Prolog

I znów. Zakładam kolejną maskę. Ukrywam ból. Ściągam rękawy niżej. Wciągam brzuch. Wymuszam uśmiech.

I znów. Zamykam oczy. Wstrzymuję łzy. Krzyczę bez słów.

I znów. Robię kolejną kreskę. Nie jem. Wymęczam się. Zamykam w sobie. Wariuję.

I znów. Moja psychika nie wytrzymała.

I znów. "Nie tnij się"...

I znów. Odwraca się. Śmieje. Zamyka.

I znów. Nikt nie widzi tego bólu.

Ale to dobrze. Nikt się nie martwi. Nie mówi co robić, nie poucza.

A ja w spokoju mogę to dalej robić.

Nie martwcie się o mnie.

Nie wpadnę w anoreksję.

Nie wpadnę w depresję.

Nie mam myśli samobójczych.

Nie czerpię radości z samookalecznia się.

Nie mam żadnych problemów.

Nie istnieję...

Nie. Spokojnie. Odejdę powoli. Nawet nie zauważycie, że mnie nie ma. Po cichu.

Ciekawi mnie, czy ktoś przyjdzie na pogrzeb.

Pewnie cała szkoła.

Ale tylko na pokaz.

Potem każdy zapomni.

"Nie tnij się"...

Już za późno.

Będę to robić.

Bo nikt nie wstrzyma mojej dłoni.

Po prostu, bez słów.

Nikt tego nie zrobi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top