Vanilla Sky/Anna_Dziedzic
Od każdego gatunku wymagam czegoś innego. W gatunku tajemnica/thriller pragnę poczuć dreszcz adrenaliny, odrobinę strachu, odkryć mnóstwo tajemnic po zadaniu miliona pytań i pędzić razem z bohaterami, aż braknie mi tchu. Muszę przyznać, że na Wattpadzie nie znalazłam wielu opowiadań z tej kategorii, które by mnie porwały. Czytając jednak opis „Vanilla Sky" buziaki_kicia, czułam, że to opowiadanie zaskoczy mnie niejeden raz.
Nie da się nie zauważyć, że opis jest dobrze napisany. Coś zdradza, ale pozostawia miejsce na spekulacje i domysły. Mamy dług, decyzje, kłopoty i brak zasad. Choć mniej więcej wiemy, czego się spodziewać, pojawia się wiele pytań: Skąd ten dług? Komu trzeba zapłacić? Jaką decyzję podejmie dziewczyna? W jakim świecie wyląduje? To tylko niektóre z nich.
Mogłabym powiedzieć, że nie mam tu nic do zarzucenia. Mogłabym, gdyby nie strona techniczna. Pierwszym, co razi w oczy, jest powtórzenie walki o życie. Mowa o niej w ostatnim zdaniu pierwszego akapitu i w pierwszym następnego. Coś stanowczo też nie pasuje w ostatnim zdaniu. W części „a resztę świata u stóp" albo brakuje orzeczenia, albo przynajmniej miało być „reszta". Nie są to jednak błędy tak wielkiej wagi, by całkowicie zniechęcić. Dlatego z przyjemnością zabrałam się za czytanie.
Nie spodziewałam się, że prolog przeniesie mnie na wojnę w Afganistanie. Poznajemy tam Kubę, młodego żołnierza, który właśnie biegnie, by uratować życie przyjaciela. Możemy rozkoszować się pełnym emocji opisem kolejnych czynności mężczyzny, a także dowiedzieć się nieco o jego relacji z rodziną i przyjaciółmi. Jesteśmy też świadkami jego zauroczenia pielęgniarką z obozu, którą określa mianem Anioła.
VS podzielone jest na trzy części, a każda, licząca sobie około dwadziestu rozdziałów, rozpoczyna się czterowersowym fragmentem rymowanego wiersza, mającym wprowadzić nas w nastrój.
W pierwszym rozdziale spotykamy się z całkowitą zmianą narracji — z trzecio- na pierwszoosobową, z czasu przeszłego na teraźniejszy. A jednak autorce nie zdarza się pomylić. Tutaj poznajemy też Melę i dowiadujemy się, że jej brat, Łukasz, wpadł w kłopoty, a ona, jako że dotyka ją cierpienie innych, postanawia mu pomóc. Szczerze mówiąc, po prologu spodziewałam się, że wspomnianym bratem okaże się Kuba, tak więc nie musiałam długo czekać na pierwszy element zaskoczenia, których później jest tylko więcej. Jednak tego pana później nie zabraknie.
Spotykamy szereg bohaterów, a każdy ma swoje wady i zalety. Na przykład Krzysiek wiecznym uśmiechem dodaje otuchy, chyba że akurat opowiada o zabijaniu. Albo Sznita, który jest okropny na co dzień, ale w dbaniu o Majkę, jego dziewczynę, naprawdę uroczy. Dałoby się go wtedy polubić. Sama Maja jest niezwykle ciekawą postacią, aż żałowałam, że tylko epizodyczną. Chciałabym się jednak skupić na dwojgu głównych bohaterów.
Melania — Dziewczyna z opisu, dziewiętnastoletnia absolwentka liceum, mająca przed sobą studia. Niezupełnie, biorąc pod uwagę, w co się wpakowała, a raczej, w co wpakował ją brat.
Jako że nie tak dawno temu byłam jeszcze jej rówieśniczką, najłatwiej jest mi ocenić ją pod względem naturalizmu. I muszę przyznać, że autorka idealnie dopasowała charakter do wieku.
Melania jest dosyć dojrzałą dziewczyną, ma plany na przyszłość, ale lubi też zabawić się z przyjaciółkami, a czasem wypić trochę za dużo. Jej słabym punktem zdecydowanie jest brat, choć myślę, że w ogóle rodzina. Dla jej członków gotowa jest zrobić wszystko. Tak właśnie pakuje się w niemałe kłopoty.
Mam miękkie serce, nie umiem patrzeć na czyjąś krzywdę i z kolan robi mi się wata, gdy widzę ludzkie nieszczęście.
Jednak dziewiętnaście lat to dopiero przejście między dzieciństwem a dorosłością, co autorka również pokazuje. Niejednokrotnie śmiałam się z zachowania Melki, które momentami bywało wręcz żenujące. Na przykład, kiedy czuła się w gabinecie szefa gangu narkotykowego, jak zwykła go określać, jakby była u siebie. Jej swoboda momentami mnie dobijała. Przykładowo postanowiła wziąć sobie plik kartek i robiła z nich origami. Albo bez skrupułów zaglądała w jakieś papiery przez ramię mężczyzny. Po jej zachowaniu można było dostrzec, iż nie do końca zdaje sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazła. Jednak do czasu. Costura bowiem w pewnym momencie bardzo brutalnie ją uświadamia.
To, co mi się najbardziej podobało w Melce, to dylematy moralne, jakie przyszło jej przeżywać. Jej życiem zaczynają rządzić kłamstwa, gdyż nie może powiedzieć za wiele, by nie narazić nikogo na niebezpieczeństwo. Najbardziej widoczne jest to w momencie, gdy kupuje kartę SIM i dzwoni na policję, zaraz jednak się rozłączając z obawy, by jej bliskim nic się nie stało.
Jej emocje, jej rozterki, strach, obawy i niewiedzę przeżywałam razem z nią, nawet jeśli nie zawsze rozumiałam jej postępowanie albo wiedziałam, że skończy się ono źle, jak rozwiązywanie niektórych problemów na własną rękę, bez wiedzy Cosy. Czasem działała pod wpływem impulsu, czasem zdawała się nie myśleć, a czasem wręcz przeciwnie — miała głowę na karku. I odwagę, bo ta była jej potrzebna, by publicznie sprzeciwić się Costurze i w ogóle z nim wytrzymać, nie wspominając już o pewnym incydencie, gdy naprawdę przekroczyła granicę i chyba obie z Melką się dziwimy, że to przeżyła.
Polubiłam ją z jeszcze innych powodów. Ma cięty język, potrafi się postawić, a później najchętniej schowałaby się przed całym złem, gdyby mogła. Jak taki mały pies pokroju yorka, który szczeka i atakuje, gdy nikt nie widzi, a jak się zbliżysz, chowa się za nogami właściciela.
Melka jest żywa, prawdziwa i naturalna. Zdarza jej się popełniać głupstwa, zdarza jej się nie wiedzieć, jak reagować, i zdecydowanie nie uczy się na błędach. Jedyne, co mnie najbardziej w niej zaskoczyło, to przychodzenie do klubu, zwanego potocznie burdelem, w krótkich spodenkach, a nawet w legginsach. To jednak dość wyzywające, jak na takie miejsce, i wydaje mi się, że powinna próbować zakryć jak najwięcej, nawet biorąc pod uwagę, że jest lato, a więc pewnie wysokie temperatury.
Costura — Szef gangu narkotykowego, jak nazywa go Melania. Mężczyzna z przeszłością, który ma sprecyzowane cele i dąży do nich po trupach, dosłownie. Poznajemy go też jako Kubę, gdy w krótkich retrospekcjach przenosimy się do wydarzeń z okresu wojny, tej samej, która miejsce miała w prologu.
Costura słynie z bezwzględności dla wrogów, lojalności wobec przyjaciół i obojętności dla obcych.
O Costurze można powiedzieć naprawdę wiele. Na początku poznajemy go jako zwykłego młodego mężczyznę i wydawać by się mogło, że plotki na temat jego i jego bezwzględności i metodach działania są przesadzone. W końcu Melka nieraz zaszła mu za skórę, a jednak wciąż żyje. Czasem nawet Cosa jej słucha. Wszystko to powoduje, że kojarzy się nie z kryminalistą, a ciepłą kluchą.
Niech nie zmyli was pierwsze wrażenie, gdyż w pewnym momencie ktoś jakby nacisnął przełącznik i... bum. Nie mamy już miłego gościa, a potwora.
Patrzę w twarz, która nie wyraża żadnych emocji, w oczach widzę szaleństwo i po raz pierwszy dostrzegam w nim prawdziwego potwora [...].
To słowa Melki, a ja całkowicie się z nimi zgadzam. Może go nie widzę, ale zachowanie na to wskazuje. Z zimną krwią zabija ludzi. Bezwzględnie, bez przebaczenia. Zmienia się nawet jego stosunek do Melki, ale ten ciągle jest inny, jakby Cosa miał rozdwojenie jaźni. Wszystko jednak ma swoją przyczynę.
Kuba to idealny przykład tego, jak bardzo wojna zmienia ludzi. Tam był dobry, bolała go śmierć, bolało go zabijanie i niesprawiedliwość. W jednej z retrospekcji jesteśmy świadkami, gdy zabija dziecko na wojnie. Robi to w obronie własnej i przyjaciela. Nie usprawiedliwiam go, żeby nie było. Chodzi o jego sumienie, które od razu daje się we znaki. Nie potrafi się pogodzić z tym, że musiał zabić dziecko, chociaż sam jest jeszcze młody. A później strzela innemu dziecku w serce i... Nic. Jakby właśnie nie odebrał życia zagubionemu chłopcu. Wydaje mi się, że wynika to z tego, że wojna pozbawia skrupułów. Co w końcu zmieni jeden trup więcej?
[...] cierpi na zespół stresu pourazowego. Ciągle myli rzeczywistość z wojną, na której go nie ma od paru lat.
Cosa należy też do osób, które nie ufają nikomu, co możemy zrozumieć, kiedy okazuje się, że najbliżej dopuszczeni ludzie, jak księgowy, są zdrajcami. W dodatku dowiadujemy się, że Kuba jest zmuszony brać udział w grze, o której przez długi czas wiemy jedynie, iż ma związek z jego matką. Z tego powodu jest również bardzo tajemniczy i często potrafi nas podejść. Kiedy wydaje się, że wszystko jest w porządku, okazuje się, że wręcz przeciwnie. Mało mówi, a jak się odezwie, to lepiej, żeby milczał. Zawsze, kiedy się denerwował, uderzał pięścią w biurko. Czasem za nim nie nadążałam, co mimo wszystko nie jest wadą. Powodowało to, że stał się naprawdę interesującą postacią, jedną z tych, których sposób myślenia chcemy poznać.
Dzień jest szary i ciemny, prawdopodobnie utożsamia się z Kubą [...]
Z Melką ma pewną cechę wspólną — oboje dla najbliższych są gotowi poświęcić wszystko. I właśnie to powoduje, że Cosa staje przed dylematem: matka albo brat. Z Bartkiem co prawda nie łączą go więzy krwi, ale są dla siebie naprawdę bliscy. To właśnie Bartek mówi Melce, a przy tym i nam, że kiedy poznamy historię Kuby, nie będziemy go usprawiedliwiać, lecz zrozumiemy. Ma całkowitą rację.
Jak już wspomniałam, równocześnie śledzimy tę historię w dwóch wymiarach czasowych. Przez większą część rozdziałów obserwujemy sytuację oczyma Melki (opisaną narracją pierwszoosobową w czasie teraźniejszym), lecz jest ona przeplatana wydarzeniami z wojny, które wiele wyjaśniają (te z kolei charakteryzują się trzecioosobową narracją w czasie przeszłym). Mimo dwóch narracji autorka się nie myli. Nie znalazłam ani jednego błędu, czy to dotyczącego zmiany punktu widzenia, czy czasu. Możliwe też, że się wciągnęłam i przestałam zwracać na to uwagę, ale starałam się czytać uważnie.
Autorka wybrała trudną drogę do rozdzielenia tych równolegle prowadzonych historii, ale poradziła sobie z tym świetnie. Przede wszystkim pozwalała się dzięki temu nie pogubić, więc zawsze wiedziałam, gdzie i w którym momencie się znajduję. Było to też świetnie dobrane — czas teraźniejszy do wydarzeń obecnych i przeszły do tego, co było.
Pod koniec jednak troszkę zaczęło się psuć. Autorce wyraźnie zależało na przedstawieniu scen, w których Melka nie brała udziału, więc zmieniała nagle narrację na „trójkę". Fragmenty więc były wymieszane i zaczęłam się gubić.
Akcja toczy się dobrym tempem. Kiedy trzeba, przyspiesza lub zwalnia. Opisy są barwne; urzekła mnie dbałość o szczegóły, o najmniejsze detale, co jednak nie jest przesadzone i nie przedłuża niepotrzebnie, nie jest „zapychaczem". Wydarzenia są ciekawe i wielokrotnie chciałam wiedzieć więcej. Bywało, że czytałam, aż padł mi telefon, a ostatnią część pochłonęłam naraz.
