3. Wszystko i nic
Zrobiłem kolejne pociągnięcie gumką. Następnie wziąłem pędzel, lekko pojaśniłem, by zaraz potem ponownie użyć narzędzia do mazania. Oddaliłem od siebie nieco projekt i spojrzałem na nowopowstały rysunek krytycznym wzrokiem. W jednym miesjcu piksele miały zbyt ostrą barwę. Odcinały się od reszty.
Westchnąłem i zabrałem się za poprawianie tego fragmentu. Po chwili całkowicie skończyłem. Oddaliłem całkiem obraz, scaliłem wszystkie warstwy i nałożyłem koloryzację ściągniętą z Internetu. Gotowe.
Moje dzieło przedstawiało pięknego syrena trzymającego w dłoni muszlę w kształcie serca. Uwielbiałem rysować mężczyzn. U dziewczyn nigdy nie wychodziły mi piersi, choć nie wiem jak bardzo bym się starał. A u chłopców i mężczyzn było o wiele prościej.
Zapisałem projekt pod chwytliwą nazwą "Tak.jpg" i wyłączyłem całkiem laptopa. Teraz czas się pouczyć. Wziąłem z szafki podręcznik do historii, by przypomnieć sobie co nieco. Od pani Stone dostałem także materiały dodatkowe, jednak stwierdziłem, że najpierw lepiej przypomnieć sobie podstawową wiedzę.
Tak więc zagłębiłem się w ten świat zawiłych dat, niezwykłych wydarzeń i innych cudów. Przez to nie zauważyłem (a może raczej: nie usłyszałem) kroków wchodzącego ojca. Dopiero kiedy przystanął nade mną, zorientowałem się co jest na rzeczy. Jego mina nie wyrażała dosłownie nic. Ale i tak się przeraziłem.
- Czego się uczysz? - spytał.
- Historii - odpowiedziałem niepewnie.
- Znowu?
- Mam jutro sprawdzian - skłamałem. Nie chciałem mu mówić do czego się zgłosiłem.
- A chemia?
- Nie mam jutro chemii.
- Pouczyć się nie zaszkodzi.
- No dobra. Za chwilę.
I wyszedł. Schowałem głowę w poduszkę. Znów to samo. Ponownie go okłamałem. Nienawidzę się za to. Ale nie umiem przestać. Boję się konsekwencji. Pewnie dostałbym ochrzan. Albo jeszcze gorzej.
Jednak nie mogłem ciągle się kryć. Po dłuższej chwili zszedłem z łóżka i szybko przebrałem się w luźniejszą koszulkę do spania. Chwyciłem telefon i zacząłem od niechcenia przeglądać grafiki w google o tematyce fantasty. Niektóre były naprawdę niesamowite.
W końcu, sam nie wiem jak, trafiłem na DeviantArta. Zaintrygowała mnie jedna, przecudna grafika z dwoma lesbijkami. Jej autorem był niejaki Szczur. Wykonanie było wprost powalające, praca godna podziwu.
Nagle usłyszałem dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Momentalnie odrzuciłem telefon i zacząłem udawać, że śpię. Matka zazwyczaj do mnie nie przychodzi, jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Po chwili zasnąłem.
Rano czekał mnie codzienny, rutynowy początek dnia. Śniadanie, toaleta i wyjście w pośpiechu. Po drodze prawie się nieźle wywaliłem. Rudy ma zawsze pecha. Zwłaszcza ja. W szkole też nie było zbyt kolorowo. Na pierwszych dwóch lekcjach dostałem niezłą naganę od matematyka oraz pani od polskiego. Nawet nie słuchałem za co. Pewnie znów chodziło o oceny.
Dopiero po szkole mogłem odetchnąć. Byłem sam w domu. Normalnie w takiej chwili rozebrałbym się jak do rosołu, ale z racji iż był środek ponurego października, wolałem się powstrzymać. Moje parszywe szczęście wiele razy dawało mi znać, że odpowiada też za moje zdrowie. A nie chciałem rozchorować się na pierwszy etap.
No właśnie, konkurs... Westchnąłem i zabrałem się za wertowanie kartek od historyczki. Kazała mi to wszystko przerobić na przyszłą środę. Wtedy mieliśmy się spotkać, by wszystko jeszcze raz omówić.
Nagle usłyszałem sygnał powiadomienia z messengera. Podszedłem do telefonu. To Seliel.
Seliś ;3: Jay, bawimy się dziś w pytania? ;3
Rudy Lis: Nie mam za bardzo czasu...
Seliś ;3: No weź, ciągle mnie zbywasz! Dawno ani nie pisaliśmy, ani nigdzie nie wychodziliśmy! Co się z Tobą dzieje? Unikasz mnie?
Nie odpisałem od razu. To fakt, ostatnio zaniedbałem moich znajomych. Nie tylko Seliel. Zane'a i Lloyda tak samo. Coraz mniej się z nimi spotykam, na przerwach prawie w ogóle nie rozmawiam. Tłumaczę to sobie obecną trudniejszą sytuacją w domu. No ale ileż można.
Rudy Lis: Przepraszam. Dziś nie mogę pisać. Ale może jutro pójdziemy z Lloydem na spacer? Co Ty na to?
Seliś ;3: No okej 😞 Tylko nie rób żadnych głupstw i nie skacz z balkonu.
Rudy Lis: Nie mam zamiaru.
Odrzuciłem telefon i schowałem twarz w dłoniach. Seliel wiedziała o mnie prawie wszystko. Także to, że zdarzają mi się myśli samobójcze. Od kiedy to się zaczęło? Jakoś w piątej, szóstej klasie. Tylko ona i Zane o tym wiedzą. Ale oboje nie zdają sobie sprawy z powagi tej sytuacji. Prawdopodobnie ja też.
Wyszedłem na balkon. Kuszenie losu. Spojrzałem przed siebie na horyzont. Robiło się już coraz ciemniej, choć godzina nie była jeszcze taka późna. Po chwili zrobiło mi się zimno, więc wróciłem do pokoju. Założyłem słuchawki i puściłem playlistę ze smutnymi piosenkami.
Czasem wyobrażam sobie, jakby to było, gdybym nagle umarł... Kto przyszedłby na mój pogrzeb? Ale tak z własnej, nieprzymuszonej woli? Kto by za mną tęsknił? Kto odczułby, że mu mnie brakuje? Nikt.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top