Rozdział 20 - Nieproszony gość

— Gotowy? — zapytała Hermiona, zerkając nerwowo na przyjaciela i mocniej zaciskając palce na jego ręce.

— Gotowy! — kiwnął energicznie głową, a na jego twarzy uformował się szeroki uśmiech. Iskierki tańczyły w oczach rozweselonego chłopaka, który ze zniecierpliwieniem przestępował z nogi na nogę.

— Widzę, że eliksir szczęścia dodał ci pewności siebie — parsknęła Gryfonka, na co Harry kolejny raz przytaknął.

— Czuję, że dzisiaj mi wyjdzie — stwierdził twardo i ostatni raz poprawił swoją szatę. Teraz już zdecydowanie byli gotowi na realizację planu opracowanego przez nastolatkę, więc ruszyli w tę część zamku, gdzie miało odbyć się przyjęcie. Z czasem, gdy byli coraz bliżej, do ich uszu docierały dźwięki muzyki, przytłumione odgłosy śmiechów i niezrozumiałe fragmenty rozmów. Hermiona zerknęła na swojego przyjaciela i dostrzegła, że z każdym krokiem zalewała go coraz większa ekscytacja. Ten widok również jej dodawał odwagi i pewności. Miała nadzieję, że wszystko pójdzie po ich myśli.

W końcu dotarli do gabinetu profesora Slughorna, który był przepełniony uczniami i nauczycielami Hogwartu. Harry i Hermiona stanęli w progu, wodząc wzrokiem po znajomych twarzach. Parę osób kiwnęło w ich kierunku, machnęło ręką, albo powitało szerokimi uśmiechami, jednak to gospodarz postanowił podejść.

— Jak miło, że już jesteście! — krzyknął, rozkładając ręce. Z uwielbieniem spojrzał na Gryfona, którego brunetka nadal trzymała za ramię, natomiast ją z początku nie obdarzył ani jednym zerknięciem. Przełknęła dumę i mimo to uśmiechnęła się szeroko. — Przybyliście w samą porę! Moje przyjęcie nabiera rozpędu! — zarechotał, przejeżdżając dłonią po głowie i wodząc wokół wzrokiem. Na jego policzkach lśniły czerwone plamy, czoło pokryły kropelki potu, a oczy przesłaniała mgiełka. Hermiona nabrała pewności, że wyłudzenie wspomnienia od nauczyciela może być całkiem prostym zadaniem.

— Słychać je na drugim końcu zamku — rzucił Harry, kiwając głową z aprobatą — myślę, że to będzie jedno z lepszych wieczorów w Hogwarcie. — Chłopak zerknął na swoją towarzyszkę, szukając poparcia.

— Ooo, przyprowadziłeś pannę Granger — ucieszył się nauczyciel, jednak widać było, że nie tak bardzo, jak na widok Gryfona —  właśnie, Harry. Koniecznie musimy sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie! — krzyknął z entuzjazmem, łapią nastolatka za rękę. Szybko wyszarpał go z objęć brunetki i pociągnął gdzieś za sobą. W ostatniej chwili chłopak jeszcze zdążył spojrzeć w kierunku przyjaciółki, posyłając jej przepraszający uśmiech. W odpowiedzi Gryfonka pokazała mu kciuk w górę, a potem profesor Slughorn wraz z uczniem przepadli w tłumie. W zasadzie to przynajmniej plan jak na razie szedł w miarę dobrze. Nawet lepiej niż sądzili. Nie musieli biegać za nauczycielem i próbować go zagadywać. Sam z siebie wykonywał kawał dobrej roboty. Teraz jednak dziewczyna pozostała na jego przyjęciu teoretycznie sama, nie mając co ze sobą zrobić. Wzięła głęboki wdech, szukając kogoś znajomego wokół siebie.

— Może wina? — Usłyszała nagle koło siebie, a potem ujrzała tacę z kieliszkami. Uniosła głowę na tego, kto ją trzymał i odetchnęła z ulgą. Chyba znalazła sobie towarzystwo.

— Lee! — krzyknęła z szerokim uśmiechem na twarzy — jak dobrze cię widzieć!

— Wzajemnie — również uniósł kąciki ust i zeskanował dziewczynę wzrokiem — ładnie wyglądasz.

Hermiona zerknęła na swoją różową sukienkę, którą automatycznie wygładziła ręką.

— Ty też nieźle się prezentujesz w tym garniturku — pochwaliła chłopaka — czemu w ogóle roznosisz wino?

— Nie zostałem zaproszony na przyjęcie — wywrócił oczami — mogłem się wkręcić tylko jako kelner.

Gryfonka wykrzywiła usta w grymasie. Zachowanie profesora Slughorna jej zdaniem przekraczało wszelkie granice. Faworyzacja uczniów nigdy nie kończy się dobrze.

— A ty z kim przyszłaś? — zapytał, poszukując wzrokiem potencjalnego partnera nastolatki.

— Z Harrym. Czyli w zasadzie sama — parsknęła śmiechem, rozkładając bezradnie ręce.

— Przynajmniej nie roznosisz przekąsek młodszym od siebie — prychnął — znaczy ja już też nie. Wkopałem w to Neville'a — dodał ze śmiechem, w czym od razu wtórowała mu Hermiona.

— Mogę ci potowarzyszyć, jeśli chcesz — zaproponowała — Harry pewnie przepadł na resztę wieczoru. — Wzruszyła ramionami, zastanawiając się, czy w takiej chwili jakikolwiek punkt z ich planu miał jeszcze znaczenie. Gryfon wypił Felix Felicis, natomiast sądząc po wyglądzie Slughorna, ten opróżnił nie jeden kieliszek wina, co potęgowało szanse Gryfona na powodzenie w misji.

— Jasne, że chcę — Lee energicznie pokiwał głową — może jak już to wszystko rozdam, to będę miał piętnaście minut na normalne rzeczy. — Ze świstem wypuścił powietrze z płuc, spoglądając na trzymaną tackę. Nastolatka z chęcią przystanęła na tym i ruszyła za chłopakiem. Przy okazji mogła zobaczyć, kto "miał zaszczyt" pojawić się na uroczystości profesora Slughorna.

— Ooo, tam jest Neville. — Gryfon szturchnął ją łokciem i wskazał palcem w bok. Powędrowała tam wzrokiem i ujrzała przyjaciela w takim samym stroju jak Lee, który trzymał tackę z jakimś jedzeniem. Zaczepiał ludzi wokół, podsuwając im naczynie pod nos, ale jakoś nikt specjalnie nie chciał się tym częstować. Hermiona ze skruchą patrzyła na chłopaka z mizerną miną.

— Jakoś twoje wino szybciej ubywa — zauważyła, formując usta w grymasie.

— Wiadomo — parsknął Lee — sądzisz, że dlaczego wkopałem w przekąski kogoś innego? — Uniósł wysoko brwi, dumnie wypinając pierś.

— Jesteś okropny. — Nastolatka wywróciła oczami ze śmiechem.

— Niektóre rzeczy bez względu na wszystko się nie zmienią — stwierdził żartobliwie, a potem wskazał palcem w innym kierunku — patrz, a tam jest Ginny z Deanem.

Nastolatkowie przystanęli na moment i patrzyli na parę, krzywiąc nieznacznie usta. Wyglądało na to, że właśnie obserwowali jedną z ich częstych kłótni. Nie byli w stanie z takiej odległości i przy takim gwarze cokolwiek usłyszeć, ale napięte mięśnie, energiczne gestykulacje i błysk nienawiści w oczach nie zostawiały żadnych złudzeń. Po kilku kolejnych sekundach było już po wszystkim - pierwsze łzy wypłynęły na policzek Ginny, która odwróciła się i szybko odbiegła. Pozostawiony samotnie chłopak pomierzwił ręką włosy i zagryzł mocno wargi, wyraźnie jeszcze ogarnięty furią.

— Sądzisz, że powinnam iść za nią? — zapytała z niesmakiem Hermiona. Nie była już w stanie dostrzec nigdzie przyjaciółki, ale zapewne opuściła gabinet Slughorna. Mogła też przypuszczać, że na miejsce do płaczu wybrała łazienkę, więc raczej szybko by ją odnalazła.

— Nie — odparł twardo Gryfon obok — pewnie potrzebuje pobyć sama.

Nastolatka wykrzywiła usta w podkówkę, ale wiedziała, że Lee miał rację. Postanowiła porozmawiać z dziewczyną dopiero następnego dnia. Dawno tego nie robiły, więc tym bardziej musiała się tym zająć. Może w końcu przemówi brunetce do rozsądku i nakłoni do rozmowy z Harrym? W końcu obydwoje coś do siebie czuli, ale zamiast o tym porozmawiać, woleli szukać sobie innych połówek. To nie miało najmniejszego sensu.

Gryfoni postanowili zostawić Deana samego, zanim zauważył, że dwójka ciekawskich uczniów go obserwuje. Ruszyli dalej, wskazując sobie kolejne znajome twarze. Gdzieś w tym tłumie przez ułamek sekundy Hermiona dostrzegła Harry'ego, jednak nim zdążyła za nim zawołać albo ruszyć, by dopytać, jak mu szło, nastolatek ponownie przepadł.

— Ooo, zobacz! A tam jest... — zaczął jej nowy towarzysz, wyciągając rękę w kolejnym kierunku, ale błyskawicznie urwał, opuszczając ją gwałtownie. Hermiona zmarszczyłam brwi, zaskoczona jego zachowaniem. Próbowała wychwycić osobę, którą Gryfon mógł wskazać, ale ten z jakichś powodów nie chciał do tego dopuścić. Wolną rękę zarzucił na ramiona dziewczyny i obrócił ją o sto osiemdziesiąt stopni.

— O co chodzi? — Usiłowała odwrócić głowę, by spojrzeć jeszcze kątem oka za siebie, ale Lee tylko bardziej docisnął ją do swojego boku.

— Nic takiego — zapewnił z szerokim uśmiechem, jednak dziewczyna od razu dostrzegła fałsz w jego zachowaniu.

— Zostaw mnie — fuknęła poirytowana i zrzuciła z siebie rękę bruneta. Stanęła ponownie przodem do kierunku, w którym z początku szli i zeskanowała jeszcze raz wszystkich ludzi przed sobą. Nie dostrzegła jednak niczego szczególnego. Była coraz bardziej zaniepokojona tym, co mógł zobaczyć Jordan. Popatrzyła na niego pytająco i ze zdziwieniem zauważyła, że jej przyjaciel jeszcze bardziej posmutniał.

— Przykro mi — rzucił, wykrzywiając usta.

— O co chodzi? — dopytywała, nic z tego nie rozumiejąc.

— Nooo... Ron — powiedział o wiele ciszej i dopiero wtedy Hermiona zdała sobie sprawę z tego, że przed nimi pod ścianą w objęciach Lavender stał rudzielec. Nastolatka ciągle cicho coś mówiła do chłopaka, który sam niewiele się odzywał. W ciągu paru sekund Gryfonka zauważyła nawet, jak jej przyjaciel przewraca oczami, korzystając z faktu, że Brown opierała głowę na jego klatce piersiowej i nie mogła tego zauważyć. Brunetka omal nie zachichotała, zanim zdała sobie sprawę z tego, że przecież jest w chłopaku "zakochana". Ze zgrozą spojrzała na Lee, który nadal miał ewidentnie współczującą minę.

— Nie... — zaczęła, ale również w porę urwała. Chrząknęła zażenowania i ponownie stanęła plecami do nowej pary.

— Nic nie musisz mówić — zapewnił nastolatek, pocieszające gładząc rękę Gryfonki — widziałem to i... pewnie ci ciężko.

— Ohhh no tak, tak, bardzo — zaczęła z siebie pospiesznie wyrzucać słowa, nie mogąc uwierzyć w to, w jakiej sytuacji się znalazła — ale wiesz co... chyba... oczywiście nie tak łatwo, ale chyba zapomnę. Tak, tak zrobię. — Nieprzekonywujący uśmiech zawitał na jej twarzy, jednak o dziwo Lee odwzajemnił go.

— Na pewno dzisiaj nie możesz o tym myśleć — stwierdził zdecydowanym głosem — chodź, zostały mi ostatnie cztery kieliszki.

Chodzili wokół skupisk uczniów, żartując i opowiadając sobie różne historie. W zasadzie to nawet momentami zapominali zaczepiać ludzi. W rezultacie krążyli w koło z tacką, nie mogąc pozbyć się zawartości na niej.

— Harry! — krzyknęła w pewnym momencie dziewczyna, machając w kierunku bruneta. Stał samotnie, wodząc wzrokiem po pomieszczeniu, najwyraźniej kogoś poszukując. Kiedy spotkali się spojrzeniem, na jego twarzy zawitała ulga, więc zapewne to właśnie jej potrzebował. Pospiesznie podszedł do dwójki Gryfonów, potrącając po drodze paru uczniów.

— Tu jesteście! — rzucił, biorąc głęboki wdech.

— Jak ci idzie? — zapytała nastolatka z beztroskim, szerokim uśmiechem, nadal co jakiś czas chichocząc z tego, co przed momentem powiedział jej nowy towarzysz.

— Zgubiłem go — mruknął Gryfon przejętym głosem, ponownie wracając do rozglądania się.

— Jak to zgubiłeś? — Hermiona nieco spoważniała, jednak po zerknięciu na Lee kolejny raz wybuchnęła śmiechem. Harry wyglądać na nieco poirytowanego.

— No normalnie! Zgubiłem. Nie wiesz, jak się ludzi gubi? — warknął, opierając ręce na biodrach i zagryzając wargę — nie widzieliście go? Albo macie pomysł, gdzie mógł pójść?

— O kim w ogóle mówicie? — zapytał starszy Gryfon, przekrzywiając głowę i widząc wzrokiem między przyjaciółmi.

— O Slughornie — wyjaśniła dziewczyna, a uśmiech zniknął z jej twarzy. Przejechała dłońmi po niej, próbując zebrać myśli.

— Po co on wam? — dociekał nadal, jednak żadne z nich nie wyglądało na chętnych do wciągnięcia Lee w tę historię.

— Nie ważne — Harry machnął lekceważąco ręką — co mam zrobić?

— Jak to co? No znaleźć go. Może ktoś inny widział, gdzie idzie — rzuciła nastolatka, również wodząc wzrokiem wokół siebie. Nigdzie jednak nie widziała niskiego, łysiejącego mężczyzny.

Na moment zapanowała cisza między Gryfonami, którzy poszukiwali wzrokiem nowego nauczyciela od eliksirów. Po rozluźniającym czasie spędzonym z Lee, Hermiona na nowo poczuła zdenerwowanie i strach. Przestępowała z nogi na nogę, powtarzając w myślach, że ich plan musiał się udać. I to dziś. Harry nie mógł zmarnować faktu, że wypił płynne szczęście. 

— A to nie on tam stoi? — odezwał się nagle Lee — chyba rozmawia z profesor McGonagall.

Hermiona i Harry błyskawicznie powędrowali wzrokiem w miejsce, gdzie patrzył obecnie Jordan i z ulgą wypuścili wstrzymywane powietrze.

— Tu cię mam! — mruknął Gryfon, obserwując, jak nauczyciel żywo gestykuluje, opowiadając kobiecie jakąś historię.

— Ty to każdego wytropisz — zaśmiała się Hermiona, z podziwem patrząc na chłopaka.

— Mogę to? — zapytał niespodziewanie Harry, zanim nastolatek zdążył coś na to odpowiedzieć. Wraz z dziewczyną skierowali wzrok na przyjaciela, który wskazywał na tackę z winem.

— Po co? — Hermiona zmarszczyła brwi i dopiero teraz zrozumiała, co musiało chodzić Gryfonowi po głowie — nie zrobisz tego!

Harry popatrzył na nią pytająco, a potem wywrócił oczami.

— Po pierwsze muszę mieć powód, żeby podejść — zapewnił, chwytając za dwa kieliszki — a po drugie, jeszcze jedno mu nie zaszkodzi.

— Chcesz pić z nauczycielem? — zapytał z powątpieniem Lee, patrząc na naczynia w dłoniach bruneta.

— Nieee, drugi jest dla McGonagall.

— Wiesz co... — starszy z uczniów zamyślił się na moment, a potem podsunął tackę bardziej pod nos bruneta — zamiana — wyjaśnił, kiedy chłopak dziwnie na niego popatrzył. Z lekkim powątpieniem odłożył kieliszki z powrotem, a wtedy Lee wykorzystał okazję i wepchnął całe metalowe naczynie do dłoni nastolatka. Harry uniósł brwi, zaskoczony nieco tym, co Jordan robił. Ten jednak to zignorował i tym razem on chwycił za dwa kieliszki, zostawiając na tacy kolejne dwa. — No co? — wzruszył ramionami, gdy zobaczył niezrozumiałe spojrzenia swoich towarzyszy — teraz lepiej wygląda.

— No dobra — Gryfon przewrócił oczami — to ja idę. Dzięki.

— Powodzenia! — rzuciła za nim Hermiona, ale chłopak już zniknął w tłumie innych osób i nic nie odpowiedział.

— I w tym sposobem pozbyłem się kolejnego problemu — powiedział z szerokim uśmiechem Lee, wciskając Hermionie jeden z kieliszków. Ta parsknęła śmiechem, kręcąc głową z niedowierzaniem.

— Jesteś niemożliwy — zapewniła, klepiąc towarzysza po ramieniu.

— To moja specjalność — zironizował i machnął lekceważąco ręką, na co Hermiona ponownie zachichotała.

— Myślałam, że bez bliźniaków się wypaliłeś... — Również zakpiła z szerokim uśmiechem.

— A to już było bezczelne — szturchnął ją ramieniem, mimo wszystko unosząc kąciki ust wysoko do góry.

Obydwoje szybko opróżnili swoje kieliszki, wiedząc, że za moment ich zawartość może wylądować na dywanie profesora Slughorna, jeśli nadal będą się trącać. W pewnym momencie Hermiona zdała sobie sprawę z tego, że w ciągu całego wieczoru ani razu nie pomyślała o problemach, które przytłoczyły ją w ostatnim czasie. Zero smutków, zero furii, zero nauczycieli chcących grzebać w jej pamięci, zero Śmierciożerców, zero spalonych domów i co najważniejsze - zero Malfoya. Tylko śmiech, rozmowa o niczym i dobrze spędzony czas.

— Zrobiłaś sobie pamiątkowe zdjęcie z profesorem? — zapytał, gdy przed nimi jakaś para stanęła naprzeciwko aparatu. Blask lampy błyskowej na moment oślepił obserwujących to nastolatków, a potem zadowoleni uczniowie ruszyli odebrać fotografię.

— Nie zasługuję na taki zaszczyt — prychnęła z wyraźną kpiną w głosie.

— Służba także — rzucił ze śmiechem, gładząc swój garnitur. Dziewczyna ponownie poczuła irytację przez tę śmieszną hierarchię nauczyciela. No cóż. Musiała pogodzić się z faktem, że nie wyląduje na półce profesora Slughorna, co przyszło jej z łatwością. Chciała wziąć kolejny łyk wina, jednak ich kieliszki były już puste. Wydęła wargi, opuszczając dłoń.

— A służba nie ma jeszcze czegoś do picia? — zerknęłam na przyjaciela z udawaną smutną miną.

— Specjalnie dla ciebie dużo wody. — Potrząsnął pieszczotliwie ramieniem nastolatki, z trudem ukrywając uśmiech. W odpowiedzi przewróciła oczami.

— Niech ci będzie — mruknęła i wręczyła chłopakowi swój kieliszek. Obdarzył ją rozbawionym spojrzeniem i odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Gryfonka przez chwilę myślała, czy powinna za nim ruszyć, ale ostatecznie odeszła w kierunku ściany, o którą oparła plecy. Chwilę bezczynnie stała, obserwując ludzi wokół. Nie widziała już nigdzie ani Ginny, ani Deana, ani tym bardziej Rona i Lavender. Również Neville, który jeszcze chwilę wcześniej gdzieś krążył po gabinecie, teraz przepadł. Nikogo z kim mogłaby chociaż chwilę porozmawiać. Zgarbiła nieznacznie plecy, sprawdzając dłońmi, w jakim stanie był jej kok. Parę niesfornych kamyków wypadło ze starannego upięcia, opadając na jej twarz. Wolała już nie bawić się w ponowną pracę nad fryzurą, więc zostawiła je w takim nieładzie. Żartobliwie pomyślała sobie, że i tak nie zyska już aż takiej sympatii i sławy u Slughorna.

— Zostaw mnie! — Usłyszała nagle znajome warknięcie. Uniosła gwałtownie głowę, próbując zlokalizować ucznia, który na nowo wtargnął do głowy dziewczyny. Czuła, jak bicie jej serca przyspiesza, a przez ciało przepływa prąd.

— Tylko jego tu brakowało — stęknęła cicho do siebie, czując, jak blednie.

— Słyszysz?! Puszczaj! — krzyczał dalej, tym samym przerywając wszelkie rozmowy w gabinecie Slughorna. Nawet muzyka w pewnym momencie została przyciszona. W ciągu paru kolejnych sekund Hermiona mogła zobaczyć Ślizgona ciągniętego przez woźnego Hogwartu. Dracon usiłował uwolnić rękę z uścisku mężczyzny, jednak na próżno.

— Ej! Ej! — znikąd pośrodku sali stanął profesor Slughorn, z niedowierzaniem taksując wzrokiem dwóch nowych gości — co tutaj się dzieje? Co to za krzyki? Psujecie moje przyjęcie!

Zgromadzeni ludzie rozeszli się na boki, zostawiając tym samym więcej przestrzeni dla nauczyciela i nadal walczącego z Filchem Ślizgona. W końcu jednak blondyn uniósł głowę i obdarzył Slughorna pogardliwym spojrzeniem.

— Panie profesorze! — przemówił ponownie woźny, spiesząc z wyjaśnieniami — nakryłem tego chłopaka, jak skradał się po korytarzu.

Dracon ponownie szarpnął ręką, jednak w dalszym ciągu nie potrafił uciec od mężczyzny. Łypnął na niego morderczo, napinając mięśnie. W tym czasie Hermiona z niedowierzaniem obserwowała całe zajście. Malfoy miałby chodzić w okolicach gabinetu Slughorna? Po co? Coś musiał kombinować albo też coś musiało się wydarzyć. I zapewne nic dobrego. Inaczej chłopak nie byłby taki zdenerwowany.

— Chciałem wkręcić się na przyjęcie, okey?! — warknął, odwracając ponownie głowę w kierunku gospodarza — co prawda nie zostałem zaproszony, ale uznałem, że to nie będzie aż taki problem — dodał z ewidentną pogardą w głosie. Pomimo w miarę logicznego wytłumaczenia, nastolatka mu nie wierzyła.

Akurat w tym samym momencie, gdy Ślizgon spojrzał na gospodarza uroczystości, za plecami nauczyciela bezszelestnie przeszedł Lee Jordan. Omiótł szybko wzrokiem całe pomieszczenie, wyraźnie zaskoczony nagłą zmianą atmosfery w gabinecie, a następnie skierował swoje kroki w stronę Hermiony. W dłoni ściskał szklankę wody, którą od razu podał dziewczynie. Gryfonka mruknęła coś w podziękowaniu, wracając spojrzeniem do widowiska. Tym razem jednak morderczy, mroźny wzrok blondyna spoczywał na niej. Drgnęła nieznacznie, robiąc krok w tył. Chrząknęła zakłopotana, przerywając kontakt wzrokowy ze Ślizgonem. Parę sekund obserwowania szarych oczu blondyna, w których tańczyły niebezpieczne iskierki, wystarczyło, by dać jej do zrozumienia, że wpadł w furię.

— Ej, wszystko w porządku? Jakaś taka... zielona się zrobiłaś — mruknął cicho jej towarzysz, zarzucając ręce na ramiona Gryfonki. Napięła mięśnie pod wpływem jego dotyku dziwnie kontrastującego z uporczywym spojrzeniem Dracona. Czuła, że to może skończyć się źle.

— Spokojnie — przed Slughorna wyszedł profesor Snape — wyprowadzę go stąd — zapewnił, zaciskając dłonie w pięści. Szybkim krokiem podszedł do chłopaka, którego błyskawicznie chwycił za rękę. Wyrwał go z objęć Filcha i odwrócił w stronę drzwi. Zanim jednak zdążyli opuścić pomieszczenie, Ślizgon po raz ostatni popatrzył na Hermionę, która akurat teraz, w tym niefortunnym momencie musiała stać w objęciach Jordana. Wykrzywiła usta w podkówkę, próbując dać chłopakowi niemo do zrozumienia, że nie ma powodów do obaw. Chyba jednak nie udało jej się tego przekazać, ponieważ nastolatek z rezygnacją pokręcił głową na boki i odwrócił wzrok. Kolejny raz go zawiodła.

— No dobrze, już dobrze — nerwowy śmiech profesora Slughorna wypełnił pomieszczenie w tym samym momencie, w którym Snape i Draco opuścili jego gabinet — możecie wrócić do zabawy — rzucił, a ludzie zgromadzeni wokół niego nieśmiali zaczęli kontynuować swoje rozmowy.

— Hermiona — ponownie do jej uszu dobiegł zaniepokojony głos Lee — napij się. Dobrze ci zrobi. — Wskazał palcem na ściskaną przez Gryfonkę szklankę. Rozkojarzona pokiwała głową i wzięła parę łyków zimnej cieczy. O dziwo faktycznie poczuła się nieco lepiej. Woda ostudziła emocje i oczyściła umysł nastolatki. Teraz z twardą miną uznała, że nie miała powodów do obaw. Nawet jeśli Ślizgon miałby wytknąć jej obecność na przyjęciu z Lee - a na pewno to zrobi - to przecież miała nad nim przewagę. Jordan był tylko dobrym kolegą. Do tego nie ona zerwała z blondynem, nie ona całowała jego największego wroga i nie ona tkwiła nadal w związku z osobą, której nienawidził do szpiku kości. To nie ona to wszystko zepsuła.

— Dziękuję — rzuciła do towarzysza, gdy w szklance nie zostało już ani kropli napoju.

— Nie ma sprawy — odebrał od niej naczynie i odstawił na stolik za sobą — jeśli chcesz, to mogę cię zaprowadzić do Wieży Gryffindoru.

Hermiona spojrzała na zatroskaną minę chłopaka, próbując drugi raz w ciągu tego wieczoru wyrzucić Dracona Malfoya ze swojej głowy. Wiedziała, że trafiając sama do pustego dormitorium, osiągnie całkowicie odwrotny efekt.

— Nie, zostanę jeszcze chwilę. Może do momentu, aż Harry będzie chciał już wracać — postanowiła, wymuszając uśmiech.

— Muszę roznieść kolejną tacę z winem. Neville się na mnie złości — Lee wykrzywił wargi w grymasie — chcesz mi dalej towarzyszyć?

— Jasne! — odparła bez chwili zastanowienia, czym wyraźnie rozweseliła Gryfona.

— To chodź, postaram się szybko z tym uwinąć — obiecał, na co brunetka kiwnęła głową. Idąc za chłopakiem, natrafiła wzrokiem na Harry'ego, który właśnie rozmawiał z profesorem Slughornem. Gryfon zerknął ponad ramieniem nauczyciela, wychwytując spojrzenie przyjaciółki. Ukradkiem pokazał uniesiony kciuk w górę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top