Rozdział 21 - To, co właściwe

Draco z zaciętą miną czekał, aż drzwi znikną, a na ich miejscu pozostanie jedynie zwykła ściana. Był wściekły i zarazem w tym wszystkim bezradny. Znowu nic nie osiągnął. Spędził trzy godziny na naprawie starej szafy, jednak przedmioty, które do niej włożył, nawet nie zniknęły. Stały tam, gdzie je postawił, a nie o to tu chodziło. Przeklinał w głowie cały ten wymysł. Kto powierza nastolatkowi naprawę jakiegoś starego rupiecia? Ta szafa nadawała się jedynie do całkowitego zlikwidowania, zniszczenia i zapomnienia, nie do transportu ludzi z nikczemnymi zamiarami.

W końcu Draco spokojnie ruszył w kierunku lochów. Był wykończony i marzył już o śnie. W zamyśleniu przemierzał opustoszałe korytarze. Co jakiś czas do jego uszu dochodziły pojedyncze śmiechy i przytłumione odgłosy rozmów. Chwilę mu zajęło, zanim zdał sobie sprawę z tego, że przyjęcie u Slughorna powinno już dobiegać końca. Zatem towarzyszące mu odgłosy to zapewne goście nauczyciela, którzy zaczęli rozchodzić się już do swoich lokum. A gdzieś tam wśród nich powinna iść Hermiona, zapewne u boku swojego nowego towarzysza, uroczego Lee Jordana. Ślizgon prychnął pod nosem na tę myśl. Chłopak działał mu bardziej na nerwy niż Ron Weasley i Harry Potter razem wzięci. Rudzielca przynajmniej widział u boku innej dziewczyny, okularnik definitywnie nikogo nie miał, bo posiadał za dużo czasu, by uganiać się za młodym Śmierciożercą i zaprzątać sobie głowę jego sprawami, natomiast ten wyrośnięty szczaw z całą pewnością mógł być potencjalnym zagrożeniem. Rozrywkowy nastolatek, starszy i - czysto teoretycznie - bardziej dojrzały, komentator meczy i już o wiele mniej bez bliźniaków lśniąca gwiazda Hogwartu. Kto by się nie pokusił? Zapewne nikt, gdyby nie fakt, że Gryfonka lubiła tych popularnych. Tym razem blondyn warknął pod nosem na wspomnienie Wiktora Kruma. Wyjątkowy półgłówek, a jednak zdobył serce Hermiony. Draco stanął na moment, przytłoczony swoimi myślami i teoriami. Podszedł do najbliższego okna i oparł ręce na chłodnym parapecie. Spojrzał na świat za szybą, który był dla niego taki kuszący. Wiedział, że wariował, może nawet już zwariował, ale to była jedna z nielicznych rzeczy, które naprawdę pragnął. W zasadzie to jedyna. On i Hermiona razem, daleko, daleko stąd.

Jednak to niemożliwe, niewykonalne i nierealne pod każdym możliwym względem. Potrzebował planu na tu i teraz, który miał jakiekolwiek szanse na realizację. Ten nie miał nawet odrobiny.

Odwrócił głowę od szyby i w tym samym momencie do jego uszu dotarł znajomy śmiech. Mógł się tego spodziewać, a nawet, w głębi siebie - co niezbyt chętnie musiał przyznać - liczył na to. Z głośno bijącym sercem oparł plecy o parapet i patrzył w miejsce, gdzie za moment powinna wyjść Hermiona. Coraz głośniej słyszał jej śmiech i niewyraźne słowa. Z całą pewnością nie szła sama, co już mu trochę przeszkadzało, jednak w napięciu czekał dalej.

— Wiesz... mimo wszystko bardzo dobrze się bawiłem. — To zdanie blondyn wyłapał bez najmniejszego problemu. Napiął mięśnie do granic możliwości, czując wzbierającą w nim furię.

— Muszę przyznać, że ja też — przytaknęła gorliwie nastolatka.

— Muszę przyznać, że ja też — powtórzył Ślizgon nienaturalnie wysokim głosem, żartobliwie przedrzeźniając Gryfonkę. Kolejny raz prychnął, zaciskając dłonie na parapecie. W końcu nie tylko słyszał nastolatków wracających z przyjęcia, ale i ujrzał. Wyłonili się z korytarza, idąc pod rękę i popychając nawzajem na ściany. Widząc rozweseloną twarz nastolatki, błysk w jej załzawionych od śmiechu oczach i zarumienione policzki, Draco miał ochotę rzucić śmiercionośne zaklęcie w jej towarzysza. Cała wściekłość jednak niespodziewanie wyparowała, wraz z jedną myślą - a kiedy ostatnim razem brunetka wyglądała tak przy nim?

Malfoy potrząsnął głową. To nie miało najmniejszego znaczenia. Sprawił jej wiele przykrości, ale w dalszym ciągu czuł to samo. I na dodatek robił wszystko, aby naprawić sytuację między nimi. Starał się do cholery, a ona miała to gdzieś.

Nie mając żadnego planu w głowie, ani też nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co właśnie robi, ruszył w kierunku Gryfonów. Z początku go nie zauważyli. Szli dalej przed siebie, żyjąc w swoim własnym radosnym świecie przepełnionym żartami i śmiechem. Wszystko jednak uległo zmianie, kiedy Draco był zaledwie metr od nich. Wtedy w końcu dostrzegli jakiś ruch z boku, a gdy zobaczyli furię bijącą z każdego milimetra ciała Ślizgona, stanęli w miejscu. Blondyn widział zaskoczenie na twarzy Hermiony, które szybko zamieniło się w przerażenie. Może wyczytała z jego oczu, jakie miał zamiary? Od zawsze to był jej prawdziwy dar.

Draco szybko odwrócił od niej wzrok, skupiając całą uwagę na Lee Jordanie. Z satysfakcją zauważył, jak uśmieszek znika z twarzy Gryfona. Zacisnął dłonie w pięści, gotowy do ciosu wymierzonego prosto w kwadratową szczękę nastolatka.

— Co tu robisz, Malfoy? — krzyknęła dziewczyna, wytrącając Ślizgona z transu w tym samym momencie, gdy już zaczął unosić rękę. Popatrzył na wystraszoną nastolatkę, której czerwień na policzkach szybko zastąpił blady odcień skóry. Chłopak zazgrzytał zębami, kierując ponownie spojrzenie na Lee. Ten stał skołowany, niezdolny ani nic powiedzieć, ani tym bardziej zrobić. I w tej chwili nastąpił najgorszy moment. Trzeba było jakoś wytłumaczyć całej zajście, powód jego zaczepki i chęć wybicia zębów Gryfonowi, gdyby padło takie pytanie. Draco zrobił kilka kroków w tył, zwiększając dystans pomiędzy sobą a konkurentem. Nie przestawał wbijać w niego uporczywy morderczy wzrok, chociaż to chwilowo próbował zepchnąć na drugi plan.

— Profesor Snape jakąś godzinę temu mówił, żeby Granger łaskawie przyszła do niego, gdy będzie już wolna — mruknął, kierując wzrok na dziewczynę obok.

— Chyba nie teraz? Jest środek nocy — wtrącił Lee, za co Draco kolejny raz nabrał ochoty, aby mu przyłożyć.

— A była wcześniej wolna? — syknął przesiąkniętym jadem głosem. Gryfon nie wyglądał jednak na kogoś, kogo łatwo było oszukać. Zmarszczył brwi w wyraźnym głębokim zamyśleniu.

— Wróć beze mnie — poprosiła brunetka, popychając lekko towarzysza w tym kierunku, w którym powinni pójść. Ten jednak skrzyżował ręce na klatce piersiowej i spod przymrużonych powiek jeszcze raz zeskanował Ślizgona.

— Obiecałem Harry'emu, że bezpiecznie dotrzesz do dormitorium — mruknął, nadal nie odwracając głowy od Dracona. Chłopak wykrzywił niewyraźnie wargi w kpiącym uśmiechu, coraz bardziej żałując, że ich zaczepił. Teraz już jednak nie było odwrotu, a priorytetem blondyna było zabrać Hermionę jak najdalej od Lee.

— Myślę, że Granger jest dużą dziewczynką i nie zgubi drogi. Możesz odmaszerować, rycerzyku — rzucił sarkastycznie Ślizgon, ponownie zaciskając dłonie w pięści. Tym razem jednak nie zamierzał uderzyć Gryfona, chociaż miał na to coraz większą ochotę.

— Wszystko będzie dobrze — powiedziała pospiesznie nastolatka, zanim Lee zdążył odgryźć się Draconowi.

— Snape na pewno już dawno śpi, a on chciał mi ewidentnie dołożyć — spojrzał z niedowierzaniem na Gryfonkę, zapewne nie mogąc uwierzyć, że dziewczyna chciała gdziekolwiek pójść ze Ślizgonem.

— Widzisz, jaką mam słabość do ciebie? — Nastolatek kolejny raz zakpił, za co Hermiona zgromiła go spojrzeniem. Wywrócił teatralne oczami i również skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

— Po prostu idź już — mruknęła zmęczona do przyjaciela — mimo wszystko Malfoy ma rację. Potrafię trafić do Wieży Gryffindoru, a Hogwart to jest obecnie najbezpieczniejsze miejsce. Myślisz, że coś może mi się niby stać?

— Zależy, czy Malfoy na skłonności do bicia wszystkiego, co akurat napotka na drodze — warknął oskarżycielsko, ponownie wracając spojrzeniem do nastolatka przed nim.

— Spokojnie, Jordan — wykrzywił wargi w nonszalanckim uśmiechu — dziewczyn nie biję. Ograniczam się tylko do takich bezmózgów jak ty.

— Dosyć! — syknęła Hermiona  — po prostu idź już do siebie i pozwól nam wyjaśnić, o co tu chodzi. — Już bardziej rozkazywała, niż prosiła. Na widok miny Gryfona, Draco nie potrafił powstrzymać uśmiechu.

— Jak tam chcesz — mruknął niewyraźnie chłopak w odpowiedzi i bez zbędnego zwlekania odmaszerował w stronę Wieży Gryffindoru.

— Chodź już! — Draco ponaglił brunetkę, mając już pewność, że Lee zostawił ich w spokoju. Chwycił dziewczynę za nadgarstek i pociągnął w przeciwną stronę do tego, gdzie zniknął Gryfon. Z każdym kolejnym krokiem chłopak przyspieszał, kierowany złością.

— Lee nie jest głupi — odezwała się Hermiona po dłuższej chwili ciszy — będzie mnie jeszcze tym męczył.

— Mam ci współczuć? — prychnął, nawet nie odwracając głowy w kierunku dziewczyny. Zamiast tego jeszcze mocniej parł naprzód, w zasadzie nie wiedząc, gdzie chce pójść.

— No nie wiem, myślę, że to sobie powinieneś współczuć. Co ty w ogóle myślałeś?! I przestań tak biec! Już mnie stopy bolą w tych butach! — jęknęła, na co Draco postanowił stanąć. Zrobił to gwałtownie, ponownie szarpiąc dziewczyną, a następnie chwycił ją za ramiona i pchnął na ścianę. Hermiona wydała z siebie zduszony jęk bólu, który zignorował, zajęty sprawdzeniem, czy aby na pewno są na korytarzu sami. W końcu Lee mógł zawrócić, by ich śledzić. Wyglądało jednak na to, że sobie odpuścił, a wokół nie było już nikogo innego.

— Wiesz, co sobie myślałem? — zapytał, wracając do Gryfonki — myślałem, co tobą niby kieruje, że robisz takie rzeczy — warknął, wbijając w dziewczynę ostre spojrzenie.

— Jakie rzeczy? — Otworzyła szerzej oczy, wyraźnie nie wiedząc, o czym chłopak mówił.

— Poszłaś na przyjęcie z Lee i wracasz sobie z nim roześmiana, jakbym wcale gdzieś na drugim końcu zamku nie kombinował, jak ci niby udowodnić, że moje intencje od początku do końca były dobre! W ogóle ciągle gdzieś was widzę razem! — Niemal krzyczał, próbując mimo wszystko trzymać nerwy na wodzy. W końcu był środek nocy. Nie powinni teraz urządzać awantur.

— Ty niby "jesteś zazdrosny", że spędzam czas z Jordanem? — dziewczyna uniosła brwi, a jej policzki ponownie nabierały rumianego koloru — to nie ja obmacuje się z byle kim po kątach — warknęła, próbując odepchnąć od siebie chłopaka. Ten jednak niezłomnie stał parę centymetrów od niej, uniemożliwiając jej ucieczkę przez ręce umieszczone po bokach głowy dziewczyny.

— Dobrze wiesz, po co to robię — warknął, niemal drżąc ze złości — przynajmniej wiedziałabyś, gdyby nie fakt, że każde jedno moje słowo musi być podparte jakimś dowodem.

— Jesteś w stanie wszystko zepsuć w parę minut! — krzyknęła rozpaczliwie dziewczyna, a w jej oczach zalśniły łzy — zepsułeś naszą relację, zepsułeś moje spojrzenie na siebie, zepsułeś ten głupi wieczór, chcesz zepsuć więzy, które łączą mnie z przyjaciółmi, zepsułeś mi humor od pierwszego dnia tego roku szkolnego! Wszystko niszczysz! Nic nie robisz poza samymi szkodami! — Po zarumienionych policzkach Gryfonki popłynęły łzy, które nie była w stanie dłużej więzić. Widząc to, Draco automatycznie złagodniał, zapominając o całej złości i powodzie, dla którego zaczął całą tę sprzeczkę. Otworzył usta, jednak nic nie powiedział. Uciekł spojrzeniem od twarzy Hermiony, nie mogąc dłużej na nią patrzeć. Ten widok za bardzo go bolał. W końcu nastolatka miała rację. Nie potrafił nic, poza niszczeniem wszystkiego, co napotka na drodze. Prawda faktycznie boli najbardziej.

— Zepsułem ci ten cudowny wieczór? — zakpił po chwili ciszy, kiedy jedynym odgłosem w opustoszałym korytarzu był szloch brunetki.

— Tak! Świetnie się bawiłam, dopóki nie postanowiłeś mi tego zepsuć! Na kilka godzin byłam w stanie nie myśleć o tobie i oczywiście musiałeś nas zaczepić i na nowo wedrzeć się do mojej głowy! — rzucała kolejnymi oskarżeniami, podczas których blondyn tylko niezauważalnie zwiększał odległość między nimi. Raz po raz coraz lepiej rozumiał całą tę sytuację. Czuł, że wewnętrzne gnicie i zapadanie się w sobie dopiero rozpoczął. Tym bardziej teraz nie był w stanie popatrzeć na Gryfonkę. Schował dłonie w kieszeni spodni, powoli trawiąc słowa dziewczyny.

— Rozumiem — przerwał jej w końcu melancholijnym głosem — już chyba... aż za dobrze to zrozumiałem.

— Co takiego? — warknęła znowu Hermiona, jednak już o wiele spokojniej, jakby zbita z tropu. W końcu Draco nabrał w sobie tyle odwagi, by móc podnieść głowę na brunetkę.

— Stoję tobie i Jordanowi na drodze do prawdziwego szczęścia — stwierdził z przekonaniem — ale spokojnie. Mam pomysł, jak ci udowodnić, że mówię prawdę w tym wszystkim. Jednak... to zapewne niczego już nie zmieni. — Z rozżaleniem zauważył załamanie w swoim głosie.

— Draco... — Hermiona próbowała podejść do Ślizgona, jednak to on tym razem był tym, który zachowuje między nimi dystans.

— Przyjdź jutro w nocy na Wieżę Astronomiczną — rozkazał, przełykając swoje chwilowe załamanie — chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie kłamałem, ani nie szukałem sposobu, by cię wykorzystać. Tylko tyle jeszcze od ciebie wymagam. Potem odpuszczam. Niech Lee pozwoli ci na zapomnienie o mnie.

Po policzkach Hermiony popłynęły kolejne łzy. Pokręciła głową na boki, nie mogąc skleić sensownego zdania.

— To twój chory wymysł — próbowała rozpaczliwie cokolwiek zrobić, ale Ślizgon powoli wycofywał się. Decyzja zapadła.

— Nie będę już dalej niszczył nastroju, który zbudował Jordan — stwierdził ze stanowczością.

— Lee jest tylko przyjacielem! Przestań w końcu być taki irytujący! — krzyczała za blondynem.

— Daj mi w spokoju pomyśleć — zażądał Ślizgon, a potem pospiesznie odszedł, zostawiając zrozpaczoną Gryfonkę w pustym, ciemnym korytarzu. Trucht zamienił w bieg, chcąc uciec możliwie szybko jak najdalej od niej.

Tym razem to była jej wina. Ta myśl poprawiała mu humor, jednak nie tak bardzo, jakby tego chciał. Jeszcze słyszał jej płacz, ale wiedział, że za moment dziewczyna dotrze do Wieży Gryffindoru, gdzie wpadnie w ramiona Jordana, który szybko poprawi humor nastolatce, ponownie - jak to sama powiedziała - wyrzucając z głowy brunetki jego, Dracona Malfoya.

— Jestem durniem — stwierdził, stając w pół kroku. Chwycił za swoje włosy, a następnie nimi mocno szarpnął, zadając sobie ból. — Dureń, dureń, dureń! — powtarzał raz po raz — zrób w końcu coś właściwego — warknął, coraz bardziej rozżalony. W końcu zdał sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił. Co powiedziała Gryfonka i co powiedział on. Pierwsza łza popłynęła po jego rozgrzanym policzku. Już wiedział, czym jest ta właściwa rzecz do zrobienia.

Błyskawicznie odwrócił się w kierunku tej części korytarza, w której zostawił samotną dziewczynę i pobiegł ponownie wzdłuż tych samych kamiennych ścian. Nie słyszał już szlochu, co spowodowało tylko to, że przyspieszył. Musiał ją jeszcze złapać. Rozeźlony sam na siebie starł łzy z policzków, nie będąc z nich dumny. W końcu jednak uznał, że w tym wszystkim są najmniej istotne.

Minął miejsce, w którym zostawił nastolatkę, z rozczarowaniem zauważając, że nie było jej już tam. Ruszył biegiem dalej, błagając w myślach, aby jeszcze nie odeszła zbyt daleko. Ślizgiem wpadł w zakręt i tam dostrzegł Hermionę. Serce mocniej mu zabiło z ulgi, która zalała jego wnętrze. Stanął na ułamek sekundy w miejscu, obserwując zgarbioną postawę Gryfonki powolnie dreptającej w stronę Wieży Gryffindoru. W dalszym ciągu pociągała nosem i mógł się założyć, że również nadal świeże łzy studziły jej zaczerwienioną twarz. W dłoniach trzymała swoje buty, które faktycznie musiały już poranić jej nogi. Wcześniej nie zauważył, jak ładnie wyglądała w różowej, długiej sukience, a teraz była w tak opłakanym stanie, że nawet nie potrafił pomyśleć, iż wyglądało to uroczo, lub pociągająco. Wziął ostatni głęboki wdech i ruszył dalej, po chwili będąc już parę kroków za Gryfonką. Kolejny raz w ciągu ostatnich kilkunastu minut chwycił ją za ramiona i pchnął w kierunku ściany.

— Daj już... — poprosiła łamliwym głosem, jednak nie zdążyła dokończyć myśli. Draco urwał wszelkie jej słowa, które mogłyby zniszczyć tę chwilę, całując nastolatkę. Pierwszy raz od kilku miesięcy poczuł, że jest wreszcie na swoim miejscu. Objął dziewczynę w pasie, a gdy ta, zamiast go odepchnąć, zarzuciła ręce na jego szyję, zadrżał niekontrolowanie. Szczęście błyskawicznie zalało jego wnętrze. Nie potrafił ukryć uśmiechu. Obydwoje zgodnie pozwolili sobie na chwilę odpoczynku od kłótni, żali i złości.

— Wcale nie chcę odpuszczać — mruknął po dłuższej chwili, opierając swoje czoło o czoło nastolatki.

— Ja też — przyznała cicho, ponownie przywierając wargami do ust chłopakami. Dłońmi zjechała na marynarkę blondyna, na której zacisnęła palce — nie miałam możliwości jeszcze powiedzieć, jak bardzo mi się podoba ten twój garnitur.

Śmiech Ślizgona wypełnił korytarz. Mocniej owinął ręce wokół ciała dziewczyny, przyciskając ją do swojej klatki piersiowej. Z rozkoszą wypuścił wstrzymywane powietrze z płuc, pozwalając sobie na ponownie wdychanie zapachu włosów Hermiony. Tęsknił za tym. Teraz zdał sobie sprawę z tego jak bardzo. Jeździł dłońmi po plecach brunetki, a ta delikatnie drżała w jego ramionach.

— I co, nadal uważasz, że Lee jest w stanie lepiej poprawić ci humor? Wystarczająco przypomniałem ci piątą klasę? — zapytał z nieukrywaną satysfakcją w głosie. Tym razem to dzięki niemu dziewczyna przestała płakać.

— Nie mówiłam, że lepiej poprawia mi humor — mruknęła urażonym głosem.

— Ale powiedziałaś, że jest w stanie wyrzucić ci mnie z twojej głowy — wywrócił teatralne oczami, zaciskając mocniej palce na materiale sukienki Gryfonki — mam ochotę mu za to obić twarz.

— Daj już spokój — szepnęła, biorąc głęboki wdech i odrywając głowę od jego klatki piersiowej, by móc spojrzeć w oczy chłopaka. Przez chwilę patrzyli tylko na siebie, kołysząc się na boki. Draco nie chciał, aby ten chwilowy spokój został zakłócony i to ponownie z jego winy.

— Przyjdź jutro — poprosił, zmieniając temat.

— Przyjdę, o ile nie będzie to nasze ostatnie spotkanie — jej głos znowu uległ załamaniu, a blondyn dostrzegł, jak zaczyna szybciej mrugać — nie chcę, żebyś odpuszczał.

— Też tego nie chcę — przyznał, przenosząc dłonie na twarz nastolatki — wierzę, że mój nowy plan wszystko naprawi. — Pomierzwił gorliwie włosy dziewczyny, zastanawiając się, czy to nie jego ostatnia okazja, by to robić.

— Co to za plan? Co ci chodzi po głowie?

— Dowiesz się jutro — zapewnił z szerokim uśmiechem, ostatni raz całując dziewczynę.

Tak naprawdę nie miał żadnego planu. Liczył na to, że znajdzie jakiekolwiek rozwiązanie w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin. Coś na tyle dobrego, żeby Hermiona w końcu wszystko zrozumiała. Wiedział, że jego sytuacja nie wyglądała najlepiej i czuł ogromną presję. Co jak co, ale chyba ponownie wkopał się w problemy.

~~~

W końcu Draco dotarł do lochów, a tam ponownie nabrał ochoty na to, by jedyne co zrobić, to położyć się w swoim łóżku. Przetarł zmęczone oczy, ale mimo wszystko nie potrafił powstrzymać uśmiechu i takiej... wewnętrznej radości. Co prawda sytuacja pomiędzy nim, a Hermioną nie uległa jakimś wielkim zmianom. Nadal zostawał im jeden dzień, by wyjaśnić sobie sprawy między sobą, a następnie dyrektor wraz z opiekunami ich domów zamierzali wyczyścić im pamięć. Do Dracona jeszcze nie do końca docierała ta informacja. Na razie umysł miał zajęty jutrzejszą nocą i problemem odnośnie tego jego "idealnego" planu. Przejęty tą sprawą, wrócił na ziemię dopiero wtedy, gdy wszedł do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Wziął głęboki wdech i rozpiął swoją czarną koszulę, kierując kroki do dormitorium. Kiedy docierał do schodów, usłyszał hałas za sobą. Ze zmarszczonymi brwiami odwrócił głowę w kierunku sofy położonej w centrum pomieszczenia.

— Pansy? — mruknął, widząc, jak dziewczyna opuszcza nogi na podłogę i ziewając, siada. Popatrzyła na niego z jeszcze na wpół przymkniętymi powiekami, ale po paru sekundach wpatrywania się w sylwetkę nastolatka, oprzytomniała. Wyprostowała plecy, próbując poprawić pomierzwione włosy. — Co ty tutaj robisz? — zapytał, robiąc krok w kierunku sofy.

— Nie mogłam spać — wzruszyła ramionami — poza tym miałam nadzieję, że cię spotkam — dodała, kolejny raz przeciągle ziewając. Chłopak zastanawiał się chwilę, aż w końcu z niechęcią podszedł bliżej Ślizgonki.

— Chciałaś coś ważnego? — Usiłował jak najszybciej zakończyć dyskusję z brunetką i w końcu dotrzeć do dormitorium.

— Tylko... porozmawiać — odparła z wahaniem, a kiedy Draco nic nie odpowiedział, wywróciła teatralnie oczami — wiesz... myślałam, że nasza chwilowa rozłąka otworzy ci oczy i... no na pewno nie chciałam, żebyśmy przestali rozmawiać. — Popatrzyła na niego karcąco, na co chłopak przejechał dłonią po włosach i mruknął coś niewyraźnie pod nosem. Jeszcze tego mu brakowało. — Liczyłam na to, że faktycznie w końcu się postarasz, ale... chyba się przeliczyłam. Jak naprawdę nie chcesz tego kontynuować, to po prostu powiedz, bo pomimo naszej sprzeczki, ja nadal czekam na twój ruch.

— Oczywiście — prychnął — jak zwykle piłeczka leży po mojej stronie! Czemu cały mój świat krąży wokół udowadnianiu? Malfoy, udowodnij to, Malfoy udowodnij to, Malfoy udowodnij to. Nic tylko pokaż, wykaż, udowodnij, uzasadnij. Nie jestem w tym dobry, okey? — mówił coraz głośniej i szybciej, kolejny raz tracąc kontrolę nad sobą. Do dzisiejszej nocy nie zdawał sobie sprawy z tego, ile emocji drzemie w nim, zachowane gdzieś na dnie. Wszystkie jednak w ostatnich godzinach wybuchały.

— A co takiego masz niby jeszcze do udowodnienia? — prychnęła Pansy, przerywając potok słów Ślizgona.

— Wszystko! Ciągle ktoś tego ode mnie żąda! Voldemort, rodzice, dziewczyny...

— Oooo, dziewczyny? — nastolatka wstała ze swojego miejsca i zrobiła kilka kroków w stronę swojego chłopaka — a jakie to niby DZIEWCZYNY poza mną każą ci coś udowadniać? — warknęła, podejrzliwie skanując twarz Dracona. Ten tylko potarł kark, wiedząc, że teraz już całkowicie ugrzązł w błocie problemów.

— Pansy — zaczął, próbując pozbierać myśli — mówiąc "dziewczyny" nie chodziło mi o to, co zapewne wpadło ci do głowy.

— Jasne — warknęła — masz kogoś innego? Dlatego jesteś dla mnie taki oschły? Bądź w końcu facetem i powiedz mi to w twarz! — rozkazała, tupiąc przy tym nogą z wściekłości. Ślizgon mocno zagryzł wewnętrzną stronę policzka, próbując powstrzymać chęć wykrzyczenia całej prawdy. Nie mógł jednak tego zrobić, a cisza również nie działała na jego korzyść. - Mów w końcu! Nie po to czekałam na ciebie pół nocy! Chce po prostu wiedzieć, na czym stoję!

— Stoisz nad przepaścią i już niewiele dzieli cię od tego, abym cię do niej wepchnął razem z tą całą twoją chorą prawdą — warknął, czując, jak traci kontrolę nad słowami. Zdał sobie sprawę z tego, że przecież nie może starać się o Hermionę, podczas gdy nadal chodził z Pansy. Jak to niby miało wyglądać? Może do następnego dnia wymyśli coś, czym w końcu przekona do siebie Gryfonkę. I co wtedy? Po cudownym czasie spędzonym w ramionach swojej prawdziwej dziewczyny wróci do lochów, by tam spędzić resztę czasu u boku udawanej dziewczyny? Jak w ogóle mógł patrzeć na siebie w lustrze... musiał przyznać, że sam zgotował sobie taki los. I faktycznie, decyzja w końcu wymagała męskiej decyzji. Albo w prawo, albo w lewo.

"Czasami tak już bywa, że gdy człowiek biega na zbyt wiele frontów, w końcu gubi drogę."

— Zatem zepchnij mnie! Proszę bardzo! — krzyczała dalej Pansy, nie dając chłopakowi wyboru.

Nadszedł w końcu czas na to, co właściwe.

— Kocham kogoś innego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top