Rozdział 25 - Naszyjnik z klątwą
Nieubłaganie nadeszła zima, zaskakując wszystkich swoją gwałtownością. W zaledwie kilka dni pokryła wszystko wokół grubą warstwą puchu, a mróz nie ustępował ani na moment. I w jednym z tych dni, kiedy śnieg sypał, rozwiewany przez lodowaty, silny wiatr, nadszedł czas na wycieczkę do Hogsmeade.
Kiedy tylko Harry i Hermiona przekroczyli mury szkoły, szczelniej owinęli się swoimi szalikami. Wokół można było usłyszeć jęki zaskoczenia oraz okrzyki radości tych, którzy od razu doskoczyli do gór śniegu, by rozpocząć bitwę na śnieżki. Gryfonka przebiegła wzrokiem po zebranych uczniach, chowając dłonie głęboko do kieszeni płaszcza. Z ust zebranych uczniów wydobywały się kłęby pary, ale nawet taki ziąb nie był w stanie popsuć im humorów. Na twarzach wszystkich można było dostrzec szerokie uśmiechy.
— Nie byłem gotowy na taki mróz — mruknął Lee Jordan, dochodząc do dwójki przyjaciół. Wyjął z kieszeni czapkę i pospiesznie wcisnął ją na głowę. Zadrżał, kiedy kolejny podmuch wiatru sprawił, że spadające płatki śniegu zacięły na ich twarze.
— Gotowy na spotkanie z bliźniakami? — zapytała brunetka z szerokim uśmiechem.
— Zawsze — odparł, odwzajemniając się tym samym i pocierając o siebie dłonie, w celu ogrzania ich.
— Fred i George częściej do niego piszą listy, niż do własnej matki — poskarżyła ze śmiechem Ginny, stając na moment przy grupce uczniów — widzieliście Deana? — zapytała, zanim ktokolwiek zdążył zareagować na jej wcześniejsze słowa. Każdy odruchowo popatrzył wokół siebie, a potem bezradnie pokręcili głowami. Brunetka wydęła wargi.
— Możesz iść z nami — zaproponował niezwłocznie Harry z wyczuwalną desperacją w głosie. Hermiona i Lee automatycznie wymienili między sobą spojrzenia.
— Wybacz, umówiłam się z nim — nastolatka wykrzywiła usta w grymasie, jakby wcale nie chcąc odchodzić od Gryfonów — zaraz pewnie przyjdzie — dodała z przekonaniem, nadal przeszukując grupki uczniów. Kiedy to nie przyniosło efektów, wszyscy czworo skierowali wzrok w kierunku wejścia do Hogwartu, zakładając, że po prostu jeszcze nie przyszedł. Sporo nastolatków w dalszym ciągu opuszczało szkołę, pospiesznie docierając do swoich znajomych lub ludzi z domu.
I wtedy w progach bram pojawiły się dwie postacie, mocno sklejone ze sobą. Lavender owijała rękę Rona jak wąż, a przed oczami Gryfonki stanęła Pansy, która w ten sam sposób więziła Dracona. Dobrze, że w końcu przestała, jednak nawet z tą świadomością brunetka wiedziała, że na jej twarz wpłynął grymas, widząc Brown tak podobną do Ślizgonki w zachowaniu i w upodobaniach. Oczywiście w niefortunnym momencie, gdy przyjaciele dziewczyny skierowali na nią zatroskane spojrzenia.
