Rozdział 28

Marcus

Filip przez cały dzień był w firmie. Już po kilku godzinach zacząłem działać mu na nerwy.

- Stary. - odezwał się. - Idź ty do domu. Gadasz i gadasz, głowa mnie już od tego boli.

- Parę miesięcy temu zarzucałeś mi, że jestem pozbawiony serca. - przypomniałem mu.

- Zmieniam zdanie. - oświadczył. - Jedź, zajmij się Aleksandrą. Może jutro będziesz nadawał się do życia.

Protestowalibyście, gdyby w takiej chwili szef pozwalał wam wcześniej zwolnić się z pracy? Ja też nie. Zebrałem to, co miałem zebrać i wróciłem do domu. O dziwo, było tam strasznie cicho. Pomyślałem, że może Alex śpi. Nie chcąc jej obudzić, cicho otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. A jednak, gdy zdejmowałem buty, dobiegły mnie głosy dziewczyn:

- Szczegóły, błagam. - prosiła Alex.

- Marcus bardzo mocno przechodził okres buntu. - wyjaśniała Wera. - Dostał się w nieciekawe towarzystwo, ściągali go na dno. Nie było dnia, żeby wrócił przed dziesiątą, czasami nie wracał w ogóle. Znajdowałam u niego papierosy, niedopite wódki. Często wracał schlany i koszmarnie to odchorowywał. Kłócił się z nami, nie słuchał nikogo... co kilka dni byłam wzywana przez dyrektora. Najgorzej było dwa lata temu. Wdawał się w bójki, jednego faceta mocno poturbował i wylądował na sali sądowej. Edwin ledwo go wyratował.

Wera, przestań, błagałem w myślach, słuchając jej. Doskonale pamiętałem tamten epizod. Byłem schlany, ale wciąż trzymałem się na nogach. Wracając z treningu wstąpiłem do monopolowego po półlitrową flaszkę, którą sam obaliłem w kilka minut. Nadszedł czas, by ruszyć dalej. Przygotowywałem się duchowo na opieprz, który miałem dostać od Wiedźmy po przekroczeniu progu. Ostatnio dużo się darła.

Ale ktoś inny też się darł.

Z krzaków w pobliżu polnej drogi, którą szedłem, dobiegał krzyk jakieś dziewczyny... i rechot starego oblecha.

Podszedłem bliżej, żeby ich uciszyć. Skoro chcieli się zabawiać, proszę bardzo, ale nie musieli, do cholery, przyprawiać wszystkich dookoła o ból głowy.

Z trudem, ale zorientowałem się, co oblech tak naprawdę wyprawiał. Wściekłem się. Przecież na miejscu tej dziewczyny mogła być Kaja, moja siostra... Tak się nie robi.

Złapałem faceta za koszulę i oderwałem od przerażonej nastolatki, która od razu zerwała się na równe nogi, wciąż niezdecydowana: uciekać czy sprawdzić, czy nie będę potrzebował pomocy?

Ja tymczasem zabrałem się do roboty. Przyłożyłem facetowi raz czy dwa, coś chrupnęło, zawył z bólu, wymierzył mi prawego sierpowego prosto w nos. Teraz to u mnie coś chrupnęło. Krew się polała. Oblech padł na ziemię, natomiast dziewczyna podbiegła do mnie z irytującym piskiem. Skakała dookoła i podpytywała co chwilę, czy nic mi nie jest.

- Mam złamany nos, kretynko - odburknąłem w pewnym momencie.

- Nikt ci nie kazał mnie ratować! - odgryzła się.

- Musisz być taka głośna? - jęknąłem, podając jej bluzę. Miała bluzkę w strzępach, nijak nie dało się w tym wrócić do domu.

- A ty musisz się tak mazgaić?

Oblech zwiał, a ja pogrążałem się w kłótni z dziewczyną. Nie wiem kiedy, ale odprowadziłem ją w ten sposób do domu.

- Zaczekaj tu. - nakazała, a sama zniknęła we wnętrzu budynku.

Więc czekałem tam, jak skończony idiota, sam nie wiedząc na co konkretnie. W końcu okno tuż nade mną się otworzyło, chwilę później na mojej głowie wylądowała bluza.

- Dzięki!- krzyknęła dziewczyna, opierając się na parapecie.

- Dopiero później, na rozprawie, dowiedzieliśmy się, że bronił jakieś dziewczyny.- kontynuowała Weronika, wciągając mnie z powrotem do rzeczywistości.

- Tą dziewczyną była Natalia. - domyśliła się Alex. - Musiał ją bardzo kochać.

- Bardziej, niż ktokolwiek z nas to sobie wyobraża. - przyznała Wera. Zastanawiałem się, czy to nie była już pora, żeby jej przerwać. - Chociaż na początku żyli ze sobą jak pies z kotem. Jedno obwiniało drugie o ciąganie po salach sądowych. Dopiero kiedy proces się skończył, Marcus został uniewinniony a tamten mężczyzna wylądował w więzieniu, tych dwoje zaczęło się dogadywać. Z dnia na dzień on się uspokoił. Nadal rzadko bywał w domu, ale tym razem przesiadywał u Nat. Nie lubiłam jej, byłam wściekła, bo czułam się jak matka z syndromem pustego gniazda... tak, wiem, w tym domu to prawie niemożliwe, ale jednak... miałam wrażenie, jakby odbierała mi mojego pierworodnego syna. A później zezłościłam się jeszcze bardziej, gdy wypłynęła sprawa z ciążą...

-Nie powiedzieli ci od razu? - zdziwiła się Alex.

No pięknie.

- A skąd! - prychnęła Wiedźma. - Nat przez długi czas ukrywała się w wielkich swetrach i bluzach Marcusa. Zorientowałam się dopiero, kiedy przypadkowo na nią wpadłam i odbiłam się od brzucha w kształcie piłki do koszykówki...

Czas wkroczyć do akcji.

- Cześć! - zawołałem, wchodząc do salonu.

Obie odwróciły głowy w moją stronę.

- Marcus! - zawołały jednocześnie, niepokojąco radosne.

Ciekawe, czy zorientowały się, że podsłuchiwałem?

- Jak wam minął dzień? - zapytałem, jak gdyby nigdy nic.

- Tęskniłyśmy. - wypaliła Wiedźma.

- Koszmarnie. - dodała Ola, kiwając głową.

Zabawnie razem wyglądały.

Ale nie mogłem dać się pokonać babskim urokom. Miałem coś do załatwienia.

- Weronika. - zwróciłem się do bratowej. - Nie potrzebujesz może pomocy? Mogę rozwiesić to pranie, o którym ostatnio marudziłaś.

Oczy rudowłosej kobiety się zaświeciły.

- Jasne. Chodź.

Małe poświęcenie w imię wyższych celów.

Zaprowadziła mnie do suszarni. Największa z dostępnych domowych pralek chodziła niemal nieustannie. Pod ścianą ustawiono kilka dużych koszy na brudy, z których wysypywały się sterty ubrań. Po drugiej stronie pomieszczenia stało kilka misek z wilgotnymi rzeczami, wypranymi i gotowymi do wyschnięcia.

- Trzeba te miski zanieść pod suszarki w ogrodzie. - poinstruowała mnie Wera.

Szła już do drzwi, ale ją zatrzymałem.

- Możemy pogadać?

Zgodziła się.

- Wer, uważam, że nie powinnaś mówić Aleksandrze tego wszystkiego, co dzisiaj jej powiedziałaś. Ani tego, co prawdopodobnie wygadałaś już wcześniej.

- I tak się kiedyś dowie.

- Wiem. Ale może inny sposób będzie...

- Nie będzie lepszego sposobu. - upierała się.

- A ty chciałabyś się dowiadywać od kogoś innego o przeszłości Edwina? - odparowałem. - O jego dawnych dziewczynach i...

- On nie miał przede mną dziewczyn. - wtrąciła. Spiorunowałem ją wzrokiem. - Ale wiem o czym mówisz.

- I obiecujesz, że nic więcej jej nie powiesz?

- Ale...

- Wera, nie ma żadnego ale. Sam to zrobię, gdy będę gotowy. - A czy ja kiedykolwiek będę na to gotowy?

- A możemy zawrzeć układ? Ja sama jej niczego nie powiem, ale jeśli mnie zapyta, nie będę uciekać od odpowiedzi. Co ty na to?

Chociaż niechętnie, przystałem na jej propozycję, bo nie miałem wyboru. Co innego miałem zrobić? Mogłem jeszcze ją zakneblować, ale bratowa by mnie za to zabiła przy pierwszej do tego okazji.


Hej kochani! Witam was ponownie w środku tej pięknej nocy! Cóż, wena to wena. Próbowałam odstawić mojego wiernego laptopa, ale nie było to możliwe. Więc mamy kolejny rozdział :) Tym razem tysięcznik! Myślicie, że Marcusowi uda się poważnie porozmawiać z Aleksandrą? Miejmy taką nadzieję, bo, jak mawiała moja mama, najlepsza bolesna prawda, ale prawda. Tymczasem zapraszam Was do głosowania i komentowania, to daje naprawdę ogromnego kopa do działania. Do zobaczenia wkrótce :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: