Rozdział 2 - Wszechobecna wściekłość

Słowa Harry'ego wyryły bolesny ślad w sercu Hermiony, a tym bardziej w jej umyśle. Nie dawały nastolatce wytchnienia dniami i nocami. Śniła o Draconie w postaci Śmierciożercy. Straszliwe obrazy same zasłaniały jej rzeczywisty świat. Wariowała, jednak nie dawała tego po sobie poznać. Pomimo faktu, iż argumenty bruneta były o wiele lepsze, pomijając sytuacje stawiające Malfoya w niekorzystnym świetle, zapominając o jego pochodzeniu, Hermiona nadal obstawała przy tym, że Harry nie  miał racji. To z niego próbowała zrobić szaleńca. Przekonać do paradoksalnego charakteru jego domysłom. Z całych sił wmówić zarówno jemu, jak i sobie, że to niemożliwe. Duże poparcie otrzymała ze strony Rona, który pomimo tego, iż niekiedy wyraźnie było po nim widać, że przyjmuje taką koncepcję do świadomości, zawsze murem stawał za Gryfonką. A ona sama, trzęsąc się na myśl o przyszłości, która nastałaby po takim obrocie spraw, obsesyjnie odliczała dni do rozpoczęcia roku szkolnego. 

Wszystko tak trwało do jednego, straszliwego momentu. Po tym wieczorze na długie dni z głów nastolatków całkowicie wyleciał temat Dracona. Przestał być ich najistotniejszym zmartwieniem. Jego miejsce skutecznie zastąpił pożar, który pochłonął całą Norę. A wraz z Norą wiele cennych rzeczy.

Teraz jednak nastolatkowie musieli zostawić osobiste sprawy za sobą. W obawie o losy bliskich Rona i z nieodstępującym ich pytaniem "co dalej", musieli w końcu wsiąść do pociągu. Jak co roku stanęli w centrum natłoku uczniów, jednak po raz pierwszy z tak olbrzymimi stratami. Harry bez ostatniego członka rodziny, Ron bez dachu nad głową, a Hermiona bez szczęścia, poczucia bezpieczeństwa i pewności, że nadal będzie mogła tworzyć parę z Malfoyem. Bo w końcu co to za miłość, gdy twój ukochany staje w szeregu ludzi chcących mordować niewinnych tego samego pochodzenia, co ty? Co to za miłość, gdy twój ukochany morduje takich, jak ty?

— Ron, jeszcze musimy iść na spotkanie prefektów. —  Gryfonka ponownie musiała przypomnieć przyjacielowi o tym wydarzeniu. Tym razem jednak ani na rudzielcu, ani na Harrym nie zrobiło to żadnego wrażenia. W obecnej chwili nic nie było w stanie poprawić lub pogorszyć ich nastrojów. 

— Poszukam Neville'a albo Luny — rzucił markotnie brunet, na co jego przyjaciele skinęli jedynie głowami i każdy poszedł w swoją stronę. Pomiędzy Hermioną i Ronem panowała cisza. Nie potrafili jej przerwać. Woleli trwać pogrążeni w swoich smutkach, zamiast wyłonić się ponad taflę tej egzystencji. Nie szukali żadnych tematów do rozmów, by zburzyć mur żalu i niezręczności. Brunetka drżała z emocji. Czekało ją pierwsze starcie z Draconem od czasu pamiętnego dnia na ulicy Pokątnej. Tego samego dnia jakimś cudem trójka przyjaciół zaczęła śledzić blondyna. To, co ujrzeli, wcale nie poprawiło dziewczynie humoru. 

W końcu dotarli pod odpowiedni przedział. Ron otworzył drzwi prowadzące do małego pomieszczenia, w którym znajdowali się już wszyscy prefekci i wpuścił dziewczynę przodem. Już przed wejściem jej serce mocniej zabiło, jednak gdy ujrzała opartą o kolana postać Dracona, całkowicie zatrzymało bicie. A jeszcze w momencie, gdy jego szare oczy padły na twarz Gryfonki, ta poczuła, jak jej ciało zalewa fala gorąca. Żołądek wywrócił parę fikołków, krew w żyłach zawrzała i błysk w oczach zalśnił śmiało. Ślizgon ponownie miał na sobie ten sam garnitur, który był już doskonale skrojony do jego sylwetki. Hermiona z trudem przełknęła ślinę. Była pewna, że uczucie, które obdarzyła chłopaka, bez trudu można było wyczytać z jej postawy i reakcji. Tego samego nie można było powiedzieć o Draconie. Niewzruszony spoglądał na nią kilka sekund. Przejechał wzrokiem od stóp do głów, przyprawiając nastolatkę o szaleńczy pęd motyli w brzuchu i powrócił do obserwowania swoich butów. Ani na moment nie uniósł minimalnie kącików ust, jego oczy nie zapłonęły, ciało nie drgnęło. Jakby uczucie ze strony chłopaka całkowicie się wypaliło, co niewyobrażalnie zabolało brunetkę. Wmówiła sobie jednak, że to tylko wyższy poziom aktorstwa Malfoya i niepewnie weszła do przedziału. Tak jak rok temu, jedyne wolne miejsce było na wprost Dracona. 

