Pod rosyjską gruszą/szekspir_z_salem

Pod rosyjską grusząAnOld-FashionedGal

Opowiadanie „Pod rosyjską gruszą" autorstwa AnOld-FashionedGal, które będzie przedmiotem poniższej recenzji, rozgrywa się w Rosji na początku dziewiętnastego wieku. Akcja skupia się na perypetiach miłosnych czworga młodych ludzi z dobrych rodzin, pojawiają się również motywy dotyczące ówczesnej sytuacji politycznej w Imperium Rosyjskim i całej Europie.

Choć staram się tego zazwyczaj nie robić, to ze względu na obszerność tekstu pozwoliłam sobie podzielić go na sekcje. Poprawi to przejrzystość i ułatwi nawigację.

W tekście jest mnóstwo spoilerów, ponieważ omawiam część problemów na przykładach konkretnych scen. Jeśli ktoś planuje przeczytać opowiadanie i nie chce psuć sobie zabawy, zapraszam prosto do punktu VII, gdzie znajdziecie podsumowanie pozbawione takich niespodzianek.

Miłej lektury.


I. PIERWSZE WRAŻENIE

Okładka opowiadania została utrzymana w chłodnych odcieniach, głównie niebieskim; postaci są zamyślone, smutne. Bardzo kontrastuje to z tym, co odnajdujemy w środku — „Pod rosyjską gruszą" jest w rzeczywistości lekką, przyjemną historyjką, w której sceny pozytywne znacząco dominują nad negatywnymi, a klimat jest raczej radosny. Nie tego się spodziewałam, lecz technicznie nie można niczego zarzucić tej grafice. Jest bardzo dobrze wykonana.

Główni bohaterowie, Irina Wołkońska i Dymitr Gruszecki, są reklamowani pod wizerunkami Cosette i Mariusa z „Les Misérables" (odbiegając od tematu, z całego serca polecam tę produkcję!), których zagrali Amanda Seyfried i Eddie Redmayne. Ich fotografiami opatrzono również media zaczynające każdy rozdział. Na wstępie możemy obejrzeć estetyczne grafiki mające oddać charakter poszczególnych postaci. Są przyjemne dla oka, głównie dzięki wykorzystaniu ślicznych koloryzacji, więc jeśli grafik samodzielne stworzył pliki z krzywymi koloru, bardzo szanuję.

Opis opowieści zawiera zgrabny zarys wątków, na których opiera się akcja. Trafi zapewne do amatorów romansów z historycznym tłem.


II. NARRACJA I KONSTRUKCJA AKCJI

Styl AnOld-FashionedGal jest dobry, kolejne rozdziały czyta się płynnie. Odniosłam wrażenie, że w pierwszych kilku częściach mogłoby zawierać się więcej opisów otoczenia, oczekiwałam większego podkreślenia atmosfery za pomocą obrazowych opisów dworków i panującego na nich bogactwa. Z czasem takowe stały się coraz częstsze, wręcz wzorowe. Ponieważ nastąpiła poprawa, nie widzę potrzeby rozszerzenia tego tematu. Postaci natomiast od samego początku były bardzo dobrze kreślone, podobało mi się, jak wprowadzani są kolejni bohaterowie. Poznając ich, naprawdę czuć było, że są dopasowani do czasów, w których żyją. O postaciach będzie później powiedziane jeszcze więcej!

Ciężko mi niestety równie pochlebnie wypowiedzieć się o samej fabule, która okazała się dość nieangażująca i w gruncie rzeczy teraz, po przeczytaniu całych trzydziestu trzech rozdziałów, byłabym w stanie wskazać niewiele sytuacji, które naprawdę pchały akcję do przodu. Od początku do końca miałam wrażenie, że czytam jedynie ekspozycję, a prawdziwa akcja ma się dopiero rozwinąć. Całość została utrzymana w takim samym tempie, napięcie praktycznie zupełnie nie narastało. Choć była wspomniana gdzieś w tle nadchodząca wojna, to nikt się tym bardziej nie przejął, nie było czuć atmosfery konfliktu unoszącej się w powietrzu. Same wątki miłosne i intrygi również nie niosły za sobą dużego ładunku emocjonalnego ani nie pozwalały czytelnikowi nadto zaangażować się w problemy postaci. Odniosłam wrażenie, że wszystkie tematy zostały potraktowane bardzo po łebkach, poświęcono im jedynie pojedyncze, krótkie sceny, a postaci same były w nie średnio zaangażowane.

Brakło mi w niektórych przypadkach przeplatających się ze sobą wątków, działań wpływających na siebie nawzajem i wdrożenia relacji przyczyna-skutek. Niektóre sceny są ze sobą powiązane luźniej, inne mocniej, niektóre zostały zupełnie porzucone, jednak większość z nich podtrzymywała status quo świata przedstawionego, na dobrą sprawę nie pchając fabuły do przodu.

Mówiąc o niedokończonych sprawach, mam na myśli głównie wątek, w którym jedna z centralnych bohaterek, Ksenia, ucieka z domu, aby uniknąć niechcianego małżeństwa z mężczyzną, którego przeznaczył jej ojciec. Jest przez jakiś czas poszukiwana przez rodzinę, w pewnym momencie brat odkrywa miejsce, w którym dziewczyna się ukrywa. Pod wpływem tego wydarzenia Ksenia podejmuje decyzję, że wyjdzie za swojego znajomego, Siergieja, aby nie mogła zostać wydana za nikogo innego. I w tym momencie rodzina uciekinierki znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pomiędzy podjęciem decyzji o małżeństwie a samym ślubem mijają dwa tygodnie. Dwa tygodnie i nikt nie przychodzi, aby ją zabrać do domu. Ba, nawet po ślubie nie odnajdujemy żadnej wzmianki o tym, jak zareagowała rodzina dziewczyny na ten wybryk, choć był to dość ważny wątek. Nic, został urwany i już do niego nie wracamy.

Choć większość fragmentów była skonstruowana wzorowo, to mam wrażenie, że piętą achillesową autorki są dynamiczne sceny akcji. Już w pierwszej z nich, gdy Irina przyłapuje swojego narzeczonego na zdradzie, wszystko zostało przedstawione w bardzo statyczny sposób. Choć napisano, że Wołkońska była wstrząśnięta i zraniona, to wcale tego w tekście nie widać.

„Irina, rozpoznawszy głos Anny Borysowny, czmychnęła do swojej sypialni. Tam położyła się na łóżku i zaczęła rozmyślać o tym, czego właśnie była świadkiem".

Patrząc na ten fragment, nie czuć żadnych emocji, a można było to pokazać na kilka sposobów. Niech jeszcze przed ucieczką do sypialni Irina zaciśnie pięści w bezsilnej złości, niech wciągnie gwałtownie powietrze z zaskoczenia, niech będzie tak zaszokowana, że w pierwszej chwili nie będzie wiedziała, co robić i jak zareagować. W zależności od tego, jakie miały być ukazane emocje, niech rzuci się zrozpaczona na łóżko albo w niedowierzaniu usiądzie najpierw na jego krawędzi i spróbuje przetrawić to, co się stało. Są miliony różnych wariantów. Korzystanie z neutralnych słów w scenach wymagających większego zaangażowania, mających sprawić, że czytelnik utożsami się z postacią, nie jest najlepszym rozwiązaniem. Oczywiście o ile nie mówimy o jakimś rodzaju stylizacji, jest to osobny temat, który tego przypadku raczej nie dotyczy.

Pozwolę sobie przypomnieć przy tej okazji zasadę bardzo prostą, wyświechtaną, którą powtarza każdy, a jednak bardzo trafną — pokazuj, nie mów („show, don't tell", ostatnie słowo na polski tłumaczone jest często jako „opisuj", jednak według mnie trafniej oddaje jego sens wyraz „mów"). Krótkie podsumowanie w następnym akapicie mówiące, że bohaterkę dane wydarzenie zabolało i poczuła się zdradzona, nie zastąpi przedstawienia emocji w chwili samego przyłapania.

Brak zaangażowania czytelnika w problemy postaci zdaje się częściowo pokrywać z tym, że jeśli już przeszkody się pojawiają, zostają bardzo szybko pokonane, tudzież są jedynie widmem kłopotów. Kiedy pojawia się cokolwiek mogącego przeszkodzić bohaterom, szybko i względnie bezproblemowo jest usuwane z opowiadania. Jak przejąć się problemem, kiedy wiemy, że najpóźniej za rozdział bądź dwa nie będzie po nim śladu ani konsekwencji?

Ponownie weźmy za przykład ucieczkę Kseni, ponieważ ten wątek jest właściwie jednym z niewielu, w których pojawiają się jakiekolwiek realniejsze kłopoty. Sytuacja rysuje się następująco: dziewczyna jest zamknięta w swoim pokoju i odmawia wyjścia, ponieważ wie, że ojciec zmusi ją wtedy do niechcianego małżeństwa. Postanawia uciec pod osłoną nocy.

Choć to dość ryzykowna akcja, wszystko przebiega bez najmniejszego problemu, przez co czytelnikowi nie są zapewnione niemal żadne wrażenia. Owszem, w pewnym momencie bohaterka słyszy w domu jakiś szelest, ale dosłownie zdanie później dowiadujemy się, że to jedynie współpracująca z nią służąca. Ileż bardziej angażująca byłaby ta scena, gdyby coś rzeczywiście poszło nie tak.

Może ojciec się zbudził i służąca musi odciągać jego uwagę, dopóki Ksenia nie wymknie się z domu? Może powóz, którym miała uciec, nie przyjechał punktualnie, więc oczekuje go przed domem, a w międzyczasie w jednym z okien pojawia się płomień świecy świadczący o tym, że ktoś się przemieszcza? To wszystko mogłoby dodać scenie dreszczyku emocji, a niekoniecznie uniemożliwić ucieczkę.

Gdy przedsięwzięcie kończy się, oczywiście, powodzeniem, Ksenia trafia domu Wołkońskich, gdzie, oczywiście, wszyscy są jej przychylni i szybko znajdują jej nowe lokum. Bogata panna trafia do mieszkania dwóch mężczyzn, co mogłoby wywołać skandal, ale, oczywiście, przez całe tygodnie nikt tego nie zauważa i nie mają z tego tytułu żadnych problemów. Nawet gdy znajduje ją jej brat, dwaj dzielni chłopcy go przeganiają i na tym kończy się wątek poszukiwań, o czym już wcześniej pisałam.

Problemy zdają się unikać nagminnie głównych bohaterów i po przeczytaniu ponad trzydziestu rozdziałów mogę stwierdzić, że żadne z nich nie doświadczyło sytuacji, która faktycznie mocno przytłoczyła, mogła być postrzegana jako porażka i wpłynąć na postać bądź stanowić niespodziewany zwrot fabularny. Ksenia ucieka, ale w gruncie rzeczy nie widać większych skutków tego wydarzenia oprócz dwóch czy trzech wizyt jej brata bądź nieustannego płakania po tym, jak Siergiej powie jej coś nieuprzejmego. Nawet gdy decyduje się wziąć ślub nie do końca ze swojej woli, nie czuć, aby to był dla niej wielki problem. Najbardziej tragiczną postacią zdaje się Jarmuzow, lecz to bohater drugoplanowy. Mam wrażenie, że on najmocniej dostał od życia po dupie i chętnie zobaczyłabym więcej wątków z jego udziałem.

Nie zachęcam do robienia ze swoich bohaterów obowiązkowo ofiar losu pokrzywdzonych na każdym kroku (choć i takie wątki mogą być dobrze poprowadzone), ale coś musi napędzać akcję.

Głównym zmartwieniem Siergieja Lwowa zdaje się sytuacja materialna jego rodziny, którą poznajemy w rozdziale szóstym. Powiedziane jest we wstępie, że żyją w nędzy, jednak w samym rozdziale brakło mi podkreślenia tego faktu. Dostajemy uroczy opis rodzinnych relacji, który może wywołać uśmiech na twarzy, ale dobrze byłoby wyraźniej pokazać warunki, w jakich żyje rodzina Lwowów, co zostało wspomniane bardzo marginalnie. Powiedz więcej o powyciąganym, przetartym materiale sukienek sióstr. Może w domu są jakieś niewyreperowane sprzęty? Może ściany noszą ślady działania wilgoci, ale lokatorów nie stać na naprawę? Może zasłony są wystrzępione? Ponownie — pokazujemy, nie mówimy.

Dobrym przykładem pokazania biedy są warunki, w jakich przyszło żyć rodzinie Marmieładowów ze „Zbrodni i kary", którą to widać niekiedy inspirację w „Pod rosyjską gruszą". Jarmuzow niemalże podziela los Świdrygajłowa, a ojciec Lwowa umiera tak samo, jak Marmieładow. Ciekawe smaczki, ale dobrze byłoby przeanalizować sceny tej książki również w kontekście rodziny Siergieja. Nie radzę, rzecz jasna, kalkować, jedynie sugeruję, że dobrze brać za wzór najlepszych.

Olbrzymim plusem tej opowieści jest sposób, w jaki ukazano postaci drugoplanowe. Nie są jedynie nijakim tłem dla wydarzeń dotyczących głównej czwórki, ale wyraźnie uczestniczą w ich życiu, są tak samo ludzcy i stworzeni z taką samą starannością. Często w opowiadaniach podobne postaci są traktowane po macoszemu, ot, byleby były, ale w „Gruszy" mają swoje role do odegrania, rzeczywiście coś znaczą. Byłam tym bardzo pozytywnie zaskoczona. Takie zabiegi sprawiają, że świat przedstawiony wydaje się pełniejszy, bardziej realistyczny, a akcja jest rozproszona, nie scentralizowana na protagonistach.

Całość została napisana językiem quasi-historycznym, co również zalicza się do zalet. Dobór słów był dobrze wyważony. Tekst został na tyle wystylizowany, żeby nie przypominał sposobu, w jaki mówimy współcześnie, ale też nie na tyle przekombinowany, żeby trzeba było sięgać do słownika archaizmów bądź by brzmiało to nienaturalnie.


III. POSTACI

Bohaterowie „Pod rosyjską gruszą" byli jednocześnie największą zaletą i wadą tej opowieści. Większość fabuły opiera się na wzajemnych relacjach między nimi, więc musiały zostać bardzo starannie wykreowane, aby udźwignąć ciężar historii swoimi charakterami i interakcjami. Niektóre kwestie zostały dobrze pokryte, nad innymi proponowałabym trochę popracować.

Przede wszystkim grzechem byłoby nie wspomnieć o tym, że bohaterowie AnOld-FashionedGal są przesympatyczni. Było kilka scen, przy których mimowolnie się uśmiechnęłam, parę razy parsknęłam śmiechem. Autorka stworzyła postaci, z którymi ciężko choć trochę nie sympatyzować, nie uśmiechnąć się pod nosem, czytając, jak się dogadują. Jest to definitywnie najmocniejsza strona utworu. Główni bohaterowie są dla siebie ujmująco serdeczni, nawet gdy Ksenia spiera się ze Siergiejem, czujemy, że gdyby pojawiły się kłopoty, jedno stanęłoby w obronie drugiego (i rzeczywiście tak jest!). Tworzą obrazek idealnej przyjaźni opartej na powszechnie uznawanych za dobre wartościach i chciałoby się samemu dołączyć do tej gromady, zaznać tego wzajemnego wsparcia, które od nich emanuje. Ciekawie się to obserwuje. Właściwie wszystkie przyjaźnie w tym utworze są wzorowe, ale do relacji jeszcze się odniosę w osobnym podpunkcie. Niestety urocze interakcje to nie wszystko, co postaci powinny oferować.

Odnoszę wrażenie, że wszyscy bohaterowie byli niezwykle statyczni. Nie zaobserwowałam żadnej przemiany, co łączy się z faktem, że nie było niemalże żadnego bodźca, który mógłby takową zapoczątkować. Nie można powiedzieć, że postaci statyczne są jednoznacznie złe i każdą powinno się dynamizować, ponieważ byłoby to wyjątkowo ciężkie zadanie. Z reguły jednakże to bohaterowie drugoplanowi są tymi niezmiennymi, a u pierwszoplanowych zachodzi jakaś przemiana. Tutaj postaci są zdecydowanie elementem centralnym, fabuła jest zepchnięta na dalszy tor, zatem powinny choć minimalnie się rozwijać. Niekoniecznie drastycznie, ale jednak ponad trzydzieści rozdziałów to już materiał na choćby minimalne zmiany u któregoś z bohaterów. Miejsce na jakąś głębszą refleksję, przewartościowanie priorytetów.

Dobrym kandydatem do wdrożenia przemiany byłby, moim zdaniem, Dymitr. Z beztroskiego hulaki mógłby wejść w rolę bardziej ustatkowanego mężczyzny. Mamy tego jakieś zalążki, ale proponowałabym to bardziej wyeksponować, lepiej zaznaczyć cały proces, który rozgrywa się na przestrzeni powieści, na oczach czytelnika. Pod koniec czytania dotarłam również do momentu powrotu z pola bitwy — to jest olbrzymi potencjał wprowadzenia dynamizmu do życia wszystkich bohaterów. Liczę, że nie zostanie zmarnowany!

Kolejną cechą wspólną protagonistów był młody wiek. Irina i Ksenia miały, zdaje się, po osiemnaście-dziewiętnaście lat, chłopcy byli niewiele starsi. Wykreowanie ciekawej postaci młodej osoby stanowi cięższe wyzwanie niż stworzenie dorosłego. Im starsza postać, tym większy ma ze sobą bagaż doświadczeń, które pozwalają autorowi lawirować pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami z ich życia, wykorzystywać je. W tym przypadku nie postarzyłabym postaci, ponieważ to historia typowo o miłostkach młodych osób, ale mam wrażenie, że brakło im charakteru. Efekt pogłębił fakt, że wszystkie pochodziły z tej samej warstwy społecznej, zostały wychowane w duchu podobnych tradycji i standardów, co jeszcze bardziej je do siebie nawzajem upodabniało. Owszem, były pojedyncze cechy indywidualne, ale nie sprawiały, że różnił się ich sposób myślenia.

Cechy indywidualne zresztą były w tym przypadku dość płytko osadzone, co dawało wrażenie jednowymiarowości bohaterów. Odniosłam wrażenie, że każdy miał przypisany swój „tagline", myśl przewodnią, którą dostosowywał do sytuacji. Dla Siergieja było to „uwłaszczenie chłopów", dla Iriny „chcę rozmawiać o polityce, nie sukienkach", dla Dymitra „będę balował do rana". Hasła były niezłe, ale wykonanie gorsze. Zamykanie charakteru postaci w takiej jednej myśli przewodniej może się łatwo skończyć jego spłaszczeniem i tak było też tym razem. Ludzie są dużo bardziej skomplikowani. Osobiście kreując swoich bohaterów, lubię kierować się psychologiczną teorią, którą pozwolę sobie tutaj w dużym skrócie i uproszczeniu wyłożyć.

Otóż w życiu przyjmujemy wiele ról — jedna osoba jest, dla przykładu, jednocześnie matką, żoną, przyjaciółką, współpracownicą, czyjąś córką. Każda rola wymaga od nas odrobinę innego zestawu cech, innego podejścia, a wszystkie one są spięte klamrą osobowości. Role się wzajemnie przenikają, ale zależnie od kontekstu sytuacyjnego wyciszamy bądź eksponujemy pewne cechy. Mamy również odmienne doświadczenia, które nas kształtują, a na dokładkę we wszystko zamieszane są geny. Świadomość tego pomaga stworzyć kompleksową, unikalną postać.

W tym przypadku odniosłam wrażenie, że wszystko było za mało przemyślane, złożoność postaci została za mało podkreślona. Oczywiście można to częściowo przypisywać oficjalnemu charakterowi wielu, nawet zażyłych, relacji w tamtych czasach, które prowadziły do swoistej unifikacji, ale to nie do końca usprawiedliwienie.

Powołując się na wspomnianą wcześniej „Zbrodnię i karę", można to bardzo klarownie wykazać. W relacji z Porfirym Raskolnikow jest przebiegły, nieufny, nieustannie wszystko analizuje; gdy przychodzi do matki i siostry, zamienia się w czułego syna i brata, oddanego i ceniącego ponad wszystko ich dobro, starającego się kryć swoje cierpienie, żeby ich nie dręczyć; spowiadając się Soni ze swoich grzechów, Rodion jest zagubiony, sam nie wie, czego od niej oczekuje. To podręcznikowy przykład tego, jak zależnie od społecznego kontekstu przyjmujemy różne role.

Nie dziwne zresztą, bądź co bądź Dostojewski był wybitnym pisarzem, jeśli patrzymy na jego twórczość pod kątem analizy psychologicznej. Znany polski psycholog, Kazimierz Obuchowski, badacz psychologii osobowości, w bodajże zbiorze esejów „W poszukiwaniu właściwości człowieka" porównał teorie Freuda do postaci wykreowanych przez Fiodora Dostojewskiego, które idealnie odzwierciedlali.

Nie twierdzę, że trzeba, niczym Dostojewski, zaczytywać się w dorobku naukowym Freuda i wdrażać jego teorie jeden do jednego, kreując swoje postaci, ponieważ mogłoby to wyjść karykaturalnie (szczególnie że Zygmunt Freud, choć był pionierem w wielu kwestiach i stworzył podwaliny pod dzisiejszą psychologię, jest mocno krytykowany w tym środowisku), lecz trzeba pamiętać, że człowieka charakteryzuje nie tylko jego chwytliwy „tagline". Trzeba znaleźć złoty środek w kreacji.

U postaci AnOld-FashionedGal obserwuje się także niekiedy pewną nieadekwatną infantylność, momentami aż przerysowaną, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że bohaterowie są już młodymi dorosłymi.

Pierwsze skrzypce gra w opowieści Irina Wołkońska, która przedstawiana jest jako inteligentna, obojętna na typowo damskie sprawy, szlachetnie urodzona panna. Jej głównymi zainteresowaniami są polityka, historia i nauki ścisłe. Jakkolwiek to pierwsze dość często jest mniej lub bardziej zgrabnie eksponowane, drugie niejako się z tym łączy, tak o ostatniej gałęzi jej zainteresowań dowiadujemy się w piątym rozdziale i już do tego nie wracamy.

Bardzo zraziła mnie w postaci Iriny naiwność w sferze uczuciowej w zestawieniu z tym, że bohaterka jest nam przedstawiana jako inteligentna. Wołkońska niezmiennie nie potrafi zinterpretować sygnałów wysyłanych jej przez Dymitra, choć je dostrzega. Nie odnajduje powodów jego zachowania, co kłóci się z jej wizerunkiem spostrzegawczej osoby. Spotykamy w literaturze przykłady postaci wybitnych, choć niezainteresowanych romansami, lecz zwykle są one w stanie zinterpretować oczywiste sugestie, tudzież po prostu się nimi nie przejmują i nie zastanawiają się nad ich znaczeniem (chociażby Sherlock Holmes czy Ochocki z „Lalki"). Również swoista pogarda Iriny dla wszystkiego, co jest typowo damskie, niezbyt mi się podobała, przypominała mi trochę bunt małej dziewczynki, która nie chce być taka sama jak wszystkie, ale to czysto subiektywne odczucie. Postać oczywiście mogła mieć taki charakter i od technicznej strony wszystko jest w porządku, to po prostu schemacik, za którym personalnie niezbyt przepadam. Może przyczynił się do tego też po części wybiórczy charakter postępowości Iriny, który, poza politycznymi zainteresowaniami i odrzuceniem typowych tematów salonowych rozmów, nie był nigdzie wyraźniej manifestowany.

Irina Wołkońska zdaje się też mieć duże braki w kwestii samooceny i akceptacji swojego wyglądu, ponieważ w odpowiedzi na wszelkie komplementy dotyczące jej fizjonomii rodzi się w jej głowie myśl: „oj, wcale nie jestem przecież ładna". Można było ciekawie tę kwestię poruszyć od strony psychologicznej i jakoś wykorzystać, mogła to być właśnie ta cegiełka, która doda dziewczynie wielowymiarowego charakteru. W narracji otrzymujemy dość neutralny obraz Iriny — z jednej strony Piotr, który ma ją za nijaką, z drugiej Dymitr, któremu jawi się ona jako anioł. I rzeczywiście, piękno jest bardzo relatywnym pojęciem, każdy postrzega je inaczej, dlatego umiejętnie przedstawiony wątek kompleksów na punkcie wyglądu mógł być bardzo atrakcyjny. Nie chciałabym się też sugerować nadto zdjęciami wykorzystanymi do promocji historii, ale Amanda Seyfried jest naprawdę śliczna.

Pośród postaci definitywnie moje serce skradł Siergiej Lwow. Był on tą namiastką złożoności postaci, o której wspominałam wcześniej. To, jak zmieniał się przy rodzinie, było naprawdę ujmujące, a codzienne chmurne usposobienie również pokazano całkiem nieźle. Bez dwóch zdań jego obecność była wielką zaletą tej historii i należał do lepiej skonstruowanych charakterów.

W oczy rzucili mi się również bliźniacy, bracia Iriny, do złudzenia przypominający braci Weasleyów z „Harry'ego Pottera", brakowało im tylko rudych włosów i piegów! Ich udział w niektórych scenach dodawał komediowego aspektu.

Spośród bohaterów wyróżnił się również Eugeniusz, którego wątków mogłabym poczytać więcej, bo zdawał się intrygującą postacią, mimo że zawiódł mnie w niektórych kwestiach. Po pierwszej scenie z jego udziałem spodziewałam się gorszego podejścia do kobiet, lecz, jak się okazało, żywił uprzedzenie jedynie wobec Larysy, nie ogółu płci przeciwnej. Do tej pory ciężko mi zdecydować, czy wolałabym urozmaicenie w postaci negatywnej cechy, czy obecną wersję. Niemniej Eugeniusza Jarmuzowa mi w ogóle historii zabrakło.

Na miejscu AnOld-FashionedGal rozwinęłabym też trochę bardziej wątek ojca Siergieja. W ostatnich rozdziałach został ten brak niejako nadrobiony, ponieważ poznajemy go z perspektywy jego drugiej żony. Liczę, że ten wątek jeszcze kiedyś powróci i poznamy pełen kontekst sytuacji rodzinnej Lwowów. Chętnie popatrzyłabym też na sceny z udziałem Wiery, jestem ciekawa reszty historii, jaka za nią stoi.


IV. RELACJE

Jak już było wspomniane — przyjaźnie to jedna z najmocniejszych stron historii „Pod rosyjską gruszą". Są urocze interakcje, ciekawe rozmowy, zabawne sytuacje, jest zaufanie i wzajemna troska. Mniej podobały mi się wątki romantyczne, a powinno być na odwrót, ponieważ opowiadanie opatrzone jest tagiem „romans".

Miłość Dymitra i Iriny zaczęła się obiecująco. Podobało mi się, że nie dogadywali się dobrze od pierwszego słowa i pojawiały się drobne zgrzyty. Irinie nie odpowiadało, że Dymitr chce zdobywać ją jak każdą inną dziewczynę — salonową gadką — a o polityce wie tyle, co nic. Definitywnie na plus, choć trochę mnie zastanowiło to, że Gruszecki jest zupełnie zielony, jeśli chodzi o politykę, w końcu był żołnierzem. Ówczesna sytuacja była dość mocno związana z konfliktami zbrojnymi — czy to przeszłymi, czy to trwającymi, czy to tymi, które były dopiero przewidywane. Niemniej poznawszy beztroską naturę chłopaka bliżej, byłam bardziej skłonna uwierzyć, że niewiele rozumie w politycznej materii.

Później niestety zgrzyty między zakochanymi niemal się nie zdarzały i wszystko szło stosunkowo gładko. Relacja rozwijała się powoli, poprawnie, lecz po wątku przewodnim oczekiwałam więcej.

Widmem mającym dodać ich miłości dreszczyku i niepewności miał być Eugeniusz, który również starał się o względy Iriny. Jakkolwiek postać Jarmuzowa była niezła i mógł stanowić poważną konkurencję, to było go zwyczajnie za mało, aby poczuć zagrożenie z jego strony. Owszem, Dymitr martwi się nim przez jakiś czas, ale Eugeniusz został relatywnie szybko odsunięty od Wołkońskiej. Wracamy tutaj do problemu, o którym pisałam już wcześniej — problem znika, zanim postaci rzeczywiście zdążą się w niego zaangażować. Myślę, że gdyby pozwolić Irinie i Jarmuzowowi wejść na wyższy poziom relacji, Gruszecki i kibicujący mu czytelnicy mieliby większe powody do obaw.

Drugim głównym wątkiem miłosnym jest związek Siergieja i Kseni, który jest karykaturą relacji love-hate. Mam wrażenie, że gdzieś w komentarzach sama autorka wspomniała, że miał być to właśnie taki typ znajomości, ale jakkolwiek elementów love można się dopatrzyć, tak hate stoi na dość miernym poziomie. Ich konflikty były raczej efektem drobnych spięć, tudzież humorków, nie nienawiści. Takie utarczki są na porządku dziennym wielu relacji i nikt nie patrzy na nie jako na love-hate. Do nienawiści potrzebna jest krzywda, rozbieżne interesy czy głęboko zakorzeniona wzajemna niechęć, tutaj jedyną większą winą mogło być to, że Ksenia wyśmiała poglądy Siergieja, co go uraziło. Niemniej nie był to według mnie grunt pod nienawiść i nie zostało to tak pokazane w opowieści.

Czy ci dwoje dobrze się dogadywali? Z początku zdecydowanie nie, ale nie nazwałabym tego nienawiścią.

Ich konflikty były zresztą w moim odczuciu bardzo mocno przerysowane i zinfantylizowane, jakby ciągnięte na siłę, żeby nie było, że jest tak kolorowo. Autorka niby chciała, żeby między nimi początkowo nie zaskoczyło, ale nie miała na tyle odwagi, aby postawić ich w stanowczej opozycji. Cały czas grali do jednej bramki, po prostu średnio się dogadywali.

Ich relacja była jednakże gruntem pod wiele zabawnych scen — otoczenie próbowało ich wbrew ich woli zeswatać, co było momentami urocze.

Przyjaźnie między głównymi bohaterami zostały już wcześniej omówione — choć proste, to miały świetne podstawy i były źródłem mnóstwa genialnych scen. Dymitr i Siergiej to pomimo kontrastów przebojowy duet. Prostoduszność i beztroska Dymitra w połączeniu z pesymizmem i zdawkowością Lwowa zostały świetnie zrealizowane, a między dziewczynami widać to siostrzane porozumienie.

Inną przyjaźnią, na którą chciałam zwrócić uwagę, jest relacja Aleksandra i Eugeniusza. Czytanie, jak Jarmuzow martwi się o przyjaciela, próbuje go odwieść od małżeństwa ze swoją siostrą czy czuje się przez niego opuszczony, były tym, co dodało tej postaci autentyczności. Eugeniusz nie grał w historii jedynie roli pieska uganiającego się za Iriną, ale miał też dookoła innych. Dodatkowym smaczkiem była jego znajomość z Claire, bardzo podobał mi się ten wątek.


V. POLITYKA

Wśród głównych postaci polityką wykazują zainteresowanie Irina i Siergiej. Dymitr i Ksenia raczej nie manifestują żadnych konkretnych poglądów.

Choć w teorii na wątek polityczny był położony duży nacisk, to został on potraktowany bardzo płytko. Nie wiem, jaką rolę odegrał tak właściwie w całej historii, mogłoby go w gruncie rzeczy nie być i niewiele by się zmieniło. Choć Siergiej zdaje się żyć tylko dla swojej idei, to jest to jedynie pozorne. Powtarza na okrągło slogan „uwłaszczenie chłopów", ale nie idzie to w parze z żadnymi innymi poglądami, choć ta kwestia nie była oderwana od całości sytuacji politycznej.

Orientacja polityczna Iriny ma się jeszcze mniej wyraźnie. Odniosłam wrażenie, że rzuca tylko hasłami zbudowanymi na schemacie: „jakieś wydarzenie — to fajnie / niefajnie, że tak się stało". Nigdy nie zaobserwowałam, żeby weszła w głębszy, bardziej skomplikowany dialog czy uzasadniała szeroko swoje przekonania, odwołując się do ogólnego obrazu sceny politycznej. Z tego powodu motyw jej zainteresowania mógł być lepszy.

Jedną z najbardziej politycznych wypowiedzi Iriny była chyba ta o rozbiorach w rozmowie z Jarmuzowem i niestety znów sprowadziła się do „niby niefajnie, bo nieładnie kogoś ograbiać, a z drugiej strony ok, bo nie umieli się obronić" i na tym kończymy. Tymczasem rozmowę można było pociągnąć dalej, pokazać zaangażowanie obojga i wymianę opinii — porozmawiać o tym, jakie korzyści dla rosyjskiej gospodarki może to przynieść, jakie zagrożenia za sobą niesie, wymienić się poglądami na sposoby uciszenia niezadowolonej części Polaków, zastanowić się, jakie projekty mogą zostać zrealizowane i wiele, wiele innych kwestii.

Polityka to nie tylko „fajnie / niefajnie" i trzeba o tym pamiętać, kiedy chcemy uczynić wątek polityczny jednym z ważniejszych. Pokaż, że postaci są naprawdę zaangażowane i nie tylko śledzą sytuację, ale są w stanie ocenić ją z wielu perspektyw, wysnuć jakieś wnioski bądź opowiedzieć się za jakimś poglądem. Polityka to również nieraz emocje, głębokie, zinternalizowane przekonania, teorie i spekulacje, krytyka, myślenie o przyszłości.


VI. WARSTWA HISTORYCZNA

Oceniając fikcję historyczną, musimy pamiętać, że nie oceniamy podręcznika do historii. Nie szukałam zatem z lupą najdrobniejszej nieprawidłowości (choć wyłowiłam kilka nieścisłości, o których dalej), AnOld-FashionedGal dobrze oddała realia epoki, zachowała najważniejsze wydarzenia, a nawet uraczyła czytelników licznymi smaczkami. Nawet jeśli jakieś malutkie szczegóły by zgrzytały, było to w pełni do wybaczenia (choć oczywiście stosownie byłoby to poprawić, gdyby ktoś coś wychwycił).

Klimat dziewiętnastowiecznego Imperium Rosyjskiego został bardzo porządnie zrealizowany, nie mam nic pod tym względem do zarzucenia. Postaci wpasowują się w ówczesne normy, poziom rozwoju technologii jest stosowny, etykieta i tradycje zachowane. Bardzo miło zaskoczyły mnie takie smaczki jak między innymi koronki z Brugii. Zdaje mi się, że z czasem było tych smaczków coraz mniej, ale możliwe, że po prostu przestałam zwracać na nie aż tak dużą uwagę. Tak czy inaczej, był to niewątpliwy plus.

Momentami, szczególnie na początku, miałam wrażenie, że postaci rozmawiają hasłami podręcznikowymi. Nawiązania do historii czy polityki wybrzmiewały w moim odczuciu dość sztucznie, jakby bohaterowie mówili na siłę z wyuczonej na pamięć formułki. Z czasem pojawiła się większa naturalność, więc to kolejna poprawa.

Na uwagę zasługują również dialogi, które dobrze oddają sposób wypowiedzi ludzi żyjących w dziewiętnastowiecznej rzeczywistości. Same relacje są poprawnie poprowadzone od strony formalnej. Historyczne tło to bez wątpienia mocna strona „Pod rosyjską gruszą".

Oczekiwałam więcej po wątku militarnym i wojennym. Obaj główni bohaterowie, Dymitr i Siergiej, należą do armii, co daje ciekawe możliwości. Można byłoby pokazać chociażby nastroje panujące w szeregach, co pomogłoby zagęścić napiętą atmosferę towarzyszącą zbliżającej się wojnie, której w opowieści niemalże nie było czuć. Umieszczenie protagonistów na tle kompanów dałoby też czytelnikowi nową perspektywę. Dymitr nie byłby tylko hulaką z dobrego domu, zobaczylibyśmy, jak sobie radzi w innych warunkach. Ciekawie byłoby też pokazać relacje obu chłopaków z ich towarzyszami. Wszystkie takie drobnostki pomagają rozbudowywać postaci i dodają historii klimatu. Warto byłoby to według mnie przemyśleć w przyszłości i rozważyć takie sceny.

Wątek właściwej bitwy sprowadził się do jednego rozdziału, co było dla mnie wielkim rozczarowaniem, bo to szeroki temat, który daje nieograniczone możliwości. Rozumiem, że nie jest to opowiadanie typowo wojenne, ale z drugiej strony nie trzeba byłoby od razu obejmować całego konfliktu, a pomyśleć nad choćby kilkoma scenami, które mogą pomóc w rozwoju bohaterów i dać podłoże pod zmiany w ich charakterze.

Przebitka z Dymitrem na polu bitwy mi się spodobała — czuć było jego szok i dezorientację. To świetnie skonstruowana scena, która pokazuje, że autorka wie, jak się do tego zabrać. Szkoda, że nie było więcej relacji z bitwy i momentów bezpośrednio przed nią.

Pośród nieścisłości, których dopatrzyłam się w całej historii, była „Sonata księżycowa" Beethovena, która w tamtych czasach nosiła jeszcze tytuł „Sonata quasi una fantasia". Nazywanie jej tytułem, pod którym obecnie jest znana, zapoczątkował dopiero Ludwig Rellstab w 1832 roku. Określenie padło w narracji, nie dialogu między postaciami, więc pozostawiam tę informację bardziej w ramach ciekawostki.

Zdziwiło mnie oburzenie Siergieja, który zasugerował w rozdziale szesnastym, że panny z dobrych domów nie potrafią szyć. Tymczasem takie zajęcia jak szycie, robótki ręczne, rękodzieło czy hafty były bardzo popularne wśród dobrze urodzonych.

Klementyna Hoffmanowa tak pisała o wykształceniu panien w „Pamiątce po dobrej matce":

„Życie domowe jest to zawód cały, jaki Wszechmocny przeznaczył kobiecie; szczęście ciche i spokojne, jedyny cel, do którego dążyć powinna. Nie wypada jej oddawać się zupełnie światu, naukom; u każdej igła pierwsze miejsce mieć powinna przed piórem i pędzlem [ ... ]".

"Cóż więcej zachwyca w dobrze urządzonym domu, jak młoda i wesoła jego gospodyni, czynna bez ustanku? Z upodobaniem patrzymy na nią. Nad wszystkiem czuwa baczne jej oko. Duszą jest całego domu, wzorem dla sąsiadów i służących, rozkoszą męża, ozdobą rodziny swojej, Bogu i ludziom się podoba".


VII. PODSUMOWANIE

Patrząc przez pryzmat standardów Wattpada, "Pod rosyjską gruszą" plasuje się bardzo wysoko. Widać, że autorka nie pisze od wczoraj, warsztat zasługuje na solidną czwórkę z plusem, kuleje jedynie opisywanie dynamiczniejszych scen, lecz te stanowią mniejszość.

AnOld-FashionedGal nie porwała się z motyką na słońce — zna realia, w których osadziła swoją historię, potrafi dodać do narracji wiele ciekawostek i wie, jak przedstawić postaci.

Wątek polityczny został dość słabo zrealizowany, brak mu tego szerszego, kompleksowego spojrzenia. Proponowałabym też dopracować postaci, które choć są przesympatyczne, to ich konstrukcja mogłaby być lepsza. Autorka również genialnie przedstawia przyjaźnie, choć z miłością i intrygami fabularnymi trochę gorzej.

"Pod rosyjską gruszą" to przyjemne czytadło, przy którym można się uśmiechnąć, poobserwować sympatycznych bohaterów i ich interakcje, lecz przed autorką jeszcze sporo pracy przy dopieszczaniu wszystkich wątków. Choć moja recenzja może momentami wydawać się surowa, to jest tak, ponieważ widzę, że AnOld-FashionedGal stać na dużo więcej i dopiero rozwija skrzydła, aby w przyszłości zaskoczyć nas wybitnymi tekstami.

Pod względem poprawności językowej nie mam wiele do zarzucenia. Zdarzyły się drobne błędy, ale to odosobnione przypadki, które nie wpływają na jakość odbioru tekstu. Jakieś pojedyncze przecinki czy powtórzenia, nic wielkiego, każdemu zdarza się przegapić.

Recenzja stała się też bezwiednie swego rodzaju polecajką, ponieważ wszystkie tytuły i nazwiska, które przytoczyłam, z całego serca wam polecam. W momencie pisania przeze mnie recenzji wiele osób jest skazanych na pozostanie w domu z powodu wirusa, więc może akurat  ktoś znajdzie tutaj coś, co pomoże mu zabić czas.

Życzę autorce powodzenia w doszlifowywaniu umiejętności i rozwoju pracy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top