1

Harry usiadł w ostatnim wagonie. Im dalej od natarczywych fanów tym lepiej.
Ron i Hermiona naturalnie poszli tam za nim.
Chłopak ucieszył się, że przynajmniej na chwilę oderwali się od siebie i raczyli z nim porozmawiać.
Śmiali się z głupich żartów, a Harry mógł się poczuć jakby wcale nigdy nie pokonał Czarnego Pana.

Wszystko było jak kiedyś... Ale nie do końca.
Potter chciałby, żeby było jak kiedyś. Jednak nie potrafił wyzbyć się wrażenia, że to niemożliwe.
Mimo to, dobrze się chwilę pośmiać.

***

Malfoy przemierzał pociąg, ukrywając twarz pod kapturem.
Wszystko szło świetnie, dopóki jakiś drugoklasista nie krzyknął "Patrzcie to Draco Malfoy!". Najwyraźniej zauważył trochę blond włosów...szkoda, że postanowił się z tym podzielić z całym wagonem, jednocześnie przyprawiając dawnego arystokratę o zawał serca.
O ile je miał, bo podobno nie miał.

I co miał zrobić, gdy tłum dzieci i nastolatków rzucił się na niego?
Puścił się biegiem.
Wstyd, który powinien teraz czuć jakoś się nie pojawił, zastąpiony strachem.
Postanowił uciec do ostatniego wagonu.
Im dalej od żądnych krwi dzieciaków tym lepiej.

Otworzył drzwi, wpadł do środka i od razu zamknął je za pomocą odpowiedniego zaklęcia, oddychając ciężko. Gdy strach znikał, wracał wstyd. A wraz z nim nieodłączny kochanek, czyli smutek.

Draco naprawdę chciał się osunąć wzdłuż ściany i wybuchnąć płaczem.

Ale powstrzymał go jeden, dość ważny fakt.
Nie był tu sam.

***

Harry śmiał się z Ronem z kolejnego żartu, podczas gdy obrażona Hermiona powtarzała, że "to nie jest śmieszne".
Nagle usłyszeli krzyki, rozentuzjowanych czymś nastolatków.

- Ciekawe co się tam dzieje. - zainteresował się Harry.

- Pewnie pierwszaki mają jakiś problem albo ktoś użył którejś z zabawek Freda i... zresztą, może powinnyśmy sprawdzić? - zmartwiła się Granger, taka była jej natura.

- A chce Ci się? Bo mi nie. - a taka była natura Rona.
Leniwa i ruda.

W momencie, gdy Potter podniósł się z fotela i ruszył w stronę drzwi, zaczynając coś mówić, te rozsunęły się a do wagonu wpadł dyszący Malfoy. Tłum uderzył o drzwi, pukając w nie wściekle, zaś uciekający machnął różdżką, zamykając je.

Zapanowała cisza, przerywana głośnym oddechem blondyna.
Ron gwałtownie wstał, Hermiona zmarszczyła brwii, a Harry wpatrywał się w milczeniu w Ślizgona.
Byli na tyle blisko siebie, że prawie stykali się nosami.
Draco oprzytomniał jako pierwszy, mimo że przed chwilą na jego bladej twarzy było przerażenie, teraz wpełzł kpiący uśmieszek i pogarda.

- Wypad stąd, fretko! - krzyknął rudzielec, Harry pośpiesznie się odsunął od wroga.
Malfoy już otwierał usta, aby mu coś odpyskować, ale przemówiła Hermiona.

- Niech zostanie, przecież te dzieciaki go rozszarpią. - mruknęła.
Dobre serce tej dziewczyny chyba nie miało granic, bo właśnie zlitowała się nad Malfoyem. Tym samym, który obrażał ją przez lata, tym samym którego uderzyła z pięści w twarz, tym samym którego rodzina wyryła jej na ręku napis "Szlama".
Draco zamknął wydęte usta i w ciszy usiadł naprzeciwko nich, starając się nie patrzeć na Gryfonów.
Ron był wściekły i czerwony, Hermiona starała się również go ignorować.
Tak przynajmniej się wydawało, bo razem z Harrym lustrowała właśnie dawnego wroga.
Był chudszy i bledszy.

Potter zauważył w nim jakieś podobieństwo do siebie.
Obaj zdawali się być wykończeni fizycznie i psychicznie.
I obaj starali się tego nie okazywać...

Witam, witam gąsieniczki.
Jak mam Was nazywać, o ile ktokolwiek to czyta?
Cóż, oddnowiła się do mnie ostatnio jakaś miłość do HP, więc przybywam z pierwszym rozdziałem tego gówienka.
Jak się podoba? Proszę o gwiazdki i komentarze dla większęgo zasięgu.
Dziękuję!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top