Ponad Życie/VaeVia

Tytuł: Ponad Życie

Autor: SaraTaylorSky

Kategoria: One-shot

Jednostrzałowce to coś, co jest dla mnie czarną magią. Umieszczenie całej historii w jednej części to zdecydowanie umiejętność, której mogę pozazdrościć, bo choć wylewna nie jestem, nie umiałabym tego wykreować. Wymaga to dobrego rozplanowania i, przede wszystkim, pomysłu.

Zacznijmy od początku, a pisząc to, mam na myśli prezentację wizualną one-shot'a – okładkę. Zważywszy na to, że jest to krótka historia, do której ludzie muszą się przekonać, warto byłoby zadbać o jak najlepsze pierwsze wrażenie. Okładka nie powala, jest to samo zdjęcie z wklejonym tekstem, myślę, że nie zaszkodziłoby zasięgnąć pomocy u wattpadowych grafików. Z pewnością ktoś wyczarowałby piękną okładeczkę, na której miło zawiesić oko.

Jednak załóżmy, że nie zwracamy większej uwagi na okładkę, a od razu przechodzimy do opisu.

Cóż, jest z lekka tajemniczy, niewiele mówi o samej fabule, ale może to i dobrze? Przy one-shotach, jak podejrzewam, trzeba się aż nazbyt pilnować, aby nie zdradzić zbyt wiele. Z początku możemy wywnioskować iż tematyka jednostrzałowca będzie opierała się na problematyce przyjaźni damsko-męskiej, ponieważ autorka określa tę więź jako wymarłą, ale czy tak jest naprawdę?

Następnie stawia przed nami kolejny problem, czy ludzie dla siebie obcy mogą stać się dla siebie jedynym powodem do życia? Tutaj warto się zastanowić, a to pytanie zdecydowanie nastroiło mnie na raczej pochmurny klimat tekstu. Czy tak miało być? Odpowiedź na to pytanie zna już tylko autorka.

Cytat wydaje mi się być tu zbędny, niewiele wnosi do opisu, są to tylko melancholijne przemyślenia bohaterki.

Na koniec dostajemy coś bardziej konkretnego, a mianowicie nakreślenie, o czym właściwie będziemy czytać. Magia przyjaźni, poświęcenie, szacunek do życia. Wszystko to wydaje się być cudownym wstępem do bajki z morałem, ale w środku raczej spotkamy się z dramatem aniżeli z bajką. Ostatnie zdanie ma funkcję trochę umoralniającą. Cały klimat tego opisu jest odrobinę przygnębiający.

Zaglądając do środka rzuciły mi się w oczy wcięcia z początku akapitów. Takowa stylistyka bardzo przypadła mi do gustu, jest to estetyczne i zdecydowanie u mnie punktuje.

Początek opowieści to zaznajomienie czytelnika z historią głównej bohaterki — Sary. Obserwujemy jej dzieciństwo, a raczej jego brak. Sytuacja okropna, u dwuletniej jeszcze dziewczynki wykryto wadę serca. Wszyscy doskonale wiemy, a jak nie wiemy, to się spodziewamy, z czym to się wiąże. Ciągłe uważanie na siebie, brak wysiłku, a co za tym idzie brak zabawy. Wczułam się w to, bo ze wszystkich ludzkich tragedii jest mi najbardziej szkoda dzieci. Zaczęłam sobie wyobrażać wycieńczone, podpięte pod kardiomonitor, maleńkie dziecko. To, zatrważające, że takie rzeczy dopadają tak małe istoty. Autorka nam to uświadamia, choroby nie są zależne od wieku, nawet tak młody człowiek może dostać zawału, czy zachorować na nowotwór.

Później, po szaleńczym biegu z matką, Sara w wieku ośmiu lat trafia z powrotem do szpitala. Podpięta pod komputery monitorujące jej stan, ogromnie się nudziła. Wtedy właśnie poznaje Jamesa. Zwariowany chłopczyk uciekał przed pielęgniarką, Sara go ukryła. To początek znajomości głównych bohaterów, jako beztroskiego chłopaczka i pokrzywdzonej przez los dziewczynki. James swoją osobowością rozjaśnił jej na moment szare szpitalne ściany. Okazało się, że chłopak był synem tamtejszego kardiologa, który nie mogąc znaleźć dla niego opieki zabrał go do szpitala. Znudziwszy się uciekł z gabinetu ojca. Nasz urwis obiecał Sarze, że się jej odwdzięczy za uratowanie skóry i ukrycie go przed pielęgniarką. Mówiąc więcej o tej obietnicy, zdradziłabym zakończenie, więc powiem jedno: ten wątek ma wielki wpływ na całą historię i jest niezmiernie wzruszający, ale też mało rzeczywisty. Jednak po to jest literatura, aby do niej uciekać.

Po scenie przy szpitalnym łóżku następuje ładnie ujęty przeskok czasowy. Akcja dzieje się osiem lat później, kiedy Sara jako szesnastoletnia dziewczyna spaceruje wokół swojego domu. Wzbudzało we mnie żal to, że mogła sobie pozwolić na tylko taką aktywność, osobiście nie potrafiłabym tak żyć. Wtedy to Sara, słysząc głos James'a na trawniku przed jej domem, popełnia ogromny błąd. Biegnie i woła chłopaka, co poskutkowało utratą przytomności. Punkt kulminacyjny dzieje się właśnie po tym zdarzeniu, znów wśród szpitalnych łóżek. Więcej z fabuły już nie zdradzę, ale warto samemu zajrzeć, aby poznać zakończenie.

Osobiście, fabuła bardzo mi się podobała, przede wszystkim zakończenie, które wydało mi się być najbardziej dopracowane. Sytuacja, którą przedstawiła autorka była aż niemożliwa do zaistnienia w realnym świecie. W tym momencie odniosę się do opisu i tego, co zostało nam w nim zaoferowane. Mamy przyjaźń, poświęcenie, ale czy w tej relacji możemy powiedzieć o ich uzależnieniu od siebie? ,,Jednak czy ludzie pozornie dla siebie obcy mogą stać się dla siebie jedynym powodem do życia?" — czy faktycznie tak było? Oni nie mogli bez siebie żyć? W końcu spotkali się jedynie dwa razy, zatem czy mogli być dla siebie jak tlen i ogień? Dodatkowo, to stwierdzenie pasuje bardziej do melodramatu, nie opowieści o przyjaźni.

Błędów ortograficznych nie było, tak samo nie trafiły się literówki ani nazbyt rzucające się w oczy błędy interpunkcyjne. To, na co zwróciłam uwagę to dywizy w dialogach. Zdecydowanie lepiej byłoby je zapisywać pauzami lub półpauzami. Jednak w pewnym momencie, nie wiem co się zadziało, że autorka zaczynała wypowiedź dywizem, a kończyła półpauzą.

Podsumowując, tekst wzbudza emocje i skłania do przemyśleń. Porusza bolesne tematy, na które nie każdy chce rozmawiać. Zdecydowanie warto przeczytać tę pracę.

VaeVia

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top