16
Diana
Nie szło tak dobrze, jak na treningach, nagle każdej plątały się nogi, a piłka wypadała poza boisko. Nicole ignorowała mnie, a gdy byłam wolna, próbowała sama pokozłować piłkę przez całe boisko do kosza, ale po drodze ktoś za każdym razem jej ją zabierał.
Podbiegłam do niej i rozłożyłam ręce, pytając, co to było, ale ona kazała mi wyluzować i zająć się sobą...
Bo przecież każda gra w jednoosobowej drużynie.
Rozpraszał mnie też Jason i Lane. Zajęli miejsca na trybunach i zaczęli śpiewać dopingujące pieśni, niebywale przy tym fałszując. Do tego Jason co chwilę krzyczał do Nicole, jaką jest tygrysicą i co zrobi z nią później.
Ludzie spojrzeli na nich z ukosa, a trener podszedł i szepnął coś do nich, ale tylko się odwrócił, a oni znów zaczęli od nowa.
Co za wstyd. Spojrzałam na przeciwniczki.
Przyjechały ze wsparciem, ale ich kibice mieli transparenty zrobione z prześcieradła i kulturalnie wiwatowali, gdy te zdobyły kosz.
Nasza strona wyglądała po prostu marnie. Kilka osób wciśniętych w rogi trybun i na samym środku dwa diamenty; wręcz duma szkoły...
Jason zawsze był oderwany od rzeczywistości, ale dziś był bardziej podekscytowany.
Co do Lane'a - nie było na boisku nikogo, komu mógłby kibicować, a był podkręcony bardziej od swojego kolegi w poszarpanych, spadających z tyłka jeansach.
Oni po prostu są pijani.
W połowie meczu zrozumiałam, że to prowadzi donikąd i jeśli nie będę grała sama jak one, to nigdy nie dostanę piłki.
Unormowałam oddech, stojąc pod koszem, gdy wszystkie kotłowały się na drugim końcu boiska. Uniosłam wzrok i przesunęłam nim ostrożnie ku trybunom. Odwróciłam go od razu, gdy odnalazłam Lane'a. Patrzył na mnie, uśmiechając się dziwnie, jak kiedyś pod supermarketem.
Rozluźniłam ramiona, poruszając nimi rytmicznie.
Czego on chce?
Candy siedziała z koleżankami ławkę niżej. Lane nie miał zeza, a wszystko na to wskazywało, bo takim rozlazłym uśmiechem mógł obdarzać tylko ją - nie mnie.
Postanowiłam ignorować go - chociaż było to ponad moje siły - i grać tak, jakby zdobycie punktu ważyło na moim życiu.
Dopięłam swego, pod koniec meczu. I chociaż nie zmieniło to znacznie wyników, to byłam z siebie dumna.
Nie czekałam na dziewczyny z drużyny, zeszłam z boiska i chwyciłam torbę sportową, w której miałam ubrania na zmianę, wodę i kanapki wciśnięte mi na siłę przez mamę. Odkręciłam butelkę i opróżniłam ją duszkiem, zostawiając na dnie tylko kilka kropel.
Emocje powoli mnie opuszczały, a rozgrzane ciało zaczynało się ochładzać. Wyciągnęłam więc jeszcze bluzę i nałożyłam przez głowę na długą koszulkę bez ramion, gdy ktoś złapał mnie za łokieć. Opuściłam kaptur z czoła i spojrzałam za siebie, marszcząc brwi; Nicole uśmiechała się do mnie z miną małego, słodkiego szczeniaczka, który rozprawił się w łazience z rolką papieru toaletowego. Odsunęłam się delikatnie, ale na tyle, by wyczuła, że mam do niej żal.
Jak na zawołanie westchnęła i zaczęła:
- To tylko mecz... - zacięła się, zerkając gdzieś za siebie. Przycisnęłam do ust ćwiartkę pomarańczy, którą podawał nam w biegu wuefista, ale nie miałam ochoty jej jeść, więc zlizałam tylko sok. Powiodłam wzrokiem za spojrzeniem Nicole i odwróciłam się gwałtownie, oblizując usta, widząc Jasona i Lane'a, którzy szli w naszą stronę.
- Tylko mecz? Mam policzyć, ile razy byłam wolna? Ile dałabym rady wrzucić koszy? Albo Zoe? Stała obok ciebie i dłubała w nosie, strzelając z gumy do żucia, bo ty... - Przyłożyła mi palec do ust, uciszając nerwowo.
Po chwili Jason zamknął ją w szczelnym uścisku i ucałował czubek głowy. Posłał mi ostre spojrzenie, na które wzruszyłam ramionami.
- Co tam? Takie tam babskie problemiki? - odezwał się kpiąco, aż przeszedł mnie dreszcz ze złości. Nicole zaśmiała się sztucznie i zaczęła grzebać palcami w swojej upiętej różowej grzywce.
Zmierzyłam jeszcze każde z nich spojrzeniem i wyminęłam ich, poprawiając torbę na ramieniu, gdy Lane zagrodził mi drogę. Uderzyłam nosem o jego mostek i przymknęłam oczy, czując ciepło i zapach jego ciała. Zapragnęłam objąć go rękoma, wtulić policzek w bluzę i zaciągnąć się wonią, która koi każdy ból. Nigdy wcześniej nie miałam takiej okazji, ale coś mi podpowiadało, że samo przytulenie Lane'a może być przyjemnością nie z tej ziemi.
Dobrze wiedziałam, że nigdy do tego nie dojdzie. I zagotowałam się z irytacji.
- Obiecałam nawet na ciebie nie patrzeć, zejdź mi więc z drogi.
- Nie patrz. - Wzruszył ramieniem. - Cudownie grałaś, Diana - dodał, wymawiając miękko moje imię.
Jason parsknął śmiechem, a Nicole uciszyła go pocałunkiem.
- Dziękuję - odpowiedziałam, siląc się na mdły uśmiech. Uniosłam bezwiednie brew, mimo że Lane stał pochylony nade mną i mógł dotknąć ustami mojego czoła, to nie wyczułam od niego alkoholu. Przeniosłam spojrzenie na wargi w kształcie serca, gdy jedna noga zgięła mi się w kolanie.
To przez zmęczenie - krzyknęłam w duchu, odpędzając myśli, które jęczały żałośnie, jak bardzo pragną znów go pocałować.
- Może wszyscy odpoczniemy? - zaproponowała Nicole, zupełnie jakby czytała w myślach. Odciągnęła mnie od Lane'a, a ten pochylił się, jakbym trzymała go w pionie jakąś niewidzianą siłą.
Zatrzymałam się w pół kroku i automatycznie wyciągnęłam do niego dłoń, jakbym mogła mu pomóc nie upaść.
Wyprostował się, a potem uniósł wzrok spod grzywki i uśmiechnął szeroko.
Unosząca się nad boiskiem mgła otoczyła ciemną sylwetkę chłopaka, a rzucające pomarańczowe światło lampy wyostrzały piękne rysy, tworząc karykaturalny obraz. Jego spojrzenie nie pasowało do ciepłego, pogodnego wnętrza, które do tej pory widziałam w tych oczach.
Czaiły się w nim gorycz i mrok.
To mnie przeraża.
Odwróciłam się, urywając kontakt wzrokowy i porażona tym wszystkim ruszyłam z Nicole w stronę pustych ławek.
- Wyjaśnię ci wszystko, dobrze? - szepnęła, oglądając się za siebie na idących powoli chłopaków.
- Nie dzisiaj, OK? Zresztą, zaraz chcę wracać do domu - odparłam, prawdziwie zmęczona zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
Opadłam na pierwszą ławkę, Nicole obok, a Jason i Lane po wszelkich trudnościach, takich jak kopiec kreta, ogrodzenie i jakiś kamień, na ławkę naprzeciwko.
Jason zaczął paplać jak potłuczony, nie wiem nawet o czym, ale Nicole odpowiadała mu, jakby to była zwykła rozmowa na ciekawy temat. Spojrzałam na nią, gdy pochyliła się w jego stronę i uśmiechnęła z miłością, odgarniając z twarzy czarne wydostające się z kucyka włosy.
Co chwilę patrzyliśmy z Lanem na siebie w tym samym momencie. Odwróciłam wzrok, ale on gapił się na mnie bez skrępowania. Westchnęłam z irytacją i przewróciłam oczami, jednak na nim nie zrobiło to wrażenia.
W końcu, tchnięta impulsem, gdy leniwym spojrzeniem objął moje odkryte nogi, wyrzuciłam, piorunując go wzrokiem:
- O co ci chodzi? Mam na sobie błoto?
Nie poruszył się, nie zamrugał, ale odparł powoli, jak na zwolnieniu, wciąż patrząc na moje uda:
- Masz piękne włosy. Pod słońce mają kolor jak herbata...
Otworzyłam szeroko oczy - spodziewałam się wszystkiego, ale nie takich słów. Wsunęłam dłonie w kieszenie bluzy i skurczyłam się w niej, odburkując niewyraźnie:
- Dziękuję.
- Mogę ich dotknąć? - spytał, a gdy uniosłam na niego wzrok, zwilżył leniwie usta językiem. Próbowałam dostrzec, czy miał otwarte oczy.
- Ustalmy coś - wymamrotałam. - Mówisz o moich włosach na głowie?
- Może być. Podoba mi się twoja skóra.
- Co wy pijecie? - Zwróciłam się do dwójki obok, całkowicie zmieszana.
- Piwo - rzucił Jason, a Lane zaśmiał się, jakby to był dobry żart. Nicole spuściła wzrok i to na niej się zatrzymałam. W końcu udała, że szuka czegoś w torbie.
- Lane, dobrze się czujesz? - spytałam łagodnie.
- Wyśmienicie, Pandeczko - odparł, wyprostował się i uniósł łokcie. - Czym się myjesz? Masz takie diamenciki na skórze. One tak błyszczą, jak jakieś złoto, słońce czy coś...
Spuściłam wzrok na nogi i zmarszczyłam brwi.
- To samoopalacz, z drobinkami brokatu - odparłam i westchnęłam, gdy Jason parsknął śmiechem.
- Niesamowite - odetchnął głęboko Lane i dodał, przeciągając się: - Jesteś taka nieoczywista, robisz coś czego się nie spodziewam, jesteś sobie, a za plecami masz cały ten kosmos, pioruny i... I ciastka, i pandy, i pachniesz jak wata cukrowa, jak rock lat osiemdziesiątych... Przynęty na ryby, mgła nad jeziorem...
Urwałam oddech i miałam problem z przełknięciem śliny. Lane powtórzył niewyraźnie jakieś słowo, gdy powiodłam spojrzeniem na Nicole i Jasona. Patrzyli na chłopaka z niemożliwymi do odgadnięcia wyrazami twarzy.
Obserwowałam go z rosnącym niepokojem, ale nie zdążyłam w porę zareagować, gdy postanowił oprzeć się nonszalancko na niewidzialnej barierce i jak długi runął z ławki do tyłu.
Rzuciłam się od razu za nim i zatrzymałam skamieniała, zdając sobie sprawę ile miał szczęścia. Spojrzałam na metalowe bloki startowe, centralnie pod siatką odgradzającą boisko, o którą zatrzymał się Lane.
Zachłysnęłam się powietrzem i przykucnęłam przy nim, trzęsąc się i zlizując łzę. Uniosłam dłonie, ale zawahałam się przed poprawieniem mu bluzy, albo sprawdzenia jakichś zadrapań. Nie wiedziałam co powinnam i czy w ogóle powinnam. Drgnęłam, gdy zaczął się żałośnie śmiać i masować głowę.
- Ty skończony idioto - wyrzuciłam przez zęby, na co dwójka na trybunach zaczęła skręcać się ze śmiechu bardziej.
Jeszcze chwilę przed tym myślałam, że stanie mi serce, a oni zaczęli rechotać od razu, gdy stracił równowagę.
Lane uśmiechnął się do mnie i chwycił moją dłoń, ale nie mogłam znieść jego dotyku, więc wyswobodziłam ją od razu. Spojrzałam na Nicole i Jasona; dziewczyna przestała się śmiać, gdy dostrzegła, jak na nią patrzę.
Lane podniósł się, w akompaniamencie stękania i przekleństw.
Posłałam mu ostatnie dłuższe spojrzenie, gdy patrzył na mnie z uniesioną brodą i wspięłam się, przechodząc nad ławkami, na samą górę. Chwyciłam torbę i bez słowa opuściłam teren boiska, słysząc jeszcze chichotanie Nicole i docinki Jasona, że mam kij w tyłku.
Będąc już na chodniku, zerknęłam w bok. Lane nadal stał przy siatce, odprowadzał mnie spojrzeniem, a jego twarz nie wyrażała już żadnych emocji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top