3. Znasz ich?
Siedziałam przy barku pijąc drinka i oglądając tańczące pary. David przedstawił mnie swoim znajomym. Większość z nich wydawała się całkiem spoko, ale znalazły się także osoby, które od pierwszego spojrzenia nie przypadły mi do gustu. Jednai z nich byla Jessica, wysoka, czarnooka, długowłosa blondynka o długich nogach i sztucznych ustach. Jej głos był niesamowicie irytujący. Wszędzie było jej pełno. Kleiła się do każdego chłopaka jaki stanął jej na drodze. Naprawdę mnie wkurzała. Jedną z osób, która bardziej przypadła mi do gustu była Julia. W przeciwieństwie do Jessicy zachowywała się normalnie i była całkiem ładna. Brązowe, długie włosy idealnie pasowały do zielonych oczu i widocznych kości policzkowych. Co prawda na pierwszy rzut oka było widać, że nie należy do grzecznych dziewczynek, ale z pewnością nie należała tez do pustych księżniczek. Bardzo dobrze mi się z nią rozmawiało.
Byłam zadowolona, że poszłam na tą imprezę. Dzięki niej trochę oderwałam się od szarej rzeczywistości, jednak po kilku drinkach alkohol zaczął dawać o sobie znać. Rozmyślałam nad tym co dzieje się teraz z moją matką, czy w ogóle o mnie pamięta. Zaczęłam wspominać wszystkie dobre i zle chwile, a z moich oczu popłynęła łza.
- Wszystko w porządku?- Spytał David widząc, że wycieram z policzka krople.
- Tak wszystko okej po prostu się zamyśliłam.
- Chcesz pogadac?
- Wiesz chyba wolę iść zapalić.- Uśmiechnęłam się lekko i wstałam z krzesła.
- Pójdę z tobą- oznajmił stanowczo.
Wyszliśmy na zewnątrz i usiedliśmy na schodach. Wyjęłam paczkę fajek i zapaliłam jednego. Spojrzałam na Davida. Patrzył w nieznany punkt przed sobą, wyraźnie zamyślony.
- Chcesz?- zapytałam wyciągając w jego stronę rękę z papierosami.
- Nie dzięki. Nie palę- powiedział patrząc na mnie.
- Naprawdę nie palisz?
- Tak naprawdę. Nie pije, nie pale i nie ćpam.
- Grzeczny chłopczyk- zaśmiałam się, a chłopak jedynie sie uśmiechnął
Siedzieliśmy w ciszy patrząc się przed siebie do momentu, w którym mojej uwagi nie przykuł pewien głos. Spojrzałam w tamtą stronę, a moim oczom ukazało się trzech chłopaków. Jeden z nich, a raczej jego głos wydawał mi się znajomy. Chłopak ten był niesamowicie przystojny. Rozczochrane blond włosy, piękny uśmiech i wyraziste kości policzkowe idealnie się ze sobą zgrywały.
- Znasz ich?-spytałam Davida nie spuszczając oka z tamtych chłopaków.
- Jasne. Ethan Mery i jego dwóch koleżków Nathaniel i Kai.
- Powiesz o nich coś więcej.
- Cóż tu mówić. Ethan to bad boy, o którym mówi całe miasto. Każda laska ślini się na jego widok, a cała okolica ma do niego respekt.
- Zawsze taki był? - w tym momencie blondyn spojrzał w nasza stronę i się uśmiechnął.
- Nie. Kiedyś był całkiem spoko gościem. Nawet się kumulowaliśmy, ale kiedy przeniósł się do innej szkoły wtedy zaczęły się problemy, nowi znajomi, alkohol i narkotyki całkowicie go zmieniły.
- No cóż po prostu się pogubił.
- Dokładnie. Wpadł w dziurę, z której nie potrafi wyjść.
- Nie próbowałeś mu pomóc?
- Jasne, że próbowałem, ale nie potrafiłem. Ethan jest uparty jak osioł. Ma za wysokie ego.- Zasmialam się cicho.
- Chodźmy do środka- nakazalam wyrzucając niedopałek.
Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę wejścia. Po drodze minęliśmy Ethan'a i jego kolegów. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Jego oczy były małe i przekrwione, było widać, że jarał. Uśmiechnął się po raz kolejny i puścił oczko na co wywróciłam oczami i przyspieszyłam kroku. Ethan naprawdę mnie zaintrygował. Miał w sobie coś co mnie do niego ciągnęło, coś kazało mi go poznać. Z opowieści Davida wydawało się, że był bardzo podobny do mnie.
***
Obudziło mnie słońce. Od niechcenia otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Znajdowałam się w swoim pokoju. Głowa pękała mi w szwach, a ja próbowałam sobie przypomnieć wczorajsze wydarzenia.
No tak impreza...
Nie miałam zielonego pojęcia, o której i w jaki sposób wróciłam do domu. W duchu modliłam się tylko, aby babcia nie wiedziała w jakim stanie dotarłam. Jest wyrozumiała, lecz mimo wszystko bałabym się, że mogłaby dostać jakiegoś zawału.
