Z powodu miłości/Selene Helder
Autor: PablitioEsStylo007
Tytuł: Z POWODU MIŁOŚCI
Już wielokrotnie podczas recenzowania przekonałam się o tym, że pozory mylą. Zwykle wypadało to na korzyść, ale tym razem – niestety – było na odwrót. Przyznam szczerze, że krytyka wydanych tworów, jeszcze z ogromnymi nakładami, w przypadku gdy jest ona negatywna, to dla mnie przyjemność. Jednakże mam przed sobą autora-amatora z Wattpada, który zaczyna dopiero swoją przygodę. Jest mi niezmiernie przykro i mam nadzieję, że wszelkie opinie stąd nie zrażą ani nie zranią nikogo, a może właśnie zostaną bardziej przyjęte jako zwykłe uwagi i rady. Ja jestem szarym, pospolitym odbiorcą tego tekstu kultury, jestem czytelnikiem, który stara się wszystko przeanalizować i zebrać w jedno, dlatego też proszę to potraktować nie jako osąd surowego recenzenta, a raczej jako poradę, ja postaram się być wyjątkowo delikatna.
Okładki raczej nie będę dogłębnie komentować, jest estetyczna, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jedyne co mnie zastanawia, to utrzymanie postaci w kolorze niebieskim, podczas gdy samo tło i napisy są w estetyce czarno-białej, aczkolwiek ta kwestia nie jest wyjątkowo istotna.
Opis natomiast... Znaki interpunkcyjne są albo ich nie ma, też pojawiają się w losowych miejscach, nieraz za przecinek wstawiono średnik zupełnie niepotrzebnie, a przy wielokropku są nadmierne spacje. Jednak sama interpunkcja mnie nie odrzuciła. Zastanawiam się w ogóle, z jakim gatunkiem mam do czynienia. Okładka raczej sugeruje znacznie poważniejszy twór, podczas gdy w opisie są kolokwializmy i to opowiadanie, w momencie gdy nie znam treści, a sugeruję się samym opisem i okładką, stanowi dla mnie zagadkę. I nie wiem, czy jest to pozytywne wrażenie. Dobrze, że pod opisem umieszczono opinię czytelnika, że w jakimś stopniu jest to satyra, bo inaczej odebrałabym to wszystko znacznie gorzej.
Teraz zrobi się jeszcze bardziej nieprzyjemnie, ale może powiem istotną rzecz – jestem bardzo, ale to bardzo wybredna, jeśli chodzi o jakiekolwiek satyry. Przynajmniej te długie, wymagające od czytelnika zaangażowania na więcej niż kilkanaście akapitów.
Może, żeby nie być kompletną zołzą, to zacznę od pozytywów. Z pewnością pomysł z pandemią zombie podczas wojny to coś oryginalnego, też spojrzenie na życie prywatne oficerów z zupełnie innej perspektywy jest interesujące. Bezpośrednie zwroty autora do czytelnika ogromnie mi się podobały, ale do nich jeszcze potem wrócę. Było również parę ciekawych nawiązań do Sherlocka Holmesa oraz szachów. No i, pomimo licznych, licznych, naprawdę LICZNYCH błędów (pozwoliłam zrobić sobie kilka screenów dla przykładu poniżej; ostrzegam, że pojawiają się w nich śladowe ilości mocnych wyrażeń/wulgaryzmów), z każdym rozdziałem jest coraz lepiej i widać, że autor się rozwija, więc wszelka krytyka będzie i dla mnie ogromnym ciosem, bo nie lubię krytykować, szczególnie początkujących (o czym dokładnie napisałam we wstępie), ale nieraz nie da się bez tego obejść.
Stety lub niestety, będę szczera i to aż do bólu, ale postaram się być równocześnie łagodna jak tylko się da. Ten tekst wymaga gruntownej korekty. Błędnych zapisów jest mnóstwo, chociaż (co pochwalam) z czasem pojawia się ich stosunkowo coraz mniej. Estetyka rozdziału to niezwykle istotna wizytówka opowiadania, z pewnością można by było tę kwestię ustawić zaraz po opisie i oprawie graficznej. Zalecam skorzystania z usług korekty (potocznie zwanej „betą"), a tych na portalu jest mnóstwo. Brzydko zareklamuję, ale na personnes- chociażby można zajrzeć i spróbować się zgłosić o pomoc.
Bezpośrednie zwroty do czytelnika, mimo tego iż były interesujące i przykuwały uwagę, to jednocześnie moim zdaniem to, a także wulgarny i bardzo prosty/potoczny styl autora, nie wpasowały się ani trochę do czasów wojny. Zdaję sobie sprawę z tego, że to satyra, ale, moim skromnym zdaniem, w takim tekście, mimo absurdów, wszystko powinno grać spójnie. Myślę, że spokojnie można było dopasować pewne żartobliwe kwestie do lat 40' XX wieku. Wtedy to nie tylko byłoby interesujące, ale autentycznie by bawiło, bo przyznam szczerze, że ja czułam się jak podczas czytania słabych past na Wykopie. Dla mnie humor zaprezentowany w tym tekście odpowiada temu, który pojawia się w filmach Patryka Vegi – bazowany na wulgaryzmach, prosty, a nawet z deczka infantylny.
Poza tym, sama narracja zdawała się być zbyt luźna, brzydko określiłabym to „pisaniem na kolanie". Oczywiście z każdym kolejnym rozdziałem jest poprawa, ja to będę cały czas podkreślać! Skoki czasowe namąciły i przez prawie całą lekturę nie wiedziałam, co tak naprawdę czytam. Też zbyt duża ilość bohaterów oraz minimalna (albo nawet zerowa) obecność opisów nie ułatwiała sprawy. Myślę, że problem tkwi w tym, że autor podszedł do tego, jak do scenariusza, w końcu kolejne części to nie typowe rozdziały, ale odcinki. Moja rada jest prosta – zmienić tę prozę w dramat. Wtedy wszystko zachowałoby chociażby taką spójność, że łatwo byłoby się zorientować każdemu a propos fabuły i tego, w jakim punkcie aktualnie rozgrywa się akcja.
Podsumowując już, bo myślę, że podałam wystarczająco wiele negatywów, ale i pozytywów tekstu, nie jest to coś, przy czym spędziłam miło czas. Czytanie mnie męczyło niezmiernie, nie zamierzam tego ukrywać. Widzę jednak mnóstwo potencjału i jedyne, co mogę jeszcze poradzić to to, aby ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć! No i dużo czytać, przede wszystkim wydanych książek lub opowiadań na wysokim poziomie pod względem fabularnym, jak i interpunkcyjnym. Potem wszystko samo z czasem przyjdzie. Trzeba najpierw ogromu pracy i wysiłku, a to zaowocuje z pewnością. Życzę wszystkiego dobrego i kolejnych tekstów o coraz to wyższym poziomie!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top