Rozdział 41

Marcus

- On zaraz ucieknie - skomle Alex.

- Jest nieprzytomny. - odpowiadam cicho. Przynajmniej taką mam nadzieję, dodaję w myślach. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby jeden cios był odrobinę za mocny... Dobrze, że Edwin jest prawnikiem.

Skóra Aleksandry jest lodowata. Pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, to konieczność ogrzania jej. Automatycznie obejmuję ją ramionami.

Wyrywa się, szarpie, protestuje głośno.

Boi się.

Robię krok do tyłu, a dziewczyna uspokaja się.

Dobry Boże, co on jej zrobił?

Rozlegają się syreny policyjne. Edwin musiał ich ściągnąć. Wykonując swój zawód jest trochę bardziej wiarygodny niż przeciętny kowalski.

- Zaraz wrócę. - obiecuję dziewczynie. Tutaj na nic się nie zdam, a ktoś musi wskazać drogę funkcjonariuszom. Upewniam się, że Mateusz jest nieprzytomny i wydostaję się z tej przeklętej piwnicy. Wychodząc na świeże powietrze ruszam biegiem w kierunku, z którego przyszedłem, bo właśnie tam musi znajdować się radiowóz...

Po minucie dostrzegam błyskające światła kogutów a także ludzi kręcących się przy pojazdach. Zauważam Edwina. On też mnie zauważa i daje znać najbliższemu funkcjonariuszowi. Daje mi sygnał, żebym prowadził. Za mną biegną policjanci i ratownicy medyczni, z noszami i tymi wielkimi, czerwonymi torbami.

Wprowadzam tych ludzi do szopy, uprzedzając o wyrwie w podłodze i wszystkich pułapkach, na jakie mogą natrafić.

Światła latarek zalewają starą piwnicę, odkrywając jej sekrety: brudne, odrapane ściany, spękany beton na posadzce, leżący na niej właściciel i młoda, okaleczona dziewczyna zawieszona niemal na środku pomieszczenia. A pod jednej ze ścian długi blat, na którym spoczywają narzędzia tortur: sznury, noże, żyletki, igły, świece... i niewielka kamera z mrugającą diodą. Niedawno musiała być używana.

Sam nie wiem, co się ze mną dzieje, gdy widzę to wszystko. Zupełnie tak, jakby wszystkie emocje wyparowały, została tylko czysta, niczym nie zmącona furia. Napinam mięśnie, przygotowuję się ataku...

Edwin łapie mnie mocno za ramiona.

- Zostaw. - rozkazuje.

Obrzucam go pogardliwym spojrzeniem.

Jak mam zostawić w spokoju chłopaka, który zrobił coś takiego... Chcę go wgnieść w ten beton, uderzać tak długo, aż jego czaszka popęka, pozbawić go życia, a wcześniej torturować jeszcze bardziej, niż on torturował kogokolwiek...

Ale widzę w oczach brata, że jemu też nie jest łatwo. Polubił Alex, stała się dla niego kolejną przybraną córką... Chociaż nie. On i Weronika traktowali ją niemal na równą sobie.

Wracam do rzeczywistości, słysząc jęk bólu i stękanie z wysiłku.

Ratownicy uwalniają Aleksandrę, kładą ją na noszach i okrywają tym dziwnym połyskującym... kocem? Cokolwiek to jest, najwyraźniej ma pomóc.

Podchodzę bliżej.

Dziewczyna wciąż usiłuje się szamotać, nerwowo reaguje na każdy dotyk. Uspokaja się, napotykając moje spojrzenie, ale wciąż nie pozwala mi nawet wziąć ją za rękę. Łzy wciąż płyną z jej czerwonych oczu, a ja nawet nie mogę ich otrzeć...

Nie oszukujmy się : Alex jest najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem, ale w tym momencie wygląda strasznie. Niewiarygodne, że w tak krótkim czasie da się tak skrzywdzić człowieka...

- Jedzie pan z nami? - pyta lekarz w pomarańczowym uniformie.

Kiwam głową. Podnoszą "deskę" na której leży dziewczyna i kierują się do wyjścia.

Obrzucam pomieszczenie ostatnim spojrzeniem i napotykam kilku ratowników z drugiego zespołu i policjantów pochylających się nad Mateuszem, który odzyskuje przytomność. W tym słabym świetle widać, że krew leci mu z nosa, a twarz zaczyna sinieć w miejscach, gdzie biłem najmocniej.

Szkoda, że nie dość mocno.

Edwin klepie mnie po plecach. Nie wiem, czy chce mnie powstrzymać, czy powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Niezależnie od intencji brata, opanowuję żądzę mordu i ruszam za ratownikami.

Wydostanie się z tej przeklętej szopy jest bardzo trudne, a przejście między drzewami kolejnego odcinka, który dzieli nas od karetki pogotowia daje się we znaki wszystkim członkom zespołu. Pod koniec drogi oddychają ciężko. Słyszę westchnięcie ulgi, gdy Alex trafia bezpiecznie do wnętrza pojazdu. Wchodzę za lekarzem, drzwi się zatrzaskują, włącza się sygnał dźwiękowy. Kierowca rozpędza pojazd, kontaktując się z najbliższym szpitalem.

Słyszę rozmowy ratowników, ale niewiele z nich rozumiem... Skupiam się wyłącznie na nieprzytomnej dziewczynie. Jeszcze w tamtym pomieszczeniu pod ziemią zrobili jej wkłucie dożylne i podali silne środki przeciwbólowe. Teraz Alex ma zamknięte oczy, założoną zieloną maskę tlenową.  Jest okryta tym kocem i podłączona do urządzeń monitorujących jej funkcje życiowe...

Które w pewnym momencie zaczynają wariować.

Z tego, co rozumiem, saturacja zaczyna spadać.

- Zatrzymała się! - krzyczy lekarz do kierowcy. Ten dociska pedał gazu, natomiast pozostała dwójka zrywa się z miejsc i rozpoczyna reanimację. Sytuacja powtarza się kilka razy. Dziewczyna na zmianę odzyskuje i traci tętno. Wstrzykują jej różne substancje, których nazw nie umiem powtórzyć...

- Cholera! - klnie lekarz.

A ja? Ja siedzę tam jak przyklejony do małego fotela, niezdolny się poruszyć czy coś powiedzieć. Zrozpaczony czekam, aż ratownicy coś zrobią.

Wydaje się, że jeden z zastrzyków zaczyna działać.

Kierowca mówi, że do szpitala już tylko siedem minut drogi.

- To za długo. - szepcze ratownik tak cicho, że prawie go nie słyszę.


Kochani... obiecałam, więc rozdział się pojawia. Mam w zwyczaju dodawać tutaj coś od siebie, ale tym razem nic odpowiedniego nie przychodzi mi do głowy. Tak więc... jedyne co mogę powiedzieć, to że dziękuję Wam, że zabrnęliście w czytaniu tak daleko :)

Do zobaczenia wkrótce :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: