Rozdział 20
Obejżyjcie chociaż fragment zamieszczonego filmu, a zrozumiecie to, co starałam się przekazać.
Marcus
- Cóż, jeśli myślicie o tym na poważnie... Nie sądzę, abyś był... odpowiedni... dla mojej córki.
W pierwszej chwili nie miałem bladego pojęcia, o czym mówiła matka Aleksandry. Dopiero chichot Rozalii mi to uświadomił.
- Ma pani na myśli to, że jestem zbyt biedny? - zapytałem wprost, wywołując kolejne parsknięcie Barbie i jej chłopaka.
- To twoje słowa...
- Ale pani im nie zaprzeczy.
Spojrzała mi w oczy z pogardą.
- Nie ma co się oszukiwać, Marcusie.
- Mamo! - zaprotestowała Alex.
- Nie przerywaj mi. - rozkazała kobieta, wracając do mnie wzrokiem. - Jesteś sierotą. Pracujesz za najniższą stawkę. Nie skończyłeś studiów, nie masz żadnych perspektyw. Nie masz nic, co mógłbyś zaoferować Aleksandrze. Moja córka zasługuje na coś dużo lepszego...
Niż ty, dokończyłem w myślach.
Zaciskałem pięści tak mocno, że paznokcie wbijały się w wewnętrzną stronę dłoni, zostawiając tam małe ranki w kształcie półksiężyców. Wstałem, wsunąłem krzesło. Byłem gotów wyjść, ale wcześniej chciałem coś powiedzieć tej kobiecie.
- Ma pani rację. - przyznałem lodowatym głosem. - Nigdy nie będę mógł dać Alex wspaniałych prezentów, które maskowałyby moje poczucie winy. Nigdy nie zamknę jej w areszcie domowym, gdy tylko mi się sprzeciwi. Nigdy nie zmuszę jej do ucieczki z domu przez niezrównoważonych znajomych jej siostry. - wyliczałem. - Nigdy nie zgotuję jej tak wielkiego upokorzenia i nigdy nie podniosę na nią ręki. Jeśli właśnie na to zasługuje pani córka, faktycznie, nie mam jej nic do zaoferowania.
Kobieta otworzyła usta ze zdumienia. Wiedziałem, że przegiąłem, chociaż i ona nie była bez winy. Postanowiłem opuścić ten dom, zanim dopadną mnie wyrzuty sumienia.
- Obiecaliście. - zza pleców dobiegł mnie rozżalony głos Aleksandry. Chwilę później, gdy zbliżałem się już do swojego auta, dziewczyna pojawiła się u mojego boku.
- Wszystko w porządku? - Zapytała.
Ona mnie zadziwia.
- Właśnie rozwaliłem ci rodzinny wieczór, a ty się martwisz, czy wszystko u mnie w porządku? - odparowałem, zmuszając się do śmiechu.
- Niczego nie zepsułeś. - stwierdziła, wzruszając ramionami. - Zazwyczaj te kolacje kończą się kłótnią. Tym razem przynajmniej dałeś im do myślenia.
- Uważasz, że coś do nich trafi?
- Nie wiem. - przyznała. - Ale sam szok dobrze im zrobi. Ktoś kiedyś musiał strącić im z głów korony.
Ola sprawiała wrażenie, jakby wcale jej ta sytuacja nie obeszła. Zastanawiało mnie tylko jedno.
- Zawsze tak jest? - upewniłem się.
- Od kiedy tylko pamiętam.
To takie cholernie smutne.
Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł
Zerknąłem na zegarek. Wskazywał siedemnastą trzydzieści dwie. Miałem dość czasu.
Otworzyłem drzwi od strony pasażera.
- Jeśli chcesz, wsiadaj. - zaproponowałem.
Od razu wskoczyła na siedzenie.
- Gdzie jedziemy? - zapytała, gdy zająłem miejsce za kierownicą.
- Zamierzam pokazać ci, jak powinna wyglądać prawdziwa rodzinna kolacja. - oświadczyłem.
