Rozdział 21
Alex
W ciągu następnych tygodni nie działo się nic specjalnego. Wypracowaliśmy z Marcusem pewien rytm. Ja chodziłam do szkoły, on pracował. Wieczorami spotykaliśmy się u niego w domu. Ja odrabiałam lekcje, on w tym czasie czytał albo zajmował się synem. Pomagając Weronice w kuchni powoli uczyłam się gotować. Czasami parę godzin po kolacji szliśmy pobiegać. Zazwyczaj wracałam na noc do domu, a gdy zdarzało się, że zostałam u Marcusa, spałam na zadziwiająco miękkiej kanapie w salonie.
Gdyby ktoś jeszcze kilka miesięcy wcześniej zapytał mnie, czy chciałabym mieć tak liczną rodzinę, zaśmiałabym mu się w twarz. Teraz jednak stopniowo zmieniałam zdanie. Podobał mi się gwar panujący w domu Marcusa, to, jak ta rodzina była ze sobą zżyta... To ciepło wyczuwalne już po przekroczeniu progu. W moim rodzinnym domu chłód pogardy wypełzał z każdego sterylnego kąta. Tutaj, pomimo lekkiego bałaganu, aż chciało się przebywać.
Z pewnością pojawiały się też problemy. Ktoś się z kimś sprzeczał, ktoś coś popsuł, dzieciaki z piskiem biegały po korytarzach. Nie raz bolała mnie tu głowa, marzyłam tylko o nadejściu nocy i śnie. Ale ani razu nie żałowałam, że się tam znalazłam.
Do pierwszego piątku po następnych odwiedzinach rodziców. Tym razem miało ich nie być przez półtora miesiąca. Ponieważ akurat zbliżał się długi weekend i Halloween, Barbie za podszeptami Mateusza zorganizowała wielką imprezę, z przebraniami, dekoracjami i sztuczną krwią lejącą się litrami z fontanny na czekoladę. Musiałam tam być, a Marcus uparł się zostać moim ochroniarzem. Mówię zupełnie poważnie. Ja byłam wampirem, w czarnej sukience, pelerynie ze sztywnym kołnierzem, plastikowych kłach i sztucznej krwi robionej z czerwców kaktusowych* a on prawdziwym ochroniarzem, w czarnych ciuchach, ciężkich buciorach, z krótkofalówką i kaburą z zabawkowym pistoletem.
Czy muszę mówić, jak fantastycznie w tym stroju wyglądał?
Barbie wyglądała... Cóż, jak Barbie. Wysmarowana samoopalaczem, różowa i świecąca od stóp do głów. Jakby zwymiotował na nią jednorożec. Czekałam tylko na moment, kiedy postanowi usunąć sobie kilka par żeber dla lepszej figury.
Powoli schodzili się goście. Wkrótce w salonie zaroiło się od wróżek, zombie, upiorów i ludzi ze szucznymi ranami wszelkiego kalibru.
Bardziej przerażający był blat kuchenny, zamieniony w stół z przekąskami. Królowały piankowe gałki oczne i żelki w kształcie pająków. Oprócz tego nieodłączna Krwawa Mary oraz wódka liczona w cysternach.
Byłam więcej niż pewna, że sporo osób zakończy ten wieczór w iście potworny sposób.
W zasadzie była to impreza taka sama jak wszystkie poprzednie i wsztystkie następne: głośna, wstrętna i suto zakrapiana.
W pewnym momencie głowa bolała mnie już tak bardzo, że widziałam czarne plamki przed oczami. Przeprosiłam Marcusa i ruszyłam w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych. W każdej łazience znajdowała się mała apteczka, niestety, znalezienie wolnego pomieszczenia graniczyło z cudem. Nauczona doświadczeniem, wolałam nie zbliżać się do pokoi gościnnych. Wreszcie przypomniałam sobie o jeszcze jednej, małej toalecie w garażu. Wystarczyło tylko zejść po schodach.
Tak zrobiłam. Szkoda tylko, że nie zauważyłam Mateusza idącego za mną.
Właściwie prawie go nie słyszałam. Wielogodzinne słuchanie muzyki i ludzkich wrzasków tak mnie znieczuliło, że ciche uderzenia stóp chłopaka o podłogę nawet do mnie nie docierały. Drugim błędem było niezamknięcie drzwi do łazienki. Ale po co miałabym to robić, skoro wiedzieli o niej tylko domownicy, wyjątkowo w tej chwili zajęci.
Chwilowa ulga z braku dudnienia w uszach za bardzo mnie zdekoncentrowała. Zorientowałam się, że Mateusz był tuż obok dopiero, gdy poczułam jego wielkie łapska na swoich biodrach.
- Tęskniłaś? - wyszeptał mi do ucha. Jego oddech cuchnął alkoholem.
- Ani trochę.
- Zadziora. - zamruczał z zadowoleniem. - Lubię cię taką.
Wstrętne paluchy chłopaka powędrowały trochę niżej, żeby móc podciągnąć moją sukienkę. Wyrywałam się.
- Zostaw mnie! - zażądałam.
Zarechotał.
Gdy zaczęłam okładać go pięściami, obrócił mnie w swoją stronę, złapał za pośladki i przyciągnął do siebie. Byłam unieruchomiona. I czułam jego wypukłość, przyciskającą się do mojego brzucha, trochę poniżej pępka.
- Nie mo-możesz mi wiecznie odmawiać. - wybełkotał. - To się kiedyś źle skończy.
Jakbym nie wiedziała.
Żadne szarpanie nie pomagało. Dopiero, gdy odsunął mnie trochę, by rozpiąć rozporek, miałam dość miejsca by wyprowadzić porządne kopnięcie. Trafiłam go kolanem prosto w klejnoty.
Zawył z bólu, puszczając mnie. Podbiegłam do drzwi i chwyciłam za klamkę. Zamknięte. Zanim zdążyłam przekręcić kluczyk, spadło na mnie pierwsze uderzenie.
Nie wiem, co to było. Prawdopodobnie drewniany kij od szczotki, który zostawiła tu gosposia, gdy ostatni raz sprzątała.
Siła tego ciosu wycisnęła mi powietrze z płuc. Upadłam na podłogę. Mateusz od razu wykorzystał okazję: usiadł na mnie okrakiem. Tylko teraz, zamiast zamroczonego wódką pożądania, w jego oczach była czysta furia. Cóż, chyba nikt nie lubi, gdy się go kopie we wrażliwe miejsca, prawda?
- Pożałujesz tego, suko. - warknął.
Zaraz potem poczułam jego pięść na swojej twarzy. I drugi raz. i kolejny. Gdy już się znudził, wstał i zaczął mnie kopać gdzie popadnie. Nastąpił mi na rękę i przez chwilę przycisnął butem mój brzuch.
Nie wiem, jak długo to trwało, zanim mnie zostawił, mam wrażenie, że wieczność, ale do tego czasu bolała mnie każda możliwa część ciała, a twarz zalała się krwią. Czułam jej metaliczny smak w ustach.
Kilka razy traciłam przytomność, zanim odnalazł mnie Marcus. Pojawiając się w tamtej łazience, wyglądał jak piękny anioł zemsty. Wściekłość znaczyła jego twarz.
* czerwce kaktusowe- niewielkie owady, pasożyty, znane powrzechnie jako barwnik E120
Hej! Kto spodziewał się takiego obrotu sprawy, daje gwiazdkę. Ci, którzy się nie spodziewali... cóż, nikt Wam głosować nie zabroni :) Kochani, wiem, że część z was spodziewała się historii miłosnej. I jej wątki się pojawią. Rzecz w tym, że miłość nigdy nie występuje solo. Zawsze towarzyszy jej jakieś "ale". Tak czy inaczej, mam nadzieję, że wciąż będziecie ze mną. Na razie dobiliśmy do 150 odsłon, za co chciałabym Wam podziękować. Może dla niektórych to niewiele, ale ja cieszę się z każdego malutkiego sukcesu. Tak więc dziękuję wszystkim, którzy mają dość siły i cierpliwości, by czytać moje wypociny i do zobaczenia wkrótce :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top