#19 - Gorąca czekolada


27 grudnia

Zawsze lubiłam bożonarodzeniowe przygotowania – mycie podług, sprzątanie pokoju, przestawianie rzeczy na półkach, aż w końcu przygotowywanie wigilijnych potraw i stołu. Układanie zastawy kręciło mnie bardziej niż samo jedzenie.

Naszą tradycją była żywa choinka, na której nie mogliśmy wieszać gwiazdy, ponieważ rok w rok była tak wysoka, że jej czubek wyginał się o nasz sufit. W salonie pachniało wtedy świerkiem, niekiedy wilgotną ziemią, kiedy mama przelała naszą roślinkę, a nawet piernikami, kiedy już udało mi się je powiesić, wyganiając Antka do kuchni. Musiałam przyznać, że brat wyjątkowo dobrze wyglądał w niebieskim fartuszku.

W święta liczyłam się również z przyjazdem babć, ciotek, wujków, dziadków, stryjecznych kuzynek mamy brata córki męża dzieci i innych krewnych, o których słyszałam tylko w okresie tego jednego tygodnia. Nawet nie starałam się zapamiętywać ich imion, po prostu wołałam „ej, ty". Nie mogłam przecież zawracać sobie głowy czymś tak nieważnym. Wystarczyło mi, że znałam stolicę Sri Lanki.

— Mela, możesz skoczyć po dodatkowe krzesło do garażu? Antek powiedział, że nie ruszy się, dopóki jego babeczki nie urosną. — Mama była upaćkana ciastem praktycznie od stóp do głów, pomijając włosy związane w koński ogon. Nie miała też za uchem swojego ołówka.

— Tak, jasne, już idę.

Wstałam z kanapy, na której wylegiwałam się już od dobrej godziny, oglądając telewizję. Czekał mnie kolejny rodzinny wieczór, jednak nie rozumiałam, o co tyle zachodu, skoro przyjechać mieli tylko dziadkowie. Gdybym ja się tak denerwowała za każdym razem, kiedy ktoś chciałby mnie odwiedzić, przestałabym zapraszać gości.

W sumie to niezbyt często kogoś przyprowadzałam.

Serafin odezwał się tylko raz, w wigilijny wieczór. Napisał, że przeprasza i że życzy mi wesołych świąt. Zaczęłam się zastanawiać, co chciał osiągnąć tą wiadomością. Nie odpisałam mu, mając go dość po wsze czasy.

Kiedy szłam do garażu, zawibrował mi telefon. Nie był to jednak SMS, a powiadomienie z facebooka. Brat Adama zaprosił mnie do znajomych.

Weszłam na jego profil i przyglądałam się wyjątkowo dobremu – jak na chłopaka – selfie na zdjęciu profilowym. Miał coś ze swojego brata, coś pociągającego w twarzy, oczach i niechlujnie ułożonych włosach. Idealnie nadawał się na młodszego brata księcia z bajki. Taki nieporadny, nieznający jeszcze świata.

Zaakceptowałam zaproszenie.

Po tym, jak wtedy poznaliśmy się na korytarzu i chciałam go poszczuć Serafinem, widziałam go kilka razy, gdy rzucał mi „cześć". Nasza „wpadka" była jego winą, że szedł ze wzrokiem wlepionym w telefon. Gdyby nie to, pewnie nigdy bym nie miała z nim do czynienia.

Czego mógł więc chcieć teraz?

Schowałam telefon z powrotem do kieszeni, wzięłam krzesło i zaniosłam je do domu. Zostawiłam je przed wejściem do kuchni i powędrowałam na górę. Podłoga skrzypiała, więc rozbudzony i niezadowolony Hitler prychnął, kiedy przechodziłam obok. Chciał wtargnąć do mojego pokoju, ale zamknęłam mu drzwi przed samym nosem.

Znowu wibracje.

Cześć, Melanio. Mam nadzieję, że mnie pamiętasz. Wiem, że to było dawno, ale chciałbym na poważnie przeprosić cię za tamten incydent. To była moja wina, niepotrzebnie naskoczyłem.

Wpatrywałam się w poprawnie napisaną wiadomość. Nie było w niej żadnej emotki, przecinki, kropki i wielkie litery były na swoim miejscu. Aż nie mogłam uwierzyć w to, że rzeczywiście napisał to chłopak.

Nic się nie stało. :) To było dawno i nieprawda, puśćmy to w niepamięć. ^^

Miałam nadzieję, że to mu wystarczy. Maciek nie był osobą, z którą powinnam się przyjaźnić. Był pewnie równie niegrzeczny co Serafin. Ale z drugiej strony mógł przypominać lepszą wersję swojego brata.

Co robisz w sylwestra?

To pytanie całkiem zbiło mnie z pantałyku. Czego on ode mnie chciał?

Jeszcze nie wiem, mam przecież mnóstwo czasu. xd

Odpisał bardzo szybko.

Mam dla ciebie propozycję, ale nie chcę o tym rozmawiać przez wiadomości. Może moglibyśmy się spotkać jutro gdzieś na mieście?

Wyczuwałam flirt nosem, a przecież nie byłam od niego specem.

Kawiarnia? Stawiam ciasto i herbatę. C:

Uśmiechnęłam się.

No skoro stawiasz, to chyba się skuszę. ^^ O 14?

Jasne! Nie mogę się doczekać. :P

Nie mogłam uwierzyć, że się na to zgodziłam. Co ja najlepszego narobiłam. Najwyraźniej brakowało mi towarzystwa i potrzebowałam kogoś innego niż kota lub brata bliźniaka. Aczkolwiek właśnie w tym momencie potrzebowałam rady Antka bardziej niż kogokolwiek innego.

Wpadłam do jego pokoju bez pukania, czego on za każdym razem się spodziewał. Leżał na brzuchu i przeglądał coś w telefonie. Miał wilgotne włosy, które świeciły się w marnym, żółtym świetle lampki.

— Co się stało, Mela? — zapytał, przewracając się na bok.

— Ubrałbyś się, za niedługo mamy gości — rzuciłam, przysuwając sobie krzesło.

— Zdążę. No, czego chciałaś?

— Zostałam zaproszona do kawiarni i się zgodziłam, ale nie wiem, czy dobrze zrobiłam.

— Uuu, randka? — Antek uśmiechnął się dwuznacznie.

— Nie znam go. Znaczy... To brat mojego kolegi. Rozmawiałam z nim raz, kiedy wpadliśmy na siebie na korytarzu. A teraz wyskakuje z czymś takim... — Zrobiłam zmartwioną minę.

— Może dojrzał i stwierdził, że jednak fajna z ciebie laska. — Wiedziałam, że Antek po części się ze mnie nabija. — W czym mogę ci pomóc?

— Pojedź ze mną jutro. Weź jakąś swoją koleżankę na kawę. Usiądziesz gdzieś dalej, żeby nie było, że robisz za przyzwoitkę. Będzie mi raźniej...

— No nie wiem, nie wiem. Co będę z tego miał?

— Dozgonną i wieczną miłość swojej siostry bliźniaczki, może być? — prychnęłam. Od kiedy zrobił się takim materialistą?

— No dobra, może być. Poproszę mamę, to może nas zawiezie. Będzie miała chwilę czasu, żeby skoczyć do galerii i papierniczego. Marudziła, że kończą się jej ołówki.

— Mam tam być na czternastą.

— Spoko, spoko.

Antek już siedział z nosem w telefonie. Przewróciłam oczami i wyszłam z pokoju.

Zapowiadał się ciekawy koniec roku. Nie wiedziałam jednak, czy w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

28 grudnia, godzina 14:10

To była ta sama kawiarnia, do której zabrał mnie Serafin. Teraz jednak była praktycznie pusta, chociaż mroźne popołudnie trwało w najlepsze, a przytulnie wykończony budynek wręcz zapraszał na gorącą herbatę. Razem z Maćkiem usiadłam na jednym końcu pomieszczenia, a Antek ze swoją dziewczyną po drugiej. Brat zerkał na mnie czasem, sprawdzając, czy jeszcze żyję.

Ja za to czułam się spokojna jak nigdy. To Maciek wyglądał, jakby dostał gorączki, bo spóźnił się pięć minut i próbował wytłumaczyć. Doskonale rozumiałam, że musiał uciec przed swoim starszym bratem, bo gdyby ten się dowiedział, że spotykam się z MŁODSZYM BRATEM, a nie z nim samym, rozszarpałby Maciusia jak lwica.

Chłopak nie miał nic przeciwko temu, że zamówiłam czekoladę, sam zresztą poprosił o waniliowego szejka, co skomentowałam, że musi mu być bardzo gorąco, skoro decyduje się na zimne napoje.

— Nie, ja po prostu... Eeee...

— Ej, Maciek, ja żartuję. Weź się rozluźnij, bo wyglądasz, jakbyś miał zejść na zawał, a ja jestem naprawdę słaba w RKO. — Starałam się do niego uśmiechać najszczerzej i najcieplej, jak tylko potrafiłam.

— Nie spodziewałem się, że rzeczywiście się spotkamy. Myślałem, że wystawisz mnie do wiatru...

— Dlaczego miałabym to zrobić? — zmarszczyłam brwi.

— W końcu jesteś dziewczyną Serafina, byłem pewien, że nie pozwoli ci przyjść.

Otworzyłam usta ze zdziwienia.

