Rozdział 5
— Możesz już iść, jeśli chcesz — sugeruje z uśmiechem Kent, wskazując na drzwi. Kobieta unosi do góry jedną z brwi i zerka na niego zaciekawiona.
— Wyganiasz mnie? — Udaje urażenie, a jej ręka ląduje na piersi, gdzie spoczywa serce. Nabiera teatralnie powietrze, powstrzymując się od śmiechu.
— Nie! Jak chcesz, to możesz zostać na noc... mogłabyś na przykład porządnie wymyć podłogi — podśmiewuje się mężczyzna.
— Bardzo zabawne — komentuje Holm.
Znika na moment w pomieszczeniu, które jest przeznaczone wyłącznie dla pracowników i ściąga z wieszaka bluzę, którą wcześniej tam odwiesiła. Zakłada ją na siebie, kiedy za oknem widzi, że drzewa mocno się uginają. Słońce właśnie zachodzi, co rzadko kiedy się zdarza, jak kobieta opuszcza strzelnicę. Dzisiaj wyjątkowo musiała zostać nieco dłużej w pracy.
— Lecę — żegna się, posyłając Kentowi swój przyjazny uśmiech. — Poradzisz sobie? — pyta, widząc, że mężczyzna nadal nurkuje w papierach.
— I tak już długo cię przetrzymałem — stwierdza i chwyta długopis, zaznaczając linijki tekstu. Jego umysł zostaje pochłonięty przez masę papierkowej roboty, dlatego wyłącza się na słowa Molly.
Kobieta ostatni raz posyła mu współczujące i zmartwione spojrzenie, po czym wychodzi ze strzelnicy. Stając na progu, od razu uderza w nią fala chłodnego powietrza, a wiatr rozwiewa jej włosy we wszystkie strony. Nabiera głębokiego wdechu i przymyka na moment powieki. W głowie panuje ogromny bałagan. Dzisiejsze wydarzenia w strzelnicy jedynie rozdrapały rany w pamięci Molly, których nigdy nie chciała nawet dotykać.
Jak na końcówkę sierpnia to pogoda jest odpowiednia. Pożegnanie lata jest dla kobiety nieprzyjemne. Nie lubi rozstawać się z ciepłem, którego w Szwecji i tak nie jest dużo. Kraj, w którym przyszło mieszkać młodej Holm, nie należy do najcieplejszych w Europie. Od zawsze marzył jej się wypoczynek na Wyspach Kanaryjskich lub na Maderze, szczególnie w okresie zimowym, kiedy dopadają ją pesymistyczne wizje, a stan jej psychiki ubolewa.
Wzdycha przeciągle, odganiając niemiłe myśli i rusza przed siebie, kierując się w stronę mieszkania.
Jej nogi żwawo przebierają, narzucając tempo kobiecie. Robi się ciemno, po słońcu nie ma już śladu, a zimno coraz bardziej jest odczuwalne. Gęsia skórka wychodzi na ciele Molly, dlatego przyspiesza jeszcze bardziej.
Przechodząc obok jednej z alejek, w których żadna z lamp się nie świeci, kobieta słyszy dźwięk czyjejś rozmowy. Z początku nie przejmuje się osobami, które urządziły sobie spotkanie w ciemnościach, po chwili jednak jeden z głos wydaje jej się nadzwyczaj znajomy. Marszczy brwi zainteresowana. Ciekawość bierze górę i Holm zbliża się do przecznicy, nasłuchując.
— Skarbie, obiecuję — mówi męski głos, tuląc postać kobiety. Molly wcale by ten widok nie zdziwił, gdyby nie fakt, że zna tego faceta.
— Niedługo? — odezwała się druga osoba.
— Tak...
Kiedy postacie zaczynają wyłaniać się z ciemności, Holm pospiesznie staje z boku, nie chcąc zdradzać swojej obecności i gumowego ucha. Wydostają się z alejki, a nieznajoma kobieta od razu rusza w przeciwną stronę, wcześniej całując mężczyznę w usta.
Molly odwraca się tyłem do Maga, nie chcąc, aby ją rozpoznał. Wszystko jednak na marne.
— O, proszę. Kogo ja widzę. — Mężczyzna podchodzi do swojej znajomej, witając się w grzeczny sposób. — Co ty tu robisz?
— Wracam — rzuca krótko, co nie brzmi przyjaźnie. Kobieta robi krok w przód, jakby chciała go wyminąć. Jej zachowanie delikatnie odbiega od normy, ale w głowie Molly panuje bałagan, a w sercu niepewność.
— Już uciekasz? — Kobieta zerka na niego spod oka. — Nie uważasz, że to przeznaczenie? — Mag unosi jedną brew, a jego usta wykrzywiają się w uśmiech.
— Widzę, że nie próżnujesz — Holm nie może się powstrzymać od niekontrolowanej oceny jego osoby. Chociaż nie wie, dlaczego to robi. Sama nie jest święta. Od lat w ten sposób traktuje każdego „znajomego", a teraz robi wyrzuty facetowi.
— Jakby miało ci to przeszkadzać — prycha mężczyzna, traktując jej słowa jak dobry żart.
— Nie przeszkadza — zaprzecza pospiesznie i rozgląda się dookoła, jakby szukała kogoś lub czegoś.
Wiatr nadal rozwiewa jej włosy, a cienka bluza nie jest idealnym schronieniem przed zimnem.
— Nie mów, że jesteś o mnie zazdrosna — śmieje się, patrząc w jej zielone tęczówki.
— Nie jestem — ponownie wyraża sprzeciw. Jeszcze brakuje, żeby tupnęła nogą, jak mała dziewczynka, bo jej zachowanie właśnie takie przypomina.
Mag śmieje się pod nosem, po czym nie powstrzymuje się i głośny rechot roznosi się po spokojnej okolicy. Mimo wszystko postanawia zostawić ten temat i przejść na inny. Taki, który nie wywoła rumieńców na policzkach Molly.
— Nie wyglądasz na kogoś, kto lubi spacerować samotnie — zauważa, drocząc się. W ten sposób ma zamiar wyciągnąć informacje od kobiety. — Skąd wracasz? — Spogląda na nią, po czym rozgląda się dookoła. — Nie jest bezpiecznie chodzić po ciemku.
— Grozisz mi? — Holm unosi brwi, przyglądając się mu w zainteresowaniu. Nigdy nie miała do czynienia z nieciekawym towarzystwem ani czymś, co mogłoby być dla niej niebezpieczne. Co najwyżej słyszała, ale i na to zamykała uszy.
— Stwierdzam fakty — jego głos jest poważny. Tak samo jak wyraz twarzy.
— Wracam z pracy — mówi w końcu, poddając się. Ciche westchnięcie wydostaje się z jej rozchylonych ust. Robi się naprawdę zimno...
— Och — mruczy Mag, przytakując. Przez moment między nimi panuje grobowa cisza, która nie symbolizuje niczego przyjemnego. Mężczyzna rozgląda się po okolicy w czasie, kiedy Holm wspina się na palce u stóp, stawiając koniuszki butów w pionie, po czym z nich schodzi. — Może cię odprowadzę? — pyta wreszcie, nie mogąc znieść milczenia. Nie jest typem osoby, która potrafi wytrzymać w ciszy, bez żadnego słowa. Nie po to spotyka się ze znajomymi...
— A co z blondyneczką? Nie będzie zazdrosna? — pyta uszczypliwie Holm, marszcząc brwi oraz czoło. Jej charakter czasami wyprzedza umysł i racjonalne przemyślenie słów.
— Tak jak ty?
— Nie jestem zazdrosna! — krzyczy niekontrolowanie, ponieważ jej wewnętrzne „ja" zostaje mocno urażone.
Ludzie, którzy akurat przechodzą obok rozmawiającej pary, spoglądają na nich zaciekawieni nagłym wybuchem Molly. Kobieta momentalnie robi się zawstydzona i posyła im przepraszające spojrzenie. Następnie na chwilę spuszcza wzrok na swoje buty, aby później przenieść go na twarz Maga. On za to wygląda na dość rozbawionego i wcale tego nie kryje. Jego usta znacznie się rozciągają, wyrażając wesoły nastrój.
— Chodź, odprowadzę cię — ponawia propozycję, wskazując na swoje ramię. Holm ma dość stania na środku chodnika, dlatego z pokorą zgadza się na jego miły gest.
Idą razem wzdłuż ulicy, po której porusza się stosunkowo mało pojazdów. Przynajmniej żaden huk nie zagłusza im... ciszy. Nie rozmawiają ze sobą. Podążają w milczeniu, jakby wystarczała im wyłącznie wzajemna obecność.
— To... gdzie pracujesz? — zagaduje Mag, chcąc przerwać ciszę, która wytworzyła się między nimi.
— Niedaleko — odpiera Molly, wymijająco. — Jesteśmy — informuje kobieta, wskazując na blok mieszkalny. Mag uważnie skanuje wzorkiem budynek oraz całą okolicę. Z natury jest człowiekiem ciekawskim, który musi dokładnie rozeznać się w terenie.
— Co powiesz na kolację? — proponuje nagle, szokując tym swoją znajomą. Spogląda na niego z dziwnym grymasem na twarzy.
— Nie wiedziałam, że umawiasz się dwa razy z tą samą kobietą — droczy się z łobuzerskim uśmiechem. Jej hormony buzują.
— Rzadko kiedy — przyznaje dumnie Mag. — Ale lubię twoje towarzystwo — dodaje, co podbudowuje samoocenę kobiety.
Patrzą na siebie, zerkając w oczy. Doszukują się prawdy, jakby od razu obstawiali, że któreś kłamie. Nie ufają sobie. Nic dziwnego. Znają się zaledwie chwilę i ich relacja nie zalicza się do tej najbardziej koleżeńskiej.
— Okej — odpowiada w końcu Holm, nie chcąc, aby doszło do ich zbliżenia. Mag uśmiecha się na jej decyzję, jakby właśnie tego oczekiwał. — Jutro ci odpowiada?
— Pewnie. Osiemnasta?
— Myślę, że tak... — zamyśla się przez moment kobieta. — Mam nadzieję, że nie przetrzymają mnie w pracy — stwierdza smętnym głosem, przypominając sobie dzisiejszy dzień w strzelnicy.
— Gdzie pracujesz? Mogę cię odebrać — proponuje przyjaźnie, lecz Molly to wcale na rękę. Nie lubi zdradzać swojego miejsca pracy, uznając je za dość kontrowersyjne. Zresztą to także dla własnego bezpieczeństwa i spokoju.
— Spotkajmy się przy Parku Judasza — wymyśla na poczekaniu, nie przejmując się faktem, że miejsce to znajduje się kilka przecznic dalej od strzelnicy.
— W porządku. — Przytakuje gestem głowy i ponownie uśmiecha się do kobiety, ukazując swoje dość równe zęby. Mężczyzna ostatnim czasem nie miał możliwości na tyle dbać o swój wygląd, co zazwyczaj.
— Więc... do jutra... — mówi nieco skrępowana Holm, kiedy ponownie nie wiedzą co powiedzieć. Ich ciała i umysły reagują w bardzo niestandardowy sposób. Zawsze są tacy pewni siebie, dumni, a może nawet zadumani w sobie? Gadulstwo to ich najbardziej widoczna cecha, a tymczasem ich głowy są puste, a usta pozostają zaciśnięte. Działają na siebie zaskakująco mocno, przez co wzbudzają wzajemną ciekawość, fascynację.
— Tak. Do jutra — potwierdza mężczyzna, uśmiechając się sympatycznie do swojej znajomej. Robi krok do tyłu, ale na tym się kończy. Stoi, patrząc na twarz kobiety, jakby ją skanował. Jego mina jest bez zmian, a ciało trwa w bezruchu, czekając na sygnał od mózgu.
Molly również posyła mu słaby, ale za to jaki szczery, i bez słowa znika za drzwiami wejściowymi do bloku. Dopiero kiedy znajduje się w środku, wzdycha przeciągle i bardzo ociężale. Zaciska mocno powieki, ponownie wydychając powietrze. Musi to przetrawić na spokojnie.
Wchodzi do mieszkania i zdejmuje buty, kładąc je w standardowym miejscu. Rozgląda się dookoła, chociaż od razu stwierdza, że jest zbyt cicho, aby Anastasia wróciła z pracy. Kobieta pracuje w kawiarni i często ma wieczorne zmiany, które wydłużają się do nocy.
Holm zaparza sobie herbatę, po czym z gorącym kubkiem siada w salonie i włącza telewizor. Rozsiada się wygodnie na kanapie, upijając łyk smacznego naparu.
— Tajemnicze wyjście z więzienia jednego z najbardziej niebezpiecznych gangsterów tego pokolenia wzbudza panikę w mieszkańcach oraz setki pytań, na które nikt nie zna odpowiedzi... — Słowa docierają do uszu kobiety, lecz ta jedynie prycha z oburzeniem. Nie interesują ją wiadomości ze świata ani nawet te, które są związane z jej miastem. Odkłada kubek na szklany stolik kawowy i przełącza program, kręcąc przy tym głową na boki.
— Naprawdę nie mają swojego życia — komentuje zdenerwowana „wścibskim" zachowaniem prezentera wiadomości, ale także ludzi, którzy nie mają innych tematów do rozmów w ostatnim czasie.
Kobieta wgapia się w lubiany serial, którego powtórkę puścili w telewizji. Kubek, w którym jeszcze niedawno parowała herbata, stoi teraz pusty i samotny na stoliku. Molly zaś leży, a jej powieki walczą o pozostanie otwartymi. W końcu ulega i pozwala im opaść, nie czując się winną. Pogrążona w słodkim letargu spoczywa na kanapie w salonie, przestając słyszeć nawet pojedyncze dźwięki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top