— Witajcie! Miło mi, że możemy ponownie spotkać się w takim gronie. — Prefekt naczelny oparł plecy o szybę pociągu i znacząco popatrzył na uczniów Gryffindoru. Hermiona zapłonęła rumieńcem nieprzyzwyczajona jeszcze do powrotu odznaki po tym wszystkim, co zaszło w piątej klasie. Razem z Ronem mogli jednak przypuszczać, iż ponowne wysokie stanowisko Dumbledore'a będzie równoznaczne z przywróceniem całkowitego ładu w Hogwarcie, jaki miał miejsce przed całą tą plątaniną różnych okropnych wydarzeń. Nastolatka nie była jednak jeszcze do końca pewna, czy nadal zależało jej na spełnianiu obowiązków prefekta. Przyłapała się na tym, że niechętnie przypinała ją do swojej szaty.

Dalsze słowa chłopaka szybko przestały być warte uwagi Hermiony. Pierwszy raz w życiu dziewczyna nie potrafiła kodować tego, co do niej mówiono. Jej podzielna uwaga zawiodła. Utkwiła spojrzenie w Draconie, a świat wokół przestał istnieć. Nie przejmowała się nawet tym, że jej natarczywy wzrok może zwrócić czyjąś uwagę. Za bardzo nurtował ją fakt, iż nastolatek robił wszystko, aby nie zerknąć na nią. Patrzył głównie na przemawiającego prefekta, coraz mocniej zaciskając dłonie na kolanach. Był to znak dla Gryfonki, że ignorowanie brunetki musiało być dla niego czymś ciężkim. Używał do tego całej siły woli. Role sprzed roku odwróciły się. Z bólem serca Hermiona przypomniała sobie, jak na początku piątej klasy podczas tego samego spotkania czuła na sobie palące spojrzenie Malfoya. Jeszcze wtedy była w stanie skupić uwagę na cennych radach prefekta. Teraz natomiast za bardzo oszalała. Było jej niezmiernie przykro, że tego samego nie było widać po Ślizgonie. Jeszcze parę tygodni przed niemiłym spotkaniem w sklepie Madame Malkin brunetka wiele razy rozmyślała nad tym, jak będzie wyglądało jej pierwsze starcie z Draconem. Wtedy mogła dać sobie rękę uciąć, że przy takiej konfrontacji nie będą mogli wysiedzieć w jednym pomieszczeniu, nie mogąc się nawet dotknąć. Jak widać, rzeczywistość była o wiele bardziej okrutna. Malfoy doskonale potrafił panować nad sobą i swoimi zachciankami.

Hermiona wzięła głęboki wdech, odwracając na moment wzrok. Musiała oczyścić umysł, co nie należało do prostych zadań. Dochodziła do zbyt pochopnych wniosków, zbyt daleko wysuwała swoje teorie, zbyt wielu rzeczy się dopatrywała. Wpadała na tak bardzo absurdalne pomysły, że nawet sama nie potrafiła w to uwierzyć. 

Zerknęła dyskretnie na przyjaciela obok. Jego wzrok był ślepo utkwiony w podłodze, a palce leniwie mierzwiły skrawek nowej szaty. Był zbyt bardzo przybity, aby zwrócić uwagę na dziwne zachowanie nastolatki. Lepiej dla niej, ale ten widok i tak wprowadził dziewczynę w jeszcze mroczniejszy nastrój. Za dużo wokół się działo. Zdecydowanie za dużo problemów. 

— Dobra, na dzisiaj to chyba tyle. — Z całego monologu jedynie te słowa prefekta naczelnego dotarły do uszu brunetki. Od razu odwróciła wzrok w kierunku Dracona. Tym razem natknęła się na jego szare tęczówki, przez co zmroziło ją od środka. Zadrżała niekontrolowanie, jednak szybko straciła z oczu chłopaka. Przepychający się uczniowie, którzy chcieli jak najszybciej wyjść z przedziału, przysłonili sylwetkę Ślizgona. Hermiona nawet nie zauważyła, kiedy Dracon pomaszerował za nimi w towarzystwie znienawidzonej Pansy Parkinson. Gryfonka na ten widok zmarszczyła brwi. To tyle? Zero komentarza? Obelgi albo zaczepki? Nawet przymusowa czynność, którą chcąc nie chcąc musieli przejść? Nawet na tyle uwagi nie zasługiwała? 

Nie wiedziała, czy to był powód do radości, czy też smutku. Malfoy zachowywał się bardzo dziwnie i zapewne niemała sprawa musiała być tego powodem. Koniec końców jednak oszczędził cierpienia zarówno jej, jak i Ronowi, który był w totalnej rozsypce. Nastolatka nie potrafiła oderwać wzroku od oddalającej się w towarzystwie Ślizgonki, sylwetki Dracona. Musiała jednak udawać, że wszystko było takie samo, jak do tej pory i rozpocząć z Ronem poszukiwania Harry'ego. Wzięła głęboki wdech, obiecując sobie przy okazji, że jeszcze tego samego dnia omówi całą sprawę z Malfoyem. Nie zaśnie spokojnie dopóki nie dowie się, co wywołuje takie dziwne zachowanie u chłopaka.

Z tą myślą poczłapała za przyjacielem, usiłując odnaleźć Harry'ego. Zaglądali do mijanych po drodze przedziałów, ale w żadnym nie znaleźli ciemnowłosego chłopaka. Po pewnym czasie jednak natknęli się na Lunę i Neville'a, których Gryfon miał szukać.

— Czeeść wam! Nie widzieliście może Harry'ego? — zapytała nastolatka, wsuwając głowę do przedziału i wymuszając blady uśmiech. Wraz z Ronem zastali tylko tę dwójkę, co już wywołało małe zaniepokojenie. Brunet nie mógł raczej ich ominąć, zwłaszcza że zamierzał odszukać przyjaciół.

— Powinniśmy? — Gryfon zmarszczyła brwi, spoglądając w stronę Luny. Ta jedynie w odpowiedzi wzruszyła ramionami. Hermiona przymknęła powieki niechętna, by dowiedzieć się, co znowu jej przyjaciel wymyślił.

— Szukał was — sapnął Ron, napinając wszystkie mięśnie.

— Pewnie znowu wypatruje problemów — warknęła Gryfonka, wychylając głowę ponownie na korytarz. Mieli już tyle zmartwień, a jemu ciągle było mało. Zaczynało ją to irytować. 

— Możemy go poszukać — zaproponowała Luna, wstając ze swojego miejsca. Niewiele się zmieniła w ciągu wakacji. Minimalnie urosła, ale to byłoby na tyle różnic. Ciągle tak samo obojętna, opanowana, jakby bezproblemowa. Aura Krukonki nadal zaskakiwała Hermionę.

— Nie przesadzajmy już — Neville wywrócił teatralnie oczami — to duży chłopak, nie potrzebuje opiekunów. Usiądźcie, zdrzemnijcie się, nie wróci w ciągu godziny, to dopiero wtedy go poszukamy. Na pewno nie zginie w pociągu. 

Hermiona i Ron wymienili spojrzenia. W zasadzie to Gryfon miał rację. Nie byli przekonani co do kwestii opiekunów, ale raczej faktycznie powinni opanować emocje. Równie dobrze Harry'ego mógł ktoś zaczepić i wylądował w innym przedziale, niż chciał. Mógł właśnie rozmawiać z Ginny albo Cho, a oni wyolbrzymiali problem.

To spowodowało, że Ron i Hermiona usiedli naprzeciwko Neville'a i Luny. Wedle radom bruneta, usiłowali odpocząć, jednak nie było to takie proste. Nie potrafili zaznać spokoju. Po głowie Gryfonki krążył Malfoy, który był taki nieswój. Chciała jak najszybciej poznać jego sekret, ale chwilowo nie miała na co liczyć. Wzięła głęboki wdech i odwróciła wzrok w kierunku okna. Patrzyła na ciemne niebo zasłane chmurami i szybko mijane drzewa. W palcach nerwowo mierzwiła wystające nitki z nowej szaty. Tyle szczęścia w nieszczęściu, że rzeczy kupione na ulicy Pokątnej nie spłonęły w pożarze. Przez natłok czarodziei nawet po książki musieli wrócić w innym czasie i je odebrać. Reszta natomiast poszła z dymem. Cały dorobek Weasleyów i przywiezione do Nory rzeczy Harry'ego i Hermiony. Podczas gdy oni w tym momencie siedzieli w pociągu prowadzącym do Hogwartu, rodzina Rona załamywała bezradnie ręce. Musieli coś wykombinować, ale nie byli z tym sami. W renowacji mieli pomóc wszyscy członkowie Zakonu Feniksa, a i tymczasowe schronienie Molly i Artur znaleźli u przyjaciół. Gryfonka jednak nadal nie mogła uwierzyć w okrucieństwo Śmierciożerców. Śmierciożerców, którymi przewodził ojciec jej chłopaka. Był tam tego dnia. Pomógł w pożarze. Chociaż Hermiona wiedziała, że Draco nic nie mógł na to poradzić, w pierwszych godzinach nie potrafiła ukryć urazy do blondyna. Natomiast teraz znowu nie potrafiła go tym obarczać. Od początku wiedziała, że będzie zmuszona do pogodzenia się z takim losem. Czy Ślizgon ukazywał jej lepszą wersję siebie, czy potrafił zmienić zimną postać na ciepłego, kochającego chłopaka i czy był w stanie pomóc zarówno dziewczynie, jak i przyjaciołom nastolatki - jego rodzina pozostanie taka sama. Wojna, do której mogło dojść w każdym momencie, będzie polegała na starciu jej strony z jego stroną. To, że będą musieli stanąć naprzeciwko siebie było oczywiste od początku, jednak dopiero teraz Hermiona to naprawdę odczuła. Dlatego z dnia na dzień cierpiała coraz bardziej.

Czas leciał, a Harry'ego nadal nie było. W ciągu całej podróży nie pojawił się. Nastolatkowie nie mówili tego na głos, ale obecnie faktycznie każdego intrygowało, gdzie Gryfon przepadł. Hermiona nadal próbowała wmówić sobie, że Ginny albo Cho, albo ktokolwiek inny wciągnął chłopaka do swojego przedziału, ale brunet na pewno nie zostałby tam na resztę drogi. W końcu musiała zaświtać mu myśl, że przyjaciele mogą się o niego martwić. A skoro opcja z przypadkowym przytrzymaniem była coraz mniej prawdopodobna, to na czele stawała teoria, że wpadł w kolejne tarapaty. Dobrowolnie, czy też nie - coś musiało się wydarzyć.

— Powoli dojeżdżamy. — Zauważył Ron, niemal przywierając twarzą do szyby. Hermiona wyczuła aluzję tego stwierdzenia. Tyle godzin jazdy, a po Harrym nie został nawet ślad.

— Spokojna była ta podróż — mruknął Nevill wyraźnie zaintrygowany tym faktem — ani Malfoya, ani Pottera...

Gryfonka zadrżała na te słowa. Faktycznie Dracon nie pojawił się, aby "umilić" im drogi. A co roku nie zaniedbywał mroźnych powitań w pociągu. Zawsze przychodził ze swoimi kolegami, by rzucić jakimiś uszczypliwymi komentarzami. Tego dnia jednak nie widziała go od momentu spotkania z prefektami. A skoro nie było ani Dracona, ani Harry'ego, to nie wróżyło to niczego dobrego. Jeśli chłopcy spędzili ten czas razem... 

Hermiona ponownie zadrżała. Równie dobrze mogli się pozabijać w którymś z przedziałów. A jak nie pozabijać, to z całą pewnością poranić. Ze świstem wypuściła powietrze z płuc. W duchu błagała, aby żadne z nich nie trafiło na siebie. Po spłonięciu Nory Harry był gotowany na wszystko. Tykająca bomba, która mogła eksplodować od jednej wypowiedzi Ślizgona. 

— Myślicie o tym samym, co ja? — zapytała, blednąc. Nikt jej nie przytaknął, ani też nie zaprzeczył. Po twarzach wszystkich widać było, że taki obrót spraw nie mógł być wynikiem jedynie zbiegu okoliczności. Nic jednak nie mogli już na to poradzić. Pociąg ewidentnie zaczął zwalniać. Ich podróż dobiegła końca. Jeżeli cokolwiek zaszło, oni przegapili to. Dziewczyna była nawet z tego powodu trochę poirytowana. Czuła, że od początku miała rację. Mogli od razu ruszyć za Harrym, a nie pozwolić na wymyślanie sobie powodów, dla których powinni go zostawić.

— Na pewno na ceremonii przydziału przyjdzie — uznał Ron, opuszczając przedział, ale po jego głosie dało się rozpoznać, iż wcale w to nie wierzy. Nikt mu nic nie odpowiedział. Wszyscy niechętnie poczłapali w kierunku wyjścia, kiedy pociąg stanął na peronie. Uczniowie niespiesznie opuszczali przedziały i w gwarze rozmów wychodzili na zewnątrz. Jak co roku pierwszoroczniacy mieli zostać poprowadzeni przez Hagrida, natomiast reszta miała zająć sobie dorożki prowadzone przez niewidzialne istoty. Różnica była jednak taka, że tym razem wszystko przebiegało pod jeszcze większym nadzorem. Wyostrzona ostrożność oraz sprawdzanie wszystkiego dokładnie, wydłużyły nieco cały zabieg wprowadzenia uczniów na teren szkoły. Nauczyciele po kilka razy sprawdzali listy swoich podopiecznych, a w wozach nastolatkom towarzyszył przynajmniej jeden członek grona pedagogicznego. Nastały ciężkie czasy, co można było wyczuć nawet w wiecznie bezpiecznym Hogwarcie.

— Widzicie go gdzieś? — zapytał Ron, stając na palcach, by spośród tłumów móc odnaleźć przyjaciela. W jego ślady zaraz poszli towarzysze, ale brunet ani nie stanął w progach pociągu, ani nie czekał w jakimś dalszym miejscu, odcięty od najbliższych szeregiem innych uczniów.

— O nie, zapomniałam okularów! — jęknęła blondynka, przeszukując kieszenie swojego długiego płaszcza. Spojrzała w kierunku pojazdu, z którego nadal wychodzili kolejni nastolatkowie i bez zbędnych wyjaśnień wbiła się pomiędzy nich, na nowo niknąc w pociągu.

— Ta to ma swój świat — mruknął rudzielec, na co zaraz dostał od Hermiony cios w bok. Wydął wargi w jej stronę i wywrócił oczami, powracając do szukania przyjaciela. Nie miał na to jednak zbyt dużo czasu, ponieważ szereg uczniów parł naprzód, zapełniając gdzieś przed nimi wagony. Dopiero gdy grono nauczycieli wyczerpało się i pozostali uczniowie musieli poczekać, aż wrócą, nastolatkowie ponownie mieli okazje do wypatrywania zaginionego przyjaciela. Hermiona również zaczęła się rozglądać, a jej wzrok od razu wychwycił wysoką, blondwłosą postać. Draco Malfoy stanął pomiędzy innymi uczniami przed pociągiem i poprawił ciemną marynarkę, wodząc wokół morderczym spojrzeniem. Chłód bił od niego. Napiął mięśnie, a z rękawa strzepnął niewidzialny kurz. Był wyraźnie podenerwowany, a może nawet wściekły. Wokół nigdzie nie było jego znajomych, co świadczyło o tym, że musieli wysiąść wcześniej niż on. Nie podobało się to Hermionie. Zamiast jednak rozmyślać nad tym i obserwować Ślizgona, musiała ruszyć przed siebie. Gdy zaraz po tym ponownie odwróciła głowę, nigdzie już nie znalazła Dracona.

W końcu nadeszła kolej na Neville'a, Rona i Hermionę. Zajęli miejsca w dorożce i ostatni raz spojrzeli na tłum czekających uczniów. Nie byli jednak w stanie wypatrzeć nigdzie ani Gryfona, ani Luny. Musieli pogodzić się z faktem, że do kolacji ich raczej nie zobaczą. 

Brunetka wzięła głęboki wdech i z powrotem odwróciła głowę. Siedziała sztywno koło rudzielca i wbiła wzrok w kolana. Miała już dość  tego dnia. Marzyła tylko o tym, by móc w spokoju odpłynąć do krainy snów, chociaż w zasadzie to nawet one jej nie oszczędzały. Była wyczerpana i zdołowana jak jeszcze nigdy wcześniej. 

Ostatnia część drogi do Hogwartu minęła już o wiele szybciej. Uczniowie wysiedli z wozów i pomaszerowali w kierunku wejścia do szkoły. W cieple Wielkiej Sali oczekiwali na wszystkich i na rozpoczęcie ceremonii przydziału. Hermiona zajęła swoje stałe miejsce, a naprzeciwko niej usiadł rudzielec. Obydwoje spojrzeli na puste miejsce obok Rona, ale byli bezradni. Mogli tylko czekać.

— Cześć — powiedziała beznamiętnie Ginny, siadając koło brunetki — jak tam wam minęła podróż? — Widać było, że usiłowała uśmiechnąć się, ale ani trochę jej to nie wyszło. 

— Lepiej niż wakacje — prychnął brat nastolatki, wbijając wzrok w swój talerz. Na twarz dziewczyny wpłynął grymas, przez co posępna atmosfera nabrała na sile.

— A gdzie Harry? — Zmarszczyła brwi, spoglądając na krzesło po drugiej stronie stołu. 

— Dobre pytanie — mruknęła Hermiona i nie wdając się w szczegóły, dyskretnie odwróciła głowę. Jej wzrok zaraz przebiegł po Ślizgonach zajmujących miejsca, ale nigdzie jeszcze nie dostrzegła jasnych włosów. Dracon także musiał jeszcze nie dojechać. Zawiedziona tym faktem wróciła do drętwej rozmowy z przyjaciółmi. Z każdą chwilą miejesca wokół zapełniały się. Odgłosy rozmów nabierały na sile. Niektórzy nauczyciele już siadali na specjalnych miejscach. 

Hermiona spojrzała w kierunku wielkich drzwi akurat wtedy, gdy Malfoy mijał ich próg. Nadal wyglądał na rozgniewanego. Przebiegł wzrokiem po sali, od razu wyłapując spojrzenie Hermiony. Dziwny chłód rozświetlił jego szare tęczówki, co nawet dziewczyna była w stanie dostrzec z takiej odległości. Na ułamek sekundy prowadzili niemą rozmowę, którą Ślizgon szybko przerwał. Zacisnął szczękę, ukrył zwinięte w pięści dłonie w kieszeniach eleganckich spodni i ruszył w stronę swoich znajomych. Gryfonka wodziła wzrokiem za jego sylwetką. Blondyn usiadł pomiędzy Pansy, a Zabinim. Hermiona zmarszczyła brwi, widząc, jak znienawidzona przez nią dziewczyna pieszczotliwie przejeżdża dłonią po ramieniu Dracona. Ten tylko pod wpływem jej dotyku jeszcze bardziej zesztywniał, prostując plecy. Gryfonka także napięła wszystkie mięśnie. Doskonale wiedziała, że Parkinson jest zakochana w jej chłopaku. Wiele razy to pokazywała. Widok Ślizgonki, która tak bardzo przymilała się do Malfoya przyprawiał Hermionę o mdłości. Mimo wszystko nie potrafiła odwrócić wzroku. Jakby od jej natarczywego spojrzenia, Draco uniósł głowę i od razu kolejny raz spojrzał na nastolatkę. Jego zacięta mina nie zelżała ani na moment. Hermiona poczuła się dziwnie nieswojo, a mroźny dreszcz przebiegł po jej plecach. Chrząknęła niekontrolowanie i powróciła do swoich przyjaciół. Dopiero teraz zauważyła, że Harry zajął już krzesło koło Rona. Automatycznie zapomniała o dziwnym zachowaniu Ślizgona i całą swoją uwagę skupiła na Gryfonie.

— Gdzie ty byłeś?! I czy to jest krew?! — Od razu rzuciła się na przyjaciela, lustrując jego twarz. Był wyraźnie wściekły, a skóra pod jego nosem miała czerwony odcień. 

— Nie rozmawiajmy o tym teraz — warknął, wbijając mordercze spojrzenie w kogoś za dziewczyną. Więcej informacji jej nie było trzeba. Nie miała żadnych wątpliwości, że Harry i Draco wdali się w bójkę. Grymas zażenowania ozdobił jej twarz. Naprawdę miała dość tej rywalizacji, przez którą ich świat wyglądał tak, jak wyglądał. Niepotrzebne szukanie dziury w całym, jakieś dziecinne przekomarzanie się. Prychnęła pod nosem i odwróciła głowę, próbując skupić uwagę na ceremonii przydziału. Automatycznie straciła ochotę na jakąkolwiek rozmowę z Mafloyem. Nie chciała wysłuchiwać jego tłumaczeń ani wersji wydarzeń, w której to Harry namieszał i go sprowokował. Miała obydwóch całkowicie dosyć. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top