...

Od dwóch lat mam problem z opanowaniem emocji, a raczej z opanowaniem gniewu. Potrafi mnie zdenerwować dosłownie wszystko. Szklanka, bo jest za jasna, ściana, bo ma taki kolor, a nie inny, ja, bo żyje i oddycham, ktoś inny, bo się do mnie odzywa, denerwuje i irytuje mnie dosłownie wszystko. A najgorsze jest to, że nie okazuje tego w żaden inny sposób oprócz agresji, ale ten gniew nie jest najgorszy. Najgorsze jest to co nadchodzi po nim.

Smutek i rozpacz.

Tak po prostu po tym gniewie, jak już się wyżyję, czyli w coś uderzę, albo zrobię coś sobie, żebym poczuła ból, pojawia się TEN stan.

Obwiniam się wtedy o wszystko, zastanawiam się dlaczego żyje, dlaczego mimo tylu ludzi wokół jestem samotna, dlaczego to wszystko tak boli, dlaczego ludzie się mnie boją. Zastanawiam się po prostu dlaczego.
Zaczynam wtedy również płakać.

Ale najczęściej myślę wtedy o tym, dlaczego ludzie uważają mnie za wredną, bezduszną, ignorancką, fałszywą sukę.
Nigdy nie zrobiłam nic, żeby tak o mnie myśleli, a jednak.
Widzę, że oni się mnie boją, nie ufają mi i to mnie tak cholernie boli. Każdego z moich znajomych łączy coś z drugim, a mnie? Mnie w tych historiach nie ma. Jestem osobnym, wadzącym wszystkim pierwiastkiem.

Ale wiecie co mnie najbardziej przeraża? Są to dwie rzeczy.

Moje myśli samobójcze, ich ilość i to, że nie czuję, czegoś takiego, jak miłość, nie potrafię się o kogoś martwić, czasami nawet nie potrafię rozmawiać, bo od razu mam ochotę skrzywdzić tego kogoś kto do mnie podchodzi, ale w tym samym momencie marzę żeby to coś co mnie tak blokuje wyszło ze mnie, zostawiło mnie w spokoju.

Nienawidzę w sobie tego, że nie potrafię się dogadać z ludźmi, że zawsze chcę za dużo od ich charakteru. Ewentualnie nie trafiłam do mojego odpowiedniego świata.
Bo szczerze to nie ma nic co mogłoby mnie z tymi ludźmi łączyć. Oni interesują się czymś całkiem innym niż ja, nie mamy wspólnego zainteresowania, punktu widokowego, nic. Całkowicie nic. Po prostu całkiem odstaje od społeczności w jakiej się znajduję.

Próbowałam poznać innych poza szkołą, ale wiecie co? Z nimi też mnie nic nie łączy. Z nikim mnie nic nie łączy.
Nawet z rodziną.
Nawet nie potrafię powiedzieć im, że ich kocham, bo coś we mnie mówi mi, że to kłamstwo, a ja w to wierzę, bo nic nie czuję, nic co powinnam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top