Rozdział 13

— Dziesiątka! — krzyczy Molly pełna entuzjazmu. Z dumą w oczach patrzy na swojego rywala. Na jego twarzy maluje się jednak rozbawienie, które nie jest adekwatne do jego przegranej. 

— Tak? — Joshua brzmi zawadiacko, gdy zbliża się do Molly. Jego dłonie lądują na biodrach kobiety. Przez krótki moment ich spojrzenia krzyżują się, ale to tylko część planu. Mężczyzna uśmiecha się szeroko i zaczyna ruszać palcami, bezlitośnie łaskocząc swoją ofiarę. Holm wije się, a jej głośne błaganie o pomoc słychać w całej hali. 

— Dość! Josh, dość! — Szarpie się we wszystkie strony, aby tylko umknąć od jego sprawnych dłoni. — Proszę! 

Mężczyzna ustępuje, kiedy Molly nogi uginają się, a ta ląduje na zimnej posadzce. Łoskot odbija się od ścian wraz z jej jeszcze głośniejszym śmiechem. 

Zajęcia z Joshem trwają już od dobrego tygodnia. W tym czasie ich relacja znacznie się polepszyła. Potrafią znaleźć wspólny język, a dni spędzone razem nie są wyzwaniem. I choć Holm z początku nie lubiła go, zakładając od razu jego złe intencje, tak teraz ma go za całkiem w porządku człowieka. 

— Wstawaj, Holm. Szkoda czasu na twoje mazgaje! — droczy się, a ten cwaniacki uśmiech ani na chwilę nie schodzi z jego twarzy. 

— Holm? Od kiedy mówimy sobie po nazwisku? — zaczepia figlarnie, mrugając przy tym jednym okiem. Podnosi się z podłogi i otrzepuje małe paprochy, które zdążyły przyczepić się do jej spodni. — A, właściwie — zaczyna, uświadamiając sobie coś istotnego. — Jakie jest twoje nazwisko? W karcie wpisane jest tylko imię. 

— Nie mam nazwiska — odpowiada niemalże od razu, co przykuwa uwagę Molly. Patrzy na niego zaciekawiona, a brew unosi się ku górze. 

— A co to ma znaczyć? 

— To, że ci go nie podam. — Wystawia język w jej kierunku wraz z szerokim uśmiechem i szybko podchodzi do regału z bronią. Odkłada wiatrówkę, którą wcześniej położył niestosownie na podłodze. 

— Sprytne — komentuje tylko. 

— Kończymy na dziś — mówi niespodziewanie, kiedy kobieta sięga po nowe pudełko ze śrutami. 

— Tak wcześnie? 

— Tak. Przyda nam się dzień regeneracji. — Zdejmuje z siebie spoconą koszulkę i bez ogródek rzuca nią w znajomą. 

— To obleśne! — krzyczy na cały głos. Wcale nie stara się, żeby ją złapać. Wręcz przeciwnie. Odsuwa się najdalej, jak potrafi, unikając dostania nią w twarz. 

— Bardziej obleśne byłoby pójście w niej na spacer — zauważa, wcale nie przejmując się zachowaniem Molly. 

— Idziesz jeszcze na spacer? 

— Tak i miałem nadzieję, że ty pójdziesz ze mną. — Błyska przed nią białymi zębami, jakby sam wygląd miał załatwić całą sprawę. 

— Skąd pewność, że się zgodzę? 

— Bo nie masz nic ciekawszego do roboty? — Wyciąga w jej stronę otwartą dłoń, licząc że przyjmie propozycję. — Oczywiście, niezobowiązujący spacer — dodaje, widząc badawcze spojrzenie Molly, w której głowie rodzi się tak wiele scenariuszy. 

Po niedługiej chwili zgadza się na spacer. Oboje pospiesznie przebierają się z nieświeżych ubrań, po czym Molly odkłada kilka przedmiotów, które znalazły się w innym miejscu, niż powinny. Dopiero wtedy wychodzą z budynku. 

Na zewnątrz bucha w nich przyjemnie ciepłe powietrze, a uśmiech na twarzy Holm samoistnie się pojawia. Uwielbia wieczory, a jeszcze bardziej spacery. Zazwyczaj jednak robi to w samotności, wtedy ma czas na przeróżne refleksje, ale ostatnio zauważyła, że takie długotrwałe rozmyślania na nic dobrego jej nie wychodzą. Do domu wraca w jeszcze gorszym nastroju lub nawet zapłakana. Teraz jedyne co jej potrzebne, to cisza: również wewnątrz niej. 

Joshua prowadzi znajomą w co rusz inną uliczkę, a Molly jest tak pogrążona w rozmowie o zwierzętach domowych, że idzie bez zająknięcia za mężczyzną. 

— Serio? Papuga gadająca? — dziwi się, a przez jej gardło wydostaje się stłumiony śmiech. 

— Serio, serio. Gadające są najciekawsze. Jakbyś usłyszała, jak pięknie wita moich gości w domu — Josh nie może wytrzymać i dołącza do rozbawionej Holm. 

— Na pewno bardzo kulturalnie. 

— Oj, na pewno!  — przytakuje ironicznie. 

Mijają kolejne zakręty, lecz pogrążeni rozmową, nawet nie czują tego dystansu. Czas również mknie nieubłaganie i nim się orientują, upływa pełna godzina. Jednak im wcale się nie spieszy. 

— To gdzie teraz idziemy? — dopytuje Molly, kiedy zaczyna gubić się w rozpoznawaniu uliczek. — Chyba tu jeszcze nigdy nie byłam — dodaje po chwili. Rozgląda się w każdą stronę, lecz wcale nie poznaje tego wielkiego, niebieskiego bilbordu ani bloku tak długiego, że końca nie widać. 

— Tam. — Wskazuje gestem ręki. — Jest ciekawy park. 

— Park? Idziemy w nocy do parku? 

— A czemu nie? — Mężczyzna unosi jedną z brwi ku górze. Molly jednak tylko macha dłonią w powietrzu, spychając na bok swoje wszelkie zmartwienia. 

Nie każdy człowiek na świecie jest zły. 

Furtka od parku jest otwarta na oścież, więc już z daleka wiedzą, że  pewnością dostaną się do środka. Josh jest pewien, że nawet gdyby okazała się ona zamknięta, to znalazłby sposób, żeby dostać się do wnętrza, jednak nie mówi tego głośno. 

— Panie przodem. — Zatrzymuje się przed wejściem i czeka aż znajoma przejdzie przez wąskie przejście. 

Im oczom ukazuje się spory plac zieleni, a nawet kilka drzew, posadzonych względnie daleko od siebie. Gdzieś w oddali słychać szum wody, co zaskakuje Molly. Nigdy nie była w tym miejscu, a ma wrażenie, że jest ono naprawdę urokliwe. 

Joshua wypatruje czegoś zza jej pleców, przez co kobieta marszczy boleśnie brwi i przygląda się skupionej twarzy znajomego. 

— Jesteś głodna? 

— Co? 

— Pytam, czy jesteś głodna. 

— Josh, jest noc — zauważa poważnie. — Co takiego chcesz mi zaproponować do jedzenia w środku parku? 

— Hot doga — mówi, siląc się na równie sztywny ton. W głębi duszy już dawno wybuchł śmiechem. 

Kobieta rozgląda się energicznie dookoła i dopiero po krótkiej chwili dostrzega małą budkę z hot dogami. Nieoczekiwanie zaczyna się śmiać w głos, a wtedy i Joshowi ciężko jest utrzymywać swoją postawę. Ewidentnie humor im dopisuje. 

Zamawiają dwa hot dogi i siadają na pobliskiej ławce. W parku nie ma nikogo prócz nich i sprzedawcy w budce, który właściwie też już się zbiera. 

— Czemu pracujesz na strzelnicy? — gdzieś pomiędzy kęsami pada pytanie, a Molly wzrusza ramionami. 

— Jest ciekawie — odpiera bez zastanowienia. Nie ma pojęcia, dlaczego pracuje w takim miejscu. Wiele osób odradzało jej strzelnicę, lecz ona jakoś nie przejmowała się ich zdaniem. Holm od zawsze szuka w życiu deszczyku emocji. — Praca w maku byłaby zbyt nudna. 

— Zdziwiłabyś się — mówi z pełną buzią, nie przejmując się kulturą. — Pracowałem i powiem ci, że praca w maku potrafi być ekscytująca!

— Tak? A co takiego? Pomylone zamówienia czy frytki zbyt mocno upieczone? 

— Nie chciałabyś pomylić zamówień, uwierz mi. — Kładzie rękę na sercu w geście prawdomówności.  — To tam nauczyłem się wykorzystywać swój urok. 

— Jaki urok? — podłapuje. 

— Urok osobisty, moja droga. Uwierz mi, że działa cuda. — Mruga okiem i bierze ostatniego kęsa bułki, aby po chwili wyrzucić papierek do kosza. 

— Nie zauważyłam! 

— Ah, tak? A co tutaj robisz? Przecież nie chciałaś iść na spacer — droczy się. 

— Skąd ta pewność? A może właśnie tego chciałam. 

— Chciałaś iść ze mną na spacer? — Oboje wpatrują się w siebie z wielką intensywnością. Atmosfera robi się niezwykle gęsta. 

— Sam mówiłeś, że to nic zobowiązującego — przypomina, lecz jej głos jest słaby, nietypowo cichy. Oblizuje wargi, kiedy dociera do niej, jak bardzo są one wyschnięte. Nie uchodzi to uwadze Josha. 

Zbliża się dyskretnie, tak wolno, że ledwo jest to widoczne. Nie przestaje patrzeć w głąb jej tęczówek, szukając jakiekolwiek aktu protestu. Ona jednak nie wyraża nic. Jest bierna w tym, co robi Joshua. 

Kiedy jego wargi delikatnie muskają jej, dopiero wtedy coś do niej dociera. Jak oparzona odsuwa się od niego, a serce ma zamiar wyskoczyć z jej piersi. Oddycha nienaturalnie szybko, a przed oczami widzi wiele gwiazdek. 

— Wszystko okej? — Josh momentalnie wstaje ze swojego miejsca i łapie Molly pod ramię. Ma pewność, że gdy tylko spróbuje podnieść się samodzielnie, wyląduje twarzą na chodniku. 

Kobieta nie odpowiada mu od razu. Jest zbyt oszołomiona. 

Unosi lekko głowę i znów widzi jego niebieskie oczy, w których łatwo jest się zatracić. Odwraca wzrok, gdyż wie, że to do niczego dobrego nie prowadzi. 

— Dobrze się czujesz? — Mężczyzna próbuje nawiązać z nią jakikolwiek kontakt, bo wydaje mu się, że Molly jest z nim wyłącznie ciałem. 

Kobieta zrywa się z ławki i odchodzi krok, utrzymując potrzebny dystans. W takiej odległości znacznie lepiej jej się oddycha. 

— Tak, wszystko dobrze. To... nic takiego. Odrobinę zakręciło mi się w głowie — tłumaczy plączącym się językiem. 

— Powinnaś jeszcze usiąść. Jesteś blada.

— Powinnam iść do domu — poprawia go pewnym głosem. — Jestem zmęczona, dom to jedyne miejsce, w którym chce być — dodaje, mając nadzieje, że pozwoli jej odejść. 

— Odprowadzę cię — jego głos jest na tyle ostry, że Molly nie podejmuje więcej prób pozbycia się go. Nie ma siły na spory, a jedyne, o czym marzy, to znalezienie się we własnej pościeli. 

Holm kieruje się w stronę swojego bloku, chociaż z początku odnalezienie odpowiedniej alejki jest dla niej wyzwaniem. W tej dzielnicy nie miała okazji wcześniej przebywać. 

Spogląda ukradkiem na Josha. Jest naprawdę przystojny, a jego żarty bywają zabawne. Tak naprawdę ucieka od niego, bo boi się zaangażować ponownie. Poprzedni... Jasper okazał się kimś całkiem innym, niż przypuszczała, a teraz ma zaufać znów nowej osobie? Co prawda, mogłaby skoczyć z nim do łóżka, ale czuje, że byłoby to nie far. Na jednorazowe zabawy zawsze wybierała mężczyzn, z którymi wiedziała, że nie spotka się nigdy więcej. Z Joshuą widuje się niemal codziennie... 

— Dziękuję — mówi wreszcie, kiedy stają przed jej klatką. — I przepraszam za popsucie spaceru. — Spuszcza głowę, intensywnie wpatrując się w swoje buty. Och, ależ one brudne. 

— Nic nie popsułaś — zaprzecza od razu. — Każdy może gorzej się poczuć, rozumiem. 

Posyłają sobie przyjacielskie uśmiechy, po czym żegnają się z takim samym dystansem. Stopa przyjacielska będzie w tym przypadku najbardziej odpowiednią.

.

Od samego rana Anastasie rozpiera energia. Właściwie to odkąd wróciła od cioci Selmy, buzia jej się nie zamyka. Ciągle opowiada o tym, jak było cudownie na weselu oraz oczywiście o facetach. Podobno jej kuzynki wybrały naprawdę przystojnych mężczyzn, jako osoby towarzyszące. Jak dobrze, że to tylko przyjaciele, bo Ana mogła swobodnie filtrować. 

— Ana! — woła Molly, kiedy staje przed blatem kuchennym i zastaje tam dwa kubki z wrzątkiem. — Czy ty nie miałaś zrobić nam herbaty? 

— Przecież zrobiłam! — odkrzykuje gdzieś z głębi mieszkania. 

Holm kręci głową na boki. Nie dowierza, jak bardzo roztrzepana jest jej przyjaciółka. Sama wsadza torebki do wody i zanosi naczynia do salonu. 

