Cz.1


Właśnie wyszłam z rodzicami z autobusu..

-No..i gdzie oni mieszkają?

-Zobaczysz jak dojdziemy...

-Eh..

Już więcej się nie odzywałam. Szłam za nimi nie zawadzając.. Razem byli taką szczęśliwą rodzinką.. Uśmiechali się itp. Aż mnie mdliło.. Po chyba 20 minutach ciągłego ruchu doszliśmy do nowiutkiej kamienicy. Nie było tu tak źle.. Obok był plac zabaw na którym bawiły się dzieciaki.. Weszliśmy do jednej z kamienic i wyszliśmy na najwyższe piętro. Tata zapukał. Drzwi otworzyła kobieta w podeszłym wieku.

-O witaj Szymonku.

-Witaj ciociu. Tak jak obiecałem przyjechałem z rodziną... Moja żona Sherly.

-Dzień dobry.

-Mój syn Charl.

-Dzień dobry pani..

Mój tata zniżył się do niego i z uśmiechem powiedział.

-Nie pani tylko ciociu dobrze?

-Dobrze tato... dzień dobry ciociu.

-I.. moja córka Layla.

-Dzień Dobry.

Przywitałam się jak kultura nakazuje.

-Wejdźcie i nie stójcie tak w progu...

Po wejściu przywitaliśmy się z jak mniemam wujkiem.  Po czym wszyscy udaliśmy się do salonu. Ciocia przygotowała dla nas kilka kanapek, herbatę dla mnie, Charla i siebie. A dla rodziców i wujka kawę.

-Tak się cieszę że nas odwiedziliście. Więc teraz mieszkacie w Warszawie?

-Tak.

Bardziej rozmawiali z rodzicami niż z nami. Charl oczywiście dostał słodycze.

-Mamo?

-O co chodzi kochanie?

Wymuszana miłość matczyna.

Pomyślałam jak ja tego nie lubiłam.

-Bo wiesz... Od dawna chciałam tu przyjechać więc mam pytanie.. Czy mogę zwiedzić Mławę? Przynajmniej tu niedaleko co się znajduję?

-Ależ oczywiście.

Przynajmniej się zgodzili. Albo po prostu nie chcą mnie tu... Tak.. za pewne nie chcą.

Wyszłam z kamienicy i ruszyłam. Nałożyłam na uszy słuchawki i na mp3 włączyłam piosenkę "Wyciągamy dzieci z bramy" NPWM. Wraz z tą muzyką zagłębiałam się coraz dalej w kamienice, mijałam młodzież, one nie były już w tak ładnych ubraniach jak dzieci które bawiły się ta placu zabaw. Już chyba wiedziałam gdzie zawędrowała... Kamienica jak z tej właśnie piosenki. Po chwili podszedł do mnie jakiś nastolatek... Wyglądał na ok. 17 lat i nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Zagrodził mi drogę. Ja zdjęłam słuchawki z których leciała cichuteńka muzyka.

-Co tu robi taka dziewczyna jak ty?

-Chodzi i zwiedza...

-Nie jesteś polką... twoja twarz jest delikatniejsza niż zwyczajnych polek.

-Jestem pół polką.

-Mniejsza o to? Co robi tu bogaczka.

-Nie jestem bogaczką.

-Jak nie.. Takich ubrań nie nosi nikt z tych kamienic.

-Co z tego że mam takie ubrania?

-To z tego że jesteś bogaczką.

-Mówię ci że nie jestem.

-Skoro nie jesteś to skąd masz te ubrania co? Może je z ciebie zdejmiemy skoro nie jesteś bogaczką.

Chciał zerwać ze mnie bluzę jednak gdzie tylko się nie obejrzeć tam gapie. Zaciągnął  mnie w jakąś ślepą i pustą uliczkę. Przez cały czas się wyrywałam.

-Nie wyrywaj się.. Bo pożałujesz..

Ściągną ze mnie ubranie odsłaniając moje rany na rękach. Tylko się zaśmiał. Zaczął mnie macać, a ja zaczęłam się wyrywać i krzyczeń. Zasłonił mi usta. Ugryzłam go w dłoń więc on uderzył mnie w policzek.

-Zostaw mnie...

-Najpierw się z tobą zabawię...

-Powiedział "zostaw mnie".. powinieneś chyba ją zostawić.

-Cholera znam ten głos..

Chłopak puścił mnie i uciekł, ja spojrzałam na mojego wybawiciela, moje oczy rozszerzyły się.

-O mój bożę..... Rudnik...



**********************************************************


PS.Pochylone i pogrubione to myśli postaci.

Jak wam się podoba tej oto part?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top