Ostrożnie wstałam z łóżka, aby nie stracić równowagi i ruszyłam do łazienki. Oparłam ręce o umywalkę i spojrzałam do lustra. To co w nim zobaczyłam w żadnym wypadku nie przypominało mnie. Przetłuszczone, rozczochrane na wszystkie strony włosy i rozmazany makijaż, a jakby tego było mało przekrwione oczy. Bez zastanowienia zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Kiedy byłam już odświeżona zwinęła ciało w ręcznik i wyszłam po ubrania. Wyjęłam z szafy białe jeansy i białą bluzkę na ramiączkach z napisem Fuck you po czym wróciłam do łazienki. Założyłam zabrane wcześniej rzeczy, wysuszylam włosy, a na koniec zrobiłam delikatny makijaż, aby poprawić stan mojej twarzy.
Kiedy byłam gotowa zeszłam na dół, zabierając wcześniej telefon z pokoju. W kuchni zastałam moją ukochaną babcię gotującą obiad.
- Hej babciu- przywitałam się siadajac na jednym z krzeseł.
- No wreszcie księżniczka obudziła się ze snu- zachichotała kładąc przede mną szklankę wody i jakąś tabletkę.
- Co to za tabletka?
- Przeciwbólowa. Nawet mi nie próbuj wmówić, że nie masz kaca i nie boli cię głowa, bo w to nie uwierzę.
- Dziękuje. Tak w ogóle wiesz może jak wróciłam do domu?- spytałam nerwowo.
- Przyprowadzili cię twoi znajomi. Julia i David jak dobrze pamietam.
- Przepraszam babciu.
- Ależ Michelle nie masz za co. Tez byłam kiedyś w twoim wieku.
Uśmiechnęłam się na jej słowa po czym spojrzałam na zegar wiszący na ścianie i lekko się przeraziłam. Wskazywał on godzinę 15.00.
- Ojeju już piętnasta- pisnęłam.
- No trochę długo spałaś. Przypominam ci, że dziś idziemy do Susane.
- Tak pamiętam. A o której dokładnie ?
- Dziewiętnastej.
- Ehh okej- westchnęłam
- Nic po prostu zapewne będę się tam nudzić.
- Oj nie sądzę. Do Susan przyjechał właśnie Levis i Martyna.- Na jej słowa otworzyłam szeroko oczy.
- Naprawdę?! I nic mi nie napisali.
- Ups zapomniałam miałam nie mówić. Chcieli ci zrobić niespodziankę.
Levis'a i Martynę poznałam właśnie u Susane. Levis był synem siostrzenicy Susane, a Martyna była zwykła obozowiczką, która od lat przyjeżdżała do stadniny. Oboje mieszkali w Polsce, mimo to świetnie mówili po niemiecku. W sumie nic w tym dziwnego skoro to ich ojczysty język. Bardzo cieszyłam się z ich przyjazdu. Tak dawno ich nie widziałam. W szczególności Levis'a. Ostatni raz spotkaliśmy się jakieś trzy lata temu. Od czasu pisaliśmy do siebie, ale były to rzadkie wiadomości. Z Martyną natomiast pisałyśmy i dzwoniłyśmy do siebie niemal codziennie, gdy mieszkałam w Kolonii, kiedy przyjechałam do babci nie pisałyśmy ze sobą. Napisałam jej jedynie co się stało i powiedziałam, że potrzebuje czasu co zrozumiała. Była dla mnie jak siostra. Wiedziała o mnie dosłownie wszystko. Miałam do niej ogromne zaufanie, chyba nawet większe niż do Olivii. Gdy byłyśmy małe mogłyśmy spędzać razem czas całymi dniami. Nie bawiłyśmy się jak inne dziewczynki lalkami czy innymi zabawkami, wolałyśmy czyścić siodła, oglowia, lub konie. Jako dzieci wyobrażałyśmy sobie, że gdy dorośniemy otworzymy własną stadninę, poślubimy jakichś braci i zamieszkamy razem na wsi.
***
Dochodziła godzina osiemnasta dwadzieścia, a ja byłam prawie gotowa. Nie stroniłam się zbytnio. Poprawiłam jednie makijaż, wyprostowałam włosy. Ubrałam czarna bluzkę, z krótkim rękawkiem, spodnie tego samego koloru, a na górę czerwoną koszule w kratę. Gdy byłam już gotowa założyłam białe conversy, zabrałam swojego ukochanego iphona i zeszłam na dół. W drzwiach czekała na mnie babcia, która wyglądała przepięknie. Miała na sobie niebieska sukienkę, która świetnie podkreślała jej szczupłą sylwetkę, czarne szpilki. Jej brązowe włosy spięte w luźny kok idealnie zgrywają się z delikatnym makijażem.
- Gotowa?- spytała.
- Tak. Możemy iść. - oznajmiłam
Droga zajęła nam kilka minut, już po chwili moim oczom ukazał się przepiękny dom otoczony ogromną ilością kwiatów i drzew.
Przez tyle lat nic tu się nie zmieniło...
Zapukaliśmy do drzwi, w których po kilku sekundach stanęła dobrze znana mi kobieta z pięknym uśmiechem ma twarzy. Nic się nie zmieniła przez te wszystkie lata.
- Miło was widzieć- Niemal krzyknęła z radości.- wejdźcie do środka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top