Ron i Lavender na oślep szli przez siebie, zapatrzeni na swoje twarze. Co chwilę wybuchali gromkim śmiechem lub przechodzili w spokojniejszy chichot, szepcząc coś między sobą. A tuż za tą szczęśliwą parą kroczył Draco, którego Hermiona z opóźnieniem zauważyła. Blondyn zaciskał mocno zmarznięte do czerwoności dłonie pozbawione rękawiczek i wbijał mordercze spojrzenie w Rona i jego nową dziewczynę. Na twarzy Ślizgona bez ustanku lśnił grymas obrzydzenia, który powiększał się, gdy tylko para wymieniała między sobą jakieś pieszczotliwe gesty lub ponownie nie potrafiła opanować śmiechu. Wielokrotnie Draco usiłował ich ominąć, ale gdy skręcał w prawo, dwójka uczniów przed nim nieświadomie robiła to samo, a gdy w lewo, oni również. Hermiona z trudem powstrzymała chichot, który stłumiony podniósł kąciki jej ust. Nie tylko ją bawił ten widok. Patrząc po twarzach obserwujących całe zajście przyjaciół, takie zachowanie nie odbiegało od normy.
— Oooo, idzie Dean! — powiedziała niespodziewanie Ginny, odrywając uczniów od obserwowania trudności Malfoya. Nim Harry zdążył skierować wzrok na rudowłosą nastolatkę i cokolwiek powiedzieć, ta pomknęła przed siebie, wpadając w ramiona Thomasa. Hermiona kątem oka dostrzegła, jak brunet obok napina mięśnie, mocno zaciskając szczękę. Spojrzeniem przepełnionym skruchą popatrzyła na Lee, który bezradnie wzruszył ramionami.
— RUSZAMY! — Usłyszeli w końcu upragniony krzyk profesor McGonagall, która pospiesznie pozbierała zgody zebranych uczniów. Pozostali nauczyciele, robiący za dodatkową opiekę, porozstawiali się tak, by mieć całą zgraję nastolatków na oku.
Hermiona szła w towarzystwie Harry'ego i Lee, a po chwili do ich trójki dołączył Neville z Luną. Gawędzili ze sobą na błahe tematy, zapominając w tym dniu o wszelkich problemach. Co jakiś czas wybuchali śmiechem, jednak nie dorównywali w tym Ronowi i Lavender, którzy, choć byli kilka metrów przed nimi, bez trudu przeszkadzali w odciąganiu uwagi nastolatki od zakochanej pary.
Po kilkunastu minutach spędzonych na przemierzaniu odległości od Hogwartu do Hogsmead w towarzystwie mroźnego wiatru i nieustającego śniegu, uczniowie w końcu dotarli do upragnionego miasteczka. Teraz rozpoczynał się ich czas dla siebie, chociaż nauczyciele woleliby mieć wszystkich na oku. Hermiona wątpiła, aby to było możliwe, choć chwilowo i tak każdy skierował swoje kroki do magicznego sklepu bliźniaków. Co jak co, ale cieszył się ogromną sławą wśród czarodziei. Ludzie wchodzili i wychodzili, a wewnątrz był prawdziwy tłok. Kiedy i Hermiona wraz ze swoimi przyjaciółmi przekroczyła progi sklepu, jak zawsze nie mogła wyjść z podziwu. Jakim cudem zbuntowani nastolatkowie, którzy postanowili wcześniej zakończyć swoją edukację, mogli rozkręcić taki biznes?
— Bracie!
— Przyjacielu!
Znikąd przed nimi wyrośli szefowie całego tego przedsięwzięcia i z rozłożonymi ramionami pomknęli w stronę Lee Jordana.
— Jak dobrze cię wreszcie widzieć!
— Tęskniliśmy, druhu!
— Codziennie grzejemy dla ciebie fotel w naszym gabinecie!
— Ostatnio zrobiliśmy ci plakietkę!
— Chodź, musisz zobaczyć nasze nowe wynalazki!
— Oooo i jeszcze pracujemy nad nowym cukierkiem, rzucisz okiem?
— No i koniecznie musisz zobaczyć swoje biurko w gabinecie!
I tym sposobem Fred i George zaciągnęli za sobą Lee, zalewając go lawiną informacji i pytań, na które chłopak nie nadążał odpowiadać.
