Rozdział 2
Kiedy poranne promienie słoneczne zaczynają razić zamknięte oczy Molly, ta porusza się niespokojnie. Mamrocze coś pod nosem całkowicie niezrozumiałego, po czym wtula się mocniej w nagą klatkę piersiową mężczyzny. Leżą przytuleni, nie martwiąc się dniem ani godziną. We własnym towarzystwie czują się rewelacyjnie i nie potrzebują tego zmieniać.
Mag przekręca się na plecy i wybudza z błogiego letargu, który był dla niego idealnym ukojeniem. Spogląda na kobietę, która nie zamierza poddawać się uczuciu wyspania. Uwielbia drzemać i robi to nawet wtedy, kiedy nie czuje się już senna.
— Dzień dobry — odzywa się mężczyzna mocno zachrypniętym głosem, przez co Molly mruczy w jego ramię, gdyż nadal nie odstąpiła od jego boku. Jest jej niezmiernie wygodnie i przyjemnie, dlatego pozostaje w tej pozycji. — Skarbie, no dawaj — Mag próbuje ją obudzić, chociaż ma przypuszczenie, że kobieta wcale nie jest pogrążona w mocnym śnie. Potrząsa delikatnie Molly, patrząc na jej zamknięte oczy, które drgają prawie niezauważalnie. Mężczyzna uśmiecha się pod nosem i przekręca w taki sposób, że jego ciało zostaje podparte na łokciach. Dłonie dotykają brzucha kobiety, a chwilę później łaskoczą delikatnie.
— No, dobra, dobra! — piszczy zaskoczona Molly i otwiera zaspane oczy, patrząc na Maga. Od razu dostrzega jego rozpromieniony wyraz twarzy oraz te cudowne, ciemne oczy, które w nocy przybierały odcień grozy. Biła od nich pewność siebie oraz potężna siła, władczość, która nie chciała odejść.
— Wstawaj — poleca i sam także podnosi się z miejsca i staje na równe nogi. — Cały poranek przegapisz — komentuje, grożąc palcem teatralnie.
Dopiero po króciutkim czasie dociera do kobiety, co takiego powiedział Mag.
— Cały poranek? — powtarza zaskoczona i gwałtownie wstaje, o mały włos spadając z kanapy. Noc spędzili w salonie na tym samym meblu, co namiętne zabawy.
Molly, kiedy stoi już o własnych siłach, pospiesznie sięga po komórkę i sprawdza godzinę.
— Szlag! — klnie wcale nie pod nosem i rozgląda się w poszukiwaniu swoich ubrań. Równie szybko zakłada je na siebie i w biegu poprawia swoje rozczochrane włosy. — Masz szczotkę? — kieruje pytanie w stronę mężczyzny, który wpatruje się w nią, stojąc w samych bokserkach. Nie rozumie jej nagłego zrywu, ale nie ma zamiaru wnikać. W końcu to tylko przygodowa znajomość, nie miał prawa nawet wnikać w jej życie.
— W łazience — odpiera bezmyślnie i wskazuje ręką drzwi, za którymi kryje się pomieszczenie.
Kobieta wbiega do łazienki i od razu dostrzega brązową szczotkę, leżącą na półeczce od lustra. Chwyta ją i przeczesuje włosy, po czym spina je w wysokiego kucyka, gdyż znajduje frotkę w kieszeni swoich spodni. „Jednym okiem" spogląda na swoje odbicie i krzywi się nieznacznie.
— Wyglądam jak po dobrym seksie — szepcze do siebie, widząc swój opłakany stan.
— A nie był dobry? — dopytuje zaciekawiony Mag, który właśnie stanął w progu łazienki i patrzy na kobietę z zadziornym grymasem.
— Był i chciałabym powtórki — przyznaje szczerze i odkłada szczotkę na miejsce. Wymija go bez problemu i zatrzymuje się w holu, gdzie sięga po swoje buty. Zakładając trampki na bose stopy, obserwuje twarz Maga, który przestaje być wesoły, a zaczyna bardziej niepokojący. — Nad czym tak myślisz? — podłapuje zainteresowana Molly, patrząc w jego ciemne tęczówki.
— Zastanawiam się — zaczyna, nie spiesząc się. Przenosi spojrzenie na drzwi wejściowe, a następnie ponownie na Holm. Mierzy jej ciało przeszywającym wzorkiem, aby zatrzymać się na dłużej na twarzy. Nie jest typem kobiety, o której marzył trzydziestoczteroletni Mag, ale jej charakter całkowicie wbija się w jego zarysy idealnej partnerki. Poczuł narastającą chemię, której nie chciał się pozbywać. — Czy spotkamy się jeszcze — dokańcza i oblizuje powolnie wargi, wyczekując reakcji z jej strony. Molly zaskakują jego słowa, gdyż zazwyczaj każdy uważa spotkanie kobiety jako czystą zabawę bez drugiej próby.
— Nie wiem — odpiera krótko, nie zagłębiając się w temat. Nie zależało jej na kolejnym spotkaniu, chociaż gdzieś wewnątrz siebie miała cichą nadzieję na możliwość wtulenia się w jego umięśnioną klatkę piersiową oraz spojrzenie w mroczne tęczówki, które skrywają wiele tajemnic – tego jest pewna. — Muszę lecieć. — Otrząsa się z natłoku własnych myśli i ostatni raz zerka na równie nieobecne oczy mężczyzny. Dryfuje gdzieś pomiędzy rzeczywistością a błogim spokojem. — Cześć. — Macha dłonią przed jego twarzą, lecz Mag ani drgnie. Molly wzdycha delikatnie rozczarowana i opuszcza jego wynajmowane mieszkanie. Pospiesznie wychodzi także z bloku i staje na chodniku, rozglądając się we wszystkie strony. Szybko orientuje się, gdzie się znajduje, gdyż jest niedaleko klubu, w którym dnia poprzedniego imprezowała. Wyjmuje komórkę z kieszeni i robi kilka kroków w stronę uczelni. Na wyświetlaczu widnieje liczba nieodebranych połączenie od Anastasii oraz niewiele mniej wiadomości tekstowych. Molly przeklina pod nosem i otwiera jedną z nich.
„Molly, gdzie ty do cholery jesteś?"
Kobieta przełyka zestresowana ślinę, czytając treść SMS-a. Mimowolnie przelatuje wzorkiem także kolejne.
„Radzę ci szybko znaleźć się w sali!"
„Gdzie ty jesteś? Zaraz egzamin..."
„Profesor nie jest w szczytowym nastroju... lepiej nie przychodź"
— Kurwa, no — znowu przeklina, nie mogąc się opanować. Pospiesznie wystukuje wiadomość do przyjaciółki, kątem oka obserwując otoczenie.
„Przepraszam, Any. Nocowałam poza domem i trochę zaspałam"
„Jest jeszcze profesor?"
Ma nadzieję, że uda się jej jeszcze napisać egzamin, lecz odpowiedź, która nadchodzi szybko, niszczy jej wszelkie plany.
„Nie ma"
Zaspałam na najważniejsze egzaminy, w dodatku końcowe... — nie może przestać rozmyślać i się dołować. Natychmiastowo zatrzymuje się, aby zmienić kierunek swojego chodu. Tym razem zmierza do swojego mieszkania, w którym ma zamiar odreagować. Idzie pospiesznie, nie zwracając uwagi na ciemne chmury, które pojawiają się nad jej głową. Gdzieś w oddali widać nawet szalejące błyskawice.
Długo nie trzeba czekać na pierwsze krople deszczu, moczące jej ciało, przytaczając kolejny powód do nerwów. Ponownie siarczysta wiązanka opuszcza jej usta, po czym kaszle potężnie.
Karma, tak? — przechodzi jej przez myśl.
Pokonuje ostatnią prostą i zza rogu wyłania się dobrze znany budynek, w którym ma szansę wynajmować mieszkanko. Nie duże, ale wystarczające dla dwóch, uporządkowanych kobiet, które marzą wyłącznie o kątku dla siebie. Szanują własną prywatność, a to liczy się dla nich najbardziej.
Molly wchodzi do lokalu i od razu zdejmuje z siebie przemoczone ubrania, wkładając je do kosza na pranie. Stoi w łazience, bosymi stopami ocierając o mięciutki dywan i patrząc na swoje odbicie. Nie podoba się jej, gdyż doskonale wie, że mogłaby wyglądać o wiele lepiej. Skrzywia się, widząc zaróżowione policzka.
Spogląda na prysznic i decyduje się na jego użycie. Jest już rozebrana, więc po prostu wchodzi do kabiny i zasuwa plastikowe tworzywo. Przekręca delikatnie kurek i staje pod chłodnym strumieniem, czekając na ten nieco cieplejszy. Szybko woda zaczyna być letnia, a następnie gorąca. Para osiada na ściankach kabiny, a ciecz o bardzo wysokiej temperaturze uderza w zmarznięte ciało Molly. Zasysa ona powietrze, nie chcąc pisknąć z nadmiernego ciepła, bo pomimo wszystkiego jest ono kojące.
Przez dłuższą chwilę stoi pod intensywnym strumieniem, mając zaciśnięte powieki i lekko rozchylone usta. Woda odbija się od dolnej wargi, a część wpada nawet do wnętrza buzi, nawilżając jej język i zostawiając posmak ciepłej cieczy.
Molly przeczesuje swoje mokre włosy, zaczesując je do tyłu, a następnie wzdycha przeciągle i cofa się o krok, aby woda przestała moczyć jej twarz. Otwiera oczy, przecierając powieki i zamyka usta, wcześniej nabierając powietrza. Leniwie przenosi spojrzenie na wiszącą półkę narożną i zabiera z niej płyn do mycia ciała. Nalewa niewielką ilość na mięciutką gąbkę i delikatnie muska nią swoje ręce i ramiona, potem przechodzi na brzuch i resztę skóry.
Kiedy każdy centymetr jej ciała zostaje pokryty pianą, bierze się za włosy. Tej czynności także poświęca wiele czasu, gdyż są one dla niej bardzo istotną częścią. Kosmyki koloru ciemnego brązu o średniej długości, które rzadko kiedy zmienia. Nie farbowała nigdy włosów, gdyż całkowicie jej opowiada ich odcień.
Kolejny raz staje pod strumieniem, żeby spłukać z siebie pozostałości płynu oraz szamponu.
Po skończonym prysznicu, który jest dla niej cudownym orzeźwieniem, staje na miękkim dywanie i pospiesznie chwyta duży ręcznik. Okrywa nim całe ciało, chroniąc je przed chłodnym powiewem, który zdążyła poczuć.
Rozgląda się zaalarmowana, uświadamiając sobie, że nie wzięła żadnych ubrań na zmianę. Przeklina pod nosem, jak to ma w zwyczaju i wzdycha ociężale. Nie ma wyjścia – musi iść do pokoju. Tak też robi.
Wychodzi z łazienki, a kiedy otwiera drzwi, cała para ulatnia się z pomieszczenia w ekspresowym tempie i rozprzestrzenia się po całym mieszkaniu, a zaraz znika. Molly pospiesznie wchodzi do swojego kątka i staje przed obszerną szafą. Ubranie wybiera w szybkim tempie, gdyż nie jest jej zbyt ciepło i marzy wyłącznie o tym, aby móc założyć na siebie przyjemny sweter oraz równie przydatne dresy. Kobieta nie lubi ściskać się, a już szczególnie chodząc po domu.
Kiedy odkłada ubranie wraz z bielizną na łóżko, po mieszkaniu rozlega się donośne pukanie w drzwi wejściowe. Molly zastyga w miejscu, kiedy dociera do niej, że musi otworzyć niezapowiedzianemu gościowi wrota.
— Kurwa — kolejny raz wyrywa się jej brzydkie słowo, uświadamiając kobietę, że zdecydowanie za dużo ich używa. — Już idę! — krzyczy, podchodząc do drzwi, za którymi ktoś czeka.
Przez moment Molly czuje się niepewnie. Dociera do niej, że tajemniczy przybysz może nie być kimś, kogo się powinna spodziewać. Staje w bezruchu i nasłuchuje tego, co dzieje się po drugiej stronie. Słyszy szepty, głośne przekleństwa i wie, że nie ona jedyna ma problem z ich nadmiernym używaniem.
Zbliża się powoli do drzwi i przez chwilę zastanawia się czy powinna je otworzyć.
A jak to seryjny morderca próbuje właśnie mnie okraść? — przechodzi przez myśl kobiecie, która jest widocznie rozchwiana emocjonalnie.
Na trzęsących się nogach podchodzi do powłoki z drewna i nadal nasłuchuje, wahając się potężnie.
— Molly, kurwa! — Słyszy głos, ale przez drzwi oraz echo jest on mocno zniekształcony i nie potrafi go rozpoznać.
Ten ktoś zna moje imię, więc albo jest moim znajomym, albo nieźle przestudiował moje akta — myśli.
Osoba po drugiej stronie chwyta za klamkę, a Molly dostaje chwilowego zawału, gdyż w ogóle nie spodziewa się takiego zwrotu akcji.
— Kto tam? — pyta drżącym głosem, ale stara się udawać odważną i zacnie dzielną. Mocniej zaciska palce na ręczniku, którym nadal jest okryte jej ciało.
— A z kim mieszkasz, kretynko? — Kobieta po drugiej stronie niecierpliwi się coraz bardziej, a głośne warknięcia słychać nawet w mieszkaniu. W tym momencie Molly nie ma już wątpliwości kto stoi za drzwiami. Pospiesznie odbezpiecza zamek i uchyla wrota. Do środka wparowuje zdenerwowana Anastasia, która jest na skraju nerwów.
— Ana — mamrocze szatynka, wzdychając z ulgą.
— A kogo się spodziewałaś? — warczy druga z nich, zdejmując buty. Patrzy na współlokatorkę, dostrzegając pudrowo-różowy ręcznik oraz palce zaciśnięte na jego rogu. — Ukrywasz zdradę męża? — żartuje rozbawiona.
— Męża? — dziwi się Molly, że w ogóle wpadło jej coś takiego do głowy. — Prędzej kochanka przed drugim kochankiem — śmieje się głośno, krzywiąc tym samym na myśl o wcześniejszym określeniu.
— Ach, no tak! Molly wieczna flirciara! Dla ciebie nie ma faceta idealnego — mamrocze Anastasia, wchodząc w głąb mieszkania. Kieruje się do kuchni, gdzie nastawia wodę na herbatę. Kobieta uwielbia ten napój i nie ma ulubionego – kocha wszystkie rodzaje herbat. — Herbaty?
— Nie, dzięki — odpiera druga z nich i spogląda na swoje „odzienie". — Pójdę się ubrać — informuje i odwraca się, aby zniknąć za ścianą swojego pokoju. Zamyka drzwi i podchodzi do wysokiego łóżka.
Zrzuca z siebie ręcznik i kolejno zakłada części garderoby, począwszy od bielizny. Kiedy dresy oraz cienki sweterek zostaje dopasowany do jej ciała, Molly przygląda się swojemu odbiciu w stojącym lustrze. Wzrok spada na brzuch i coś kusi, aby podnieść materiał i ukazać nagą skórę. Tak też robi.
Patrzy na głęboką bliznę na boku talii. Przed oczami pojawiają się wspomnienia tamtego wydarzenia, a pod powiekami wilgoć. Nie łzy – nie ma sensu wypłakiwać potrzebnych płynów.
Siedziała wtedy na trybunach, patrząc na tor wyścigowy, który skupiał całą jej uwagę. Była całkowicie pogrążona w intensywnym spojrzeniu na pojazdy, znajdujące się przy linii startu. Obok niej siedziała najlepsza przyjaciółka tamtych czasów – dopiero później ich wielka relacja padła ogromnemu rozczarowaniu.
— Myślisz, że wygra? — zagadała Madeleine, zerkając ukradkiem na profil przyjaciółki.
— Oczywiście — odparła pewnie szatynka, trzymając kciuki za swojego chłopaka. Na jej słowa druga z nich uśmiechnęła się sympatycznie.
— Bardzo w niego wierzysz — stwierdziła szczerze, ale nie było w tym ani krzty zazdrości. Nathana traktowała jak swojego barta i nie miała zamiaru życzyć mu źle ani z nim rywalizować o względy Molly.
Obie przeniosły swoje spojrzenia na tor, gdzie trwały solidne przygotowania do jednego z ważniejszych wyścigów w tym sezonie. Nath był człowiekiem głodnym adrenaliny, któremu wiecznie jej brakowało. Nie potrafił żyć zwyczajnie jak przeciętny Szwed. Potrzebował mocnej dawki ryzyka oraz chęci do rywalizacji. Płynęło to w jego żyłach.
Nathan rozejrzał się dookoła, obserwując tłumy na trybunach, ale bardziej szukał swojej partnerki, do której żywił silne uczucia. Kochał Molly – była jedną z niewielu osób, które w niego wierzyły ponad wszystko.
— Patrzy tu — zauważyła Made, wskazując na machającego mężczyznę. Na ustach Holm od razu wkradł się dumny uśmiech i odwzajemniła gest, wstając ze swojego miejsca, aby lepiej ją widział.
Po chwili jednak musiał zająć swoje miejsce za kierownicą szybkiego samochodu, którego był właścicielem. Dorobił się jedynego takiego autka, które traktował jak drugą żonę – mianem pierwszej obdarował Molly, której bardzo to schlebiało.
Wyścig miał się zacząć, a napięcie było widoczne na twarzach każdego z dopingujących na trybunach. Oczy wszystkich były skupione na samochodach, w których każdy z uczestników zajmował swoje miejsce. To miał być naprawdę rewelacyjny wyścig o miano tego najlepszego. Mistrzostwa – wszystko całkowicie legalne. Nic nie mogło pójść nie tak, a jednak poszło...
— Molly, żyjesz tam? — Ze wspomnienia wyrywa ją donośny głos przyjaciółki. Otrząsa się pospiesznie i kręci głową, odrzucając wszystkie myśli na bok.
— Żyję! — odkrzykuje, dając znać o swoim dalszym żywocie i opuszcza materiał swetra, zakrywając bliznę. Głęboka rysa na ciele zawsze przypomina jej o feralnym wydarzeniu podczas wyścigu.
Odchodzi od lustra, nie chcąc zamartwiać się czymś, co miało miejsce dawno temu. Podnosi z podłogi wilgotny ręcznik i zanosi go do łazienki, rozwieszając na zimnym grzejniku, przystosowanym do suszenia materiałów. Musi zająć sobie ręce oraz, przede wszystkim, umysł.
___________
Pogrubiona czcionka - wiadomości SMS
Kursywa - retrospekcja/myśli bohaterki (ale to drugie jest wyraźnie zaznaczone)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top