1. Ratunek


Jack
Zamknięty niczym zwierze, którym jestem. Wilkołak. A dla ludzi? Potwór. Zaczeło się od lęku. A teraz? Porywają nas i badają. Eksperymentują, męczą, katują... zabijają. Żyjemy w strachu i ukryciu. 
23 lipca. Dzień zagłady. Dzień w którym ludzie się o nas dowiedzieli. Zaraz powstały pociski ze srebra. Właśnie tak mnie schwytali. Tchórze. Nienawidze ich. Siedząc w tym białym sterylnym pokoju często rozmyślam. O dwóch rzeczach. Zemście i mate. Znalezienie przeznaczonych to teraz rzadkość. Zbyt dużo nas umiera pod skalpelem, na testach bądź polowaniach. Jest pewnie delikatna i przestraszona, gdzieś w świecie. Moja maleńka. Wyrwę się stąd i ją odnajdę. Nagle drzwi otworzyły się z cichym kliknięciem. Ujrzałem mężczyznę z pistoletem i panią doktor.
- Jack Wolf?
- Tak.
- Muszę panu pobrać krew - oznajmiła i podeszła. Warknąłem ostrzegawczo.
- Uspokój się. Strzeli jeśli będziesz się zachowywał agresywnie. - wziąłem głeboki wdech, a ona pobrała mi krew i wyszła. Sfrustrowany walnąłem w ścianę. Byłem zmęczony więc położyłem się spać.
Obudziło mnie ponowne kliknięcie drzwi. Zerwałem się na równe nogi. Gdy tylko się uchyliły poczułem cudowny zapach. Prażące słońce i vanillia. Słodkie lato.
~ To nasza mate! - zapiszczał mój wilk. 
Drzwi staneły otworem. Zobaczyłem drobną blondynkę z gigantyczną spluwą.
~ hahaha... delikatna i przestraszona? - naigrywał się, ale mam go gdzieś.
- Moja! - warknąłem. Kiedy do niej podchodziłem przewróciła oczami i rzekła sucho.
- Daj spokój, wilczku! Dupa w troki i za mną - zdziwiłem się na te słowa jednak poszedłem za nią. Cóż innego mogłem zrobić.
- Kim jesteś? Co tu robisz? - zasypywałem ją pytaniami. Dziewczyna z irytacją się odwróciła i przycisneła palec do moich ust.
~ Jakie ma piękne jasno niebieskie oczy - piszaczał mój futrzak.
- Sza! Jeśli to cię uciszy to ci odpowiem. Jestem Alice Sevage, przewodnicząca buntowników. Przyszłam uratować paru wilków. Zadowolony?
- Tak.
~ Sevage. Pasuje do niej
~ Zgadzam się. Po hiszpańsku dzika, dzikus

Alice
Czemu teraz? Po co mi mate? Niepotrzebuje go. Będzie mi przeszkadzać. Nie puści mnie na groźną akcje, bo się martwi itp. Ugh... czemu tak bosko pachnie?  Jak moc. Niczym uderzenie pioruna. I te jego czarne oczy.  Uh... skup się. Najważniejsza jest sprawa. Otworzyłam cicho kolejne drzwi.
- Lwica! - zawołał uradowany Zayan. Mój najlepszy strateg. Niestety gorszy żołnierz.
- Lwica? - zdziwił się mój mate za mną.
- Tak. Tak mnie nazywają moi ludzie - po czym odezwałam się do Zayana.
- Pospiesz się.
Ruszyłam do kolejnych drzwi. Otworzyłam je. W srodku prócz wilkołaka był katujący go człowiek.
Zastrzeliłam go.
- Szybko! - krzyknełam do pobitego wilka. Rozległ się alarm. Wybiegliśmy z ośrodka "Human Protekt"
- Szkoda, że tak mało zdziałałaś. Zbyt niebezpieczna misja jak na taki efekt - zasmucił się Zayan.
- Tak sądzisz? - rzuciłam, a w oddali dało się słyszeć wielkie "BUM!".
- Podrzuciłam im trzy bombki - puściłam mu oczko.
- Kocham cię! - zaśmiał się strateg i chciał mnie przytulić.
- Nie dotykaj jej! - warknał Jack i odepchnął mego drucha.

😊😊😊😊😊😊😊😊😊😊😊😊😊😊😊
Mam nadzieje, że się spodoba
Moze być wolno pisane, bo pisze jeszcze "Żyj!" ale zobaczymy😉😉😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top