Rozdział 16

Syreny pogotowia ratunkowego to pierwsze, co zaczyna docierać do uszu Molly. Następnie hałasy, spory harmider. Nie może tego znieść. Zaciska boleśnie powieki, chcąc znów znaleźć się daleko stąd. Chce zatkać sobie uszy, ale coś ją blokuje. Nie może ruszyć ręką. Panika ponownie nawiedza jej umysł. Oddech staje się nierówny, a powietrze wydaje się zatrute. 

Gwałtownie otwiera oczy. 

Postacie zlewają jej się w jedność, mimo że jest ich tu kilka. Wszyscy biegają jak oszalali. Krzyczą coś przy tym, ale Holm za Chiny nie jest w stanie nic zrozumieć. Gdzieś wśród nich miga jej się Kent. Momentalnie zalewa ją zimny pot. Wydarzenia nawiedzają jej umysł. Odtwarza całe zdarzenie w zwolnionym tempie. Pamięta wszystko... a przynajmniej tak jej się wydaje. Najbardziej wyryła jej się postać mężczyzny, który ją katował. Muskularna postura i te zaskakująco niebiesko tęczówki. Ubolewa, że nie widziała nawet jego twarzy. Wtedy wiedziałaby, kogo ma winić za całe cierpienie. Zaciska szczękę i przekręca głowę w bok. Hamuje potok łez, który tak ciężko jej tamować. Ma ochotę odpuścić. Zwyczajnie rozpłakać się i schować gdzieś, gdzie nikt jej nie dojrzy. Niestety, musi jeszcze zaczekać. 

— Słyszysz mnie? Proszę mi odpowiedzieć — Molly słyszy, chociaż wolałaby nie. Nie odzywa się, a jedynie mocniej zaciska powieki. Ma nadzieję, że to tylko sen... zaraz się obudzi i wszystko będzie dobrze.

— Nie kontaktuje — mówi ktoś inny, z dalsza. 

Po chwili znów zapada mrok i głucha nicość. Molly na nowo może zaznać chwili wytchnienia. 

Kiedy budzi się ponownie. Wszystko jest o wiele wyraźniejsze. I głosy, i obraz. Szybko dociera do niej, że znajduje się w karetce. Jest podłączona do aparatury, a za pośrednictwem żyły jest wtaczana kroplówka. 

— Obudziła się! — ktoś krzyczy. Dopiero po kilku sekundach orientuje się, że to głos Any. 

— Ana? — mamrocze niewyraźnie. — Jesteś tu? 

— Proszę się teraz nie przemęczać. Wiele przeszłaś — upomina medyk. Holm spogląda na jej czerwone ubranie z wielkim napisem na plecach. Kobieta zajmuje miejsce na siedzisku obok noszy. Uważnie wpatruje się w Molly, powierzchownie sprawdzając jej stan. — Jak się czujesz? 

Holm czuje się niezręcznie. Kobieta bez przerwy jej się przygląda. Przełyka nerwowo ślinę. Tak bardzo chciałaby po prostu stąd wyjść i pójść do domu...

— Jest tu Ana? — Molly ignoruje pytanie medyka i lekko unosi się na noszach, aby móc dostrzec, co znajduje się na zewnątrz. Nigdzie nie dostrzega przyjaciółki, choć dałaby sobie rękę odciąć, że ją wcześniej słyszała. — Słyszałam ją. 

— Tak. Jest tu twoja przyjaciółka. Jednak...

— Mogę już stąd iść? Czuję się dobrze — przerywa jej w połowie zdania. 

— Wolałabym sama to ocenić. — Przekręca monitor w swoją stronę i coś analizuje. Nie trwa to długo, gdyż zaraz znów odwraca się w stronę Holm i zwilża językiem wargi. — Wyniki są w porządku. Powiedz mi, Molly, czy coś cię boli? 

Molly stara się współpracować. Wie, że w ten sposób szybciej się stąd wydostanie, a w tym momencie nie marzy o niczym innym. 

— Nadgarstek — przypomina sobie o urazie. Rusza nim i czuje lekki ból. Nie jest tak odczuwalny, jak wcześniej, ale wciąż jest to nieprzyjemne. Dopiero teraz orientuje się, że ma go zabandażowanego. 

— Tak, to już sami zobaczyliśmy. Jest tylko stłuczony — wyjaśnia pokrótce. 

— Nie złamał mi go? — w głosie Molly słychać ogrom zdziwienia. — Byłam pewna, że już nim nie ruszę przez długi czas. — Dla pewności robi okrążenia dłonią. 

— Masz jeszcze jakieś urazy? Czujesz gdzieś ból? — Holm kręci głową. — Dobrze, gdyby jednak cokolwiek się działo, nawet w domu, to proszę, zgłoś się do najbliższej izby. Na ten moment wyglądasz na całkiem zdrową... przynajmniej fizycznie. Powiedz mi, jak się czujesz? Wiesz, o czym mówię. Może potrzebujesz porozmawiać z psychologiem? — Kobieta patrzy na nią z wielką troską. Naprawdę uwielbia swoją pracę. Od zawsze marzyła o pomaganiu innym, a praca medyka jest wręcz idealna. Co może być bardziej trafnego? Odkąd była w technikum ogrodniczym, miała przeczucie, że to wcale nie jest to, co chciałaby robić całe życie. Rośliny są żywe, to prawda, ale czy pomagając im, przyczynia się do tworzenia lepszego świata? Na pewno nie w takiej mierze jak podczas ratowania ludzi. Szybko sama się zorientowała i wybierając kierunek studiów, nie popełnia drugi raz tego samego błędu. 

— Dziękuję za pomoc. — Holm wstaje z noszy, kiedy jest już wolna od aparatury. To ciągłe pikanie zaczęło już działać jej na nerwy. 

— Nie ma za co. — Szczery uśmiech pojawia się na twarzy lekarz. Podaje rękę Molly, żeby mogła bezpiecznie wyjść z karetki. — I pamiętaj o smarowaniu nadgarstka! — przypomina, gdy kobieta odrobinę oddala się od pojazdu. Ciemnowłosa odwraca się przez ramię i kiwa głową potakująco. Jest wdzięczna, ale ma ogromną potrzebę znaleźć się w swojej oazie spokoju, jaką jest jej własny pokój. 

Chaotycznie rozgląda się po otoczeniu. Widzi dwie karetki, policję, kilka przechodniów, którzy próbują coś dojrzeć zza taśmy policyjnej. Stop. Druga karetka. 

Momentalnie ożywia się, kiedy dociera do niej, że jest tu jeszcze jedna karetka. Pospiesznie do niej podchodzi, mając przypuszczenie, że spotka w niej Kenta. Nie pamięta, żeby zrobili mu krzywdę. A, co jeśli jednak ktoś z nim był w środku biura? Przez pewien czas świat rzeczywisty zlewał jej się z fikcją wyobraźni, więc może wtedy wydarzyło się coś, czego teraz nie pamięta? 

Drzwi są lekko uchylone, więc Holm zagląda ostrożnie do wnętrza. Na środku widzi nosze, lecz są one puste. Zalewa ją fala gorąca. 

A co, jeśli wzięli go do szpitala? 

Boże, przecież to wszystko moja wina... 

Gdybym tylko nie poznała Maga, nic z tego nie miałoby miejsca. 

Wyrzuty sumienia nie dają jej spokoju. W głowie ma tylko słowa nieznajomego. Jego pytania o Magnussona. Jaspera szuka mafia. Tego jest pewna. Co takiego jednak ma za uszami, że ktoś pragnie jego krzywdy? Może zabił kogoś, może to zemsta, a może tylko był świadkiem... tak wiele niejasności, które kotłują się w głowie Molly. Chciałaby poznać choć skrawek prawdy, lecz to oznaczałoby spotkanie z Jasperem, a tego za wszelką cenę pragnie uniknąć. Nie pozwoli, by drugi raz namieszał w jej życiu. Może jeśli całkowicie odetnie się od Maga, to agresorzy dadzą jej spokój. Stwierdzą, że jest nieużyteczna. 

To wszystko sprawia, że robi jej się słabo. Musi chwycić się blachy pojazdu, żeby nie upaść. Oddycha bardzo nierówno i płytko. Wręcz walczy o każdy wdech. 

— Wszystko w porządku? — Nagle przed nią wyrasta mężczyzna w służbowym mundurze. Policjant. — Źle się czujesz?

— Nie-e — odpiera, lecz nie udaje jej się zrobić tego bez zająknięcia. — To przez emocje — dodaje nieco pewniej. Prostuje się i raz jeszcze przygląda mundurowemu. Na jego twarzy widać wiele zmarszczek, można by dzięki nim stwierdzić, że praca w policji wiele go kosztuje. 

— Molly Holm, tak? — Poważnieje. Kobieta tylko kiwa głową nieśmiało. Ma dość bycia w centrum uwagi. — Musisz złożyć zeznania — informuje służbowym tonem. Po plecach Molly płynie mokra stróżka zimnego potu. 

— Zeznania? — znów nie brzmi na pewną siebie. W głowie panuje chaos. Nie może tego zrobić. Nie może powiedzieć wszystkiego, co się wydarzyło. Nie może przyznać, co było celem ataku. Nie chce. 

— Nie bój się. Oni o niczym się nie dowiedzą. Nic ci już nie grozi — zapewnia, patrząc głęboko w jej oczy. Chce ją przejrzeć, ale kobieta stara się szybko ogarnąć i przestać pokazywać emocje, bo wszyscy mogą czytać z niej jak z otwartej karty. W ten sposób daleko nie zajdzie. 

— Złapaliście ich? — Mężczyzna milczy, a dla Holm to jawny sygnał, że bandziory są wciąż na wolności. — Więc jak mogę być bezpieczna? 

— To przypadkowy napad — odpiera pokrótce, nie chcąc drążyć tematu. — Zbieg zdarzeń chciał, żebyście znaleźli się w środku akcji. 

— Kent — przypomina sobie nagle o znajomym. — Co z Kentem? Gdzie on jest? — chaotycznie zadaje pytania. Nieprzerwanie rozgląda się na boki, jakby miała nadzieję, że gdzieś tu go znajdzie. — Jest tu?

— Ach, tak. Kent Skoog. Został obejrzany i odebrany przez krewnego. 

— Ingmar tu był? — Jej mina wyraża wielki szok. Ingmar tu był i widział szkody. Jeśli wcześniej myślał, że ma problemy z firmą, to teraz przez głowę jej nawet nie przechodzi, co musi czuć. Biedny, stary Skoog. 

— Mogę zadać kilka pytań? — mężczyzna nalega, wskazując ręką pobliski radiowóz. — Nie zajmie to długo. 

— Ja... niewiele pamiętam. To wszystko działo się tak szybko i... — zaczyna się miotać. Jej ruchy stają się nerwowe, co nie uchodzi uwadze policjanta. 

— Już ci mówiłem, że ta rozmowa jest tylko między nami. Muszę sporządzić odpowiedni raport, ale nie wyjdzie to za mury komisariatu — mundurowy próbuje ją przekonać, ale Molly nie wierzy w żadnego jego słowo. Wie dobrze, że jeśli znaleźliby sprawców, to byłby proces sądowy, a wtedy musiałaby się zmierzyć z ich wzrokiem. Nawet jeżeli nie znajdą ich, a będą szukać, to łatwo mogą się zorientować, że Holm pomaga policji. Mogłoby to im się nie spodobać. Właśnie też dlatego wybiera opcję milczenia. 

— Chciałabym pomóc, ale mam pustkę w głowie — zawzięcie stoi przy swoim. Mężczyzna wzdycha przeciągle. 

— Możemy wejść do radiowozu? Sporządzę odpowiednią adnotację. 

— Dobrze. — Kiwa niepewnie głową, ale decyduje się iść za mundurowym. 

Policjant ma ułatwione zadanie, bo wiele nie musi pisać. Molly nie odpowiada na żadne z jego pytań, prócz tych powierzchownych. 

— Nie pamiętasz, ilu ich było? — Mężczyzna zawiesza się nad jednym z punktów na swojej liście i zaciska mocniej długopis w palcach. — To może bliżej pięciu czy dziesięciu? A może więcej? 

— Było ich kilku — odpiera zdawkowo. Boi się, że każde jej słowo może być użyte przeciwko niej lub... niej, tak. Tylko niej. Przecież nie martwi się o nikogo innego... 

— Pamiętasz, jak wyglądał ten, który ci to zrobił? — Wskazuje na jej twarz, na której widać zaczerwienienia. Kobieta kręci głową. — Mieli przy sobie broń? 

— Nie wiem.

— Nie wiesz? Nie widziałaś, nie słyszałaś żadnych strzałów? 

— Skoro wiesz, że były strzały, to czemu mnie pytasz? — Unosi lekko wzrok na jego oczy. Próbuje wziąć ją sposobem. Testuje swoje własne tajniki zawodowe, lecz na Holm mało które z nich działają. Przejrzała go. Wiadomo, że chce z niej wyciągnąć jak najwięcej, a potem... a potem wszystko, co powiedział, obiecał, przestanie mieć większe znaczenie. — Byłam zbyt przejęta, żeby cokolwiek zakodować. Choćby leciały mi nad głową. 

— Tak, rozumiem. — Chrząka. — Na ten moment to wszystko. Jeśli coś ci się przypomni, odezwij się do mnie. — Wciska jej karteczkę ze swoim numerem telefonu. Molly tylko kiwa głową niepewnie i opuszcza pojazd. 

Przez chwilę stoi i oddycha świeżym powietrzem. W ostatnim czasie ma wrażenie, jakby jej go brakowało. Uczucie duszności pojawia się kilkukrotnie podczas tego dnia. 

— Molly! — Zdyszana Ana podbiega do przyjaciółki i chwyta ją za ramiona, patrząc prosto w oczy. Przygląda jej się uważnie, sprawdzając jej stan. — Boże, dziewczyno! Tak bardzo się martwiłam o ciebie! To jakiś koszmar! 

— Spokojnie, już jest po wszystkim — mówi, lecz w ten sposób próbuje uspokoić również siebie. — Cały czas tu byłaś? 

— Oczywiście! Jak tylko po mnie zadzwonili, od razu przyjechałam. 

— Kto do ciebie dzwonił? 

— No, medycy. Podałaś mój numer jako osobę pierwszego kontaktu, nie pamiętasz? — Anastasia przygląda jej się zaciekawiona. — Boże, uderzyłaś się w głowę? Co ja gadam, oczywiście że tak. Słyszałam trochę, co ci się stało. Co za bandziory cholerne! Powinni wszyscy zginąć! Albo nie! To zbyt łaskawe dla nich. Powinni przeżyć coś równie okrutnego, powinni...

— Ana, proszę. Nie nakręcaj się. Już po wszystkim — przerywa jej, bo widzi, jak mocno jest przejęta. Chłody podmuch wiatru otula ciała kobiet, lecz tylko jedna z nich odczuwa z tego powodu zimno. Molly drży delikatnie i próbuje bardziej okryć się cienką bluzą. — Możemy wracać do domu? 

— Tak! Na pewno jesteś zmęczona — kwituje. Prowadzi przyjaciółkę do samochodu. Tak rzadko Anastasia korzysta ze swojego auta, że Holm momentami zapomina, że w ogóle takowy jest w jej posiadaniu. Widocznie tego dnia oceniła, że będzie przydatny. Na całe szczęście. Dla Molly to wielkie ułatwienie, gdyż jedyne, o czym teraz myśli, to swój pokój. 

Już w progu mieszkania, Ana, każe Holm położyć się i odpoczywać. Nawet odpuszcza zadawania pytań, chociaż bardzo ją nurtują. Dla Molly jest to jak najbardziej na rękę. Bez wahania udaje się do swojego azylu i zamyka drzwi. Najpierw siada na pościelonym łóżku i wzdycha głośno. Czuje się, jakby cały ciężar właśnie z niej uleciał. Ma poczucie względnego bezpieczeństwa, chociaż dobrze wie, że mafia nigdy nie odpuszcza. Kolejne dni będą dla niej trudne. 

Jej ciało mimowolnie opada na posłanie. Nie ma siły walczyć ze zmęczeniem. Tak bardzo pragnie chwili wytchnienia, że nie zamierza się opierać. Pozwala Morfeuszowi wciągnąć się w swoje sidła. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top