Dream of Power/VaeVia

Tytuł: Dream Of Power
Autor: Lotthiaa

Cóż, nadszedł czas i na mnie, podjęłam się recenzji opowiadania „Dream Of Power" autorstwa Lotthiaa. Praca kategorii fantasy w momencie, kiedy skończyłam ją czytać, liczyła czterdzieści pięć części. Przyznaję, że ta ilość oraz fakt, iż jest to opowiadanie nieskończone, mnie... zaskoczyły? Ci, którzy wcześniej czytali moje recenzje wiedzą, że mój ulubiony typ opowiadań, to te średniej długości, ale z przyjemnością muszę przyznać, że wcale nie odczułam w DOP znużenia, które zazwyczaj mi towarzyszy przy takich tekstach. Praca Lotthii jest przyjemna w czytaniu, może nie dla fanów lekkiego pióra, ale zdecydowanie bardzo dobra i warta uwagi. Jest przeznaczona — zdecydowanie — dla miłośników nietuzinkowych, nieschematycznych i wymagających główkowania opowieści.

Opis w wykonaniu autorki wyszedł świetnie. Jest rzeczowy i na temat, osobiście nie lubię tajemniczych opisów, po których nie wiem, czy opowiadanie mnie zaciekawi, czy raczej będę chciała rzucić je w cholerę. Co więc czeka na nas w środku?

Prolog, który jeszcze bardziej przybliża nam postać głównej bohaterki. Skraca nam trochę historii państwa i polityki. Jak dla mnie jest w porządku, podobnie jak opis, rzeczowy i na temat, dosyć krótki w porównaniu do reszty rozdziałów.

Dream Of Power wydaje mi się teraz bardzo trafnym tytułem, ponieważ Elena Amherst, odkąd skończyła siedemnaście lat i rozpoczęła swoje rządy, mogła sobie tylko pomarzyć o całkowitej władzy. Cały czas ktoś jej przeszkadzał i próbował nią manipulować.

Opowiadanie w skrócie jest o dążeniu Eleny do pełni władzy i polepszeniu tragicznej sytuacji w Mandaville. Głód, ubóstwo i złodzieje mnożyli się w jej państwie jak karaluchy; młoda magnatka próbowała uratować sytuację i przyznaję — pomysły były dobre.

DOP jest pracą ściśle związaną z polityką, co na początku powodowało u mnie niepewność — w końcu w takim temacie niezmiernie łatwo jest się pogubić. Lotthiaa poradziła sobie z tym śpiewająco, jej dbałość o szczegóły i jednoczesne niezanudzanie wywołało u mnie bardzo pozytywne odczucia. Opodatkowanie kościoła i otworzenie szkoły publicznej — świetna inicjatywa, która pokazała mi, że autorka pilnuje, aby wszystko miało ręce i nogi oraz żeby wątki łączyły się w jedną całość.

Wydarzenia następują powoli, autorka bez pośpiechu i z dokładnością wkracza w kolejne wątki. W środowisku Eleny jest pełno zdrajców i morderców, ma wielu wrogów ze względu na swoje odmienne poglądy i politykę prowadzoną w państwie. Zadarła nie tylko z Kościołem, ale i z wrogim jej państwem — Blackevil. Ma pełno zmartwień, a za jej plecami czai się tajemniczy Cień. Postać, że tak powiem, kluczowa, ale o bohaterach za chwilę.

Autorka przedstawia świat w czasie arystokracji, opisuje, jacy byli władcy, ich działaniapolityczne oraz niemożliwie dziwne dla współczesności patrzenie na świat i ludzi. Pokazuje ich niesprawiedliwość i niedbałość o biedniejszych poddanych, Elena zagrała świetnie, zyskując ich poparcie z uwagi na to, że poniekąd byli oni większością w państwie.

Akcja tak naprawdę rozkręca się po rozpoczęciu wojny z Blackevil. Podczas czytania przeżywałam kalejdoskop emocjonalny i rozdarcie, ale spokojnie mogę stwierdzić, iż to najciekawsza część całości!

Uwaga dla wrażliwszych czytelników, możecie znaleźć u Lotthii drastyczne sceny, szczególnie w wykonaniu Cienia!

Krótko mówiąc, oceniam fabułę na pięć z wielkim plusem. Bardzo podoba mi się pomysł, który nie jest może zbyt wymyślny, jednak autorka dodała do niego coś magicznego. Wątek dwóch kamieni, tajemnicze białe rrevr, wprowadzające do całości odrobinę typowej fantastyki. Poza tym Lotthiaa profesjonalnie podeszła do tematu, kamienie dostały swoją legendę, władcy otrzymali rodowe nazwiska i przodków, a świat przedstawiony rozmaite krainy, miasta i multum bohaterów. Autorka wykreowała również tajemniczą organizację, która brała przeróżnych rzezimieszków (tych zdolniejszych) z ulicy i szkoliła ich na najlepszych w swoim fachu. Mając to na myśli, mówię o tym, co akurat najlepiej im wychodziło — kradzieże, morderstwa, negocjacje...

No to nadszedł czas i na nich, bohaterowie Lotthii są bardzo dopracowani pod każdym względem. Różnią się od siebie wiekiem, inteligencją, charakterami, wyglądem... Są tak różni, że można sobie ich wyobrazić jako prawdziwych ludzi. Skupię się na tych postaciach, które pojawiały się najczęściej i które miały znaczący wpływ na świat przedstawiony.

Elena Amherst nasza główna bohaterka, bardzo młoda, z początku była niezwykle naiwna. Wiele razy zarzucano jej to, tak samo, jak i głupotę. Ja zobaczyłam w niej wojowniczkę, która, choć wychowana w luksusach i wielokrotnie rozpieszczona, postanowiła skupić się na biednych. Wykazała się, ogromną odwagą stawiając czoła, Kardynałowi. Pomimo jej wieku uważam, że była bardzo inteligentna, ale i wrażliwa. Mocno osamotniona, znalazła sympatię w swoim strażniku — Ivenelu. Elena to bardzo dobra dusza, ale zawzięta i twarda w momentach, które tego wymagały. Nie zawahała się wydać wyrok śmierci, wyjść na ulicę miasta do pospólstwa ani wyruszyć na wojnę.

Cień to tajemniczy skrytobójca. Zajmował się wymierzaniem sprawiedliwości wśród szlachty, w skrócie, mordowaniem. Jest nieugięty, nie przyjmuje do siebie żadnych argumentów.

Początkowo widziałam w nim infantylnego wariata, który chciał pobawić się w sędziego, ale dopiero podczas wojny zauważyłam w nim ludzkie cechy. Okazał się bardzo inteligentny, zawsze był o krok przed każdym, poza tym był dojrzały emocjonalnie, wszystko planował, rzekłabym, że był perfekcjonistą w swoich działaniach. Cień to bardzo skryta osoba, szczelnie zamykał swoje uczucia przed światem, uchodził za zimnego buca. Zyskał szacunek i podziw wśród biednych i bezdomnych poprzez swoje działania.

Ivenel osobisty strażnik Eleny, miał niezwykłe zdolności szermiercze. Był bardzo młody i nielubiany przez kapitana straży — Szubera. Odczułam sprzeczności w jego charakterze, co tylko bardziej go urzeczywistniło. Raz był narwany, raz nienagannie panował nad emocjami.

Jedna pewna rzecz w jego osobowości to zamiłowanie do dręczenia innych, nabijania się, sarkazmu, ale pomimo tych cech jakoś nie dało się go nie lubić. Był zabawną postacią, która rozpogadzała wszelkie sytuacje, dlatego też jego poświęcenie wobec Eleny mnie bardzo rozżaliło. Okazał się moją ulubioną postacią.

Szuber to kapitan straży na zamku Amherstów. Powiem szczerze, że na początku wydawał mi się być grubo po trzydziestce pod względem wieku. Był on bardzo poważną i inteligentnym człowiekiem. Chyba nigdy nie żartował, wzbudzał strach i podziw oraz z wielką lojalnością służył Elenie. Lubiłam go właśnie ze względu na tę lojalność i bohaterskiej cechy. Szuber był naprawdę wartościową i fajną postacią.

Allard, książę, który swoim charakterem zjednał sobie wiele czytelniczych przyjaciół, a przynajmniej mnie. Był bardzo sprawiedliwy, wrażliwy i przyjacielski. Miał taką wesołą aurę wokół siebie i dało się to odczuć nawet podczas czytania o nim.

Czerwona Królowa, osoba, która najbardziej działała mi na nerwy, choć to chyba nie trudne do przewidzenia. Rządziła państwem Blackevil, była okrutna, zła, złośliwa i wyrachowana. Nawet wobec swojego generała — Bascheta — była arogancka i kompletnie nieprofesjonalna, nieustannie godziła w jego godność i ambicje, naśmiewała się z niego. No po prostu kobieta zło!

Strona techniczna opowiadania również jest na wysokim poziomie. Tekst obfituje w ciekawe opisy i porównania, nie sposób też przejść obojętnie obok dokładnych scen walki, które może i miejscami pędzą, ale Lotthiaa nadrabia opisami. Zacytuję przykład, nad którym szczególnie się rozpłynęłam.

"Czerwona posoka trysnęła z rany, przystrajając twarz Tanara krwawymi piegami".

Jednak, uwaga, przyszedł czas na błędy. W treści znalazłam kilka literówek, które powytykałam w komentarzach, ale to, z czym autorka w szczególności ma problem to końcówki „ą" i „om". Wydaje mi się, iż wynika to z fobii przed tymi „om" po całej internetowej aferze z „tobom", „mnom" i tak dalej.

Jednak trzeba się tym poprawnie posługiwać. Końcówka „om" zazwyczaj występuje w liczbie mnogiej rzeczownika:

Ela postanowiła dać szansę tym kilku osobom.

Ela okazała się naprawdę fajną osobą.

Jednak jeśli nie jesteście czepliwi, to nie przeszkodzi wam to w czytaniu. DOP to bardzo wartościowa opowieść, bogata w zwroty akcji i wywołująca skrajne emocje.

To koniec mojego wywodu, z czystym sumieniem zapraszam was do przemarszu po Mandaville wraz z wojskiem Eleny Amherst.

VaeVia

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top