9

Jimmy


Oparłem się o drzwi i zacisnąłem usta, czując na nich mrowienie, jakby delikatna i jasna cera Diany tak naprawdę była rozgrzana do granic możliwości. I ostra jak brzytwa.

— Wszystko gra? — Ocknąłem się, gdy ojciec Jasona podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy.

Wiem, czego w nich szukał. Odsunął się zaraz i uśmiechnął krzywo, gdy zapewniłem, że wszystko OK.

— Jason jest u siebie, prawda? — spytałem, celując palcem w sufit.

— Tak, wychodzicie gdzieś? — zagadnął, drapiąc się po uchu. Znowu potwierdziłem. Potrząsnął głową, gdy skierowałem swoją uwagę na jego zaciskające się pięści. — Uważajcie na siebie — dodał, nie patrząc już na mnie i ruszył do kuchni.

Powoli skierowałem się po wypolerowanych schodach na górę. Otworzyłam drzwi od pokoju Jasona, gdy zapinał pasek w swoich ulubionych poszarpanych jeansach. Wsadził w nie koszulkę na ramiączkach, na nadgarstku doliczyłem się czterech bransoletek.

Spojrzałem na jego głowę i aż uniosłem brew.

— Kto ci to zrobił? — spytałem na powitanie.

Jason od razu machnął dłonią i potarł nią po kilkucentymetrowym jerzyku.

— Pozwoliłem Nicole, według niej wyglądam, jak młody bóg — zaśmiał się z chrypką.

Wzruszyłem ramionami.

Co ja tam wiem?

— Ty też wyglądasz inaczej — sapnął, obrzucając mnie krzywym spojrzeniem. — Co ty, masz w szafie dresy? — zaśmiał się i dodał muskając mnie palcem po żuchwie. — Ryja nie ogoliłeś i co tam masz? Ciastka?

— Wszystko się zgadza, a ciastka... dostałem.

— Jak to? Kto ci je kazał tu przynieść? — Spiął się i przybrał groteskowy wyraz twarzy.

— Nikt mi nie kazał...

— Skąd je masz? Jak wyglądał?!

— Weź, wyluzuj, stary... Byłem u Diany, ona mi je dała.

— Po cholerę? Dlaczego?

— Bo... Nie wiem...? Bo się spaliły...?

— Matka cię nie uczyła, żeby nie brać słodyczy od nieznajomych?

Zacisnąłem usta, a potem je oblizałem, w myślach licząc kolczyki na jego ciele. Tylko te widoczne.

— Już ci mówiłem, przestań tyle pić. Diana mi je dała, jasne? Żaden nieznajomy!

— Jak kogoś nie znasz, to nawet uśmiechu nie przyjmuj — wysyczał poważnie, a ja dusiłem się wewnątrz ze śmiechu. Zacisnąłem zęby boleśnie, gdy ten nie ustępował: — Co ty w ogóle u niej robiłeś? Zabłądziłeś, czy co? Co ty, kręcisz z nią, czy co?

— Nie, byłem jej winien tę kurtkę, pamiętasz?

Zmarszczył brwi patrząc mi prosto w oczy. Po chwili znów zaczął mrugać, postukał się palcem o skroń i przyciągnął mnie do swojego boku, roztrzepując mi włosy palcami.

***

Przez całą noc, razem z czterema innymi kolesiami przenosiłem z dużych przyczep ciężkie, drewniane skrzynie do magazynu. Jason jedynie podrzucił mnie tu do Casper i zamienił kilka słów z facetem, który zlecił nam tę robotę.

Na początku uwijałem się, by szybciej skończyć, ale po godzinie ramiona odmawiały mi współpracy, a gdy skończyliśmy o czwartej nad ranem, czułem, jakbym miał zamiast nich nitki spaghetti. Ledwo stałem na nogach ze zmęczenia i znużenia, a kłujący i piekący ból w karku sprawiał, że znów zatęskniłem za swoim wyrkiem. Nie kanapą Jasona ani jego ogromnym łóżkiem. Stałem na zewnątrz z innymi, czekając na wypłatę i wyłem z radości w duchu na myśl, że już niedługo walnę twarzą o pościel.

Jednym uchem słuchałem rozmowy pozostałych:

— Gdzie on jest, do cholery?

— Nie śpieszy mu się, a ja muszę zdążyć do pracy.

— Może nie przyjdzie.

— Poleci w kulki?!

— Może.

Facet — na oko po czterdziestce — zaklął, mówiąc, co zrobi z „naszym szefem".

Stojący obok szczupły chłopak, który mógł niedawno skończyć szkołę średnią, spojrzał na niego z powątpiewaniem i przekręcając daszek czapki na oczy, wyrzucił:

— No, no, żeby ciebie nie znaleźli w worku albo z kamieniem przy nodze w rzece... — urwał, gdy z magazynu wyłonił się postawny mężczyzna.

Spojrzał na nas z osobna, a potem każdemu wręczył po dwa banknoty. Odszedł bez słowa i gdy ciężkie kroki przestały odbijać się echem po magazynie, mężczyźni znowu zaczęli rozmowę, ale mnie ona nie interesowała.

Skierowałem się powoli do bramy, a wchodząc na chodnik i mijając lampę, spojrzałem na pieniądze w dłoniach.

Dwadzieścia dolarów.

Odwróciłem głowę, gdy goście, z którymi pracowałem, przechodzili przez przejście i dyskutowali o tym, na co wydadzą zarobioną kasę.

Ja, gówniarz przy nich, porwałem się na robotę z zapałem, myśląc tylko o racie za kredyt. Trzymałem w kieszeni dwadzieścia dolarów, czułem się jak zbity pies i mogłem sobie co najwyżej kupić kilka piw od Steve'a — jednego z paczki — i skręta od Jasona. Tyle była warta moja praca.

Jeśli tak wygląda dorosłość, to wolę umrzeć młodo.

Nie brałem pod uwagę, że można przecież żyć inaczej, nie trzeba tyrać całej nocy, jak wół, by zapewnić rodzinie dwa obiady. Nie widziałem dla siebie ratunku, innego scenariusza.

Oparłem się plecami o zimną, chropowatą ścianę i obserwowałem, jak miasto powoli budziło się do życia.

Nocne zmartwienia i gonitwy myśli wyłaniały się z ciemności naprzeciw światłu i okazywało się, że nie były takie ciężkie i mroczne.

Widok wschodzącego słońca przeciskał się pomiędzy budynkami, promienie rozpraszały się na betonie i hipnotyzowały zupełnie jak piekarnik Diany.

Wzdrygnąłem się od dreszczy, gdy delikatne podmuchy wiatru dotarły do mnie i wcisnęły się pod kurtkę. Robiło się szarawo, gdy ruszyłem z miejsca na przystanek. Postanowiłem jechać do domu bez kupowania biletu, by nie wracać zupełnie z niczym.

Na miejscu przy oknie, wciśnięty w siedzenie śledziłem puste, kolorowe pola, stare, opuszczone fabryki i mrużyłem oczy od porannego, świeżego słońca przebijającego się przez przydrożne, złote drzewa. Chciałem jedynie zasnąć.

Tego dnia nie pojechałem do szkoły, a matka, będąc na dyżurze, nawet o tym nie wiedziała.

***

Wieczory spędzałem z paczką Jasona, do której od miesiąca należałem.

Byłem winien Jasonowi przysługę, no i liczyłem na zainteresowanie Candy, a patrząc na innych kolesi obok niej, zaciskałem usta z irytacją, bo byli przystojniejsi, więksi, silniejsi i starsi.

— Zbieramy się do Brada — sapnął Jason, idąc w moją stronę na chwiejnych nogach. Zaorał butami w piachu i gdyby nie mój refleks, poczułby go również na zębach. — Oj, za dużo dziś wciągnąłem, za dużo. — Wyszczerzył się, klepiąc mnie po policzku.

— W tym stanie chcesz gdzieś jeszcze wyruszać? — zaśmiałem się, wprawiając w ruch przeźroczystą, cytrynową ciecz, którą miałem w styropianowym kubku.

— Co ty mi tu. — Odchylił się, ale znowu w ostatniej chwili złapałem go za koszulkę. — Tu się robi zimno, to nie wakacje, żaden nie chce wracać do domu, bo po co? Brad ma wolne pokoje, możemy u niego kimać.

Uniosłem wzrok na Brada i uśmiechnąłem się spod pochylonej głowy. Stał na wieży, ustawionej z pustaków i pijąc wino wprost z butelki, pozbywał się bardzo powoli elementów i tak skąpego ubioru.

Candy z Nicole jako jedyne z dziewczyn były zainteresowane tym przedstawieniem. Blondynka zagwizdała i poprosiła o więcej, cytuję, „tego idealnego ciała".

Podskoczyła do Brada i pociągnęła go za sobą. Opadł na nią, przyszpilając do piachu. Ich usta połączyły się, a mnie zalała żółć. Jako najtrzeźwiejszy, mogłem ściągnąć go z niej i stłuc, ale po kilku dniach doszedłby do siebie i to ja zbierałbym zęby z ziemi.

Patrzyłem jedynie na nich, bo nic innego mi nie pozostało.

— Ja odpadam — wycedziłem, pilnując, by nie zabrzmiało to zbyt nerwowo.

— Nie ma mowy. — Jason uderzył mnie wierzchem dłoni w brzuch. — Pomożesz mi się tam chociaż dostać. Nie chcę wracać do siebie, nie zniosę gadania mamy, lepiej, żeby nie widziała mnie takiego.

Obrzuciłem go spojrzeniem.

Zgodziłem się.

— Brad! — krzyknął Jason, a ten oderwał się od Candy. — Lecimy do ciebie, czy jak?

Chłopak potarł swoje czarne włosy i jednym ruchem palca zrzucił okulary przeciwsłoneczne z czoła na nos.

— No i dobra — Jason potarł dłonie. — Jimmy — zwrócił się do mnie skrzywiony. — Muszę się odlać...

Przewróciłem oczami i popchnąłem go w stronę zarośli. Zaklął, narzekając na kłujący bluszcz, ale nie obeszło mnie to — znów patrzyłem na Candy, która nadal wdzięczyła się do Brada.

***

Cała nasza banda wpadła do autobusu, ku rozpaczy kierowcy.

Skuliłem się na tylnym siedzeniu i gapiłem w scenerię za oknem, uświadamiając sobie, że nigdy nie byłem w tej części miasteczka. Brad również nie narzekał na brak kasy, rodzice mieli własną firmę ubezpieczeniową, był jedynakiem i oczkiem w ich głowie.

Farciarz miał wszystko, nawet dłoń Candy w spodniach.

Obruszyłem się na ten widok i z policzkiem podpartym o pięść ze zdziwieniem przeniosłem uwagę na twarz dziewczyny. Leżała na siedzeniu, smukłe, długie nogi oparła o szybę, a wolną dłonią zakręcała sobie włosy. Patrzyła wprost na mnie. Zmarszczyłem brwi i poprawiłem się na siedzeniu z rezygnacją pozwalając ułożyć Jasonowi dłonie na moim brzuchu.

Nikole siedziała zamyślona po jego drugiej stronie. Uśmiechnąłem się do niej, gdy wzruszyła ramionami. Odczepiłem od siebie ręce chłopaka, kładąc je na kolanach dziewczyny. Jęknął w niezadowoleniu, przez co ja i Nicole wybuchnęliśmy cichym śmiechem.

Po dwudziestu minutach wysiedliśmy na przystanku.

— Starym przeciągnął się lot i zostali w drugim domu, w Chicago, może wrócą jutro, jak odpoczną — mówił powoli i wyraźnie Brad, odpowiadając na pytanie Candy. Szedł pierwszy do posiadłości, trzymając rękę ciasno owiniętą wokół talii dziewczyny.

— Chicago leży w kij daleko — rzuciłem, nie mogąc się powstrzymać.

Brad zatrzymał się i spojrzał na mnie zza ramienia.

— Helikopterem to chwila, więc miejmy nadzieję, że będą chcieli pospać dłużej — odparł i popatrzył na nas. Jason wisiał na moim ramieniu, zdolny jedynie do mruczenia. — Jesteście moimi gośćmi, ale nie czujcie się, jak u siebie w domu — zarechotał i byłem pewien, że zatrzymał spojrzenie na mnie.

Zacisnąłem szczęki i ruszyłem z uwieszonym na barku Jasonem. Miałem zamiar rzucić nim o pierwsze łóżko czy kanapę i ulotnić się, nieważne, że musiałbym iść pieszo do rana.

Kumple byli na tyle zmęczeni i urobieni — niektórzy przeżywali męki w zjeździe — że jedyne, na co było ich stać, to rozwalenie się na ogromnej rogówce i gapienie bez zainteresowania w telewizor.

Na MTV co raz przelatywały skąpo ubrane kobiety chlapiące się w basenie, czy wygrzewające razem z raperem pod palmą. Wtedy kumple trochę się ożywiali, dyskutowali na temat ich wdzięków i licytowali się, która z nich była ładniejsza.

Po położeniu Jasona na polówce i nakryciu go kocem, usiadłem na podłodze obok i sączyłem piwo o smaku owoców leśnych.

Odpłynąłem myślami, sprawdzając telefon od czapy, bo kto niby mógłby do mnie napisać, skoro Jason leżał obok, pochrapując w najlepsze? A Brandon, chociaż groził, że mnie nawiedzi, to mnie zablokował.

Spojrzeniem raz za razem ściągałem w stronę Candy, która zagłębiona w miękkim, dużym pufie oglądała teledyski. Brad zniknął na górze, gdzie miał się tylko odlać. Nikt jednak nie poszedł sprawdzić, czy może nie poślizgnął się na własnym moczu, nie trafiając do sedesu i nie roztrzaskał czaszki o umywalkę.

Uniosłem puszkę i potrząsnąłem nią, a kilka cierpkich kropel spłynęło na moje usta. Oblizałem je i wstałem, zgniatając w pięści aluminium. Ominąłem śpiących na narożniku ludzi i cicho podszedłem do lodówki. Zmrużyłem oczy, gdy rażąca biel uderzyła w moją twarz, rozjaśniając kawał skąpanego w ciemności pomieszczenia. Wydobyłem z foliowego opakowania kolejną puszkę i już zamykałem drzwiczki, gdy po moim karku przeszedł dreszcz wywołany głosem Candy.

— Podaj mi jedno — westchnęła, z lekką chrypką.

Zerknąłem na nią przez ramię.

Patrzyła na mnie intensywnie, spod przymrużonych powiek. Skinąłem głową i bez słów sięgnąłem po drugie piwo. Podałem jej zimną, okrywającą się kropelkami wody puszkę i ruszyłem na swoje miejsce. Palce Candy musnęły wnętrze mojej dłoni i zahaczyły się na niej paznokciami. To mnie zatrzymało. Spojrzałem na nią z góry, gdy posłała mi swój najsłodszy uśmiech.

Mogła tą miną roztopić lodowiec, ale nie zamierzałem pokazać po sobie, co czułem.

— Dzięki, Jimmy, wypijesz ze mną? Obok? Tu jest sporo miejsca, a zawsze mogę usiąść ci na kolanach — wyszeptała z szerokim uśmiechem.

— Brad zaniemógł? — spytałem, odginając zawleczkę. Oblizałem usta i spiłem wzbierającą do góry piankę.

Candy cały czas na mnie patrzyła, zauważyłem w jej spojrzeniu dziwną, pojawiającą się na chwilę iskrę.

— On nigdy nie staje na wysokości zadania — zaczęła, wracając wzrokiem do telewizora. — Usiądź ze mną, jak widać, zostaliśmy tu sami.

Obejrzałem się na śpiących po kątach ludzi i kręcąc sam na siebie głową, opadłem na puf obok pachnącej wanilią Candy.

Przyglądała mi się chwilę, ale twardo gapiłem się w ekran. Drgnąłem, gdy zarzuciła na moje nogi swoje, a głowę oparła o mój bark.

— O co chodzi? — spytałem, patrząc na nią. Szeptaliśmy.

— Nie mogę przestać patrzeć na twoją śliczną buźkę — odparła, na co zmierzyłem spojrzeniem jej zielone jak butelka oczy i upiłem z puszki, zawieszając się na teledysku.

Candy poruszyła się niespokojnie i usiadła prosto.

— Co to było, Jimmy?

— Co?

— To spojrzenie. Powiedziałam ci komplement.

— Dziękuję, ty również masz śliczną buźkę. — Dźgnąłem się wolnym palcem w mostek i uśmiechnąłem półgębkiem.

— Jimmy... — zaśmiała się słodko i cicho. Położyła dłoń na moim ramieniu i poprowadziła ją do miejsca, gdzie biło serce. Myślałem, że będzie szaleć w klatce piersiowej, ale nie, wydawało mi się wręcz, że zwolniło. — Jesteś śliczny, mógłbyś wysłać swoje zdjęcia do agencji modelów, sama mogę ci takie zrobić, mój ojciec ma w domu gabinet z tymi całymi lustrzankami i tylko on wie czym jeszcze. — Machała dłonią nad głową przy każdym słowie, kusząco poruszając ustami.

Spojrzałem na nią skrzywiony.

— O czym ty mówisz? Czemu się do cholery ze mnie nabijasz?!

Otworzyła szeroko migdałowe oczy i z rozchylonymi, pełnymi wargami wodziła wzrokiem po mojej twarzy. Zaskoczenie, którego nie rozumiałem, przemieniło się w uśmiech na ustach, które po chwili złączyła z moimi.

Nie przerwałem pocałunku, chociaż dobrze wiem, że powinienem. Candy była tak słodka i namiętna, że zapadłem się bardziej w puf, co dziewczyna zrozumiała jako zaproszenie i usiadła na mnie zwinnie, przytulając całym ciałem.

Spijałem słodycz z jej ust, czując gorycz na końcu języka.

Odsunęła się, ciągnąc mnie za sobą, a ja, jak głupi kundel dałem się prowadzić aż po same drzwi sypialni. Zamknęła je za nami kopnięciem i popchnęła mnie na łóżko.

Przesunąłem zamglonym wzrokiem przez jej ciało, wijące się i kołyszące nade mną. Candy podsunęła moją koszulkę do szyi i przyłożyła usta do mojego brzucha. Zimne powietrze wpadające przez otwarte okno przyprawiło mnie o gęsią skórkę i mieszało się z żarem od jej nienasyconych, gorących pocałunków.

Wsunęła dłoń w moje spodnie, a myśli ograniczyły się jedynie do jednego. Spojrzałem jej w oczy i upity szczęściem chciałem wyszeptać, jak bardzo za nią szaleję, ale nie pozwoliła mi otworzyć ust, bo zaczęła całować je zachłannie, pozostawiając na nich słono-słodki smak.

Przewróciłem ją na plecy i zawisnąłem, upajając się jej widokiem pode mną; rozrzucone na pościeli blond włosy mieniące się złotem, rozchylone w uśmiechu pełne, miękkie usta, smukłe ciało bogini i soczyście zielone oczy, które błyszczały z podniecenia.

Miałem zamiar pieścić jej idealne ciało i delektować się nim, ale mruknąłem jedynie z niezadowoleniem, gdy ta szybko pozbyła się ubrań, tym samym coś mi odbierając.

Ponownie znalazłem się nad nią, ściągając koszulkę przez głowę. Przyssałem się do jej aksamitnej, pachnącej papierosami skóry, gdy ona zostawiała na moich plecach ślady po paznokciach.

Pierwsze mocne uderzenia serca na myśl, że byłem w łóżku z Candy, zastąpiła chora satysfakcja: byłem z Candy w łóżku, w domu Brada.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top