Rozdział 12

Marus

Nie jestem pewien, czy dzwoniący nagle telefon był moim wybawieniem, czy też zgubą. Dlaczego?
Pierwszą rzeczą, jaką mówi ci psycholog, kiedy trafiasz do niego po trudnych przeżyciach jest Musisz mi zaufać i otworzyć się. Będzie ci łatwiej, jeśli podzielisz się z kimś swoim bólem, zamiast dusić go w sobie. Mogę ci pomóc, tylko zacznij mówić.
Człowiek zaczyna takiemu psychologowi ufać. Gada i gada... Psycholog nie rozwiąże twoich problemów. Nie da odpowiedzi na pytania, wręcz przeciwnie. Często dokłada zagadek. Zmusza do myślenia. Kieruje tobą. I nawet nie wiesz kiedy, znajdujesz banalnie prostą drogę do szczęścia. Czasami trwa to długi czas, ale w końcu skutkuje.
Tak to wygląda w teorii.
Ale zastanówmy się co by było, gdyby pacjent zaczął mówić, a psycholog nagle kończy sesję i wychodzi?
Nie, Aleksandra nie jest psychologiem. Ale też uciekła, gdy próbowałem jej wszystko wyjaśnić.
-Marcus, odwieziesz mnie do domu?- poprosiła, chowając telefon do kieszeni spodni. O ile wcześniej nie tryskała radością, o tyle po rozmowie z mamą stała się emocjonalną czarną dziurą.
Wychodząc, przekazałem małego Weronice -ona mnie kiedyś za to zamorduje- i złapałem kluczyki do samochodu.
Poza pytaniem o adres i ktrótką odpowiedzią, czas jazdy upłyną nam w milczeniu. Alex była zatopiona w swoich myślach, a ja w swoich. Ledwo zauważyłem, kiedy znalazłem się na właściwej posesji.
Dom Alex, a raczej jej rodziców, był ogromny, zupełnie jak ten należący do Edwina i Wiedźmy. Ale nas było prawie dwadzieścioro, a w tym budynku mieszkały tylko cztery osoby.
No ale cóż, nie mnie oceniać czyjeś intencje.
-Dziękuję za dzisiejszy dzień. - odezwała się dziewczyna, wyrywając mnie z zamyślenia.
-To ja dziękuję. - odpowiedziałem. - I przepraszam za marne zakończenie.
- Przestań. Nie musisz za nuc przepraszać. -zapewniła mnie. - Cieszę się, że mi to wszystko powiedziałeś.
A dziesięć razy tyle jeszcze czeka, aż ci powiem...

Przed wejściem zapaliło się światło. W drzwiach stanął postawny mężczyzna koło czterdziestki. Zauważył swoją córkę, siedzącą ze mną w aucie.
-ALEX! DO DOMU! -wrzasnął.
Dziewczyna wysiadła z samochodu. Na jej twarzy widziałem przerażenie.
W momencie, gdy moje stopy dotknęły ziemi, ojciec Aleksandry krzyknął po raz kolejny:
-ALEX! NIE BĘDĘ SIĘ POWTARZAĆ!
-Odezwę się, jak tylko będę mogła. - obiecała dziewczyna, całując mnie szybko w policzek.
Pobiegła do domu.
Jeszcze przez chwilę stałem tam i wpatrywałem się w zatrzaśnięte drzwi. Pózniej odjechałem. Wróciłem do domu, by pławić się w bólu i rozpaczy.
No i zająć się wreszcie synem, to jasne.

Hej kochani! Wybaczcie, że rozdział jest taki krótki, ale nie chciałam zbyt wiele zdradzać na samym początku, a będzie się działo. Jeszcze kilka takich części i wrócimy do ośmiusetwyrazowców, obiecuję. Tymczasem.. Macie jakieś teorie o tym, co może się dalej stać? Jeśli tak, chętnie je poznam. Gwiazdki jak zawsze mile widziane :)
Do zobaczenia wkrótce :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: