Rozdział 36
Marcus
Bez Edwina w domu było pusto. Smutno. Mama jeszcze więcej płakała.
- Nie teraz, kochanie. - powiedziała, wycierając twarz, kiedy wszedłem znienacka do kuchni, w której siedziała. - Mama jest zajęta.
Wbrew temu, co mówiła, podszedłem i przytuliłem ją. Zaszlochała cicho, głaskając mnie po głowie.
- Tak bardzo cię kocham. Nigdy o tym nie zapominaj.
Przed domem coś huknęło. Jedno z mojego rodzeństwa zaczęło płakać i mama poszła, żeby je uspokoić. Poszedłem za mamą.
Maja niedawno się urodziła i ciągle płakała. Była śliczna, chociaż zupełnie biała. Nie taka jak ja.
Zapytałem kiedyś mamę, dlaczego ja mam inną skórę niż moje siostry i moi bracia. Inną niż ona i tata. Odpowiedziała, że jestem wyjątkowy.
Ale nie byłem.
Nie byłem wyjątkowym.
Wyjątkowa osoba jest silna.
Troszczy się o innych.
Broni słabszych.
A ja nie mogłem ochronić mamy, kiedy tata wrócił do domu. Był pijany, dziwnie chodził i bełkotał. I śmierdział.
- Kochanie, idź do siebie. - poleciła mi mama, widząc tatę.
Zrobiłem to, co mi kazała, niosąc Maję, żeby tata nie zrobił jej krzywdy.
Tata krzyczał, mama płakała. Maja też płakała. Musiałem ją uciszyć, zanim tata przyjdzie.
Więc kołysałem się z malutką na rękach. Nie usnęła, ale już nie krzyczała.
Wzdrygam się, gdy ta scena ponownie staje mi przed oczami. Teraz zamiast Mai mam na rękach swojego synka, którego też kołyszę, żeby zasnął.
Dom Edwina jest duży. Nie tak duży, jak dom rodziców, ale duży.
Rodzice.
Pociągam nosem.
Weronika mówiła, że wyjechali, ale ja znam prawdę. Edwin mi powiedział. Rodzice mieli wypadek. Już ich nie ma.
- Hej - Edwin kucnął przede mną. - Jak się trzymasz, braciszku?
Wzruszam ramionami. Jest mi smutno, chcę się rozpłakać. Ale nie mogę. Tata zawsze mówił, że prawdziwy facet nie płacze.
- To może mi pomożesz? - proponuje. - Musimy pojechać po Werę, co ty na to?
Kiwam energicznie głową. Lubię Werę. Chociaż czasami jest niemiła.
Więc jedziemy. W domu zostaje przyjaciel Edwina.
Weronika jest ładna. Szczupła, z jasnymi włosami. Prawie zawsze się śmieje.
Weronika mówi, że musimy jechać jeszcze do sklepu, ale Edwin odpowiada, że zostawił portfel w domu.
Wracamy do domu.
Niewiele pamiętam z pierwszych miesięcy u Edwina, ale wiem, że było im wtedy ciężko. Brat właśnie skończył studia i zaczął pracę, a Wera jeszcze studiowała. Przez kilka miesięcy ledwo wiązali koniec z końcem. Nie chcieli prosić o pomoc rodziców Weroniki, a pieniądze z zapomnianej polisy pojawiły się dopiero później. Okazało się, że ojciec jeszcze w czasach, gdy jego biznes dobrze prosperował, ubezpieczył się na życie na jakąś gigantyczną sumę. To, co dostali od firmy ubezpieczeniowej, pozwoliło im trochę stanąć na nogi. Później Weronika dostała pracę w jakimś wydawnictwie, została redaktorką. Przez większość czasu mogła pracować w domu i nas doglądać. A to z pewnością nie było łatwe. Łącznie ze mną, dzieciaków było wtedy ośmioro. W jaki sposób więc ta liczba podskoczyła?
Dobre pytanie.
Kilka miesięcy po pogrzebie wyszło, że mężczyzna, którego nazywałem ojcem, zdradzał mamę od lat. Z kochanką spłodził jeszcze sześcioro dzieci. Kiedy tamtej kobiecie zostały odebrane - nie pytajcie dlaczego, do tej pory nie wiem i wiedzieć nie chcę - zaczęło się poszukiwanie kogoś, kto mógłby się nimi zająć. Padło na Edwina, jako przyrodniego brata. Liczba domowników wzrosła do szesnastu osób.
W jaki sposób funkcjonowaliśmy?
Dość... chaotycznie. Hałasowaliśmy, biegaliśmy jak oszaleli, część z nas bardzo płakała. Często pojawiały się jakieś kłótnie, ale nigdy nie wypominaliśmy sobie, kto miał jaką matkę. Najważniejsze jednak było to, że nikt nas już nie bił. I nie musiałem się martwić, co moje malutkie rodzeństwo będzie jadło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top