Rozdział 6

Marcus

Nie mogłem się pozbyć wspomnienia jej gładkiej skóry, gdy nasze palce przypadkowo się spotkały. Przeskoczyła między nami iskra i wiem, że nie tylko ja to poczułem. Napotkałem zafascynowane spojrzenie dziewczyny milisekundę przed tym, jak odskoczyła ode mnie jak oparzona. Nawet nie próbowałem odgadnąć, co siedzi w jej głowie.

Ale wtedy pojawiła się Sao, jej przyjaciółka i wszystko zepsuła.


Nigdy nie zrozumiem bab.


Ochota na bieganie zupełnie mnie opuściła, gdy tylko Sao zaczęła mnie spławiać. Usunąłem się jej z drogi, gdy tylko nadarzyła się okazja. Powinienem się chyba wściekać na upierdliwą kumpelę Aleksandry, ale tak się nie stało.  Spotkanie z dziewczyną było kojące, w przedziwny sposób pozwoliło się zrelaksować.


Wystarczyło mi kilkanaście minut, bym znalazł się w domu. Przekradłem się prosto do swojego pokoju. Zdziwiłem się, bo światło było zapalone, chociaż zawsze starałem się je gasić, żeby mały mógł spokojnie spać.


Jednak tym razem chłopczyk znajdował się w ramionach ciotki.


-Nie podoba mi się ten uśmiech. -stwierdziła kobieta.


- Cześć, Wie... -przerwałem w porę. -Weroniko. Ciebie też miło widzieć.


Mało brakowało.


-Jasne, jasne.


-Jak się dzisiaj sprawuje mały piłkarz? -przekierowałem rozmowę na jej ulubiony temat.

-Dobrze. Znacznie lepiej niż twój.

-Co zrobił? -zapytałem od razu.

-Nic konkretnego- uspokoiła mnie, przekazując mi syna. - Ale Marcus, on już rozpoznaje ludzi i głosy. I tęskni za tobą. Marudził cały czas.

Musiała mi wbić tą szpilę.

-Wera, wiesz, że staram się zarobić na nasze utrzymanie. Robię to dla niego.

- Wiem. Tylko, że nie musisz tego robić.

- Muszę.- upierałem się. - Dość mi pomagacie, nie chcę być jeszcze większym pasożytem.

- Nie jesteś...

- Proszę. Pozwól mi być facetem chociaż w tej kwestii.

- Już pokazałeś, że jesteś pełnoprawnym facetem, płodząc dziecko. - przerwała mi Wiedźma. -Nie musisz wyprówać sobie żył, żeby coś komuś udowadniać.

Niechętnie zgodziłem się z Weroniką, ale raczej na zasadach "kobieta ma zawsze rację, nawet gdy nie ma racji".

Ponownie ułożyłem synka w jego łóżeczku, a sam poszedłem pod prysznic, zostawiając drzwi do łazienki otwarte, żeby mieć oko na małego.

Szybko się wytarłem, założyłem świeże spodnie od dresu i wróciłem do sypialni. Usiadłem na krześle obok kołyski Karola. Uważacie, że to głupie, wpatrywać się w dziecko jak w obrazek? Tak?

Poczekajcie, aż dorobicie się własnych, wtedy porozmawiamy.

Za każdym razem, gdy patrzyłem na chłopczyka, widziałem jego matkę. Nie czułem już z tego powodu nienawiści, jak w pierwszych chwilach, tylko tępy ból, który kiedyś miał zniknąć. Niemal każdego wieczoru tak to wyglądało. Po śmierci Nat odciąłem się od znajomych, więc nie miałem z kim imprezować, a niezbyt garnąłem się do poznawania nowych ludzi, więc...

Zawsze ten sam schemat, dzień w dzień, od wielu miesięcy.

Tym razem jednak coś się zmieniło. Nie mam pojęcia kiedy, ale moje myśli przeszły płynnie od Nat do Aleksandry. Mimowolnie zacząłem porównywać nowopoznaną dziewczynę do mojej ukochanej. Alex nie była tak chorobliwie blada, jej oczy były minimalnie większe, a głos... jakiś cieplejszy. Nawet w porównaniu z Nat z jej najlepszych momentów.