— A mi to nawet "cześć" nie powiedzą — mruknął Ron, patrząc, jak jego bracia znikają w tłumie klientów, ciągnąc za ręce przyjaciela.
— Oh daj spokój. — Lavender wywróciła oczami i również pociągnęła chłopaka za sobą.
Hermiona, Harry, Neville i Luna stali dalej w tym samym miejscu, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu jednak niepewnie obrali jakiś cel, z trudem stawiając kroki w zatłoczonym sklepiku. Uśmiechnięte twarze ludzi wokół i ich zafascynowanie produktami, które w nie najgorszej cenie mogli kupić, całkowicie zabrało ich do innego świata, przez co nie zwracali uwagi na to, że ktoś może chcieć przejść koło nich. Po kilku minutach Gryfonka straciła już z oczu swoich przyjaciół, więc pozostawało jej samotne przeszukiwanie sklepu. Uważnie oglądała wymyślne słodycze, fajerwerki i gadgety, które teoretycznie miały pomóc w różnych szkolnych trudnościach, nie mogąc uwierzyć, iż bliźniacy zdołali wpaść na takie pomysły. Co jakiś czas sięgała po różne opakowania, rozważając ich kupno, aż dotarła do części pomieszczenia, gdzie sprzedawano flakoniki z eliksirem miłosnym. Wokół niego stało wiele nastolatek, a wśród nich samotna Ginny. Brunetka postanowiła podejść do przyjaciółki. W końcu dawno nie miały okazji do rozmowy sam na sam. Co prawda nie było to możliwe w sklepie bliźniaków, ale sam fakt, że wokół nie było widać Harry'ego, Rona, czy kogoś innego, równie bliskiego dziewczynom, wystarczył.
— Hej — powitała ją ponownie, trącając Gryfonkę ramieniem. Ta pisnęła wystraszona, podskakując w miejscu. Jednak na widok znajomej brunetki, widocznie odetchnęła z ulgą. — Chcesz kupić? — ciągnęła Hermiona, ze śmiechem wskazując na ściskany przez nastolatkę flakonik. Ta jedynie zmarkotniała i wzruszyła ramionami.
— Mogłabym to dolać do jakiegoś napoju Harry'ego — wymruczała na tyle cicho, aby nikt niepożądany nie usłyszał jej słów. Hermiona w odpowiedzi wywróciła oczami, nie wiedząc co powiedzieć, aby ponownie nie urazić dumy Ginny.
— W tym przypadku wystarczy rozmowa — zapewniła przyjaciółkę — a gdzie masz SWOJEGO Deana?
Rudowłosa dziewczyna posłała jej karcące spojrzenie, odstawiając flakonik.
— Nie wiem — rozejrzała się wokół — gdzieś poszedł — dodała obojętnie. Hermiona po raz kolejny miała ochotę potrząsnąć przyjaciółką. Jakim cudem ta dziewczyna była taka... taka durna? Nastolatce już opadały ręce, gdy obserwowała poczynania przyjaciółki. Czasami zastanawiała się, czy związek Ginny i Harry'ego to na pewno taki dobry pomysł.
— Wasza miłość rozkwita — zakpiła, nie mogąc powstrzymać paru uszczypliwości.
— Zupełnie jak Rona i Lavender — przytaknęła Gryfonka, zapewne myśląc, że tym tekstem zada cios przyjaciółce. Hermiona parsknęła w myślach śmiechem. Czasami ta cała teoria jej rzekomej miłości do rudzielca wychodziła na dobre. Przynajmniej nie musiała rozpoczynać kolejnej awantury, tylko posłała dziewczynie kpiący uśmiech.
