„Jak zdradzić faceta?" | SzefowaWiruLibra
Tytuł: Jak zdradzić faceta?
Autor: Floral007
Recenzja jest opracowana na podstawie prologu i czterech pierwszych rozdziałów.
To moja debiutancka opinia na łamach recenzowni WNTG. Na pierwszy ogień trafiło mi się opowiadanie „Jak zdradzić faceta?".
Wyjątkowo, zanim zacznę od okładki, to przyznam, że tytuł wydał mi się mocno intrygujący. Przy okazji skojarzył mi się z polskimi komediami romantycznymi, które często posiadają właśnie takie [tytuły] rodem z poradników, ale to mały szczegół. Nie zmieniło to mojego nastawienia do tekstu, a jak już to – o dziwo – na bardziej pozytywne. Jakoś tak cieplej na to spojrzałam, a to dobrze. Tytuły są niezwykle ważne!
Okładka przykuwa wzrok. Jest kolorowa, w ciepłych barwach i przyjemna dla oka. Mimo to przyznaję, że gdybym miała szukać sobie czegoś do czytania, to nie kliknęłabym w nią, ale nie dlatego, że jest źle wykonana, tylko zwyczajnie nie trafia w moje osobiste gusta. Nie przepadam za grafikami, na których pojawiają się ludzie, co jest dosyć specyficzne, gdyż najczęściej takie występują. Uważam jednak, że naprawdę całkiem spore grono czytelników może zostać przez nią przyciągnięte. Modele są całkiem zręcznie wklejeni, ładnie wpasowują się w tło.
Poza tym bardzo mi się podoba to, że tytuł jest na takim pasku oddzielającym napisy od tła. Kojarzy mi się to z maźnięciem farbą i – dla mnie – całkiem ładnie to wygląda. Równie pozytywne zdanie mam o foncie, jaki został tu użyty. No, a właściwie tylko o drugiej części zapisu tytułu. Urzekło mnie to, że ostatnie słowo i znak zapytania „odcinają się" od reszty swoim handwritingowym stylem. Kolor żółty również świetnie współgra z całokształtem.
Pierwsza część tytułu też nie jest źle zrobiona, jednak nie przypadło mi do gustu to, że „ć" ma zjedzoną kreseczkę, a jeżeli ją posiada, to jej niestety nie widać. To akurat szczegół i nie wpływa on jakoś ogromnie na odbiór całości, ale tak czy siak, zauważam tu pewien zgrzyt.
Jeżeli chodzi o nick autora, to jest on słabo widoczny. Nie mam pojęcia czy to przez to, że ten żółty jest zbyt jasny, czy może dlatego, że literki są za małe. W każdym razie nazwa użytkownika na grafice jest niewyraźna.
Jeszcze jedna rzecz, która mi nie pasuje – postacie są ucięte do połowy i wygląda to co najmniej dziwnie. Bo mamy tło, widoczną podłogę oraz ludzi od głowy do pasa, potem pojawia się napis i... reszta ciała modelom znika, a zostają jedynie niebieskie kafelki. Wygląda to nieco nienaturalnie.
Całościowo jednak widać, że grafik, który wykonał okładkę, zna się na rzeczy i przyłożył się do swojej pracy. Jest to zrobione ładnie, porządnie i schludnie, a większość szczegółów, które wymieniłam, to raczej lekkie niedociągnięcia i kosmetyczne poprawki, ich brak wcale nie musi razić.
Moje wrażenie á propos opisu również jest pozytywne, a nawet bardziej niż w przypadku grafiki. Pomysł wydaje się całkiem odświeżający i intrygujący, chociaż od początku już widać, że będzie to romansidło z intrygami w tle, czyli coś, co przewija się non stop na portalu. W tym przypadku jednak, moim skromnym zdaniem, prowadzona dotychczas akcja sprawia wrażenie stworzenia czegoś nowego na dobrze znanej bazie.
Opis jest bardzo dobry – dokładnie taki, jakie lubię. Określa, na czym będzie się skupiać fabuła, a także przedstawia główną bohaterkę oraz, przede wszystkim, zaciekawia. Jego lwia część jest świetna i w ogóle nic bym w niej nie zmieniała. Niestety ostatni akapit już mi się nie podoba. Chodzi mi tu o ten fragment, w którym autorka bombarduje potencjalnego czytelnika pytaniami. Z pewnością mają one za zadanie zaciekawić, mnie jednak zniechęcają. Nie przepadam za takimi zabiegami w opisie, zwłaszcza w znacznej ilości. Uważam, że pytania niszczą klimat, brzmią sztucznie, są często niezwykle banalne i częściej wywołują uśmieszek politowania. Tutaj nie jest tak tragiczne, nie czułam żadnej chęci do drwin, a zdania – poza jednym, tym który pyta o to, czy główna bohaterka wybierze miłość – są dosyć oryginalne. Dalej jednak sprawiają wrażenie wtrąconych na siłę, wybijając przy okazji z rytmu czytania, dlatego sądzę, że opis wyglądałby lepiej bez nich. I tak już wystarczająco zaciekawia, a owe pytajniki są po prostu zbędne.
Przechodząc do rozdziałów, od razu jedna rzecz znacznie rzuciła mi się w oczy. Części mają wyłącznie tytuły i nie są w żaden sposób ponumerowane. Poleciłabym to zmienić, gdyż czytelnik się po prostu w którymś momencie zgubi. Gdy autor nie daje numerów rozdziałom, a tylko ich nazwy, to w przypadku wstawienia pomiędzy częściami informacji, czytelnik może pomyśleć, że to dalszy ciąg historii. A tu klops, bo autor tylko powiadamia, że np. nie będzie aktywny przez dwa tygodnie, bo się przeprowadza. Poza tym, jak ktoś będzie chciał sobie coś przypomnieć z poprzednich części, to łatwiej będzie mu znaleźć dany fragment po numerze. Bo gdy jest przykładowy tytuł „3. Spotkanie Halinki i Grażynki" oraz ten sam, ale bez trójki na początku, to szybciej się go znajdzie, gdyby czytelnik chciał odświeżyć sobie daną scenę z opowiadania. Jeżeli numerka z kolei nie będzie, ktoś zwyczajnie może nie spamiętać całej nazwy i ciężej mu się będzie poruszać pośród spisu treści oraz tekstu. Miałam tak wielokrotnie, co mnie niesamowicie irytowało.
Zanim fabuła, to warto raz jeszcze napomknąć, że praca posiada na razie prolog i cztery rozdziały, toteż akcja nie zdążyła się dostatecznie mocno rozkręcić. Mimo to wciąga. Autorka ma naprawdę przyjemny i lekki styl, przez co szybko się czyta. Stopniowo rozwija fabułę tak, by nikt nie odczuwał nudy i wrażenia przedłużania, a jednocześnie nie pojawił się w tym wszystkim chaos i znaczne przyspieszenie wydarzeń. Bogaty zasób słownictwa oraz zręczne używanie synonimów też w tym zapewne pomaga.
Muszę pochwalić za świetne opisy zarówno otoczenia, jak i akcji. Są barwne, ciekawe, napisane wyczerpująco, a jednocześnie [są] wystarczająco krótkie, by nie zasypać czytelnika szczegółami. Umiejętnie też jest zastosowany narrator pierwszoosobowy. Joy to akurat taka bohaterka, której spojrzenie na świat nie męczy jakoś specjalnie i dobrze się śledzi jej poczynania.
Dialogi są również na wysokim poziomie. Brzmią naturalnie i niezwykle przypominają faktyczne rozmowy w realnym świecie, a nie kwestie z, chociażby, skeczu kabaretowego. A wykreowanie odpowiednich wypowiedzi bohaterów to nie jest łatwa sztuka, bo można szybko popaść ze skrajności w skrajność.
Na ogromny plus zasługuje także jedna z tych rzeczy, na które najbardziej zwracam uwagę – realizm postaci. Jakbym mogła, to przyznałabym sto punktów dla domu w Hogwarcie, do którego należy autorka (nawet jeżeli byłby to niezbyt lubiany przeze mnie Gryffindor). Świat przedstawiony w „Jak zdradzić faceta?" jest pięknie stworzony. Czuć, że żyje i że poza głównymi bohaterami istnieją w nim inni ludzie spieszący się do pracy, mający swoje problemy. Często w historiach zapomina się o tym tle, dla wielu nie ma on znaczenia. A to złe przekonanie, bo jeżeli ktoś chce, by czytelnik uwierzył w tę kreację, to należy się postarać, żeby tak było. Nie oszukujmy się, gdy historia skupia się tylko na postaciach pierwszoplanowych i ich spacerach po parku, chodzeniu do kina czy szkoły, gdzie inni pojawiają się wyłącznie jako kolejne pionki, potrzebne tylko do popychania fabuły do przodu, to nie wygląda to dobrze.
