyjawi dyrektorowi, jaki los na niego czeka... wtedy przyszłość Dracona legnie w gruzach.
— Tak jak mówiłam, to, że ci pomogę, niekoniecznie cię ocali — odezwała się dopiero wtedy, gdy Ślizgon stanął kilka kroków od niej — dlatego tym bardziej muszę chociaż spróbować.
— I zrobisz wszystko? — w głosie nastolatka ponownie słychać było nadzieję, a jego oczy rozświetliły iskierki — wszystko, co w twojej mocy, aby utrzymać mnie przy życiu? W pośredni sposób... przyczynisz się do morderstwa?
— Chcesz, żebym zmieniła zdanie? — Minimalnie uniosła kąciki ust, a po jej policzkach nieprzerwanie płynęły łzy. Cały potok łez.
— Nie, nie, oczywiście, że nie — mówił chaotycznie, jeszcze chyba nie do końca przekonany co do tego, co właśnie zaszło. Pomierzwił swoje włosy i wypuścił ze świstem powietrze z płuc. — I wcale mnie nie nienawidzisz? — zapytał, spoglądając niepewnie na dziewczynę.
— Kocham cię i zdecydowanie nie mogę stracić. Teraz będziemy razem dźwigać konsekwencje swoich czynów.
Przez chwilę bez słowa na siebie patrzyli, a cała paleta emocji krążyła po ich twarzach i ciałach. Obserwacje przerwał Ślizgon, który w sekundzie poderwał się ze swojego miejsca i rzucił w kierunku Hermiony. Nastolatka krzyknęła wystraszona, gdy ramiona Draco zamknęły ją w żelaznym uścisku. Uniósł Gryfonkę, zaczynając kręcić się wokół własnej osi.
— Puść mnie — pisnęła, chcąc ponownie stanąć twardo na ziemi.
— Jesteś najwspanialszą dziewczyną na tej planecie — szepnął, w końcu przystając na prośbie brunetki. Stanęła na nogach, jednak nadal nie została uwolniona z uścisku. Ślizgon wtulił twarz w jej gęste włosy, mocząc je własnymi łzami. — Przepraszam, że ja nie mogę być najwspanialszym chłopakiem, na jakiego z całą pewnością zasługujesz.
— Daj już spokój — warknęła, przewracając oczami — dla takiego na pewno bym się nie zgodziła.
Blondyn odsunął ją na długość ramion i zlustrował z szerokim uśmiechem. Hermiona spojrzała na jego zaczerwienione od łez oczy, które w dalszym ciągu tliły się iskierkami radości i ulgi. Na niesamowicie niezdrowo bladą skórę, która przybrała parę czerwonych plam, głównie na policzkach. Szeroki uśmiech, czyli w ostatnich dniach, a nawet tygodniach prawdziwa rzadkość. Na ten moment ewidentnie powróciły mu siły. Chęć działania. Promyk nadziei. Ulga. To straszne, że wizja śmierci potrafiła kogoś podnieść na duchu. Nie miała jednak temu za złe Draconowi. To chyba ludzki odruch, iż ktoś, kto ma szansę uniknąć własnej śmierci, chwilowo odczuwa te wszystkie emocje. Czarne chmury jeszcze nadciągną. Pustka i poczucie beznadziei również. Później. W momencie zobaczenia na własne oczy, jak z kogoś uchodzi życie. Jak ostatnia mgiełka oddechu opuszcza jego nos i usta. Jak serce wstrzymuje swoją pracę. I wiedziała również, że chociaż możliwe, iż tego nie zobaczy na własne oczy, będzie czuła się równie beznadziejnie, co chłopak.
Ale to później.
— Pokaż mi ją — powiedziała, przerywając chwilę euforii u Ślizgona — pokaż mi tę starą szafę — powtórzyła, widząc niezrozumienie na twarzy nastolatka. Dostrzegła, jak zagryza wewnętrzną stronę policzka, wyglądając na nieprzekonanego co do tego pomysłu. — No przecież mam ci pomóc. Na odległość nie dam rady.
— Tak, wiem — mruknął, zwieszając głowę. Westchnął, zaplatając ich palce. Obydwoje zlustrowali ten mały, przyjemny gest z cieniem uśmiechu na twarzach. — Naprawdę nie mogę uwierzyć, że w tym marnym życiu spotkało mnie takie szczęście — rzucił, minimalnie wzmacniając uścisk.
— To było za słodkie nawet jak na ciebie. — Hermiona parsknęła śmiechem, kręcąc głową na boki.
— Dobra no, chodź już. — Delikatnie pociągnął ją za sobą, wyprowadzając z pustego korytarza. Kolacja mogła już powoli dobiegać końca, więc truchtem przemierzali kolejne metry, nasłuchując, czy znikąd nie nadciąga żaden uczeń, czy nauczyciel. Brunetka nieco żałowała, że tego dnia przepuściła okazję na jedzenie, choć wiedziała, iż raczej nic nie przeszłoby jej przez gardło. Nawet jeżeli żołądek uporczywie dopominał się o jakąkolwiek dawkę pożywienia.
Bez świadków pokonali parę pięter i trafili na to, które miało doprowadzić ich do Pokoju Życzeń. Gryfonka czuła, jak niepokój i zdenerwowanie pożera ją od środka. Zdecydowanie nie była gotowa na taki krok. Opanowanie szlochu pokazywało tylko tyle, iż mogła również opanować inne emocje, aby w miarę trzeźwo myśleć. Nadal jednak nie potrafiła odegnać od siebie przeczucia, że nie podoła. Nie naprawią starej szafy, a najbliższy czas przeznaczony na to będzie zarazem ostatnim momentem, jaki spędzi z Draconem. Ciarki pokryły całe jej ciało już na samą myśl o takiej możliwości. Tak jak obiecała chłopakowi - zamierza dać z siebie wszystko.
Stanęli pod zaczarowaną ścianą i dopiero wtedy chłopak niechętnie puścił jej rękę. Odprawił rytuał, a kiedy ponownie stanął u boku dziewczyny, drzwi powoli zaczynały się formułować. Hermiona przełknęła ślinę, czując jeszcze mocniejszy ucisk w żołądku. Towarzyszyło jej nieodparte uczucie, że po prostu śni. W końcu to wszystko było zbyt nieprawdopodobne. To na pewno nie prawda. A jednak. Żyła, czuła, stała przed drzwiami do Pokoju Życzeń, by rozpocząć prace nad naprawą starej szafy.
— Gotowa? — Draco niepewnie zerknął w jej kierunku.
— Nie — odparła, nawet na niego nie spoglądając. Utkwiła wzrok w drzwiach, które już gotowe czekały na wpuszczenie ich do jakiegoś wymyślonego przez blondyna pomieszczenia.
— To idziemy — powiedział tak, jakby odpowiedź Hermiony była tą, na którą czekał. Ponownie chwycił jej dłoń i poprowadził przodem. Pchnął drzwi, odkrywając ogromny ciemny pokój. Gryfonka nieco wystraszona i podenerwowana przekroczyła jego progi i rozejrzała się.
Stanęła pośrodku sztucznie zrobionego korytarza. Powstał dzięki stertom starych, niekiedy poniszczonych mebli uformowanych w wysokie stosy. Wokół panowała przejmująca cisza, napawająca ją jeszcze większym strachem. Po chwili na swoich plecach poczuła dotyk, przez co się wzdrygnęła. Zerknęła przez ramię na Dracona. Potulnym uśmiechem i leniwym muśnięciem jej ciała zapewne usiłował dodać nastolatce nieco otuchy. Niestety nie pomogło.
— To miejsce... — szepnęła, jeszcze raz lustrując sterty mebli — to...
— To samo, które widziałaś, gdy weszłaś do mojej głowy — powiedział za nią — chodź.
Pociągnął ją wzdłuż jednego z korytarzy, a potem parę razy skręcił. Przemierzali swego rodzaju wysypisko staroci, aż w końcu Ślizgon zatrzymał się. Uwagę Hermiony od razu przykuł wysoki przedmiot przykryty płachtą. Zacisnęła dłonie w pięści, mocno wbijając paznokcie w skórę. Obserwowała, jak chłopak podchodzi do ukrytej rzeczy i chwyta za płachtę. Rozchyliła wargi, zdając sobie sprawę z tego, że identyczny obraz już widziała. W jego głowie. Ona tam stała, tak nieco za nim, a on zamaszystym ruchem próbował zdemaskować tajemnicę. Różnica polegała na tym, iż wtedy nie zdążyła niczego ujrzeć pod płachtą.
Teraz zobaczyła. Wysoka stara, ciemna szafa. Znała jej przeznaczenie, dlatego widok tego mebla zmroził dziewczynie krew w żyłach. Dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę, że podświadomie próbowała wmówić sobie, iż żadna szafa stworzona do niecnych celów nie istnieje. Co było oczywiście nie prawdą. Przecież stała na wprost niej. Istniała. Mogła dotknąć struktury drewna. Otworzyć drzwi. Zajrzeć do pustego wnętrza wiedząc, że za jakiś czas wyjdą z niej Śmierciożercy, aby zaatakować Hogwart. Ponownie zadrżała. Nie mogła patrzeć na ten mebel. Stanęła tyłem, czując, jak zaczyna brakować jej tchu. Draco od razu ruszył w stronę nastolatki, zaciskając dłonie na jej ramionach.
— Ej, co jest? — Zlustrował Gryfonkę z wyraźnym szokiem w oczach. Dziewczyna czuła jedynie, jak coraz mocniej zaciskał palce na jej skórze, w ewidentnym geście bezradności. Chciała coś powiedzieć. Rzucić głupie "nic mi nie jest" albo "zaraz minie". Jednak nie mogła. Łapczywie walczyła o każdy oddech, nie mogąc nawet pisnąć. A zamiast usiłować się opanować, opadła w jego ramiona, tracąc grunt pod nogami.
Szafa istnieje. Problem istnieje. Dumbledore zaraz przestanie istnieć. Równie prawdopodobną opcją była utrata Dracona. Wdech. Wdech. Nie mogła zaczerpnąć tchu.
— Hermiona! — Odbijało się echem w jej głowie, szumiło w uszach. Twarz blondyna zafalowała. Widziała ją jakby przez mgłę.
Nie mogła przyczynić się do śmierci. Nie mogła wpuścić Śmierciożerców do Hogwartu. Nie poradzi sobie z wyrzutami sumienia. Co, jak jeszcze ktoś zginie? Co, jak oni zaatakują? Dracon ich nie powstrzyma. Zaprzepaściłby wtedy swoją szansę. Zmarnowałby śmierć Dumbledore'a, samemu ponosząc konsekwencje. To naprawdę musiało tak beznadziejnie wyglądać?
— Hermiona! — Słyszała bełkot. Powieki niebywale jej ciążyły, a ciało całe drżało. Popatrzyła na swojego chłopaka i nagle z zaskoczeniem spostrzegła, że było ich dwóch. Czy ten drugi nie mógł nastawić karku? W końcu zależało jej tylko na tym swoim.
Zamknęła oczy, biorąc głęboki wdech. Czuła się tak, jakby wylądowała pod taflą wody.
***
Dziewczyna drgnęła, zaciskając mocniej powieki. Poruszyła głową, ale wokół w dalszym ciągu panowała jedynie ciemność. Jęknęła. Czuła, jak się wynurza z głębin. Przekraczała taflę wody. Uniosła powieki.
Z dzikim wariactwem w oczach popatrzyła na dobrze jej znaną twarz. Draco z doskonale widocznym napięciem spoglądał na Hermionę, gładząc brązowe włosy nastolatki. Ta w sekundzie uniosła głowę, czując niemiłe ukłucie w czaszce. Znowu te same korytarzy, te same stosy mebli, ta sama stara szafa, którą dostrzegła ponad ramieniem Ślizgona. To wszystko to wcale nie był sen. Żaden koszmar. Rzeczywistość. Życie brutalne jak zawsze.
— Co się stało? — zapytała nieco zachrypniętym głosem. Chrząknęła cicho, kierując wariacki błysk swoich oczu na Dracona. Jego zacięta mina, napięte ciało i nostalgia w szarych tęczówkach przyprawiały ją o dodatkowe zmartwienia. No to dała popis.
— Dostałaś czegoś na wzór ataku paniki, a potem zemdlałaś — odparł dziwnym głosem. Gryfonka zmarszczyła brwi. Nie mogła rozgryźć aktualnego nastroju chłopaka. Nie była to z całą pewnością złość. Raczej nie zawód. Odtrąciła od siebie pomysł żalu czy smutku. Chyba... zwykła obojętność.
— Jeju... — tylko tyle potrafiła wydusić z siebie — przepraszam — wymamrotała, zwieszając głowę. Dopiero teraz zauważyła, że leżała na twardej podłodze, jedynie głowę trzymając ma kolanach blondyna. Ten zdjął marynarkę, by okryć jej ciało. To musiały być dla niego ciężkie chwile. Widziała po nim wyczerpanie, przerażenie i po prostu całkowite wypranie z wszelkich sił.
— Nie masz za co przepraszać — usiłował obdarzyć ją uśmiechem, ale nie podołał takiemu wyzwaniu — już wszystko jest okey.
Sięgnął do twarzy brunetki i pogładził jej policzek kciukiem. Westchnął, najwyraźniej prowadząc w głowie jakąś gonitwę myśli. Dziewczyna zmarszczyłam brwi, bacznie mu się przyglądając.
— Aż tak cię to przeraziło? — zapytała, czując, że zapewne nie o to chodziło. Chłopak pchnął ją nieco do przodu, żeby usiadła, a kiedy już to zrobiła, wstał i otrzepał spodnie. Jego wyraz twarzy coraz bardziej niepokoił Hermionę.
— Nie o to chodzi — stanął do niej tyłem, spoglądając na szafę — to cię przerasta. — Zauważył bez cienia złości, szału, melancholii, strachu. Ponownie tylko obojętność. Stwierdzenie prostego faktu.
— To chyba normalne, że wizja morderstwa nie zachwyca mnie — mruknęła nieco kąśliwie, okrywając ramiona marynarką blondyna.
— Dlatego wcale nie powinnaś mi pomagać — stwierdził, nie patrząc na Gryfonkę.
— Czy ty jesteś niepoważny? — rzuciła z wyraźnym zaskoczeniem w głosie.
— Właśnie o to chodzi, że jestem bardzo poważny — mruknął, chowając dłonie zaciśnięte w pięści w kieszeniach spodni.
— Draco, daj już spokój, dobra? Podjęłam decyzję i nie zmienisz mojego zdania.
— Nie jesteś mordercą. — Ślizgon w końcu popatrzył na nadal siedzącą na podłodze dziewczynę.
— Ty też nie — rzuciła pewniej, niż powinna, patrząc na swoje rozmyślania.
— Jestem Śmierciożercą — parsknął śmiechem. Śmiechem przez łzy.
— Ale nie chcesz — Hermiona stawała się coraz bardziej rozeźlona — czasami ktoś podejmuje za nas decyzje, a my musimy na nie przystać, nie ważne, czy nam się to podoba, czy nie.
Chłopak popatrzył na nią spod przymrużonych powiek, najwyraźniej próbując coś odczytać z jej twarzy. Napiął mięśnie, kolejny raz przygryzając policzek.
— I właśnie to zrobiłem — wzruszył ramionami — podjąłem za ciebie decyzję. Powiedziałem ci, o co chodzi w całym zadaniu od Czarnego Pana, wymuszając automatycznie zadecydowanie, czyje życie jest dla ciebie ważniejsze. A potem jeszcze próbowałem wpłynąć na twój wybór, lamentując i przytaczając sprawy z poprzedniego roku. I przystałaś, chociaż wcale nie powinnaś tego robić.
— Wcale nie — warknęła, w końcu mając siłę, by wstać na nogi — nie o to mi chodziło. Nie jesteś Śmierciożercą z wyboru. A ja zadecydowałam, że chcę ci pomóc.
— Z wyboru czy nie, jakie to ma niby znaczenie? — teraz on warknął, ciosając w nią piorunami — wyjdź.
Hermiona patrzyła na niego chwilę w milczeniu, kalkulując, czy faktycznie usłyszała to, co usłyszała.
— Wyjdź — powtórzył z naciskiem, nie będąc w stanie spojrzeć jej w oczy.
— Nie zamierzam. — Zacisnęła szczękę, usiłując opanować chęć płaczu. Takim zachowaniem potwierdziłaby słowa chłopaka, a wtedy nie pozostawałoby jej nic innego niż wycofać się. To zaskakujące, jak szybko można z niepewności co do swojej decyzji przejść do walki o nią. O nią i o swoje racje. Teraz faktycznie zależało nastolatce, by pomóc Ślizgonowi. Czuła to w stu procentach.
— Nie jesteś mordercą. Uciekaj stąd, póki możesz.
— Jestem za to Gryfonką. Cechuje mnie odwaga, lojalność i męstwo. Nie zamierzam odpuścić, jeżeli wiem, że to, co robię, jest odpowiednim wyborem.
— Cechami Gryffindoru jest też sprawiedliwość, prawość i szczerość. Ty natomiast od roku okłamujesz wszystkich dookoła, tracąc już kontrolę nad tym, co rzeczywiste, a co zmyślone. Przychodzi ci to z o wiele większą łatwością niż wcześniej. Gdzieś po drodze zdeptałem twoje szlachetne serce i twoją uczciwość. Między innymi ten śmieszny mecz, który pozwoliłaś nam wygrać. A tego typu sytuacji było dużo, dużo więcej. I sprawiedliwość... czy to sprawiedliwe, że osądzasz, kto ma prawo żyć, a kto nie? Czy zło jest sprawiedliwe, że stajesz po jego stronie?
Mroźne spojrzenie utkwił w oczach nastolatki, w których kryło się prawdziwe rozżalenie. Słowa Ślizgona raniły i kłuły w czułe miejsca brunetki.
— Zniszczyłem cię. Nie bójmy się tego powiedzieć na głos. Gdzieś przez ten wspólnie spędzony czas podeptałem wszystkie twoje najlepsze cechy. I nie zgadzam się na to, żebyś jeszcze ingerowała w morderstwo. Głupotą było cokolwiek ci mówić. Dlatego pozwól ocalić mi ostatni czysty fragment twojej duszy i wyjdź.
— Mówisz, że niesprawiedliwe jest osądzanie, kto ma prawo żyć, a kto nie, a potem każesz mi wyjść, co spisze cię na straty — syknęła z rosnącą gulą w jej gardle. Ciągle w myślach powtarzała, żeby pamiętać, iż nie może teraz płakać.
— Ale to ja podejmuję tę decyzję. Nie ty. Ja siebie zabiję, nie ty mnie.
— To niczego nie zmienia.
— Zmienia właśnie wszystko — chłopak usiłował być spokojny, ale jego głos ukazywał coraz więcej skrajnych emocji — zostaw mnie samego.
— Świetne pożegnanie — warknęła, rzucając w nastolatka jego marynarką — i dziękuję za te wszystkie wspaniałe słowa. Jednak mojego zdania nie zmienisz. O co chodzi z tą szafą? Co jest nie tak?
Dziewczyna podeszła bliżej do przedmiotu, który swoją aurą mroczności odpychał ją od siebie. Zupełnie jakby bariera zła zachowywała dystans przed osobą, mającą tak naprawdę same dobre intencje. Zakpiła z siebie w myślach. Zdecydowanie nie miała czystych intencji.
— Nie da się pomóc komuś, kto tego nie chce — powiedział ze spokojem, patrząc, jak Gryfonka okrąża mebel, uważnie mu się przyglądając.
— Ale ty chcesz pomocy — uznała z przekonaniem w głosie — sam tak mówiłeś. Robisz z siebie bardziej odważną osobę, niż nią jesteś. Boisz się śmierci i nie wmówisz mi, że nie.
Otworzyła starą szafę, zaglądając do jej pustego wnętrza. Czuła ciarki na plecach i dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Draco natomiast w tym momencie doskoczył do dziewczyny, odwracając ją przodem do siebie. Jęknęła zaskoczona, spoglądając w jego oczy przepełnione szałem. Wolną ręką z hukiem ponownie zatrzasnął drzwi.
— To jest mało istotne. Nie chcę cię tu. Nie chcę cię tu więcej widzieć. Masz stąd wyjść.
— Nie zmusisz mnie. — Zazgrzytała zębami.
— Przypominam, że tylko ja tutaj potrafię rzucać odpowiednie niewybaczalne zaklęcia, które siłą zmuszą cię do opuszczenia Pokoju Życzeń. Z tego, co pamiętam z twoich opowieści z dnia meczu, ty takiej zdolności nie masz. Dlatego tym bardziej nie zmuszaj mnie, bym faktycznie siłą cię stąd wywlókł.
Dziewczyna rozchyliła wargi, ale jej struny głosowe nie uformowały żadnego dźwięku. Teraz faktycznie była w szoku. Naprawdę Ślizgon byłby w stanie posunąć się do czegoś takiego?
— Gra skończona, Granger. Było miło. Teraz możesz wracać do swojego świata — powiedział przepełniony negatywnymi emocjami. Hermiona również gotowała się od furii i zdenerwowania. Zaciskając usta, wyszarpała swoją dłoń z uścisku Dracona i rzuciła mu pełne wściekłości spojrzenie.
— Fajnie. W takim razie udanego pogrzebu, Malfoy — syknęła, podkreślając nazwisko chłopaka. Od dawna już nie używali tego. Hermiona i Draco. Nie Granger i Malfoy. To również bolało. Zupełnie tak, jakby po tym wszystkim cofnęli się na początek historii.
Nie czekając już na nic więcej i nie mogąc dużej powstrzymać łez, nastolatka ominęła chłopaka, boleśnie potrącając jego ramię. Zmusiła swoje słabe nogi do biegu, by jak najszybciej opuścić Pokój Życzeń. Nie spoglądając za siebie, zostawiła Ślizgona samego.
Draco odprowadzał wzrokiem nastolatkę, dopóki ta nie zniknęła za jednym z wielu stosów mebli. Gdy już uznał, że został sam, poczuł prawdziwą złość i chęć mordu. Niewiele myśląc, uderzył pięścią w szafę, która była źródłem problemów. Miał tego wszystkiego dosyć. Musiał tak postąpić. Nadal uważał to za słuszne, chociaż jeszcze nie dopuszczał do siebie wagi konsekwencji. Najważniejsze, że jakoś wyplątał z tego Hermionę. Kiedy zemdlała zrozumiał, iż to nie jest odpowiednia osoba do tego zadania. Miała dobre serce niezdolne do takiego czynu. Wyrządził jej zbyt wiele szkód, aby zmuszać nastolatkę jeszcze do czegoś takiego. Przynajmniej sumienie miał czyste. Patrzenie na Hermionę w takim stanie sprawiało jedynie, że czuł się niebywale podle. Nie mógł sobie wybaczyć wciągnięcia Gryfonki w to wszystko. A fakt, iż to jego wybrała, najlepiej pokazał jej miłość. Coś, w co niekiedy zdarzało mu się wątpić. Chociaż... nie tyle w szczere intencje dziewczyny, ile w jej zaufanie. Jednak teraz już wszystko było w porządku. Poniekąd. Patrząc przynajmniej pod kątem uczuć nastolatki.
Draco usiadł, wypuszczając całe powietrze z płuc. Oparł plecy o znienawidzoną szafę, raz po raz uderzając głową o jej drzwi. Co teraz? Co dalej? Jak sobie poradzić w tej sytuacji? Nie miał pojęcia. W jego mniemaniu zrobił już wszystko. Wszystko w jego mocy. A jednak istniało rozwiązanie, co chyba było najgorszym uczuciem na świecie. Wiedzieć, że jest coś, co może ocalić ci życie i nie mogąc po to sięgnąć. W takim wypadku śmierć była po prostu bezsensowna.
Jego walkę z myślami przerwały czyjeś głosy. Zmarszczył brwi, unosząc głowę. Słyszał czyjąś rozmowę. Jakiegoś chłopaka i dziewczyny. Wstał powoli, uważając, by nie wydać żadnego dźwięku. Delikatnie podszedł pod najbliższy stos i stanął na jej brzegu. Niespiesznie wychylił głowę, szukając źródła hałasu. I ujrzał osoby, które ze sobą cicho rozmawiały. Harry Potter i Ginny Weasley. Chłopak przeklął w myślach. Tylko ich mu tutaj brakowało.
Obserwował przez kilka sekund, jak nastolatkowie stają na wprost siebie. Jak brunet zamyka oczy i wręcza dziewczynie jakąś książkę. A ta potem popatrzyła wokół siebie, lustrując stosy starych mebli. Następnie ruszyła przed siebie, idąc dokładnie w stronę Dracona. Chłopak warknął pod nosem, wiedząc, że to czas na ucieczkę. Rozejrzał się w popłochu. Niewiele myśląc, skoczył w bok i obszedł stos, który krył go w momencie obserwowania Gryfonów. Słyszał wyraźnie kroki rudowłosej dziewczyny. Przyspieszył, bezszelestnie przebiegając przez korytarz, w którym Potter z zamkniętymi oczami stał do niego tyłem. Boczną trasą ruszył w stronę drzwi, a gdy do nich dotarł, jak najciszej usiłował je otworzyć. Kiedy wypadł na korytarz, nieco spokojniejszym krokiem ruszył przed siebie, szybko niknąc za rogiem. Dopiero wtedy zaczął go zastanawiać powód wtargnięcia Gryfonów na jego teren.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top