7. Jack punktuje
Pod pastacią zwierząt poszliśmy na polane gdzie stał wielki wilk i dwa mniejsze. Razem z lwicą podeszliśmy bliżej i zaczeliśmy mentalną rozmowę.
- Jestem Alfą hiszpańskiej koloni. Dziękuje za rozmowę. - zwrócił się do mnie. Alice drgneła. Niepodobało się jej to.
- To ja jestem Alfą tej koloni, a to jest mój mate. - powiedziała na pozór spokojnie. Alfa prychnął i to był błąd.
- Jestem symbolem naszej walki. Należy mi się szacunek - warkneła, a w oczach lwicy błyszczała chęć mordu. Musiałem coś zrobić. Dla nikogo ta walka nie będzie dobra.
- Spokojnie, lwica ma racje, to ona tu dowodzi - oznajmiłem spokojnie. Zwierze popatrzyło na mnie zdziwione.
- To mężczyzna jest głową stada - rzekł twardo.
- U nas jest nią Lwica Wolności. Okaż jej szacunek - przez chwile dwa wilki mierzyły się wzrokiem. Następnie skłonili się Alice. Alfa. Jack. A potem cała reszta.
Alice
Wszyscy pokłonili mi się. Poczułam ciepło w sercu. Podeszła do mojego mate i otarłam się głową o jego bok smuszając by wstał. Popatrzyłam na niego wdzięczna i trąciła jego pysk.
- Dziękuje
- I jak? Już nie jesteś zła?
- Już nie, wilczku - wtuliłam się w niego. Mruknął zadowolony.
Wszyscy się podnieśli, a ja spytałam Alfę.
- Po co zatem przybyłeś?
- Chcieliśmy zawrzeć pakt jaki ta kolonia zawarła z wieloma koloniami Europy.
- Oczywiście. Obiecuje, że przybędziemy wam niezwłocznie na pomoc wrazie niebezpieczeństwa
- Oczywiście, ale nie spiszemy żadnego dokumentu? - zdziwił się.
- Ufam moim rodakom. Wystraczy mi twoja obietnica. - uśmiechneła się łagodnie.
- Obiecuje, że przybędziemy wam z pomocą w razie niebezpieczeństwa
- Dziękujemy
- Jesteś mądrą przywódczynią
- Dziękuje - powiedziała, a oni odeszli. Zerknełam na Jacka
- Idę się ubrać - powiedziałam mu telepatycznie i pobiegłam do domku, a on za mną. Wbiegłam do łazienki i zmieniłam się w człowieka. Siegnełam kiedy ktoś nscisnął klamkę. Przez chwile zesztywniałam. Naszczęscie drzwi się nieotworzyły bo wcześniej je zamknełam.
- Maleńka otwórz - usłyszałam uwodzicielski głos Jacka. Co za wariat.
- Nie sądze - zaśmiałam się.
- Przecież już cię widziałem nago
- A kto powiedział że mam na ciebie teraz ochotę? - zakpiłam ubierając się. Głos zza drzwi ucichł. Wolno wyszłam z pokoju. Mój nagi mate gwałtownie przycisnął mnie do ściany.
- Może sam sprawdze czy nie masz na mnie ochoty? - o mój boże! Był taki dominujący. Zadrżałam. Zaczął mnie namiętnie całować, aż mi się zakręciło w głowie.
- Jack, przestań - jęknełam. Tak bardzo go pragnę, że to aż boli.
~ Więc czemu karzesz mu przestać, debilko - fukneła moja lwica.
- Czuję, że mnie pragniesz. Drżysz na całym ciele - szepnął patrząc mi w oczy.
- Ja... - chciałam coś powiedzieć lecz głos nie wydobywał się z mych ust. Zresztą to by nic nie zmieniło, Jack widział pragnienie w moich oczach. Patrząc mi w nie w przejmującej ciszy ściągnął moją bluzkę i spodnie. Nie mogłam się ruszyć uwięziona pod jego wzrokiem.
- Jesteś tylko moja
- Jeśli zechce - wydyszałam.
- Możesz mówić kotku co chcesz. Jesteś moja i pragniesz mnie każdą cząsteczką siebie - szepnął pozbawiając mnie reszty bielizny. Kiedy obydwoje byliśmy nadzy przestał mnie dotykać. Myślałam, że oszaleje.
- Jack...
- Co, kotku? - spytał przybliżając się.
- Proszę - jęknełam.
- O co prosisz? - dręczył mnie.
- Kochaj się ze mną - Jack od razu przycisnął mnie do ściany i wszedł we mnie. Jęknełam głośno i oddałam się przyjemności. Po upojnych chwilach leżałam zaspokojona w ramionach ukochanego. Nagle bez pukania wbiegł do pokoju Zayan.
- Ciii - uciszyłam go by nie zbudził Jacka.
- Frank tu jest. W ośrodku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top