— Jesteśmy beznadziejne — przyznała ironicznie — dobra, pochodzić ze mną po sklepie — przerwała niemiłe komentarze, zanim to wszystko zaszło za daleko. Wolała nie wchodzić z Gryfonką na tematy chłopaków, dlatego pospiesznie znalazła inny, którym zajęła umysł przyjaciółki. Tym sposobem bez rozlewu krwi spędziły miło czas w sklepie bliźniaków, żartując i opowiadając sobie różne historie. W takich momentach Hermionie wracała wiara w rudowłosą Gryfonkę i w ich znajomość. Ginny była po prostu zagubioną nastolatką, zupełnie jak ona. Z tą różnicą, że młodsza Gryfonka popełniała głupsze błędy... no może jednak nie koniecznie głupsze.
— Tutaj jesteście! — Harry wskoczył między nie, zarzucając ręce na ramiona uczennic — kto ma ochotę na kremowe piwo? — zapytał z szerokim uśmiechem, przyciskając dziewczyny mocniej do siebie.
— Przykro mi, muszę poszukać Deana. Mieliśmy razem pójść do Trzech Mioteł.
Gryfonka szybko wyszła spod uścisku bruneta, posyłając mu wcześniej rozżalone spojrzenie i wyruszyła na poszukiwania swojego chłopaka. Harry widocznie spochmurniał, odsuwając się od Hermiony.
— Idzie ci coraz lepiej — mruknęła niby pocieszająco, a widząc ostry wzrok przyjaciela, próbowała naprawić to chociaż bladym uśmiechem. Wszystko jednak na nic.
— Nie ważne — warknął — chodź ze mną. Serio bym się czegoś napił.
Szczelniej zapinając płaszcze i z powrotem wkładając rękawiczki i czapki, Hermiona wraz z Harrym opuścili sklep bliźniaków. Wyszli na ulicę, widząc znajome twarze uczniów Hogwartu, zwiedzających wioskę. Większość z nich, tak jak i Gryfoni, zmierzała w kierunku różnych knajp i karczm, by rozgrzać się gorącymi napojami. Wszystkie bary były jednak zatłoczone, a na zamówienie musieliby czekać po kilkadziesiąt minut, dlatego koniec końców Hermiona i Harry wylądowali w Trzech Miotłach, do których za moment powinni dotrzeć Ginny i Dean. Brunet nie był z tego powodu zadowolony, ale stwarzał pozory kogoś, kto miał to zupełnie gdzieś. Szybko zamówili dla siebie kufle kremowego piwa i zajęli wolny stolik.
— Dawno tu nie było takiego tłoku — mruknął Harry, najwyraźniej usiłując zająć umysł jakimiś bzdetami. Hermiona spojrzała na niego wzrokiem przepełnionym współczuciem.
— Nie zniechęcaj się tak — poprosiła, przekrzywiając głowę — nie rozumiem, dlaczego nie możecie po prostu porozmawiać ze sobą. W końcu obydwoje wiecie, że coś do siebie czujecie.
— Tak mocno czujemy, że właśnie siada tam z Deanem. — Harry wskazał dyskretnie palcem gdzieś za plecami brunetki. Dziewczyna odczekała chwilę, zanim ostrożnie odwróciła głowę w tamtym kierunku. Ujrzała sztucznie uśmiechniętą Ginny siadającą przy stoliku wraz z Gryfonem. Thomas zarzucił jej rękę na plecy, pieszczotliwie całując dziewczynę w skroń. Brunetka usłyszała prychnięcie Harry'ego i szybko wróciła do niego spojrzeniem. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, niespodziewanie ktoś wszedł jej w słowo, ciężko opadając na wolne obok niej krzesło.
— Pozwolicie, że się dosiądę — powiedział Ron, zdejmując ośnieżoną czapkę, tym samym obdarowując przyjaciółkę mroźnymi płatkami. Wykrzywiła usta w grymasie, marszcząc nos.
— Co ty tutaj robisz? — Harry nie krył swojego zaskoczenia, na co rudzielec wywrócił oczami.
— Też mi miło spędzić z tobą trochę czasu, stary — rzucił ironicznie Ron, ze zdenerwowaniem spoglądając na drzwi za sobą.
— Gdzie Lavender? — zapytała tym razem Hermiona, na co jej przyjaciel ze świstem wypuścił powietrze z płuc.
— Obecnie najprawdopodobniej została gdzieś tam w sklepie moich braci z przyjaciółeczkami — odparł, ponownie zerkając za siebie.
— Nie wie, że tu jesteś? — Harry był coraz bardziej zaskoczony. Już nawet zapomniał o Ginny wtulającej się w bok Deana niedaleko od ich stolika.
— A skąd! — prychnął Ron — sądzisz, że mógłbym tak tutaj z wami spokojnie usiąść? Zwłaszcza koło Hermiony? — Pokręcił głową, potęgując poczucie niedorzeczności tej teorii.
— A co ona do mnie ma? — Tym razem to Hermiona nie kryła swojego zaskoczenia, wymieszanego z lekkim oburzeniem. Ron skierował na nią swoje spojrzenie, przez chwilę wykrzywiając usta w grymasie, zamiast wprost to wyjaśnić.
— Powieeeedzmyyy... że widzi w tobie konkurencję — wyjaśnił z ociąganiem.
— Niech sobie nie schlebia — mruknęła Hermiona, patrząc znacząco na Rona od góry do dołu.
— No dzięki — warknął — pijecie coś?
Akurat w tym samym momencie kelnerka przyniosła do ich stolika dwa kufle kremowego piwa, więc rudzielec od razu zamówił to samo.
— Dużo masz czasu dla nas? — zapytała z jadem w głosie. Może Hermiona nie była zazdrosna o Rona, ale nie podobało jej się to, że zaniedbywał przyjaciół. W zasadzie od początku jego związku z Lavender mało kiedy z nimi rozmawiał.
— A bo ja wiem — wykrzywił usta, ponownie zerkając za siebie — oby jak najdłużej.
— Myślałem, że jesteście szczęśliwi — zauważył siedzący naprzeciwko przyjaciół Harry. Ron ponownie wypuścił ze świstem powietrze, wbijając wzrok w blat stolika.
— Nie no generalnie jest super... — zaczął bez przekonania — ale... Lavender jest męcząca. I nachalna. I zabiera moją przestrzeń osobistą.
— Zawsze odnosiłam wrażenie, że lubisz, gdy kobiety zabierają ci przestrzeń osobistą. — Hermiona zmarszczyła brwi w udawanym zamyśleniu.
— Co? Nieee!
— A no tak, masz rację — Gryfonka machnęła ręką — ktoś inny mi to mówił. Ktoś, kto miał doświadczenie w związkach.
— Możesz przestać mi docinać? — Ron posłał nastolatce oburzone spojrzenie.
— Przepraszam, tęskniłam za tym i teraz muszę nadrobić stracony czas. — Posłała przyjacielowi złośliwy uśmiech, na co Harry parsknął śmiechem. Ron miał już coś powiedzieć, ale akurat do ich stolika dotarło trzecie kremowe piwo, a potem najwyraźniej odpuścił wracanie do tego tematu.
— Ej, patrzcie — syknął Harry, wskazując na drzwi.
— Lavender?! — pisnął z przerażeniem Ron, stawiając kołnierz swojego płaszcza, którego w dalszym ciągu jeszcze nie zdjął.
— Tak, teraz jesteś niewidzialny — zakupiła Hermiona, z politowaniem obserwując poczynania przyjaciela — on mówi o Malfoyu — dodała, zerkając za siebie. Ślizgon przepchnął się przez tłum ludzi stojących przy barze i wszedł głębiej do pomieszczenia. Zaczepił kelnerkę, która akurat wracała z pustą tacą, rzucił do niej parę słów, a potem swoje kroki skierował do toalety. Zanim zniknął w jej głębi, rozglądnął się po Trzech Miotłach, momentalnie wyłapując stolik, przy którym siedziała Hermiona. Po plecach dziewczyny przebiegł dziwny prąd. Ujrzała błysk w szarych oczach chłopaka, przyciągający ją jak magnes. Ten natomiast przeniósł spojrzenie na towarzyszy nastolatki, przez co jego mina uległa zmianie, a on sam szybko wszedł do łazienki.
— Coś kombinuje — podsumował to zajście Harry, na co Gryfonka wywróciła oczami.
— Tak. Było mu zimno, więc postanowił zamówić sobie coś gorącego, a w międzyczasie poszedł za potrzebą. Zapewne zaraz wysadzi karczmę w powietrze — mruknęła rozeźlona, nie zdając sobie sprawy ze swojego ataku. Harry zmarszczył brwi, wbijając w nią pytające spojrzenie.
— Ona definitywnie dzisiaj wstała lewą nogą — stwierdził z pewnością w głosie Ron.
— Nie o to chodzi — warknęła, obdarowując przyjaciół wrogim spojrzeniem — po prostu Harry ciągle snuje jakieś teorie spiskowe na temat Malfoya. Nie widzisz, że wpadasz w paranoję?
— Przyszedł tutaj sam — mruknął twardo, jakby to już wszystko tłumaczyło — od kiedy potrzebuje tak dużo prywatności do odpoczynku?
— Słyszałam, że zerwał z Pansy — kontynuowała nadal Hermiona, nie myśląc nawet o tym, że poniesiona gniewem może w którymś momencie powiedzieć za dużo — dobrze wiesz, jakie ma do niej podejście Zabini. Może obecnie Malfoy nie ma o czym z nimi rozmawiać albo wszyscy czują do niego żal.
— Skąd ty masz takie informacje? — Gryfon zwęził powieki, patrząc prosto w oczy przyjaciółki. Ta, chociaż już nieco podenerwowana tym, do czego doprowadziła, nie odwróciła wzroku.
— Damskie łazienki skrywają wiele tajemnic — rzuciła ze zdecydowaniem, zaciskając palce na swoim kuflu.
— Oooo, a o mnie coś mówią? — Ron szturchnął nastolatkę ramieniem, znacząco przy tym poruszając brwiami.
— Tak — warknęła, odwracając w jego kierunku głowę — że jesteś niezłym palantem.
— Już nic nie mówię. — Rudzielec uniósł ręce w geście obronnym, a w tym czasie Hermiona wzięła łyk kremowego piwa. Zdała sobie sprawę, że chyba zbyt gwałtownie zareagowała, ale nawet gdyby wdała się głębiej w tę dyskusję, wątpiła, aby ktoś w ogóle pomyślał o możliwości jakiejś więzi między nią, a Draconem.
— Oh Ron! — ich dalszą wymianę zdań przerwał dziewczęcy pisk — misiu, szukałam cię po całym Hogsmead! Czemu mnie zostawiłeś?!
Rudzielec zakrztusił się piwem, gdy tylko niespodziewanie ręce jego dziewczyny uwięziły szyję Gryfona w szczelnym uścisku. Jej krzyki i jęki zwróciły uwagę wszystkich czarodzejów w Trzech Miotłach, w tym obsługi i dorosłych klientów niemających nic wspólnego z Hogwartem. Ron spłonął rumieńcem z zażenowania, wodząc wzrokiem po rozbawionych twarzach ludzi wokół.
— Jak mogłeś mnie tam zostawić i nic nie powiedzieć! Tak się martwiłam!
— Dusisz... mnie... — wyjęczał, próbując oswobodzić uścisk brunetki. Harry i Hermiona zakryli usta dłońmi, aby przyjaciel nie ujrzał ich wyszczerzonych z rozbawienia zębów, chociaż zapewne i tak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, po co to robili. Mógł być wdzięczny za to, że chociaż usiłowali zasłonić uśmiechy. Reszta klientów nie zadawała sobie tyle trudu.
Hermiona odwróciła głowę, by móc spojrzeć na reakcję siostry Rona, ale zamiast tego, jej spojrzenie pobiegło w stronę drzwi do łazienki, w których ponownie stanął Dracon. W pierwszym momencie wyglądał na dziwnie zdenerwowanego. Z rozkojarzeniem omiótł wzrokiem Trzy Miotły, całkiem blady. Gryfonka nawet odniosła wrażenie, że lekko dygotał, ale po chwili wzrok Ślizgona padł na pochłoniętą szczęściem Lavender, która podduszała swojego chłopaka. Widząc to przedstawienie, jego postawa całkowicie się zmieniła, przez co dziewczyna już nie wiedziała, czy faktycznie jeszcze sekundę temu był taki roztrzęsiony, czy też nie. Obecnie skupiła uwagę na jego grymasie i uniesionej jednej brwi. Mina blondyna mówiła więcej niż tysiąc słów, przez co Hermiona nie powstrzymała wybuchu śmiechu.
— Ratunku! — syknął desperacko Ron, gdy Gryfonka wcisnęła na jego głowę czapkę i próbowała wywlec go z knajpki.
— Chodźmy z nim — postanowił Harry, trącając rękę przyjaciółki. Wszyscy zgodnie wstali, na prędko opróżniając kufle z piwem.
— Ja tu biegam, martwię się, wołam i wołam, a ty sobie siedzisz z tą... tą... tą... — Najwidoczniej w czasie gorliwych obserwacji Hermiony, którą w sekundzie zaczął o wiele bardziej interesować Draco, niż teatrzyk przy ich stoliku, ominęła moment, gdy Lavender z radości wpadła w szał. Wymyślenie przez Brown obraźliwego sformuowania, idealnie opisującego przyjaciółkę jej chłopaka było na tyle problematyczne, że tupnęła nogą jak dziecko, wydając przy tym poirytowany pisk.
Cała ich czwórka wyszła na zewnątrz, z tym że Ron był bestialsko ciągnięty przez podenerwowaną nastolatkę, natomiast Harry i Hermiona byli tuż za nimi, śmiejąc się do łez. Cały komizm jednak niespodziewanie przyćmiło wydarzenie, które miało od tej pory nie dawać spokoju nastolatce i wywołać wiele niepożądanych kłótni.
Dudnienie wiatru i uliczny gwar przebił wrzask przerażenia. Rozpacz, ukryta w głosie jakiejś dziewczyny spowodowała, że wszystko wokół nagle stanęło. Gryfonom zmierzającym przed siebie w nieznanym kierunku trochę czasu zajęło zrozumienie, iż scena zgrozy ma miejsce tuż przed ich oczami.
— Czy to Katie Bell? — zapytał Harry, a zaraz potem on, Hermiona i Ron pobiegli naprzód, zostawiając w tyle zdezorientowaną Lavender. Widząc osobę wiszącą kilka metrów nad ziemią, zamarła w bezruchu, nieświadomie wypuszczając z uścisku rękę swoje chłopaka.
— Leanne, co się stało? — zalali ją pytaniami, gdy tylko stanęli pod wiszącym ciałem Katie. Obydwie dziewczyny wrzeszczały, z tą różnicą, że stojąca bezpiecznie na ziemi Gryfonka z rozpaczy, a ta wisząca z przerażenia.
— Nie wiem... kłóciłyśmy się o ten głupi pakunek i on się rozdarł i ona poleciała do góry i... — Nastolatka mówiła chaotycznie, drżąc na całym ciele. Harry, Hermiona oraz Ron i tak niewiele z tego zrozumieli, więc bez dalszego zwlekania ruszyli na pomoc wiszącej uczennicy. Doskoczyli do jej nóg i zaczęli z całej siły ciągnąć dziewczynę na dół, jednak po paru sekundach nie było takiej potrzeby, ponieważ sama opadła w ramiona chłopaków. Miotała się i wiła, przez co z trudem bezpiecznie położyli ją na śniegu.
— Pomocy! Niech tu ktoś przyśle jakiegoś nauczyciela! — wrzeszczał Harry, zagłuszany przez krzyki brunetki.
— Mówiłam, żeby tego nie robiła, mówiłam, że to dziwne... ale to ona zachowywała się dziwnie — jęczała nadal Leanne, wstrząsana spazmami szlochu — była dziwna, ten pakunek był podejrzany, nie chciała mi powiedzieć, skąd go ma! Była taka dziwna...
Hermiona podeszła do zapłakanej dziewczyny, pocieszająco obejmując ją.
— Spokojnie, zaraz wszystko będzie w porządku — zapewniała, ale Gryfonka chyba jej nie słyszała.
— Co się tutaj dzieje?! — Do ich uszu dotarł znajomy głos kogoś dorosłego, przez co wszyscy odetchnęli z ulgą. Hagrid odsunął Rona oraz Harry'ego i sam klęknął przy ciele rozdygotanej uczennicy Hogwartu. Wyglądała tak, jakby znosiła najgorsze katusze. Wiedząc, że w tym momencie niewiele mogą pomóc gajowemu, Gryfoni otoczyli stojące dziewczyny. Leanne płakała, kryjąc twarz w szacie Hermiony, ciągle coś chaotycznie mamrocząc.
— A to co? — zapytał Ron, kucając przy rozerwanej torbie. Dopiero teraz również i Harry wraz z Hermioną dostrzegli coś zielonkawego, połyskującego w śniegu. Rudzielec już wyciągał w stronę przedmiotu dłoń, ale Hagrid uprzedził go.
— Nie dotykaj tego! — krzyknął, na co Ron automatycznie cofnął rękę — to mogło rzucić na nią urok!
— Urok? — jęknęła z przerażenia Leanne, na moment cofając twarz od Hermiony. Wykorzystując tę okazję, brunetka zrobiła krok w kierunku lśniącego przedmiotu i z bezpiecznej odległości spojrzała na niego. Był to naszyjnik z opali. Zmarszczyła brwi. Gdzieś go już widziała...
— Harry! — odskoczyła od przedmiotu i popatrzyła na przyjaciela — to ten sam naszyjnik, którego widzieliśmy w sklepie Borgina i Burkesa — powiedziała nieco ciszej, chwytając przyjaciela za przedramię — pamiętasz? Na jego etykiecie było napisane, że ciąży na nim klątwa! To było wtedy co...
Urwała w pół zdania, zamierając. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy zdała sobie sprawę, czemu widzieli ten naszyjnik.
Harry ich namówił, aby śledzili Dracona. To było jeszcze w wakacje, tuż po tym, jak doszło do awantury w sklepie z szatami. Malfoy poszedł wówczas do Borgina i Burkesa.
A dzisiaj, chwilę wcześniej wchodził do toalety w Trzech Miotłach. Hermiona próbowała odtworzyć w głowie obraz z knajpki. Wszystkie stoliki poukładała w umyśle. Lady i siedzących przy nich mężczyzn. Ginny i Deana tuż obok nich. I... Leanne. Tak, na pewno, gdy weszli do Trzech Mioteł, to siedziała sama zaraz przy wejściu. Sama... ale przed sobą miała dwa puste kufle i dwa małe talerzyki, na których zostały okruchy.
Hermiona ze zgrozą odwróciła głowę w kierunku leżącej w śniegu Katie. Na pomoc Hagridowi niespodziewanie przybyli jacyś inni ludzie, w tym profesor McGonagall. Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem.
— Mówiłem, że coś kombinuje — warknął Harry, najwyraźniej widząc oczami wyobraźni ten sam scenariusz, co Gryfonka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top