VS to zdecydowanie jedno z tych opowiadań, które jednocześnie chcemy, by się skończyło, i nie chcemy.
Oprócz sytuacji Kuby, biorącego udział w grze, przeżywamy z Melką nie tylko jej dylematy moralne, ale i miłosne. Wyraźnie bowiem coś ją ciągnie do Cosy, przynajmniej dopóki nie wychodzi z niego potwór i kiedy jest dla niej miły. Ona oczywiście to odrzuca, nie przyznając się przed samą sobą. W pewnym momencie, po uratowaniu życia jednej dziewczynie, Melka nie wytrzymuje psychicznie i rzuca się na Kubę. Właściwie to ona tylko go pocałowała, potem samo poszło dalej. Niech i to was nie zrazi — po chwili się opamiętała i to przerwała.
Melania również nie potrafi go zrozumieć. Zwłaszcza kiedy Cosa zmienia całkowicie nastawienie do niej. Wtedy zaczyna go nienawidzić, choć i potem bywają momenty, w których da się dostrzec, że ją do niego ciągnie. W międzyczasie jednak więcej zainteresowania i uwagi poświęca jej Bartek, a Melka zaczyna coś do niego czuć. Relacja ta wydaje mi się jednak nieco naciągana.
Wygląda to mniej więcej tak: Bartek odwiedza Melanię i ją pociesza, a potem jest przeskok czasowy i Melka stwierdza:
[...] w jego obecności zaczyna coś mnie kłuć w żołądku i czuję lekkie motyle.
A moja reakcja to było: Co? Gdzie? Jak? Zauroczenie było tak nagłe, że przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. Brakuje mi tu bardzo jakiegoś wprowadzenia, częstszych spotkań z Bartkiem, który dotychczas był wręcz epizodyczną postacią i pojawiał się niezwykle rzadko. Choć i on miał później swój moment i ważną rolę w opowiadaniu.
Zupełnie inaczej wykreowana została relacja między Melką a Cosą. Ona została ujęta niemal idealnie. Powoli. Niewymuszenie. Choć z początku wypierana przez oboje, wyraźnie da się ją zaobserwować. Nie jest to coś, co chciałabym przeżyć osobiście, a jednak było w tym coś niezwykle pięknego.
Zbliżali się do ciebie i oddalali od siebie. Mimo irytacji jednego i przerażenia drugiej można było dostrzec wzajemną troskę przebijającą się przez brak zaufania. Między nimi nieraz nastawały cudowne momenty, ściskające za serce, aż chciało im się kibicować. Niestety zawsze któreś z nich musiało coś zepsuć. Melka czasem za bardzo pragnęła pomóc innym, a Kuba chyba po prostu nie potrafił w normalny sposób pokazać, że mu na niej zależy i pragnie ją chronić. Wielokrotnie miałam roztrzaskane serce.
Ta relacja jest dobrze wprowadzona i nie bierze się znikąd. Kuba sam stwierdza, że Melania za bardzo przypomina mu byłą dziewczynę, jego miłość, która została mu brutalnie odebrana. To też jest przyczyną wielu późniejszych zdarzeń i pozwala Melanii przeżyć.
Innym razem Cosa mówi, że liczą się dla niego tylko Martin i Krzysiek, a oni są bezpieczni, reszta nie ma znaczenia, tym samym wypierając Melkę. A jednak krążą plotki, że Costura zaczyna mięknąć przez jakąś gówniarę.
A jednak budzi się w nim jakaś chęć opieki, zapewnienia jej bezpieczeństwa. Mimo że co chwilę podejrzewa ją o zdradę, nawet wtedy się o nią martwi.
Styl był idealnie dobrany, jednak trudno mi go ocenić pod względem lekkości, gdyż czytało się dobrze, a jednak ciężko, choć myślę, że spowodowane to było raczej towarzyszącymi mi w trakcie lektury emocjami. Czasem potrzebowałam przerwy, żeby wszystko przetrawić.
Jest jednak kilka rzeczy, o które muszę się przyczepić. Zacznę od spójnika „i"; mam wrażenie, że autorka go nadużywa. W wielu zdaniach albo całkowicie nie pasuje, albo lepiej byłoby go zastąpić innym, na przykład „więc". Czasem również szyk zdania jest dziwny, przez co musiałam czytać zdanie kilka razy, zanim zrozumiałam, o co chodzi. Dla przykładu:
Na zewnątrz jest zimno i wchodzę do sklepu [...]
Jak mógł mnie tak zdradzić i najlepszego przyjaciela?
Wystarczy przeczytać, by zauważyć, że dziwnie to brzmi. Autorka jednak zapowiada korektę, więc z pewnością doszlifuje swój styl i poprawi błędy, które niestety również się zdarzały, choć nie było ich wiele. Do najczęstszych należało „nie ważne" pisane oddzielnie, zamiast łącznie, i przecinki stawiane przed „albo", czego nie robimy (chyba że występuje więcej niż jedno).
Było też kilka błędów w scenach oraz momentów, które mi nie pasują. Z początku było tego więcej, jak na przykład to, że Cosa po sobie sprząta, choć powinien mieć od tego ludzi, ale powoli wiele rzeczy się wyjaśniało.
Po wydarzeniach w garażu Melka stwierdza, że Costura to potwór, bo bez wahania i skrupułów strzelił chłopakowi prosto w serce, natomiast kilka rozdziałów dalej mówi o zatuszowaniu tego morderstwa, dziwiąc się, że nikt nie przejął się „kulką w głowie".
Żeby zadzwonić na policję, Melania kupuje w sklepie kartę SIM i to z tego numeru wykonuje połączenie, gdyż jej telefon jest pod obserwacją Cosy. Otóż od 1 lutego 2017 wszystkie karty SIM należy zarejestrować u operatora, inaczej nie będą działały. Trzeba więc to poprawić albo uwzględnić, iż akcja dzieje się wcześniej.
Zastanawia mnie, jakim cudem nikt nie wiedział o istnieniu Adriana, ale jak to jeszcze mogę zrozumieć, to wciąż dziwne jest, że sam Adrian znał relację Sophie i Daniela oraz jej zakończenie.
Skorpion torturami wymusza na Melce miejsce pobytu Daniela, a później dowiadujemy się, że musiał je znać, bo rok wcześniej złożył mu wizytę.
A skoro o torturach mowa... Muszę przyznać, że wyszły dobrze, przerażająco. Autorka opisuje wszystko dokładnie, prawdziwie i realistycznie. Niejednokrotnie czułam strach i naprawdę się bałam. Moment, gdy Skorpion traktuje Melkę paralizatorem, zdaje się niezwykle dopieszczony. Jej odczucia są tak prawdziwe i niemal namacalne.
Tego strachu brakuje mi jednak we wspomnieniach dziewczyny z tego okresu. Owszem, przypomina sobie i cierpi, ale ja nie cierpię razem z nią. Może w tym momencie również warto opisać to dokładniej?
Buziaki_kicia przedstawia nam świat, w którym nikomu nie można ufać, w którym nikt nie jest tym, za kogo się podaje i w którym każdy może okazać się wrogiem.
Emocje. To, co było najpiękniejsze podczas czytania, to zdecydowanie emocje. Były momenty, gdy robiło mi się zimno, bynajmniej nie z powodu temperatury. Kiedy indziej prawie płakałam ze śmiechu. Zdarzało się też, że myślałam, że wybuchnę. Przeżyłam kilka zawałów, wiele razy serce zatrzymywało się, aby potem zacząć walić jak szalone, a nawet zapominałam, jak się oddycha. I to aż do zakończenia, które tak mną wstrząsnęło, że nie mogłam w nocy spać i przez kilka dni nie potrafiłam się pozbierać. Na samą myśl serce mi przyspiesza, a łzy cisną się do oczu. Chciałabym umieć wzbudzać takie emocje.
Tak, VS zaskakuje od początku do końca. Zdecydowanie nie należy do historii przewidywalnych ani łatwych. Czytałam to długo, bo musiałam czasem odłożyć i przetrawić. To jak najbardziej pozytywne odczucia, bo lubię właśnie takie opowiadania. Niebanalne. Wymagające. Gdzie w mózgu kłębi się miliona teorii, z których większość można wyrzucić, bo okazują się nieprawdą (chociaż czasem udało mi się trafić). Dlatego z całego mojego bolącego teraz serca polecam. Koniecznie zajrzyjcie do „Vanilla Sky". A ja niedługo zajrzę do drugiej części. Kiedy już się uspokoję.
Polecam
Anna_Dziedzic
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top