14. Zdrajczyni
Jack
W końcu dojechaliśmy. Szybko znikneliśmy z peronu i schroniliśmy się w lesie. Namioty szybko zostały rozbite. Od razu ruszyłem w stronę ośrodka. Nie kłopotałem się nawet o broń. Mój wilk pragnął krwi. Podszedł do mnie Zayan.
- Idziesz do ośrodka?
- Tak.
- Idę z tobą. - oświadczył.
- Lepiej nie. Zrobię ci nieopatrznie krzywdę - oznajmiłem i przemieniłem się w wielkiego wilka. Moje łapy szybko odbijały się od runa leśnego. Oczy natomiast przybrały kolor głębokiej czerwieni. W te migi znalazłem się przed budynkiem. Z rykiem przeskoczyłem przez bramę i rozorałem strażników pazurami. Skoczyłem do środka. Recepcjonistka krzykneła przerażona widząc mnie. Jej śmierć. Zatopiłem zęby w jej ciele i rzuciłem martwą o ścianę. Ruszyłem do labolatorium zabijając wszystkich po drodze. W końcu byłem u celu. Zmieniłem postać i cały zakrwawiony wszedłem do środka. Zobaczył mnie naukowiec i cały zbladł.
- Kim ty jesteś?
- Partnerem dziewczyny, którą skrzywdziliście... - niemal warczałem.
- Jaką dziewczynę? - spytał przerażony cofając się.
- Alice
- Przysięgam, że nieznam jej
- Miała w szyi kulkę ze środkiem wywołujacym śpiączkę - wytłumaczyłem, a człowiek zmarszczył brwi.
- Coś takiego nie istnieje
- CO KURWA?! TO CO JEJ NIBY JEST?! - ryknąłem, że aż podskoczył.
- Istnieje coś podobnego, ale nie wywołuje śpiączki. Środek nasenny
- Wiec czemu siè nie budzi?!
- Jesli ktoś powtarza zastrzyki z tym środkiem, może to trwać w nieskończoność. - mowił wciąż się cofając.
- Antidotum?
- Weś tą niebieską strzykawkę - wskazał na stół. Wziąłem ją i krzyknąłem.
- Wypad stad! - wiedziałem już wszystko. Ruszyłem spowrotem do obozu. Chce do mojego koteczka. Jednak najpierw ruszyłem do Poli.
- O! Jack - uśmiechneła się zalotnie. Złapałem boleśnie za jej ramiona i przycisnąłem do ściany.
- Jeśli jeszcze raz coś zrobisz swojej lunie zostaniesz wygnana. Rozumiemy się? - warknąłem.
- Ależ, Jack... ja
- Nie kłam! - ryknąłem.
- To ja powinnam być Luną! NIE ONA! - krzykneła przez łzy. Miałem to gdzieś. Teraz ruszyłem do mojej kruszynki. Wstrzyknąłem jej w ramię niebieskawy płyn i czekałem. Dziewczyna zamruczała po chwili i otworzyła oczy.
- Oh, maleńka - chciałem ją pocałować lecz ona pisneła przestraszona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top