Rozdział 1


Alex

Zamorduję cię, Ro.

To pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy tamtego poranka. Miałam wrażenie, jakby ktoś umieścił mój mózg w imadle i powoli zaciskał mechanizm. W gardle czułam suchość. Oderwałam twarz od poduszki i wstałam z zamiarem poczłapania się do kuchni po jakiś napój, ale moje plany legły w gruzach. Obraz zawirował. Pociemniało mi przed oczami, a wnętrznościami targnęły torsje. Przewracając się, pobiegłam do łazienki i pochyliłam nad muszlą.

Kiedy już oddałam naturze to, co należało do niej, otarłam usta i stanęłam chwiejnie na nogach.

Cholerna Ro i jej cholerne pomysły.

Zerknęłam w lustro. Wyglądałam jak straszydło. Czarne włosy splątane, makijaż pod brązowymi oczami rozmazany. Nie sposób było odróżnić tusz do rzęs od charakterystycznych dla kaca sińców. Miękka koszula, którą nosiłam poprzedniego dnia i w której zasnęłam, była wygnieciona, poplamiona słodkim drinkiem i śmierdząca. Jęknęłam. Darowałam sobie ratowanie sytuacji, zamiast tego weszłam prosto pod prysznic i odkręciłam gorącą wodę. Dopiero, gdy mokry materiał przykleił mi się do skóry przypomniałam sobie, że nie zdjęłam koszuli. Parsknęłam śmiechem i spróbowałam pozbyć się zbędnego ubrania. Dałam radę, ale nie bez wysiłku.

Kiedy już skończyłam poranną toaletę, zeszłam na dół, do kuchni. Po drodze potknęłam się o kilka nie całkiem pustych butelek po piwie. Przynajmniej trzy niedopałki papierosów przykleiły mi się do bosych stóp.

Rozalia, moja siostra, siedziała w kuchni, w opłakanym stanie, a jej chłopak, Mateusz, chrapał na salonowej kanapie obitej białą skórą.

Scena rodem z amerykańskiego filmu dla nastolatków, kadr na dom bogaczy po imprezie urządzonej przez lekkomyślne dzieciaki. Fakt, byliśmy lekkomyślni i mieliśmy mnóstwo pieniędzy, ale takie rzeczy zdarzają się wszędzie, wiecie? Nawet w Polsce.

Tak, czy inaczej, pomogłam Rozalii się ogarnąć i czym prędzej wyszłam z domu. Chciałam zdążyć, zanim Mateusz się obudzi. Nie jestem tchórzem, nie uciekałam. Po prostu wolałam unikać konfliktów z chłopakiem, który przyprawiał mnie o dreszcze.

Było miejsce, w którym zawsze czułam się bezpiecznie i byłam mile widziana. To dom mojej przyjaciółki, Sandry. Właśnie tam skierowałam swoje kroki po przekroczeniu progu rodzinnej willi.

- Już idę! - wrzasnęła dziewczyna z wnętrza zgrabnego budynku z jasnożółtą elewacją.

Oparta o jedną z dwóch kolumienek przed wejściem, wsłuchiwałam się w jej ciężkie kroki. W końcu drzwi otworzyły się z impetem i pojawiła się w nich urocza blondynka, metr sześćdziesiąt wzrostu, z wielkimi niebieskimi oczami i charakterkiem diabła.

- Co tym razem zrobił ten idiota? - zapytała od razu.

Przewróciłam oczami.

- Cześć, ciebie też miło widzieć. - odpowiedziałam z sarkazmem.

- Daruj sobie, chica. Matteo już na nogach, prawda?

Wiecie jaki był problem z Sandrą?

Taki, że nie byłam pewna, czy w danym momencie ją kocham, czy mam ochotę zabić.

- Nie, cały czas śpi. - wyjaśniłam.

- Więc zdążyłaś się wyrwać. - dokończyła.

Sandra wiedziała o wszystkim, co wyprawiał Matteo. O jego szalonych imprezach, o alkoholizmie i o niemoralnych propozycjach, które regularnie mi składał. I o tym, co robił, gdy odmawiałam. Niby jak inaczej mogłabym wyjaśnić przyjaciółce, dlaczego barykadowałam się w jej domu do powrotu rodziców, albo skąd brały się te wszystkie siniaki na moim ciele? Prawda była jedyną opcją.

- Właź do środka, zaraz wszystko mi powiesz. A później zastanowimy się, jak skopać temu gnojowi dupę.

Przyjęłam propozycję z wdzięcznością. W salonie rzuciłam plecak u stóp swojego ulubionego fotela, na którym z resztą usiadłam chwilę później. Wreszcie czułam się bezpiecznie, mogłam wyluzować. Przyjaciółka weszła do pomieszczenia z kubkami parującej herbaty i podała mi jeden z nich.

- Mów. - rozkazała.

Więc mówiłam. Opowiedziałam Sandrze o lepkich łapskach Mateusza. Zaśmiewała się do łez. Od zawsze uważała chłopaka za pozera, a ja nie zamierzałam odbierać jej tej przyjemności. Co z tego, że samo wspomnienie wzbudzało we mnie mdłości? I tak musiałam się wygadać, więc czy to ważne, w jakiej formie? Z resztą, wolałam taką reakcję, niż litość w jej oczach, którą widywałam na początku tej drogi.

- Kiedyś tego pożałuje. - obiecała mi.

- Dzięki, Sao, ale wystarczy mi, że się odczepi.

Wymamrotała coś o tym, że jestem głupia i poszła po czekoladę. Mówiłam już, że Sao niczym się nie przejmuje? Nie? Więc mówię teraz. Dieta była dla niej taką samą bzdurą jak moda czy pogoń za chłopcami. Dlatego tak bardzo nienawidziły się z moją siostrą, żywą lalką Barbie. I dlatego tak bardzo ją kochałam.

Sandra krzątała się po kuchni, a ja walczyłam z nowym iPhonem. Siostra kupiła go dla mnie z okazji urodzin. Czy tego chciałam? Nie. Więc dlaczego to zrobiła? Dobre pytanie. Otóż moja osobista Barbie WSTYDZIŁA się pokazywać publicznie z siostrą nieprzystosowaną do życia w wyższych sferach, więc stwierdziła, że głupi gadżet pomoże mi się uspołecznić. Prawda była taka, że zamiast pstrykać zdjęcia, wolałabym rzucać nim tak długo, aż się rozpadnie.

Zaczęłam już nawet obliczać, pod jakim kątem powinnam cisnąć telefonem, żeby rozpadł się na jak najmniej kawałków, kiedy ten zaczął wibrować. Zerknęłam na wyświetlacz, po plecach przebiegł mi dreszcz.

Matteo.



Witajcie! Jeśli wam się spodobało, dajcie o tym znać. Dopiero zaczynam, więc każdy pozytywny komentarz będzie dla mnie ogromną motywacją :)




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: