#5 - (Nie)idealny Adam


Kiedy dosłownie wrzuciłam Serafinowi pudełko w ręce następnego dnia, prawie się przewrócił. Spojrzał na mnie zdziwiony.

— Nie chcę tego więcej widzieć na oczy. Zrób sobie z tym, co chcesz.

Nie miałam ochoty oglądać jego twarzy ani prezentu. Uciekłam, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

Unikałam Serafina przez następne trzy dni, na przerwach jak głupia ukrywałam się po łazienkach, niby poprawiając makijaż, którego wcale nie robiłam. Chciałam, aby chłopak o mnie zapomniał, aby przestał zwracać na mnie uwagę. Nie odpisywałam mu, nie odpowiadałam na połączenia. Wszystko wróciło do normalności.

W piątek po lekcjach poszłam na spotkanie koła teatralnego. Cieszyłam się na samą myśl o spotkaniu z Adamem i wręcz w podskokach przeszłam przez półpiętro, a potem weszłam do klasy...

... gdzie zobaczyłam Serafina i automatycznie odwróciłam się ku wyjściu.

— Melcia!

Czarna Owca szkoły znalazł się stanowczo za blisko. Pociągnął mnie za nadgarstek i wciągnął do środka, po czym zamknął drzwi. Między zębami trzymał zapalonego papierosa. Nikt z mojej teatralnej trupy nie zwracał na to uwagi, nawet Adam, którego uważałam za wzór do naśladowania.

— Gdzie się ukrywałaś cały ten czas? — zapytał Serafin, sadzając mnie na jednym z krzeseł. Wypuścił dym z ust, a ja musiałam się powstrzymywać od kaszlu.

Uch, jak tu śmierdziało.

— Co tu robi Serafin Gliński? — wypaliłam w stronę członków koła.

Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wybryk natury. Nie rozumiałam, dlaczego moja trupa pozwoliła wejść do naszej klasy komuś takiemu jak on. Próbowałam to zrozumieć, ale nie przychodziła mi na myśl żadna normalna i logiczna opcja.

— Serafin od dzisiaj jest członkiem koła teatralnego.

Gdyby nie to, że zacisnęłam zęby ze wściekłości, zapewne otworzyłabym buzię ze zdziwienia. Przez kilka chwil nie wiedziałam, co tu się właściwie dzieje.

— Że co? — zapytałam tylko, patrząc na Adama, który powoli wiele tracił w moich oczach.

Adam, mój Adam, ideał, o którym marzyłam od trzech miesięcy, postanowił zaprzyjaźnić się z kimś pokroju Serafina Glińskiego. Adam – dobry uczeń z dobrymi ocenami, miły chłopak i przyjaciel, o jakiego warto zabiegać rozmawiał z Serafinem jakby nigdy nic. Oczami wyobraźni widziałam ich w jakimś barze z piwskiem w ręku.

— No tak. Przyszedł i powiedział, że ma ochotę spróbować swoich sił — wyjaśniła Natalia, jedna ze członkiń. — Adam stwierdził, że może być fajnie.

— Z Serafinem nigdy nie jest fajnie — wysyczałam.

— Melanio, nie możesz być tak krytycznie nastawiona — zbeształ mnie Adam. Spojrzałam na niego jak zbity pies, a raczej kot. — Nie patrz tak na mnie. To ty powinnaś dawać ludziom drugie szansy, to w końcu chcesz szerzyć dobro na świecie.

— Ale nie dla Serafina Glińskiego! To przecież Czarna Owca tej przeklętej szkoły! — Zaczęłam się denerwować, a kiedy się denerwuję, podnoszę głos.

Serafin postanowił uprzykrzać mi życie jeszcze bardziej niż wcześniej. Bałam się, co jeszcze wymyśli, byle by znaleźć się blisko mnie. Wiedział, że nie rzucę koła teatralnego.

— Serafin się nie zmieni. Będzie starał się nas poróżnić, aż koniec końców koło się rozpadnie! Jego obecność działa destrukcyjnie na wszystkich i wszystko w promieniu kilometra! Przecież to same kłopoty! Nie wiedziałam, że lubisz kłopoty, Adam!

Chłopak spojrzał na mnie, a w następnej chwili prowadził mnie w stronę korytarza. Zamknął za nami drzwi i postawił mnie pod ścianą.

— Zachowujesz się niegrzecznie. Od kiedy w ten sposób patrzysz na ludzi? To przecież ty zawsze dostrzegałaś w nich światło — zarzucił mi.

— W Serafinie Glińskim nie ma światła i ty dobrze o tym wiesz. Nawet ja nie potrafię go dostrzec, więc nie próbuj mi wmawiać, że tobie się udało. — Patrzyłam wyzywająco w jego niebieskie oczy, w których mogłabym utonąć, gdyby nie fakt, że teraz kwitło w nich coś na wzór głębokiej złości.

— Albo się zreflektujesz, albo nie masz tu po co wracać.

Zabolało mnie. Musiałam się powstrzymać, aby się nie popłakać. W oczach od razu poczułam łzy.

— Możesz pocałować mnie i to koło teatralne w dupę. Nie zamierzam grać z Serafinem.

Złapałam swoje rzeczy i uciekłam, bo nie chciałam, aby mój Książę widział moje łzy. Schody zdawały się nie kończyć, a przez ograniczoną widoczność prawie się przewracałam. Ale nie mogłam się zatrzymać.

Ten dupek odebrał mi wszystko, nawet miejsce w kole teatralnym, które było powodem przyjścia do tej przeklętej szkoły. Myślałam, że chociaż to uda mi się utrzymać na w miarę normalnym poziomie, że to właśnie tu znajdę przyjaciół, których mi wiecznie brakowało. I tak było aż do dzisiejszego dnia. Chłopiec, który miał być miłością mojego życia, wstawił się za kimś, kto krzywdzi i szantażuje ludzi bez powodu, wystawiając mnie przy tym do wiatru, chociaż pokładałam w nim tak duże nadzieje.

Na szybko ubrałam buty i kurtkę, nawet jej nie zapinając. Przewiązałam szalik i wyszłam na dwór, aby wypłakać się na śniegu.

Co ja zrobię bez koła? Bez stania na scenie, bez omawiania scenariusza i prób? Przecież... To było dla mnie wszystkim. Wszystkim, o co tak naprawdę się starałam. Nie liczyło się nic prócz teatru. Moja przyszłość, którą sobie obmyśliłam, nie mogła się ziścić, jeżeli nie miałam w życiorysie wystawionej chociaż jednej sztuki.

Usiadłam na ławce i ryczałam, a moje jęki zagłuszał silny wiatr. Smagał mnie po twarzy, ale ja potrzebowałam czegoś takiego. Potrzebowałam, aby ktoś mnie uderzył w twarz i powiedział, żebym wzięła się w garść, bo ktoś pokroju Serafina nie powinien burzyć mojego szczęścia.

— Coś się stało?

Otworzyłam oczy, a nad sobą zobaczyłam twarz dyrektora, pana Glińskiego, ojca Serafina.

Mieli równie ciemne oczy, ale włosy pana dyrektora pokrywała głównie siwizna. Krążyło wiele plotek na jego temat: że daje w łapę psychologom, aby wystawiali Serafinowi papiery na depresję, dzięki którym wszystko uchodziło mu na sucho, że w weekendy grywa w domu w pokera, że żona właśnie przez niego popełniła samobójstwo.

Pan Gliński od dziesięciu lat był wdowcem. Jego żona odebrała sobie życie w walentynki – jakby tego było mało: w rocznicę zaręczyn. Zostawiła męża oraz dziewięcioletniego wówczas Serafina, na którym odbiła się strata matki.

— Nie, wszystko w porządku, panie dyrektorze. — Otarłam mokrym rękawem równie mokrą twarz. — Czekam, aż przyjedzie tata — skłamałam.

— Wejdź może do środka, przeziębisz się, drogie dziecko.

W ojcu Serafina było tyle ciepła, którego nie potrafiłam dostrzec w jego synu, chociaż tak bardzo chciałam. Tylko czasami „chcieć, to móc" się nie sprawdza.

— Nic mi nie będzie, niech się pan nie przejmuje. — Uśmiechnęłam się.

Dyrektor się pożegnał, po czym wsiadł do swojego auta i odjechał. Patrzyłam na ślady jego kół na śniegu i dotarło do mnie, że siedzę na zewnątrz, jestem mokra i najprawdopodobniej się już przeziębiłam.

— Dlaczego do mojego ojca się uśmiechasz, a do mnie nie?

Serafin pojawił się znikąd, znów z papierosem w ustach. Patrzył w miejsce, gdzie przed chwilą zniknęło auto.

— Bo twój ojciec jest miły i nie pali w miejscach publicznych — odpowiedziałam, spoglądając na niego.

Kiedy się już wypłakałam, nachodził mnie dziwny spokój i nawet Serafin nie byłby w stanie go zaburzyć.

— Nie znasz go. Nikt go nie zna.

— Ty go znasz. — Serafin wyglądał tak jak zawsze, nonszalancko i arogancko. Jakby nic go nie obchodziło.

— Bo muszę. Przepraszam, nie wiedziałem, że Adam każe ci wybierać — wtrącił, co zaskoczyło mnie tak bardzo, że aż uniosłam brew.

— A to przypadkiem nie było twoim celem?

— Chciałem tylko być bliżej ciebie, żebyś w końcu zrozumiała, że nie jestem taki zły. Ale chyba coś mi nie wyszło.

— No bo, Serafin, ty...

— Ludzie oceniają mnie, Kocurku, po tym, co robię, chociaż tak naprawdę mnie nie znają i nie wiedzą, dlaczego postępuję tak, a nie inaczej. Wiesz, dlaczego palę? Bo mnie to uspokaja, a nie mam zamiaru brać leków, które przepisują mi psychiatrzy.

— Serafin... To nie jest rozwiązanie problemu.

— Dla mnie jest. Nie wiesz, jak czuję się po tych jebanych psychotropach. Tak naprawdę nic o mnie nie wiesz, Melciu. Widzisz tylko moją złą otoczkę. Ale nikt nie jest tak do końca zły.

Między nami zapadła cisza. Ale nie była to cisza z rodzaju tych męczących, tylko taka dobra i miła.

— Odwieźć cię do domu? Przy okazji opowiem ci co nieco o moim ojcu. To może być ciekawa historia — zaproponował.

— Ale... — Zawahałam się przez chwilę, wpatrując się w jego spokojną w tym momencie twarz. — Prosto do domu, jasne?

— Jasne, słowo harcerza.

— Nigdy nie byłeś harcerzem — rzuciłam, podnosząc się z ławki.

— Jesteś tego pewna? — Uśmiechnął się, a ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że papierosy przestają śmierdzieć aż tak bardzo.


Pamiętajcie, że to tylko fikcja literacka. Nie należy powielać słabych tekstów na podryw Serafina oraz jego, jak i Melanii, zachowania.

Trzymajcie się ciepło!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top