Wczoraj założyłam do szkoły zwykłą, czarna, odrobinę za dużą koszulkę z czaszką.
Przez dwie pierwsze lekcje nikt się o nic nie czepiał, ale na w-f'ie nauczycielka KAZAŁA MI SPĘDZIĆ CAŁĄ LEKCJE W BIBLIOTECE, BO ONA NIE CHCĘ WIDZIEĆ TAKICH RZECZY, a po lekcji kazała mi do siebie przyjść i przy mnie zadzwoniła do mamy z pretensjami, że noszę jakieś satanistyczne koszulki do szkoły, mimo że w regulaminie nie zabraniają takiego ubioru. Przez 5 minut gadała o tym jak źle się ubrałam.
W domu mama zrobiła mi aferę ,jak ja tak mogłam nie posłuchać nauczycielki nie zmienić tej koszulki i w ogóle jakim prawem ja ją do szkoły założyłam?!

W poniedziałek moja wychowawczyni miała problem do mojej koleżanki i to, że założyła spodenki do połowy uda i podkoszulek. Uwaga cytuję: "Taki strój możesz zakładać na w-f, ale nie na lekcje. Jak będzie przez dwa tygodnie, dzień w dzień 30 stopni to wtedy porozmawiamy o takim stroju."

Tak, moi nauczyciele mają problem o najmniejszy szczegół. jakoś w marcu również moja wychowawczyni czepiała się kolegi z klasy o to, że założył czerwoną koszulkę "bo to za jaskrawy kolor".

W szkole wytyczają nam ubiór, ale cały czas powtarzają, że mamy być sobą i próbować siebie wyrażać, mówią że nie powinniśmy się upadabniać do innych, ale narzucają nam ubiór, czy zachowanie. Totalny paradoks.
Tak samo jest z ocenianiem nas.
Każdy, dosłownie każdy powtarza że nie wolno oceniać innych, a w szkole? W niej robią to codziennie i przez cały czas. I chcą jeszcze żebyśmy czuli się w niej dobrze i w ogóle.
Drodzy nauczyciele my (akurat ja nie wiem jak wy i inni) boimy się chodzić do szkoły, z obawy przed jedynką, czy dwójką, bo niektórym rodzice robią wielką aferę, na cały blok o jedną słabszą ocenę.

To że postawisz mi jedynkę z zadania domowego, bo zrobiłam je w zeszycie, ale nie umiem zrobić na tablicy jest cholernie niesprawiedliwe. Zamiast stawiać jedynki może lepiej było by wytłumaczyć, a nie próbować udupić?
Szkoła i jej nigdzie nie zapisane zasady są do dupy.