„Krew na Rękach" | white_foxiss
Autor: TarenPL
Tytuł: Krew na rękach
Gatunek: Kryminał/thriller
Ilość rozdziałów: 55 + prolog i epilog
Stan opowieści: zakończona
Nie będę ukrywać, że po książki kryminalne na Wattpadzie sięgam rzadko. Nie dlatego, że za nimi nie przepadam, wręcz przeciwnie. Sęk w tym, że znaleźć tutaj opowieść tego gatunku, w której nie ma porwanej dziewczyny zakochującej się w przystojnym porywaczu, jest niezwykle ciężko. Dlatego byłam bardzo ciekawa „Krwi na rękach", która zdawała się powiewem świeżości wśród kryminałów i thrillerów polskiego Wattpada.
Co ciekawe, tego typu opowieści kojarzą mi się ze świętami i okresem zaraz po nich — nie pytajcie dlaczego.
Okładka i opis
Choć w większości przypadków to właśnie okładka początkowo zwraca uwagę czytelników, przyznam szczerze, że sięgając po tę pozycję, nie zwróciłam na nią uwagi. Nie wywarła ona na mnie żadnego wrażenia. Ani pozytywnego, ani negatywnego. Jest na niej wszystko, co powinno się na okładce znaleźć: tytuł, autor i grafika tematycznie związana z książką. Bardzo podobała mi się czcionka, którą napisano pierwszy wyraz tytułu — jej zawiłe linie przywodzą na myśl lejącą się krew, a czerwony kolor potęguje ten efekt. Kolejna część napisu — mam wrażenie — nie wpasowuje się już tak idealnie w styl okładki. Jest zbyt jasna, ze zbyt nowoczesnym fontem. Zmiana tego elementu korzystnie wpłynęłaby na odbiór całości. Zdjęcie natomiast jest po prostu w porządku. Nawiązuje do tytułu, ale ani nie psuje grafiki, ani nie przykuwa uwagi.
Opis z kolei bardzo mi się podobał. Czytelnik może się z niego dowiedzieć, czego mniej więcej się spodziewać, sięgając po tę pozycję, a równocześnie nie zostaje mu zdradzone wiele informacji dotyczących fabuły. Mnie osobiście bardzo zaintrygował i sprawił, że miałam ochotę przeczytać całą książkę w jeden dzień tylko po to, aby poznać odpowiedzi na pytania w nim zawarte.
Fabuła (może zawierać nieliczne spoilery)
Książka jest dosyć długa (jakby nie patrzeć, to ponad 50 rozdziałów!), mimo to nie wydaje się nużąca. Wręcz przeciwnie, akcja dzieje się szybko (momentami aż nazbyt), a fabuła jest na tyle zawiła, że ciężko ją streścić.
Wydarzenia na początku obserwujemy z perspektywy niejakiego Petera. Jemu i drugiemu detektywowi zostaje przydzielone śledztwo w odległym od ich miejsca zamieszkania Salt Lake City. To właśnie wątek dochodzenia jest najsłabszą częścią historii.
Podczas śledztwa pojawia się kilka nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności. Dla przykładu — pierwszy lepszy chłopak z ulicy dokładnie pamięta zaginione przed dwoma miesiącami osoby. Salt Lake City ma 287 km2 i jest poniekąd miastem turystycznym. Na tak dużym terenie, w którego obrębie porusza się z pewnością mnóstwo przyjezdnych, szanse na zapamiętanie zobaczonych przelotnie dwa miesiące wcześniej osób są niezwykle małe. Tymczasem pierwszy, przypadkowo spotkany przez detektywów w nowym mieście człowiek opisuje ich z detalami. Innym zbiegiem okoliczności jest policjant, który dziwnym trafem zna obu głównych bohaterów. Gdy sprawa natomiast pozornie zostaje zamknięta, mężczyźni, nie skontaktowawszy się uprzednio z przełożonym, od razu wiedzą w szczegółach, jakie będą następstwa tego wydarzenia i jakie zadania na nich czekają. Może to tylko moje czepialstwo, ponieważ takie niedociągnięcia zdarzały się sporadycznie; nie wykluczam, że inni mogą na nie zupełnie nie zwrócić uwagi, ale mi to odrobinę przeszkadzało. Im dalej jednak, tym mniej takich naciąganych wątków się pojawiało, a wszystko zaczynało nabierać sensu i barw.
W trakcie zmienia się też charakter powieści. Z początku wydaje się ona typowym kryminałem, a główni bohaterowie zachowaniem przypominają postacie Mankella, Mroza czy Cobena. Z czasem opowieść przeobraża się w thriller — motywem przewodnim przestaje być poszukiwanie sprawcy morderstwa, a na pierwszy plan wysuwa się ucieczka przed nieznanym wrogiem i przeszłością bohaterów.
Równolegle do tej historii poznajemy drugą, dotyczącą niejakiego Dimy. W mojej ocenie właśnie to stanowi najciekawszy wątek „Krwi na rękach". Nie jest to co prawda spójna opowieść, a urywki wspomnień, lecz niezwykle intrygują one treścią i — o czym chciałabym teraz wspomnieć — stylem.
Styl i błędy
Nie będę ukrywać, że nie jestem największą fanką tego stylu. Już na początku zauważyłam, że często zbyt wiele dzieje się w jednym zdaniu, a wraz z kolejnymi rozdziałami problem ten nie znika. Nie znajdziemy tutaj praktycznie żadnych opisów, a jedynie czynności i niekiedy bardzo krótkie przemyślenia bohatera. Momentami mi to przeszkadzało, akcja działa się tak szybko, że kolejne wydarzenia nie wywoływały u mnie żadnych emocji.
Przez tempo akcji poszczególne części są bardzo krótkie, wręcz zbyt krótkie. Rozumiem, z czego może to wynikać — autor mógł częściej wstawiać rozdziały oraz nie musiał ograniczać się minimalną długością, jeśli chciał zastosować cliffhanger. Trzeba jednak pamiętać, że nie wpływa to korzystnie na komfort czytania i na dłuższą metę męczy. Niestety, Wattpad wprowadził reklamy, więc im krótsze są rozdziały, tym częściej ogłoszenia będą się pojawiać w trakcie czytania, wybijając z rytmu. Biorąc pod uwagę, że trafiamy na reklamy co, powiedzmy, 500 słów, ciężko w ogóle w rytm się wbić.
Dialogi natomiast wydają mi się dobrze napisane. Od czasu do czasu pojawiają się sformułowania, których lepiej unikać w wypowiedziach bohaterów czy które są po prostu niepoprawne, przykładowo „cśiii"; niekiedy wręcz całe zdania brzmiały jak coś, czego nie usłyszelibyśmy w normalnej rozmowie. Bohaterowie mają również tendencję do mówienia za dużo na raz i wpadania w monologi. Mimo to kwestie dialogowe się kleją i na ogół nie odbiegają mocno od sposobu, w jaki mówimy na co dzień.
Problemy, o których pisałam wyżej, praktycznie nie występują w rozdziałach dotyczących Dimy. Te części — mam wrażenie — są dużo lepiej dopracowane, trzymają czytelnika w niepewności i napięciu. Niewiedza potęguje poczucie grozy, a stopniowe dawkowanie informacji sprawia, że chce się czytać dalej.
Nie obyło się niestety bez błędów, choć przytłaczają one ilością głównie na początku, a w kolejnych rozdziałach jest ich już znacznie mniej. Często są to błędy nieuwagi, które łatwo dostrzec. Pierwsze rozdziały są przepełnione literówkami, brakiem przecinków lub ich nadmierną ilością i — co najgorsze — błędami ortograficznymi. Od pewnego momentu znikają i można odnieść wrażenie, że te fragmenty pisała zupełnie inna osoba. Warto pamiętać, że to właśnie pierwsze rozdziały mają znaczenie w podejmowaniu przez odbiorców decyzji dotyczącej tego, czy warto czytać dalej, dlatego to one najpilniej wymagają korekty. Równolegle do pisania tej książki autor bardzo się rozwinął, ale żeby zobaczyć, jak dobra ta historia okazuje się na końcu, trzeba przebrnąć przez początek, co jest na ten moment niezwykle trudne.
Bohaterowie
„Krew na rękach" raczej nie skupia się na bohaterach, a na tym, co ich spotyka; nie są oni charakterystyczni i nie mają wielu unikalnych cech. Da się to odczuć dotkliwie szczególnie na początku, gdy z trudnością przychodzi odróżnienie detektywów, których zachowanie i sposób wypowiadania się są identyczne.
Przez większość książki śledzimy perspektywę Petera, którego poznajemy jako detektywa lubiącego sobie czasem popić (już w pierwszej scenie budzi się z kacem). Mimo bardzo ostrych czasem słów padających z jego ust jest raczej dobrym człowiekiem, całkowicie poświęconym pracy, która nie jest dla niego jedynie źródłem zarobku, ale również pasją i — można powiedzieć — całym życiem.
Drugim detektywem, którego poznajemy na wstępie, jest Bulkowsky. W gruncie rzeczy można powiedzieć o nim dokładnie to samo, co o Peterze — również nie przebiera w słowach i lubi wypić, ale ma luźniejsze od współpracownika podejście do pracy.
Tak jak mówiłam, ci dwoje zachowują się praktycznie identycznie i gdy przebywają razem, ciężko odróżnić jednego od drugiego. Warto też wspomnieć, że na przestrzeni całej opowieści mało dowiadujemy się o ich przeszłości czy choćby obecnym życiu. Osobiście wolę, gdy książka rzuca szersze światło na bohaterów, ale w przypadku tego gatunku nie jest to aż tak konieczne i w dużym stopniu zależy od preferencji czytelnika.
Niezwykle ważną postacią jest też Dima, o którym już wcześniej wspominałam. Jest to równocześnie bohater najlepiej dopracowany. Poznajemy jego historię i jesteśmy w stanie wytłumaczyć sobie, dlaczego jest tym, kim jest; dlaczego postępuje w ten, a nie inny sposób. Ma charakter, którego proces kształtowania obserwujemy wraz z postępem akcji.
Historia nie zamyka się na tych trzech bohaterach, jest ich znacznie więcej i to na pewno zasługuje na duży plus. Autor nie boi się wplątywać w historię nowych postaci, nawet jeśli miałyby pojawić się tylko na chwilę. Nie ma się dzięki temu wrażenia, że na świecie istnieją tylko trzy osoby; wręcz przeciwnie, przewija się ich dosyć sporo, podobnie jak w życiu. Niestety dotyczy ich ten sam problem, co głównych bohaterów — wszyscy są do siebie zbyt podobni, aby zyskać ze strony czytelnika szczególną sympatię czy niechęć.
Podsumowując
W przypadku tej pozycji nie da się narzekać na zbyt mało akcji, bo ona jest nią przepełniona. Autor w każdym niemal zdaniu bombarduje nas nowymi wydarzeniami. Niestety, dzieje się to kosztem kreacji bohaterów oraz świata przedstawionego, a chwilami i budowania napięcia. Pierwsze „zwykłe" rozdziały odstraszają, ale te dotyczące Dimy, którymi są przeplatane, pomagają przez nie przebrnąć. Skłamałabym, mówiąc, że książka ta zupełnie mnie nie wciągnęła — ostatnie rozdziały czytałam z zapartym tchem. Moim zdaniem pozycja ta wymaga jeszcze sporo pracy, ale ma interesującą fabułę i niezwykły potencjał.
Korekta: szekspir_z_salem
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top