#20 - Sylwester


Kiedy poprzedniego dnia napisałam do Maćka, że z wielką chęcią pójdę z nim na tę imprezę, nie przewidywałam, z jakim kopniakiem przyjdzie mi powitać Nowy Rok. Dosłownie kopniakiem.

Wystroiłam się jak kornik na święto lasu – specjalnie na tę okazję wyciągnęłam obcisłą, czerwoną sukienkę z długim rękawem. Na początku stałam przed lustrem, patrząc na mój lekko odstający brzuch, a potem wzruszyłam ramionami, bo nie szłam tam po to, żeby wyglądać szałowo.

Nie no, dobra, szłam tam tylko po to, aby uwieść Maćka, wywołać zazdrość Serafina i dowiedzieć się więcej o jego domku na drzewie.

Mama pożyczyła mi czarne szpilki. Włosy rozpuściłam, żeby zakryć na wpół odkryte ramiona. Z makijażem, dzięki któremu wyglądałam jak kot, czułam się pewna siebie, chociaż z tego wszystkiego kręciło mnie w żołądku.

Skąd wiedziałam, że na sylwestrowej imprezie spotkam Serafina? Wyciągnęłam z Maćka wszystkie szczegóły, a także to, że sam wybiera się z Adamem. A gdzie Adam, tam musi być dobra zabawa. A gdzie dobra zabawa, tam wcześniej czy później musi pojawić się Serafin Gliński.

Także pięć minut przed dziewiętnastą na naszym podjeździe zaparkował Adam z Maćkiem. Z obstawą dwóch facetów, z których jeden chciał mnie zaciągnąć do łóżka pod wpływem alkoholu, a drugi jawnie proponował mi seks, chociaż byliśmy na niezobowiązującym spotkaniu w kawiarni, nie miałam się czego obawiać, prawda?

Rodzice byli przeszczęśliwi, że wychodzę gdzieś z przyjaciółmi. Starałam się nie skrzywić, kiedy to mówiłam i chyba nawet mi się to udało. Och, dziękowałam sama sobie za miłość do teatru i zdolności aktorskie.

Maciek nie odrywał ode mnie wzroku. Specjalnie ustąpił mi miejsce na przednim siedzeniu. Radośnie śmiałam się z Adamem, udając, że wszystko jest w porządku. Tak naprawdę chciałam powiedzieć z rozanieloną miną: a nic, wiesz, że twój brat chciał kupić ode mnie trawę? A najzabawniejsze jest to, że ja o niczym nie mam pojęcia!

To szybciej zakończyłoby tę farsę, jednak dla dobrej zabawy postanowiłam ją ciągnąć dalej. Owinięcie sobie dwóch głupich braci wokół palca wywoływało uśmiech na mojej niewinnej, dziewczęcej twarzyczce.

Gdy dotarliśmy na miejsce, zabawa trwała w najlepsze. Znowu znaleźliśmy się w domu nikogo innego, jak, proszę państwa o fanfary — Tymona. Znałam już teren, więc wiedziałam, jak dostać się do kuchni. Chciałam być trzeźwa, więc na propozycję piwa grzecznie podziękowałam, mówiąc chłopcom, którzy mnie przywieźli, że akurat mam okres, a alkohol dodatkowo rozrzedziłby mi krew. Obu zrzedły miny, a ja mogłam tego wieczoru być spokojna o swoje dziewictwo.

