2

Zaciągnęłam się mocno papierosem i wypuściłam dym, gasząc tym samym niedopałek w popielniczce. Zeszkoczyłam z blatu na którym siedziałam i poszłam do sypialni.

Mieszkam sama od kilku miesięcy. Mam 18 lat i cieszę się, że już nie mieszkam z rodzicami. Nie to, że ich nie kocham. Kocham ich nad życie, jednak nienawidzę ich nadopiekuńczości. Przesadzają i to bardzo. Mimo, że się wyprowadziłam, moja mama potrafi odwiedzić mnie kilka razy w tygodniu, żeby choćby zobaczyć, czy mam w lodówce masło.

Włożyłam na nogi ciasne, z ciemnego jeasnu spodnie z obtarciami na udach, na górę ubrałam czarny, przylegający do ciała cropp top sięgający mi kilka centymetrów przed pępek. Miał on długie i ciasne rękawy, a u góry odsłaniał całe obojczyki i do połowy ramiona. Uwielbiam takie bluzki, uwielbiam się tak ubierać. Mimo, że to niby zwykłe, nic niepokazujące ubrania, to i tak czuję się ładna i kocham, gdy taka bluzka podkreśla moje krągłości. Włożyłam jeszcze czarne stopki i zabrałam się za swoje piękne włosy. Rozczesałam je, po czym wyprostowałam i wsmarowałam olejek waniliowy. Zrobiłam makijaż, składający się z lekkiego podkładu, wycieniowaniu brwi, tuszu do rzęs i brzoskwioniowego błyszczyka. Gotowa spojrzałam na siebie w lustrze i byłam z siebie dumna. Spakowałam potrzebne rzeczy oraz kilka zeszytów do czarnej torebki i poszłam ubrać buty, po czym wyszłam ze swojego mieszkania.

Spojrzałam na godziną i stwierdziłam, że mam jeszcze trochę czasu, ponieważ moje zajęcia zaczynają się za 35 minut, więc postanowiłam, że pójdę jeszcze po kawę. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do swojego najlepszego przyjaciela - Oscara. Znamy się od 4 lat i nie żałuję, że go poznałam. Jest najlepszy we wszystkim, oczywiście oprócz seksu, bo nie pociąga mnie w ten sposób. Nie wyobrażam sobie, abyśmy byli razem. Nie, nie, nie.

-Halo?-usłyszałam jego głos, a na moich ustach pojawił się mały uśmiech. Po jego głosie stwierdziłam, że jeszcze z łóżka nawet nie wstał.

-Wstawaj frajerze, za trzydzieści minut masz być pod uczelnią.-oznajmiłam przechodząc przez ulicę. Cichy jęk wyszedł z jego ust, a ja wywróciłam oczami-I radzę ci się nie spóźnić.-powiedziałam i się rozłączyłam, od razu chowając urządzenie do kieszeni i wchodząc do kawiarnii Starbucks. Podeszłam do lady i przeczekałam kilka osób, po czym zamówiłam dwie mrożone kawy Mocha i zapłaciłam swój rachunek. Po chwili odebrałam swoje zamówienie i wyszłam z lokalu, popijając co chwilę swój napój.

Ciepłe, wrześniowe słońce muskało moje ramiona. Uwielbiam to uczucie, taką pogodę. Niestety nienawidzę zimy. Tej zimnej, przerażająco zimnej pory roku, przy której siedzę w domu jak najdłużej, żeby tylko nie spotkać się ze śniegiem. Nie można chodzić na plażę i opalać się, gdzie to uwielbiam. A najgorsze jest to, że zima zbliża się bardzo szybko.

Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu i bylam bardzo zdziwiona, gdy zobaczyłam przed budynkiem swojego przyjaciela, który z kimś.. Rozmawiał? Z jakimś chłopakiem. Szłam w ich stronę i przyglądałam się nieznajomemu. Wysoki, czarne włosy postawione do góry. Długie i szczupłe nogi, na których widniały czarne rurki obniżone trochę w dół. Ciasna, tego samego koloru co spodnie bluzka z krótkim rękawem, gdzie opinała jego umięśnione ramiona. Wow, niezły. Nie znam go i jestem pewna, że nie chodzi do tej uczelni, ponieważ na pewno bym go zauważyła. W końcu zostało mi z niecałe pięć metrów do nich, a wzrok Oscara poleciał na mnie i uśmiechnął się szeroko. Odwzajemniłam ten gest i poczułam drugą parę oczu na sobie. Skierowałam wzrok na nieznajomego. Oglądał mnie całą, od stóp do głów. Jego wzrok aż bolał. Poczułam się niekomfortowo, nieswojo. Spojrzał mi w oczy. O kurwa mać. Delikatne, niebieskie jak ocean tęczówki wpatrywały się we mnie, beznamiętnie, pusto.

-Siema pudlu.-powiedział mój przyjaciel, a ja w końcu oderwałam wzrok od niego, a zwróciłam się do bruneta.

-Zamknij się.-zgromiłam go wzrokiem, gdy przezwał mnie 'pudlem'. Nienawidzę tego przezwiska. Zawsze na mnie tak mówi, ponieważ rano, po przebudzeniu się, moje włosy są jakbym miała afro na głowie. Mimo, że kłóciłam się z nim wiele razy, że nie tylko ja tak wyglądam po przebudzeniu się, jego i tak to nie rusza.

Zachichotał jak i jego towarzysz, a ja spojrzałam na niego.

-Poznajcie się.-zaczął brunet.-Jane, poznaj Alan'a, Alan, poznaj Jane.-przedstawił nas sobie, a ja przez ten czas nie odrywałam morderczego wzroku z jego niebieskich tęczówek.  Uśmiechnął się kpiąco i kiwnął głową w moją stronę. Przewróciłam oczami i przygryzłam od środka polczek.

-Masz.-podałam kubek z kawą Oscarowi.-Mogłeś powiedzieć, to Alan'owi, też bym wzięła.-powiedziałam, znowu gromiąc wzrokiem swojego tępego przyjaciela. Przytłacza mnie jego wzrok. Niech przestanie się tak gapić, kurwa.

-Nic się nie stało.-usłyszałam jego głos. Męski, pociągający, namiętny, aż mnie dreszcze przeszły. Ugh. Chcę go.-Ja tylko na chwilę.-pokiwałam jedynie lekko głową. Wyciągnęłam z torebki paczkę czerwonych marlboro i wsadziłam jednego do ust.

-Palisz?-zapytałam, wyciągając kartonowe pudełeczko w stronę chłopaka. Oscar nie pali i zawsze mówi, że to gówno i po co się tym truję, ale ja to lubię. Wziął powoli jednego z paczki, a jego kącik ust lekko uniósł się w górę.

-Dzięki.-mruknął. Odpaliłam papierosa i podałam mu zapalniczkę, którą przyjął i po chwili paliliśmy oboje. Wygląda tak seksownie z papierosem, boże. Chłopaki porozmawiali jeszcze ze sobą przez chwilę, a ja spojrzałam na telefon, by nie patrzeć się ciągle na niego. Jest piękny, przystojny.-Ja już lecę.-usłyszałam.

-Narazie stary.-pożegnał się z brunetem przybiciem dłoni.

-Pa Jane.-skierował się do mnie. Jezu. Moje imię z jego ust, brzmi tak idealnie, pociągająco. Pomrugałam kilka razy i poczułam grzejące się policzki. Oh kurwa, Jane idiotko ogarnij się.

-Cześć Alan.-odpowiedziałam i odszedł, posyłając mi ostatnie spojrzenie. Wzrokiem kierowałam się za jego plecami. Umięśnionymi plecami.

-Jane?-usłyszałam Olivers'a.

-Hm?-popatrzyłam na chłopaka, który się uśmiechnął i pokręcił niedowierzająco głową. Zmarszczyłam brwi i wzięłam kolejnego bucha papierosa.

-Alanek wpadł ci w oko?-powiedział a uśmiech z twarzy mu nie schodził.

-Może.-wzruszyłam ramionami i wyrzyciłam filter.-Dobra, chodźmy już.-mruknęłam, czując lekkie skrępowanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top