Rozdział 13

Alex

Gdy wchodziłam do domu, byłam przerażona. Znikło wszystko: radość ze spotkania z Marcusem, szok, jaki przeżyłam, będąc u niego w domu, nadzieja na następny raz... Wszystko. Pozostał tylko zimny, przygniatający strach.

Ojciec czekał na mnie w holu. Kiedy tylko się tam pojawiłam, rzucił mi jedno, pełne obrzydzenia spojrzenie i poszedł do kuchni. Szybko podążyłam za nim.

W ogromnym, nowoczesnym pomieszczeniu stali już wszyscy: mama, tata, Rozalia i Mateusz. Ten ostatni uśmiechał się złośliwie, jakby dobrze wiedział, co mnie czeka. Ja również zaczynałam się powoli domyślać.

- Co ty sobie do cholery wyobrażasz? - zapytała matka, przewiercając mnie wzrokiem.

- Nie zrobiłam nic złego. - wyszeptałam.

- Nic złego?! - powtórzyła moja rodzicielka.  - Nic złego? A kto zorganizował pod naszą nieobecność imprezę? Kto zrzucił na siostrę obowiązek sprzątania?

Ah, więc to tak. Barbie wymyśliła sobie, że wrobi mnie w odpowiedzialność za ten cały syf.

- Wiesz ile kosztuje firma sprzątająca? - kontynuowała kobieta.

 - To nie moja wina! - upierałam się, chociaż nie wiem po co. Byłam na przegranej pozycji.

- I to nie ty szlajałaś się po mieście z jakimś niedomytym gangsterem? - głos matki ociekał sarkazmem.

- Słucham?

- Nie będę się powtarzać. Mateusz cię widział. - wyjaśniła.

Matteo posłał mi uśmiech mówiący "już po tobie, sssskarbie". Tak jak Gollum, który w rozmowie z Bilbo Bagginsem przeciągał to słówko.

- Podobno był dużo starszy. I miał więzienne tatuaże. - mama wysuwała kolejne oskarżenia.

 - A skąd niby Mateusz wie, jak wyglądają więzienne tatuaże? - zapytałam ze złością.

Matka nie wytrzymała. Widziałam dokładnie jej dłoń zbliżającą się do mojej twarzy. Sekundę później poczułam na policzku bolesne pieczenie.

Uderzyła mnie.

Nie wiedziałam, jak zareagować. Rodzice, chociaż nienajlepsi, nie używali przemocy. W tamtym momencie chciałam krzyczeć, błagać o wybaczenie i rozpłakać się jednocześnie. Skończyło się jednak na tym, że zacisnęłam zęby i przybrałam pozycję defensywną.

Widząc mój bierny opór, do rozmowy włączyła się Rozalia:

- A może to twój sponsor? - zaćwierkała tym swoim nieznośnie wysokim, nosowym głosem. - Może ty się puszczasz?

Zagotowałam się.

- Weź się ode mnie od...

- Nie obrażaj siostry. - przerwał mi ojciec.

- A ona mnie może?

- Ona ma powód. - oznajmił.

Szczęka mi opadła.

- Świetnie, po prostu fantastycznie! - krzyknęłam, kierując się  w stronę schodów, do sypialni.

- Nie tak szybko, moja panno. - zawołała za mną matka.

Zatrzymałam się i spojrzałam na nią.

- Czego jeszcze chcesz?

- Masz szlaban. Zero telewizji, zero wychodzenia. Koszty sprzątania i wymiany rozbitego lustra w łazience dla gości potrącimy ci z kieszonkowego.

- Skończyłaś?

Pokręciła głową.

- Oddaj telefon.- rozkazała, wyciągając rękę w moim kierunku.

- Przecież to Rozalia mi go dała.

- Nic mnie to nie obchodzi. - matka była nieugięta. - Oddawaj go.

- A jeśli mi się coś stanie i będę musiała zadzwonić? - wykłócałam się. Przecież miałam odezwać się do Marcusa.

- Trzeba było się wcześniej zastanowić.

Wyjęłam komórkę z kieszeni, a kobieta niemal od razu mi ją wyrwała.

- Teraz idź do swojego pokoju i przemyśl to, co zrobiłaś.


Tak też postąpiłam. Będąc na schodach słyszałam jeszcze, jak rodzice przepraszają Rozalię i Mateusza za moje zachowanie.


Z wściekłością rzuciłam się na swoje miękkie łóżko. Sprężyny zaskrzypiały pode mną cichutko.


To wszystko było tak cholernie niesprawiedliwe! Ro i Matteo często tak robili. Rozrabiali, a winą obarczali mnie. Barbie już dawno nauczyła się, że jest tą ukochaną córeczką i może robić, co jej się żywnie podoba, a Mateusz z kolei nauczył się wykorzystywać możliwości dziewczyny.


Mateusz...


Coś w jego spojrzeniu, tam w kuchni, nie dawało mi spokoju...

Drzwi do sypialni powoli się otworzyły.

O wilku mowa, pomyślałam.

Chwilę później wysoki chłopak, raczej tłusty niż dobrze zbudowany, wtoczył się do pokoju i usiadł na moim łóżku. Jego blond włosy były tłuste i w nieładzie, kilkudniowy zarost nieogolony. Cały śmierdział nieświeżymi ubraniami, zwietrzałym alkoholem i dymem papierosowym. Jak rodzice tego nie zauważyli?

Najgorsze jednak ze wszystkiego były oczy chłopaka. Wodnisto błękitne, z niebezpiecznym blaskiem, wpatrujące się we mnie pożądliwie.

- Wybacz, że tak wyszło. - powiedział z udawaną skruchą. - Nie miałem wyjścia.

Nie odpowiedziałam.

- No nie złość się mała. - próbował dalej. - To tylko taka gra. Musiałem ukarać cię za piątek.

Wtedy do mnie dotarło. Mateusz się mścił. Jak mogłam być taka głupia.

Było późno, pewnie dawno po północy. Muzyka dudniła już od kilku godzin, raniąc dotkliwie moje wrażliwe uszy. Kręciłam się po domu, zmęczona i rozdrażniona, bo jakiś pijany idiota chwilę wcześniej wylał na mnie okropne tanie piwo z sokiem. Już kilka razu usiłowałam ukryć się w pokojach gościnnych, ale w każdym z nich trafiałam na przynajmniej jedną parę w niedwuznacznej sytuacji... Ostatnią deską ratunku był mój pokój i chociaż trochę się bałam zostawiać Rozalię z tym samą - głupia siostrzana lojalność - postanowiłam się tam schronić.

Dźwięki dobiegające z  dołu ucichły, gdy pozamykałam szczelnie okna. Pod drzwi wepchnęłam nawet jakiś ręcznik, starając się uszczelnić przerwę między nimi a progiem. Mimo to, nadal czułam drgania murów powodowane mocnymi basami klubowego kawałka.

Położyłam się na łóżku i nakryłam głowę poduszką. Pomogło, ale nie na długo. Prawie odpływałam do krainy snu, gdy do pokoju wpakował się Mateusz, pijany w trzy dupy. Bełkotał coś i cieszył się jak głupi. Może tym razem był zbyt otumaniony, żeby się...

Nadzieja matką głupich. Nie minęła minuta, a poczułam na swoim ciele wielkie, obleśne dłonie chłopaka. Wsuwały się pod moją bluzkę, wędrując coraz wyżej i wyżej...

Nie miał w sobie ani krzty delikatności. Może wydawało mu się, że to pieszczota, ale ja czułam raczej, jakby miażdżył mi żebra. Wierzgnęłam, chcąc wyrwać się z jego uścisku. Nie udało się, w zamian pozbawiłam chłopaka równowagi, przez co zwalił się na mnie jak kłoda. Zarechotał w najobleśniejszy, najbardziej bulgoczący sposób, jaki kiedykolwiek u kogokolwiek słyszałam.

Chłopak był ciężki i śmierdzący. Ledwo mogłam oddychać.  Wierciłam się, kopałam, odpychałam ramionami... słowem, robiłam wszystko, żeby tylko go z siebie zrzucić.

Mateusz zamruczał z zadowoleniem.

- Rób tak dalej. - wychrypiał.

Poczułam gdzieś na nodze wypukłość w jego spodniach...

Robiło mi się niedobrze.

Przestałam na chwilę. Później, z całą swoją siłą, uderzyłam go kolanem w krocze. Zawył z bólu. Przetaczając się na drugą stronę materaca, zwijał się. Klął jak szewc.

- Zapłacisz mi za to, suko. - odgrażał się.

Uciekłam, zamykając się w swojej łazience.

Wstrząsnął mną dreszcz obrzydzenia, gdy przypomniałam sobie tamtą scenę. Nie czekając na rozwój wypadków, zerwałam się ze swojego miejsca i  ponownie pobiegłam do łazienki. Zamknęłam się w niej na klucz. Czekałam dość długo, ale kilka gróźb i prób wywarzenia drzwi później Mateusz dał sobie spokój i wyszedł.

Ja jednak nadal się bałam wyjść. Noc spędziłam na ogrzewanej podłodze łazienkowej, ze zwiniętym ręcznikiem pod głową.


Witajcie ponownie! Wiem, że ostatnio wspominałam o krótszych rozdziałach, a ten ma bez mała tysiąc słów, ale nie mogłam się powstrzymać. Jak zwykle, czekam na wasze opinie. Do zobaczenia wkrótce :*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: