29



MARATON 1/7



Zakupy które chciałam składały się z ciuchów.
Kupowałam coś co w ogóle nie było mi potrzebne, ale kiedyś zawsze mogło się przydać


- Dobry pieseł jesteś ci powiem- mruknęłam do Dylana a ten warknął na mnie


- Nie jestem psem


-Jasne wilczku. Wracajmy już. Jestem zmęczona i chcę na obiad.



Tak jak powiedziałam tak Dylan zrobił. Wróciliśmy do auta a ja usiadłam na swoim siedzeniu pasażera.

Za dużo jęków i wzdychania


- Jedziemy normalną drogą- narzuciłam mu z góry


- Jak sobie królewna życzy- przewrócił oczami i zaczął kierować się w strone pasu gdzie znajdowała się jego wataha


- Kiedy jest pełnia?- spytałam


- Za miesiąc. Masz dużo czasu by przygotować nasz nowy dom, jak się na myślisz to właśnie w pełnie się wprowadzimy

- Bo.. Dylan w pełnie jakbyśmy..już..no wiesz co robili- wyjąkałam z zawstydzenia- To byśmy się zabezpieczyli prawda?


- Po głębokim namyśle dam ci odpowiedź jeszcze dzisiaj.- mruknął



Super



Gdy wróciliśmy wysiadłam z auta zabrałam rzeczy i odłożyłam je na łóżko w sypialni.

Zaczęłam chodzić między korytarzami, w tym wielkim domu. Nigdy nie chodziłam tak sobie po nich bo zwykle moja droga ograniczała się do kuchni i sypialni czasem biura Dylana i pokoju Luny.


Zeszłam na parter a z niego schodami do tak zwanych ,,podziemi,,. Rozglądnęłam się po tych ciemnościach i no japierdziele nic nie widziałam


- Cicho- usłyszałam nagle kogoś kilka metrów przede mną, momentalnie sie zatrzymałam


Kurwa czemu tu jest tak ciemno do cholery?!


- To Luna- kolejny szept kogoś mnie trochę przestraszył


Zaczęłam się powoli cofać a gdy wpadłam na coś instynktownie krzyknęłam.

Szybko zorientowałam się że to jakieś drzwi ale je ominęłam i szybko pobiegłam na górę roztrzęsiona.


- Luno!- krzyknął Beta Max- Co się stało?


- Tam- wskazałam na drzwi- Tam ktoś jest!- krzyknęłam przerażona


- Spokojnie- odparł jakby nigdy nic- Pójdź do Alfy proszę, on ci powie wszystko


- Ale co?


Nie czekając na odpowiedź pobiegłam do biura Dylana.


Mężczyzna widząc mój stan szybko podszedł do mnie i przytulił do siebie.



- Lea- szepnął- Co się stało? Ktoś ci coś zrobił?


- Na dole ktoś jest.


- Na dole? Oczywiście że są.


- Nie chodzi mi o wilkołaki. Tam w podziwmiach ktoś jest.


- Siadaj- usadził mnie ma kanapie i kucnął przede mną


- Bałam się


- Spokojnie kochanie. W podziemiach są więzienia, tam przetrzymujemy niektórych banitów,wygnańców albo wampiry które nam zaszkodziły albo próbowały


- Czyli te głosy to oni?


- Tak. Nikt inny.

- Napewno?


- Jestem tego tak pewny jak tego, że bym cie pieprzył.


- A kto ci zabrania?- spytałam


- A ty nie?


- A kiedyś to powiedziałam?

- A nie?


- Hah- zaśmiałam się- Nie- przegryzłam wargę i położyłam ręce na jego ramionach

Pchnęłam go na podłogę i usiadłam na nim okrakiem.

Zaczęłam się o niego ocierać a on przycisnął moje biodra mocniej do jego kroku.


- Starczy- szepnął próbując się powstrzymać

Nie zwracając uwagi na jego lekki sprzeciw podwinęłam jego koszulke i przejechałam palcami po jego rowku między mięśniami.

Mężczyzna przymknął oczy i westchnął odchylając głowę do tyłu.

Uśmiechnęłam się i przeniosłam rękę na jego członka. Przez jego spodnie można było wyczuć że mu stanął. Dlatego lekko ścisnęłam tamto miejsce a Dylan gwałtownie otworzył oczy i jęknął


- Widzimy się na obiedzie albo w ogrodzie jak chcesz- wstałam z uśmiechem i wyszłam z jego biura zostawiając go z problemem.


- Kurwa!!-krzyknął zdenerwowanym- Wykiwała mnie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top