9. Mimo to i tak mnie kochasz

  Byłam w szoku, gdy zobaczyłam postać zmierzająca w naszym kierunku. Na początku jej nie poznałam, ale gdy była już bliżej od razu przypomniała się mi ta twarz. Zmieniła się, bardzo się zmieniła.
- Victoria- Usłyszałam radosny głos Susane
- Dzień dobry- odpowiedziała stając nieopodal, totalnie ignorując mnie przy tym. - Hej chłopaki-dodała zwracając się do Ethan'a i jego kolegów, jednak żaden z nich jej nie odpowiedział.
- Pójdę po herbatę oznajmiła ciotka i po chwili zniknęła z moich oczu.
   Przez cały czas obserwowałam Victorię, która zadowolona usiadła obok Adriane. Ta dziewczyna wyjątkowo irytowala mnie swoją obecnością. Blondynka co jakiś czas spoglądała na Ethan'a, jednak chłopak miał ją totalnie w dupie. Zdziwiło mnie to bardzo bo kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi.
- Ethan może przedstawisz mi swoich kolegów? - Powiedziała swoim piskliwym głosem, a ja nie wytrzymałam.
- Kto by pomyślał tyle szmat na świecie, a podłoga nadal brudna. - syknelam tak aby mnie usłyszała.
- Chyba mówisz o sobie- Mruknela zirytowana
- O sobie chyba, a o tobie napewno.
- O co ci chodzi?
- Mi? O nic. Po prostu mogłabyś przestać sprzątać innym chłopaków sprzed nosa, a zacząć sobą wycierać podłogę. Szmato- Powiedziałam podkreślając wyraźnie ostatni wyraz.
  Blondynka patrzyła na mnie zdezorientowana, a ja uśmiechając się triumfujaco wstałam i ruszyłam w kierunku stajni. Zatrzymałam się przy jednym z pastwisk i zapaliłam papierosa.
- Palenie szkodzi zdrowiu- usłyszałam zza siebie bardzo znany mu głos, a po moim ciele przeszły dreszcze.
- Na coś trzeba umrzeć- westchnęłam wyrzucając niedopalek.
- A jednak ci się podobam.- Powiedział siadając obok mnie.
- Co? Dlaczego tak myślisz? - spytałam lekko zdenerwowana.
-Mogłabyś przestać sprzątać chłopaków innym sprzed nosa- zacytował
- yyy ale to nie tak.
- A jak?
- nie istotne- Westchnęłam.
- Chodź- powiedział lapiac mnie za rękę.
  Ethan w milczeniu prowadził mnie jakąś nieznaną ścieżką. Zatrzymaliśmy się dopiero po kilkunastu minutach przy małym drewnianym domku. Weszliśmy do środka. Kiedy chłopak zaswiecil światło moim oczom ukazały walajace się wszędzie butelki po alkoholu, mały stolik duże łóżko i jakaś szafka.
- Rozgość się- rozkazał wyciągając z szafki wino i dwa kieliszki.
- Gdzie ty mnie wyciagnąles? - spytałam zdezorientowana
- No cóż na ognisko już byś nie wróciła, przez co nie miałbym na kogo patrzeć, a po za tym musisz się trochę odstresowac. - rzekł spokojnie podając mi kieliszek.
- Co to za domek?
- To taka kwatera moja i moich kumpli. Robimy tu czasem takie małe imprezy i takie tam.
   Po wypitym winie blondyn podał kolejny alkohol, tym razem nieco mocniejszy. Z każdym łykiem robiłam się coraz bardziej rozmowna. Oboje byliśmy już mocno wstawieni, gdy chłopak wyciągnął do mnie dłoń, w której trzymał skręta.
- Trzymaj
- Nie dzięki. Nie jaram. - Powiedziałam stanowczo
- No nie bądź taka sztywna. Victoria by ze mną zapaliła- powiedział uśmiechając się, a ja zacisnelam zęby.
- Dobra nie pierdol dawaj to- mruknełam biorąc od niego blanta.
  Po krótkiej chwili totalnie odplynelam. Czułam się świetnie. Nic nie miało dla mnie znaczenia.
- Wiesz co ci powiem? Jesteś idiotą Ethan.
- Mimo to i tak mnie kochasz- szepnął biorąc mnie na kolana.
- Prawda. - Wydukałam
- Niezła jesteś- wyszeptał odgarniajac kosmyk włosów z mojej twarzy.
  Chłopak spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. Mimo, że jego oczy było mocno przekrwione i bardzo małe i tak wyglądał idealnie. Moje serce z każdą minutą biło coraz szybciej, a usta chłopaka były coraz bliżej moich.
- Sorry, ale ja idę spać- powiedziałam, gdy nasze usta prawie się zlaczyly.
  Zeszlam z kolan Ethan'a i położyłam się na łóżku, kładąc jednocześnie głowę na jego kolanach. Zamknęłam oczy i szybko zasnęłam.
                           ***
  Nazajutrz obudziłam się z niesamowitym bólem głowy i uczuciem suchości w ustach. Chciałam wstać, lecz każdy ruch blokowała mi ręka chłopaka.
- Wstawaj idioto- mruknelam
- Też cię miło widzieć- wymruczał podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Gdzie my jesteśmy? - spytałam, próbując przypomnieć sobie wczorajsze wydarzenia.
- Nie pamiętasz?
- Film mi się urwał. - westchnęłam
- To nawet lepiej.
- Co?! Mów mi co się wczoraj wydarzyło! - Krzyknęłam zachrypnietym glosem
- Proponuję wracać do domu.
- Kurwa. Susane mnie zabije. - jęknęłam łapiąc się za głowę.
- No - Powiedział rozbawiony.
- Ciebie to śmieszy idioto?!
  Wyjelam z kieszeni telefon i przerazilam się tym co zobaczyłam na wyświetlaczu. 30 nieodebranych połączeń i 48 wiadomości. Szybko wybrałam numer Martyny.
- Halo? - Usłyszałam lekko zaspany głos dziewczyny.
- Martyna?
- Michelle kurwa gdzie ty jesteś?!
- Susane wie, że mnie nie ma?
- Nie. Wczoraj powiedziałam, że poszłaś spać, bo źle się czułaś, a dzis jeszcze jej nie widziałam.
- Boże kocham cię normalnie. Wrócę za jakiś czas.- Powiedziałam i się rozlaczylam.
                         ***
- Dobra a teraz cicho- szepnelam, gdy byliśmy już przed domem.
- Zastanowię się- powiedział a ja wywrocilam oczami.
  Podeszlismy cicho do drzwi wejściowych, upewniajac się wcześniej, że w pobliżu nie ma Susane i Heinricha. Gdy weszliśmy już do środka zdjelam buty i jak najciszej potrafiłam pobiegłam do pokoju. Zastałam w nim Martynę z morderczą miną, skierowaną w moją stronę.
- Japierdole jak ty wyglądasz- powiedziała skanujac mnie wzrokiem.
- Nawet nie pytaj.
- Powiesz mi w końcu gdzie byłaś?
- Byłam z Ethan'em- westchnęłam
  Opowiedziałam wszystko dziewczynie, a raczej to co pamiętałam, a następnie poszłam wziąć prysznic. Kiedy zobaczyłam się w lustrze przetazilam się. Mój makijaż był rozmazany, a włosy wyglądały jak po starciu z piorunem.
  Gdy już się umylam, zorientowałam się, że nie zabrałam ze sobą ubrań. Owinelam, więc się ręcznikiem i szybkim krokiem ruszyłam do pokoju.
- Nooo takie widoki mógłbym widzieć codziennie. Chociaż bez tego ręcznika było by lepiej - usłyszałam ten przeklety głos, gdy miałam już wchodzić do pomieszczenia.
- Weź spierdalaj- mruknełam zostawiając chłopaka na korytarzu.
  Zabrałam rzeczy i wróciłam do łazienki. Kiedy się już ubrałam, wysuszylam włosy i zrobiłam codzienny makijaż. Gdy byłam gotowa zeszłam do kuchni, aby coś zjeść. W pomieszczeniu zastałam Victorię, która siedziała na jednym z krzeseł rozłożona niczym księżniczka że spalonego teatru.
- A tobie się chyba bajki pomyliły- mruknełam wlewajac mleko do miseczki.
- Mi? Skądże. Susane powiedziała, że do przyjazdu obozowiczów mogę zostać tutaj. - Powiedziała dumnie.
- Weź idź się przewietrz może coś Ci wpadnie do tego pustego mózgu.
- Chyba nie wiesz z kim zadzierasz- syknela wkurzona.
- Hmmm niech pomyślę. Z pustą i sztuczną blondynką, która puszcza się z pierwszym lepszym.
- Wiesz co pierdol się- syknęła niczym jadowity wąż, wychodząc z pomieszczenia.
- Nie mów do siebie- krzyknęłam rozbawiona.
Zadowolona zajęłam miejsce dziewczyny i zaczęłam spożywać przyrządzone przez siebie płatki. Victoria niesamowicie działała mi na nerwy. Była jedna z niewielu osób, które potrafiły wkurwic mnie samym spojrzeniem. Nie mogłam uwierzyć w to, że kiedyś nazywałam ją swoją przyjaciółką.
- Michelle, musimy porozmawiać- usłyszałam zdenerwowany głos Susane, gdy kończyłam dojadac śniadanie.
- Co się stało? - spytałam lekko przerażona, gdy kobieta spoglądala na mnie z wściekłością w oczach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top