Pokręciłem głową. Jak mogłem je porównywać. Nat nie było dopiero od kilku miesięcy, a ja już...

Nie dokończyłem tej myśli. Coś w rozmowie z Filipem dało mi do myślenia. Nie mogłem przecież zostać na zawsze sam. Takie życie w niepełnej rodzinie byłoby dla małego złe...

Boże, co z małym?  - pomyślałem. - Jak ja jej to wyjaśnię?

Tym problemem postanowiłem się zająć później. To znaczy, nigdy nie nazwałbym syna problemem. Byłaby nim natomiast rozmowa z Aleksandrą o dziecku. Mimo to, złapałem za telefon.

Ja: Masz jutro czas? M.

Wiadomość wysłano.

Nie było się nad czym zastanawiać.

Na odpowiedź czekałem w nieskończoność. Może pomyliłem numery? A może zrobiłem coś, co zniechęciło dziewczynę do mnie?

Wtedy usłyszałem sygnał smsa.

Aleksandra: Jasne.

Ulżyło mi.

Ja: W takim razie może poszłabyś ze mną do kina?

Aleksandra: Zgoda. Jakieś propozycje co do seansu?

Ja: Kojarzysz "Chemię"?

Aleksandra:  Pewnie, że tak! Od dawna chciałam to obejrzeć!

Ja:  W takim razie pozostaje godzina. Może 13? Przyjadę po ciebie.

Aleksandra:  Spotkajmy się na miejscu.

Sprytna dziewczyna, nie ma co. Zgodziłem się na taki układ.

Gdy wszystkie szczegóły spotkania były już ustalone, pozostała mi do zrobienia jedna rzecz: musiałem pogadać z Edwinem. Niechętnie poczłapałem do gabinetu brata. Czułem się tak jak wtedy, gdy miałem piętnaście lat i prosiłem go o pozwolenie na wyjście z domu.

Mężczyzna, słysząc moje słowa, uśmiechnął się dobrotliwie. Podobnie, jak reszta rodziny, był zaniepokojony moim uwielbieniem samotności, więc gdy prosiłem, żeby przez te kilka godzin zajął się małym, zgodził się od razu i niemal wypchnął mnie za drzwi, żebym od razu szedł do tej dziewczyny.

Trudno było się nie śmiać.

Ale wiecie co? Na wiedźmę zawsze można liczyć.

Weronika stała pod drzwiami, podsłuchując. Gdy tylko wyszedłem z pokoju brata, dopadła mnie i zaczęła prawić kazania. Marudziła o tym,  w co powinienem się ubrać, co mówić, jakie kwiaty kupić Aleksandrze i gdzie ją zaprosić po filmie. Aż mi głowa od tego pękała.

Zastanawiacie się pewnie, dlaczego na to pozwalałem? Przecież mogłem kazać Wiedźmie się odczepić, w końcu dałaby mi spokój. Rzecz jednak w tym, że pomimo cech związanych z przezwiskiem, lubiłem Weronikę. Odkąd związała się z Edwinem tych kilkanaście lat temu, była dla mnie i reszty rodzeństwa jak druga matka, ta lepsza. A kiedy nasi biologiczni rodzice pożegnali się z tym światem, to właśnie Weronika przekonała Edwina, żeby przyjął nas do siebie.

Właśnie dlatego, jeśli nie braterska miłość, to wdzięczność nakazywały mi znosić paplaninę kobiety i nie kłócić się z nią za mocno.


Hej kochani! Obiecałam, więc jestem z kolejnym rozdziałem. Jak wam się podoba historia z perspektywy Marcusa? Jak uda się spotkanie bohaterów? I czy chłopak powie Alex o swoim małym sekrecie? 
Jeśli chcecie poznać odpowiedzi, zapraszam do czytania kolejnych części. I nie martwcie się, że chwilowo nic się nie dzieje. Musiałam zrobić małe wprowadzenie, już niedługo zrobi się ciekawiej, przysięgam. Tymczasem proszę was o odrobinę cierpliwości, trochę komentarzy i głosów też nie zaszkodzi. Do zobaczenia niedługo! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: