„Po drugiej stronie" | AleksaDyb

Dzisiaj na tapet bierzemy fanfik z uniwersum Harry'ego Pottera pod tytułem: „Po drugiej stronie" autorstwa Manson119.

Recenzja została napisana na podstawie dotychczas opublikowanych 21 rozdziałów.

Pierwsze wrażenia

Autorka zdecydowała się na polski tytuł książki, prosty do zapamiętania i nieprzekombinowany. Niewiele mówi on na sam początek, nie informuje też, że jest to fanfiction, jednakże tego można się domyślić na podstawie okładki.

Do samej grafiki mam jednak mieszane uczucia. Duże plusy za wyraźny i ładny napis, poza tym tło z mrocznym znakiem u góry jest bardzo klimatyczne, jednakże umiejscowienie postaci na pierwszym planie niezbyt mi się podobało. Po pierwsze osobiście nie lubię zdjęć bohaterów na okładkach, po drugie było wyraźnie widać, że są wklejeni, co zaburzało odbiór. Odniosłam przez to wrażenie, że znajduje się tam za dużo elementów. Wydaje mi się, że całość lepiej prezentowałaby się, gdyby autorka postawiła na minimalizm i umieściła tylko jeden element. Z drugiej jednak strony sam mroczny znak ma szansę niezbyt zdać egzamin, gdyż potencjalny czytelnik mógłby źle zinterpretować treść książki.

O opisie opowiadania szeroko się nie wypowiem, gdyż składa się on po prostu z fragmentów opinii innych osób na temat książki. Osobiście wolałabym normalny opis, lecz zgodzę się, że nie jest to zła taktyka, jako że wiele osób oceny bardziej zachęcają do przeczytania danego dzieła. Zwłaszcza że owe minirecenzje po części nakreślają, czego możemy się spodziewać po historii, dzięki czemu łatwiej nam zdecydować, czy pokrywa się ona z naszymi preferencjami i czy chcemy ją przeczytać.

Świat przedstawiony

Najbardziej lubię fanfiki z uniwersum Harry'ego, które posiadają wiele elementów zgodnych z książką, a „Po drugiej stronie" właśnie to mi zapewniło. Autorka stara się podążać jak najwierniej za oryginałem, jednocześnie dostarczając zupełnie nowych scen oczami Ślizgonów. Spojrzenie na piątą część serii z ich perspektywy było całkiem przyjemne. Ogromny plus także za to, że autorka skupiła się na tym, aby jak najdokładniej oddać ducha Hogwartu i magii. Opisy lekcji czy tego, jak Manson z Millicentą ślęczą nad książkami, dodają tej opowieści atmosfery. Charaktery postaci kanonicznych zostały odwzorowane w bardzo dobrym stopniu, a ci bohaterowie, którzy w serii byli zaledwie epizodyczni — jak Millicenta czy Nott — dostali więcej czasu antenowego.

Wątek transferu, czyli zmiany szkoły, nigdy nie pojawił się kanonicznie w serii, ale gdyby takie wydarzenie miało miejsce, jestem pewna, że mogłoby wyglądać bardzo podobnie do przeniesienia Manson z Dumrstrangu do Hogwartu. W wielu historiach fanowskich pojawiał się taki wątek jako zabieg służący wyłącznie do umieszczenia piętnasto- lub szesnastoletniej osoby jako nowej w Hogwarcie. Traktowano to jako coś, co nikogo nie dziwi, a dana osoba ot tak wchodziła do brytyjskiej szkoły magii z zupełnie innymi zasadami, językiem i kulturą (przy okazji nagle zapominając o swoim życiu w poprzedniej szkole), co absolutnie nie było realne i prowadziło do tego, że podobne wątki potrafiły odpychać. Tutaj autorka rozegrała sprawę bardzo rozważnie.

Zmiana szkoły w „Po drugiej stronie" jest ukazana jako sytuacja dosyć rzadka, więc słusznie wzbudza zdziwienie u innych bohaterów. Manson powoli dostosowuje się do nowych zasad, musi nadrabiać przedmioty, których w Durmstrangu nie było, uczy się szkolnych struktur i niepisanych reguł, które panują wśród uczniów hogwardzkich domów. Obecność piętnastolatki w gronie przestraszonych pierwszoroczniaków jest słusznie przez nich odebrana ze strachem i dezorientacją. Te wszystkie małe szczegóły składają się na bardziej skomplikowany i złożony proces, co stawia wątek zmiany placówki w bardziej realnym, przyjemniejszym do przyswojenia świetle.

Jeżeli mówimy o kreacji świata, w książce znalazły się dwa małe błędy z tym związane. W rozdziale „Ucieczka i życzenie" pojawia się fragment meczu quidditcha, gdzie opisano, jak Ślizgoni grają z Puchonami. Pojawia się informacja, iż przegrali dlatego, że Cho Chang złapała znicza. O ile faktycznie była ona szukającą, to należała do drużyny Ravenclaw, nie Hufflepuff. Jest to jednak drobny szczegół wynikający ze zwykłej ludzkiej pomyłki.

Drugim błędem było określanie Voldemorta przez uczniów „Czarnym Panem", co trochę mnie bodło, gdyż nazywali go tak tylko śmierciożercy. I o ile jestem w stanie uwierzyć, że Malfoy czy Nott przyjęli takie określenia od ojców śmierciożerców, o tyle to, że i Manson tak nazywa czarnoksiężnika, trochę mi nie pasuje.

Bohaterowie

Manson

Uważam, że Manson jest jedną z lepszych bohaterek fanfików z potterowego uniwersum. Przede wszystkim nie jest ona idealna ani aż do przesady utalentowana. Ma swoje mocne strony, jak bycie świetną z eliksirów czy smykałkę do latania, ale jednocześnie nie radzi sobie z transmutacją i żeby mieć dobre oceny, bardzo ciężko pracuje. To przyjemna odmiana od wszystkich postaci OC, które są perfekcyjne aż do bólu. Dodaje to realizmu i sprawia, że można bardziej utożsamić się z postacią, uwierzyć w jej egzystencję i mocniej kibicować. Spodobał mi się też jej stosunek do mugolaków i mugoli. Jest ona do nich dość uprzedzona przez poprzednią szkołę i sytuację z przeszłości, ale jednocześnie nie obraża ich na każdym kroku z wielką agresją, a obserwuje z boku, starając się wyrobić swoją opinię. Duży plus także za świetne opisanie jej relacji z ojcem. Rzadko kiedy rodzice w opowiadaniach z tego uniwersum grali jakąś rolę, a jeśli już, to byli raczej kreowani na czarnych charakterów. Bardzo się więc ucieszyłam, że ojciec bohaterki pojawia się dosyć często i łączy go z nią mocna więź.

Polubiłam również charakter Manson. Da się z nią sympatyzować i związać, szybko zaczęłam jej kibicować oraz współczuć. Została wykreowana w sposób naturalny, a jej charakter nie jest irytujący czy odpychający, a odpowiednio wyważony. Manson nie jest przesadnie altruistyczna, ale nie jest też czystym złem, jest pośrodku. Ma dobre i złe cechy: są momenty lepsze, kiedy pomaga Harry'emu i Gwardii, i te gorsze, kiedy boi się opinii innych, więc trzyma się ze Ślizgonami, mimo że brzydzi się większości ich działań.

Millicenta

Bardzo podoba mi się to, że panna Bulstrode dostała więcej czasu i została jedną z głównych postaci w opowiadaniu. Jako że mało o niej wiadomo z oryginalnej serii, autorka tak naprawdę wykreowała na jej podstawie własną postać. Millicenta, tak jak jej przyjaciółka Manson, nie jest czarno-biała, a raczej wpada w odcienie szarości. Jest opiekuńcza w stosunku do ludzi, na których jej zależy, dosyć spokojna i nie zalicza się do Ślizgonów gnębiących wszystkich na każdym kroku. Nie akceptuje jednak mugolaków i mugoli, a gdy tylko pojawia się okazja, dołącza do Brygady Inkwizycyjnej czy wyśmiewa Rona na jego pierwszym meczu Quidditcha. Niejednoznaczność w jej kreacji była, moim zdaniem, bardzo dobrym krokiem.

Draco

Draco Malfoy to, tuż obok Manson, druga najlepiej napisana postać. Jego charakter jest prawie idealnie odwzorowany, a jednocześnie autorka dodała coś od siebie. Im więcej rozdziałów było za mną, tym bardziej widziałam, jak bardzo jest on zagubiony i uwięziony w ideach, w których duchu był wychowywany. Bardzo dobrze zostało to ukazane w sytuacjach, kiedy nagle przełączał się z wrednego, zadufanego nastolatka w osobę wrażliwą, mającą uczucia. Dało się zauważyć, że Malfoy po prostu boi się okazywać emocje, być wrażliwym. Tworzy wokół siebie bańkę, nie dopuszczając nikogo bliżej i odpychając od siebie frustrację oraz problemy za pomocą władzy i wyższości, co było mu zapewne wpajane od lat przez ojca.

Jego relacja z Manson jest prowadzona bardzo dobrze, nie za szybko, nie za wolno; w taki sposób, że gdy już byłam pewna, w jakim ostatecznie kierunku to pójdzie, nagle pojawiało się coś, co chwiało tym przekonaniem. Ich znajomość była burzliwa oraz skomplikowana, pełna zabawnych docinków, które z przyjemnością czytałam, ale również dziwnej, pokręconej troski wynikającej z ciężkiego charakteru oraz doświadczeń obu postaci.

Jedynym, co mi się w Draco nie spodobało w całym opowiadaniu, był moment, kiedy to młody Malfoy pomaga małej dziewczynce naprawić laurkę mającą być prezentem dla jej kolegi. W poprzednich sytuacjach nawet kiedy Ślizgon miał momenty dobroci, nie tracił swojej sarkastyczno-aroganckiej maniery i sposobu bycia. W tej scenie diametralnie się zmienił, był aż zbyt miły, nawet jak na swoją kreację w tym fanfiku. Biorąc pod uwagę, z jaką szczegółowością autorka odwzorowuje kanon oraz to, jak budowała postać Draco przez poprzednie rozdziały, ta scena wydała mi się bardzo kiepska, napisana na siłę, żeby jak najszybciej pokazać, że Malfoy ma dobre serce.

Nott

Theodor Nott, choć dopiero w późniejszej części, to podobnie jak Millicenta, został jedną z ważniejszych postaci. O nim akurat nie wypowiem się zbyt obszernie, ponieważ ta postać była mi obojętna i — w przeciwieństwie do reszty — dosyć jednowymiarowa oraz płaska. Nie wyróżniał się niczym konkretnym, nie miał w sobie głębi, a jego zachowania czy kroki były dosyć przewidywalne. Nie jest najgorszy, po prostu nie zapadł mi głęboko w pamięć.

Inni

Postaci kanoniczne zachowały swój charakter i kreacje. McGonagall jest surową, oziębłą, ale sprawiedliwą czarownicą, Hagrid to dalej dobroduszny wielkolud, Snape tak jak w kanonie jest zimny i zdystansowany, ale gotowy pomagać uczniom ze swojego domu, a Umbridge to Umbridge, tak samo wredna (choć miłą odmianą było pokazanie swego rodzaju matczynej troski w stosunku do głównej bohaterki). Golden Trio, choć nie pojawia się bardzo często, również zostało odwzorowane w jak najlepszy sposób. Także Luna, Neville czy Pansy Parkinson, mimo pojawiania się czysto epizodycznie, emanowali charakterystycznymi dla siebie rzeczami z kanonicznej serii.

Bohaterowie stworzeni przez autorkę także, mimo rzadkich występów, byli dobrze opisani. Ojciec Ślizgonki, jego relacja z córką i to, jak się nią opiekował, wzbudzały we mnie przyjemne odczucia. Nie wspominając już o świetnym Czupirku — wyjątkowym skrzacie, który poza przyjaźnią z rodziną Mansonów, charakteryzuje się niesamowicie bujną jak na skrzata domowego fryzurą. No i tu znowu pochwała, brawa dla autorki za świetne odwzorowanie zachowania tych stworzonek, gdyż Czupirek, jak i inne z jego gatunku, ma swój specyficzny styl bycia i mówienia.

Fabuła

Sama fabuła dzieli się na dwie części. Jedna to historia Manson, jej perypetii w szkole, relacji z Milicentą, Draco i innymi ślizgonami, rozterki na temat jej aktualnego życia, próba zrozumienia siebie oraz problemów związanych z demonami przeszłości i śmiercią młodszego brata. Druga, bardziej poboczna, to wątki główne z „Zakonu Feniksa", które — ku mojemu szczęściu — w fanfiku nie stanowią filaru wydarzeń, a bardziej kręcą się z boku jako owszem, coś ważnego, ale niebędącego głównym punktem historii.

Ogólnie fabuła przez większość czasu idzie spokojnym tempem, prezentując głównie rozmowy, relacje między Ślizgonami i naukę. Dopiero w późniejszych rozdziałach akcja zaczyna się zagęszczać. Pojawiają się dziwne koszmary, a jako czytelnicy odkrywamy, że Manson ma tajemnicę, która zostaje częściowo rozwiązana pod koniec. Ostatnie rozdziały, jako że idą zgodnie z książką, prezentują też większe używanie magii oraz pojedynki, ale mimo spokojnego charakteru poprzednich rozdziałów i tak czytało się to szybko i przyjemnie. Fabuła, mimo że nie jest jakaś niesamowicie odkrywcza, potrafiła bardzo wciągnąć i zaciekawić.

Strona techniczna

Strona techniczna książki jest naprawdę porządna. Dialogi są napisane w bardzo naturalny sposób, co sprawia, że z przyjemnością się je czyta. Nie brzmią sztucznie, jestem skłonna uwierzyć, że mogłyby się w takim uniwersum wydarzyć, co jest dużym plusem. Rozmowy między postaciami są jednymi z ważniejszych elementów dobrej opowieści, ponieważ to one w dużej mierze kreują charakter i relacje między bohaterami. Narracja została bardzo ładnie poprowadzona. Język jest zróżnicowany, a opisy obrazowe i stworzone tak, że czyta się je szybko i przyjemnie.

Mimo że historia jest napisana oczami bohaterki, nie drażniło mnie to. Wbrew pozorom pisanie w pierwszej osobie jest niekiedy cięższe niż pisanie w trzeciej. Mamy ograniczone spojrzenie na fabułę czy zachowanie i myśli innych osób. Musimy opisywać otoczenie, odwzorowując spojrzenie bohatera na świat, jednocześnie cały czas trzymając się jego charakteru. Autorka na całe szczęście podołała temu zadaniu, a czytanie historii oczami Manson pozostawiło we mnie pozytywne odczucia.

Jeżeli mówimy o błędach, to nie wyłapałam ich za dużo. Czasami zdarzają się potknięcia w zapisie dialogów, przecinki potrafią się zgubić, niekiedy także autorka mieszała czasy. Historia jest napisana z pierwszej osoby czasu przeszłego, a jednak niekiedy pojawiał się czas teraźniejszy.

Podsumowanie

Podsumowując, "Po drugiej stronie" to naprawdę kawał porządnego fanfika. Ma kilka dosyć odświeżających rozwiązań, jest napisany porządnie, czyta się go szybko i z przyjemnością, a postacie są na tyle dobrze napisane, że po prostu chce się śledzić ich perypetie.

Bardzo się cieszę, że autorka potrafiła stworzyć oddzielną, wciągającą historię jednocześnie zachowując zgodność z kanonem i prowadząc kanoniczny wątek gdzieś w tyle.

Książka ma wady, trochę błędów i przede wszystkim nie wszystkich może wciągnąć. Fabuła jest dosyć prosta, natomiast styl pisania autorki oraz wykreowane postaci potrafiły mi to skutecznie wynagrodzić, przez co przechodziłam przez kolejne rozdziały jak burza.

Korekta: szekspir_z_salem

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top