Zaczęłam się przechadzać po domu, trzymając w ręku papierowy kubek z kranówką (wolałam nie dotykać żadnego napoju w butelce, bo kto wie, czym zostały doprawione). Udawałam, że dobrze się bawię. Przytuliłam się do Tymona, który cmoknął mnie w policzek. Zamieniliśmy kilka słów na temat imprezy („Poczekaj do północy, będzie zajebisty pokaz fajerwerków!"), a później ruszył w tłum ludzi. Napadły mnie też dwie blondynki, które poprzednim razem trzymały wstążkę w „spróbuj jeszcze niżej". Zaczęły wypytywać, czy mój kolor włosów to zasługa henny, bo zastanawiają się nad rudością. Później usłyszałam tyradę komentarzy na temat cudowności makijażu, który zrobiła mi mama – oczywiście odwdzięczyłam się dziewczynom tym samym – by zwinnie przejść schodami na piętro. Przez chwilę wypatrywałam w tłumie na parterze Serafina, jednak szybko zrezygnowałam. Byłam pewna, że sam mnie w końcu znajdzie.

Tam zajrzałam do jednego z pokoju. Gdy zobaczyłam samotnie siedzącą dziewczynę, w pierwszym momencie się cofnęłam, ale wtedy usłyszałam:

— Śmiało, zapraszam, siadaj sobie.

Weszłam więc do środka, zamknęłam drzwi i usiadłam obok niej na łóżku. Już ją gdzieś widziałam, najprawdopodobniej w szkole. Miała brązowe, lekko falowane włosy sięgające ramion. Z nosa zsuwały się jej okulary, zza których obserwowały mnie szare, podkreślone ciemnym makijażem oczy. Ubrana była w skórzane spodnie i białą koszulę, którą przepasała w pasie czarnym, szerokim paskiem. Nie wyglądała jak ktoś, kto przyszedł świętować nowy rok na imprezie pełnej pijanych nastolatków.

— Już zdążyłaś mnie ocenić? — zapytała, popijając piwo. — Bezalkoholowe, chcesz?

Kiwnęłam tylko głową i dostałam do ręki nieotwartą butelkę.

— Jesteś Melania, prawda? — Dziewczyna starała się zmusić mnie do rozmowy. — Jestem Kinga. Kojarzę cię, tylko ty jesteś tak ruda w tej budzie. Jestem na trzecim roku lingwistyki, byłyśmy razem na kursie we wrześniu.

— To stąd cię kojarzę! Co robisz na takiej imprezie?

— Co robię? Dobrze się bawię! — Podniosła swoje piwo do toastu. — Wypijmy za to, że jesteśmy na domówce pełnej alkoholików i ćpunów!

Stuknęłyśmy się butelkami.

— A ty co tu robisz? — zapytała.

— Cóż, szukam Serafina Glińskiego — przyznałam, wzdychając głęboko.

— Lubisz kłopoty, co? — Uśmiechnęła się. — Nie wiem, co te wszystkie dziewczyny w nim widzą. Dla mnie to po prostu buc i dupek.

— Właśnie to w nim widzą. Buca i dupka. I kolesia, który podobno jest nieziemski w łóżku.

— To dlatego się tak ubrałaś? — Zlustrowała mnie wzrokiem. — Chcesz się przespać z Serafinem?

— Nie w tym życiu! I mam nadzieję, że w żadnym innym. Nie mogę ci zdradzić powodu, dla którego go szukam.

— Jak chcesz kupić trawę, to znam lepszych i bardziej przychylnych dostawców. No i w inny sposób odbierają swój dług niż obiciem komuś twarzy.

— Palisz? — zapytałam, starając się przybrać neutralną minę.

— Nie, ale warto co nieco wiedzieć, gdy jest się siostrą kogoś takiego jak Tymon.

— Mieszkasz tu?!

Teraz to na pewno wyglądałam na zaskoczoną, bo dziewczyna zaczęła się śmiać.

— Naprawdę nie pasujesz do tych ludzi — zdołała wydusić między jednym a drugim napadem śmiechu.

Udałam, że się obrażam, krzyżując przy tym ręce na piersi i wystawiając język.

— Nawet nie fochasz się na poważnie. Już cię lubię. — Kinga przetarła oczy. — Tak, jestem młodszą siostra Tymona. Inaczej pewnie nie znalazłabym się na tej nudnej imprezie. To co, szukasz go jako marną podróbkę dilera czy...? — Spojrzała na mnie wymownie. — Mnie możesz powiedzieć.

— Nie, szukam go, bo... Jesteśmy przyjaciółmi — rzuciłam bez dłuższego zastanowienia. — Pożarliśmy się przed świętami o totalną głupotę i od tamtej pory się do mnie nie odzywa. Stwierdziłam, że muszę go przeprosić za mój typowo babski wybuch złości.

— Rozumiem... Radziłabym ci poczekać do północy. Pewnie zrobi się bardziej, hm, widoczny.

Kinga opadła na łóżko i wbiła wzrok w sufit. Wtedy zorientowałam się, że całe ściany były oblepione świecącymi w ciemności gwiazdkami różnej wielkości. Znajdowałyśmy się w jej pokoju. Pełno tu było pluszaków i opakowań po napojach energetycznych. Przy jednej ze ścian stało również wysokie lustro w białej, ozdobnej ramie.

Położyłam się obok niej i ciszy słuchałyśmy muzyki, co jakiś czas podnosząc się na wpół, żeby upić piwa.

Na takie imprezy sylwestrowe mogłabym chodzić rok w rok.

Ktoś do nas zajrzał, jakaś parka, ale tylko powiedzieli „ups, tutaj jest zajęte" i poszli dalej, chichrając się pod nosem.

— Myśleli, że się bzykamy — skomentowała Kinga, a ja poczułam jak się rumienię.

Fakt, że coraz częściej myślałam o seksie wcale nie sprawiał, że rumieniłam się mniej, gdy ktoś o nim wspominał. No dobra, myślałam tylko o tym, jakby wyglądał seks z jedną osobą i to od momentu, gdy zobaczyłam podrapane plecy Serafina.

Tak sobie myśląc o Serafinie – o jego zaletach i wadach, poczochranych, ciemnych włosach, pięknych oczach, o tym, że próbował zrobić ze mnie bad girl prawie taką, jakie pojawiają się w piosence Dody, chyba mi się przysnęło, bo otworzyłam oczy dopiero, gdy Kinga szturchnęła mnie w bok.

— Chodź, zostało dziesięć minut!

Zerwałam się na równe nogi, prawie gubiąc buty. Roztrzepałam dłonią włosy i byłam z powrotem piękną, rudą kicią. A przynajmniej tak próbowałam wyglądać, żeby podbić serca chłopców, od których planowałam wyciągnąć informacje.

Rzeczywiście, gdy wyszłyśmy z pokoju, wewnątrz domu nikogo prawie nie było, a i tak zdecydowana większość dzieciaków kierowała się w stronę głównego wyjścia. Poszłyśmy za nimi, mieszając się z tłumem. Nowo poznana dziewczyna szybko zniknęła mi z pola widzenia, więc byłam zdana tylko na siebie. Ktoś klepnął mnie w ramię, Adam pomachał mi z praktycznie drugiego końca podjazdu, Maciek krzyczał do mnie „Ej, Melcia". Wszystkiego było wokół za dużo. Mimo że muzyka nie dudniła tak po uszach, świst zbyt wcześnie odpalonych przez sąsiadów fajerwerków sprawił, że podskoczyłam.

Nie byłam stworzona do przebywania w takim tłumie ludzi, dlatego też, kiedy poczułam, że ktoś przytula mnie od tyłu, bez większego namysłu kopnęłam jegomościa szpilką w nogę.

Traf chciał, że gdy się odwróciłam, zobaczyłam łapiącego się za łydkę Serafina.

Tak jak przypuszczałam – znalazł mnie szybciej niż ja jego.


Kto mnie zna, ten wie, że dla mnie słowo "deadline" nie istnieje jako termin tylko jako martwa linia.

Puf, sylwesterek. No i w końcu jakaś laska w tym opowiadaniu wśród samych facetów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top