Nigdy nie uważałem, żeby Wiedźma czy mój brat byli szczególnie religijni, ale przestrzegali tradycji niedzielnych spotkań. Tylko zamiast obiadów, spotykaliśmy się na kolacji. Kilka lat temu, po jednej z moich większych akcji, Edwin ustalił ważną regułę: dopóki mieszkamy pod jego dachem, niedzielne wieczory spędzamy wspólnie. Rzadko którekolwiek z nas dostawało pozwolenie na wyjście po siedemnastej.
Dzięki tej zasadzie udało nam się trafić na moment, kiedy Wiedźma wołała moje rodzeństwo do jadalni. W przeciwieństwie do Tima, który trzymał się na uboczu, wciąż nieufny, kobieta szczerze ucieszyła się na nasz widok.
- Alex! - zawołała piskliwie, biegnąc w naszym kierunku. Widać, że bardzo ją polubiła. - Myślałam, że nam go dzisiaj zabierasz! -paplała, wskazując mnie podbródkiem.
Dziewczyna zarumieniła się.
- Wera, znajdzie się dla nas trochę miejsca? - wspominałem, że odwracanie uwagi Wiedźmy to moja specjalność?
- Pewnie. I tak gotuję jak dla pułku wojska, więc co za różnica, dwa talerze w tą czy w tą? W tym czasie wy rozłóżcie stół. - rozkazała, wracając do kuchni.
.
- Rozłóżcie stół? - powtórzyła Alex.
- To magiczny stół. - wyjaśniłem. - Chodź, pokarzę ci.
Chwilę później ze średniej wielkości ozdoby jadalni powstał długi blat, przy którym mogło się zmieścić nawet trzydzieści osób. Wystarczyło dostawić kilka krzeseł i gotowe.
To, nie wiedzieć czemu, zrobiło na dziewczynie jakieś wrażenie. Pewnie nigdy nie widziała potrzeby posiadania mebli z opcją transformersów. Ale bardziej spodobała mi się jej mina, gdy zaczęło się schodzić moje rodzeństwo... I kilku znajomych. Rafał przyprowadził swoją dziewczynę, a Kaja "kolegę, z którym się uczyła".
Zrobiło się jak w ulu. Wszyscy rozmawiali, śmiali się i stukali sztućcami o talerze. Widać było, że na początku Alex czuła się niepewnie w tak dużym towarzystwie. W końcu jednak się rozluźniła i zanim zdąrzyłem zwrócić na to uwagę, gawędziła w najlepsze z Wiedźmą. Edwin tymczasem, odsunięty tak jak ja na boczny tor, uśmiechał się tylko pod wąsem, zadowolony z chwili względnego spokoju.
-I jak?-spytałem, odwożąc dziewczynę do domu.
-To było niesamowite!- wykrzyknęła zachwycona. -Ta atmosfera, wszyscy byli mili i... Zawsze tak jadacie?
-Trafiłaś na spokojny wieczór, ale tak, zazwyczaj w ten sposób się to u nas odbywa.
-Szczęściarz z ciebie.
-No nie wiem. Czasami młodsze dzieciaki wpadają na pomysł rzucania w siebie jedzeniem.
-Mimo wszystko. Chciałabym tak żyć. -upierała się.
To da się załatwić.
-Jeśli chcesz, możesz przychodzić w niedziele. -zaproponowałem szybko. -Chyba że masz lepsze plany na ten czas.
Za to zarobiłem kuksańca w ramię.
-Wiesz, że nie mam. Przynajmniej przez najbliższy miesiąc.
-Więc czuj się zaproszona.
-Uważaj, bo z skorzystam z zaproszenia.
- O to właśnie chodzi.
Zaparkowałem przed okazałym budynkiem. Odjechałem dopiero, gdy dostałem od dziewczyny smsa żyję i zobaczyłem zapalone światło w jej pokoju.
Hej kochani! Co myślicie o zderzeniu dwóch światów? W którym z nich żyjecie? A w którym chcielibyście żyć? Mam nadzieję, że po obejżeniu filmu w mediach i przeczytaniu rozdziału nie macie zastrzeżeń do moich intencji. A jeśli jednak macie mi coś do powiedzenia, śmiało piszcie, na priv i w komentarzach. Obiecuję, że odpowiem.
Do zobaczenia już wkrótce :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top