Samo wspomnienie o ludziach, tłoku, autach czy sąsiadach to drobnostka, a jednak cieszy i podnosi poziom historii. Niezwykle mnie zachwyciło również uwzględnienie Afroamerykanów – ludzi innego pochodzenia, koloru skóry – bo to też jest często pomijane, a nie powinno. Zwłaszcza, gdy ludzie piszą o USA, co jest o tyle irracjonalne, że tam mamy naprawdę wiele różnych kultur oraz mniejszości etnicznych i narodowościowych, że aż grzech o tym nie napisać chociażby wzmianki. Bardzo mi się podobało też, że jedna z postaci nazywa się Michael Jackson, ponieważ taka zbieżność to coś normalnego w naszym świecie, a jednak rzadko kiedy się trafia w opowiadaniach. Kolejna niby nieistotna rzecz, a jednak „zrobiła mi dzień".
Kreacja bohaterów też jest naprawdę dobrze poprowadzona, przynajmniej do tej chwili. Polubiłam Joy, wydaje się ciekawą postacią, a co najważniejsze – nie irytuje i nie jest typową Mary Sue. No i ma rodziców. Nie dość, że żywych, to jeszcze nie bogatych biznesmenów ani tyranów, a zwyczajnych, przeciętnych ludzi, którym zależy na córce. Pojawili się na krótko, ale już można było poznać ich charaktery oraz to, czym się zajmują. To się chwali. W końcu w masie innych historii rodzice, posiadający to szczęście by żyć, pojawiają się w przeciągu pięćdziesięciu rozdziałów może ze trzy razy, mając maksymalnie jedno zdanie. Nawet kartony, którymi bawi się mój kot, są mniej płaskie od takich kreacji. Tu, całe szczęście, było inaczej.
Reszta protagonistów również wypadła całkiem dobrze. Polubiłam szczególnie pana Jacksona, ale to pewnie ze względu na moją ogromną sympatię do oryginalnego Michaela. Na tę chwilę znaczna większość to krótkie epizody w fabule, a jednak mimo wszystko czuć, że to pełnoprawni ludzie, którzy mają swoje życie, wady i zalety oraz tę niepowtarzalność, jaką posiada każdy człowiek.
To wszystko jednak mogłoby mi sprawiać mniejszą radość i bardziej „zgrzytać", gdyby nie widoczny, porządnie zrobiony research i wiedza o USA. Podziwiam za to autorkę, że potrafi wiele napisać o rejonie, w którym dzieje się akcja. Widać, że Floral wie, o czym pisze i nie jest to robione na „odwal". Jak czytam o USA, to chcę mieć USA, a nie podróbkę USA, która tak się tylko nazywa, a tak naprawdę to może być każde inne miasto typu Warszawa czy Kraków pod angielską nazwą. Takie Stany Zjednoczone po roku na Syberii bym powiedziała. Na szczęście autorka podeszła do swojego dzieła poważnie.
Jeżeli chodzi o błędy, to raczej nie zauważyłam ich wiele. Raz czy dwa rzucił mi się w oczy zły zapis dialogów, jednak błędów ortograficznych i interpunkcyjnych nie znalazłam. Powtórzeń też nie wyłapałam, możliwe, że gdzieś jedno się zawieruszyło, ale to nic dziwnego. Żadna praca nie będzie w stu procentach bezbłędna.
Przechodząc do podsumowania, bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. „Jak zdradzić faceta?" zapowiada się na kawał dobrej historii. Przede wszystkim trzeba pochwalić autorkę za warsztat, ale też za dbanie o stronę techniczną i każdy szczegół. Widać, że opowiadanie nie jest pisane byle jak. Opisy są super, dialogi świetne, realizm świata przedstawionego oraz postaci – cudowny, research porządny, a błędów mało. Nawet jeżeli tych bubli jest więcej, to czytelnik, taki jak ja, nie zwraca na nie uwagi, bo pióro Floral jest tak lekkie, że szybko i z ogromną przyjemnością płynie się przez ten tekst.
Czy mogę tę pracę polecić? Jak najbardziej. Mam tylko nadzieję, że autorka nie spocznie na laurach i, wraz ze wzrostem rozdziałów, poziom opowiadania nie spadnie.
Korekta: selenehelder
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top