— Kto niby twierdzi, że jestem dziewczyną Serafina?

— No... — Maciek podrapał się w tył głowy. W półmroku korytarza wyglądał na znacznie bardziej wyszczekanego niż teraz. A może po prostu przestraszył się Glińskiego? — Bo Adam cały czas chodzi i narzeka, że Serafin prawie obił mu mordę za to, że chciał cię zaciągnąć do łóżka. Wywnioskowałem więc, że mój brat przystawiał się do zajętej laski. Poza tym widywałem was razem w szkole. Machał do ciebie na stołówce przy tym wyskoku z deskorolką.

— Nie, nie jestem dziewczyną Serafina — skwitkowałam. Kelner przyniósł nam nasze zamówienie.

— Może to i lepiej, bo jeszcze i mi by się oberwało — odetchnął z ulgą i upił łyk szejka. — Dobry!

— Moja czekolada też — stwierdziłam, gdy już ją spróbowałam. — Gorąca.

— Melanio... Skoro nie jesteś dziewczyną Serafina, to może...

Serce mi na chwilę stanęło. Zaczęłam już układać w głowie scenariusze o tym, jak Maciek zaprasza mnie na prawdziwą randkę, zostajemy parą, którą jesteśmy do końca szkoły, później bierzemy ślub i mamy trójkę dzieci. Miał tak samo cudnie błękitne oczy jak jego brat, mogłabym się wpatrywać w nie godzinami.

— ... wiesz cos o domku na drzewie?

Moje wyobrażenia rozpadły się na małe kawałeczki.

— Jakim domku na drzewie? — Próbowałam nie brzmieć na zawiedzioną.

Wiele razy już słyszałam o tym domku. Sam Serafin o nim wspomniał któregoś razu, będąc pewnie w ogóle nie świadomym tego, co mówi. Po akcji z deskorolką ludzie szeptali o mistycznej budzie na drzewie.

— No wiesz, tym, w którym Serafin sprzedaje trawę.

Serafin sprzedaje trawę.

Serafin sprzedaje trawę.

S E R A F I N S P R Z E D A J E T R A W Ę.

CO, DO KURWY?!

— Przepraszam? Nie powinieneś pytać o to jego?

Postanowiłam zgrywać kogoś, kto o Serafinie wie wszystko. Tylko tak mogłam cokolwiek od Maćka wyciągnąć. Zwłaszcza, jeżeli bał się Glińskiego i swojego starszego brata.

— Oj, Adam mu zabronił mówić mi cokolwiek, bo uważa, że jestem za młody. Pomyślałem sobie, że skoro również w tym siedzisz, to może mi pomożesz.

Fajnie, że ktoś pomyślał sobie o mnie jak o dilerze miękkich narkotyków! Czułam się po prostu cudownie grając taką rolę.

— No nie wiem, nie wiem. Wszystko zależy od Serafina, ale skoro twój starszy brat lepiej wie, co powinieneś, a czego nie...

— Pieprzyc mojego brata! Jebany zboczeniec myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. No weź. Odwdzięczę ci się, a Serafin o niczym nie musi wiedzieć...

Maciek wziął do ręki moją dłoń. Delikatnie zaczął gładzić mnie kciukiem.

— Wiesz, naprawdę mógłbym ci się odwdzięczyć... — Głos mu się obniżył, a oczy jakby pociemniały. — Jesteś naprawdę ładną dziewczyną. Byłbym zaszczycony, gdybyś zgodziła się spędzić ze mną na przykład sylwestra... Mógłbym znaleźć ci kilku klientów... Mogę przy okazji pokazać, że szesnastolatek w niczym nie ujmuje starszym chłopakom w doświadczeniu.

Chciało mi się wymiotować.

Zerknęłam na Antka, ale ten zajęty był rozmową. Zegarek na ścianie wskazywał czternastą trzydzieści.

— Wiesz, Maciek, miło się z tobą gadało, ale muszę się już zbierać. Co do tego wszystkiego... — Wstałam, upiłam jeszcze czekolady i założyłam płaszcz. — Odezwę się do ciebie, dobra? Pilnuj facebooku.

— Melanio. — Zdążył mnie jeszcze złapać za rękę. — Jesteś najładniejszą dziewczyną, jaką widziałem.

Wyszarpałam się i wyszłam na zewnątrz. Skierowałam się w stronę parku, tak jak umówiłam się z mamą i Antkiem.

Pięści miałam zaciśnięte.

— Ja im dam ciemne interesy za moimi plecami — mruknęłam do siebie.


Ho-ho-ho!

A nie, to nie te święta!

Mokrego dyngusa wam życzę i mam nadzieję, że nie zszokuje was wiadomość, że...

Od tej pory rozdziały będą pojawiać się co tydzień, w każdy poniedziałek. C:

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top