— Patrz! Nowy sezon Lucyfera! — Blondynka wskazuje na ekran telewizora, gdzie właśnie puszczają czołówkę lubianego serialu. 

Molly sięga po swoją herbatę i upija spory łyk, nie przejmując się jej ciepłem. Dzisiaj jest sobota, w dodatku niepracująca dla kobiety, dlatego ma zamiar spędzić ją, nadrabiając zaległy czas z Aną. W ostatnim czasie mają naprawdę mało chwil dla siebie, przez co obie są nienasycone, a ich relacja staje się nieco poszargana. Kiedy spogląda na roześmianą przyjaciółkę, uświadamia sobie, jak bardzo za nią tęskniła. 

— Wiem! A może wybierzemy się na imprezę? — rzuca nagle pomysł, inspirując się klubem serialowego Lucyfera. 

— Wiesz, co ja powinnam ci włączyć inny film... może coś o siostrach zakonnych albo życiu w celibacie? 

— Oj, przestań! Siostry też potrafią mieć ciekawe życie! Nie wierzę, że tylko zamulają w strojach dziewic! 

— Ana, czy ty nie przesadzasz? Chyba za bardzo przyzwyczaiłaś się do imprezowego życia. Powiedz, czy ty robiłaś tam coś innego niż wypatrywanie przystojniaków w klubach? 

— Spędzałam czas z rodziną, Molly! 

— Tak, wiem. I przystojnymi znajomymi kuzynek — dogaduje z czystą premedytacją, na co obie wybuchają głośnym śmiechem. 

— Dobra, mam lepszy pomysł — zaczyna po chwili blondynka. 

— Już się boję — mruczy pod nosem i znów sięga po herbatę. 

— Pojedziemy na zakupy! Brakuje mi ciuchów, a ostatnio widziałam wymarzone buty w centrum! 

— No, dobra. W sumie też bym się rozejrzała za czymś nowym. — Wzdycha przeciągle i znów podnosi wzrok na przyjaciółkę, która gwałtownie zrywa się z kanapy. 

— Za pięć minut będę gotowa — oznajmia i odchodzi do swojego pokoju. 

— A herbata? — Molly jedynie zadaje pytanie, lecz ma wrażenie, że mówi bardziej do ścian, bo przyjaciółka już wcale go nie słyszy. Wzdycha ponownie i dokańcza swoją. Holm nie podaruje wypicia napoju. Bardzo ceni sobie ciepłą, słodzoną torebkę herbaty. 

Molly ledwo zdąża odłożyć kubek do zlewu, a Anastasia czeka już gotowa w przedsionku i szeleści kluczami, które zawieszone są na jej palcu. 

— Samochodem? — Holm jest w dużym szoku, kiedy widzi klucze od auta Any. Od tygodni nie miała z nim styczności albo nawet miesięcy. 

— Pora przepalić tego grata. — Wkłada buty sportowe na stopy i ponownie zerka na współlokatorkę. — Halo, ruszaj się! 

Droga do centrum handlowego zazwyczaj nie trwa tak długo, jadąc samochodem, ale kobieta potrzebuje chwili na przypomnienie sobie obsługi pojazdu, a nawet i to nie sprawi, że nagle będzie jeździć zawodowo. Takie przerwy są widoczne i nigdy nie będzie to to samo, jakby prowadziła codziennie. Ciężko jednak zmobilizować blondynkę, która zwyczajnie boi się jeździć na drogach publicznych. Przeraża ją ruch uliczny, chociaż trudno jej się do tego przyznać. 

Kiedy nadeszła pora parkowania, też nieźle się natrudziła, nim mogła wreszcie zostawić auto i stwierdzić, że jest w miarę przyzwoicie. Ma tylko nadzieję, że nikt nie zapragnie zaparkować swojego pojazdu obok nich, bo biedna Anastasia będzie miała niemały kłopot z wyjechaniem. 

W pierwszej kolejności udają się do sklepu, w którym Ana widziała upragnione buty na wysokim obcasie. Jej zawód jest tak wielki, kiedy okazuje się, że wszystkie w jej rozmiarze zostały już wykupione. 

— Poszły jak świeże bułeczki — mówi sprzedawczyni z wyrazami smutku na twarzy. — Może zaproponuje inne buciki? Mamy takie nowości... 

— Nie, dziękuję. Chciałam tylko tamte... 

— Niestety, w takim razie nie mogę pomóc.

Ana jest totalnie załamana. Wychodzi ze sklepu i człapie butami raz za razem, rozglądając się na szyldy innych marek. W końcu decyduje się wybrać kilka ubrań na pocieszenie. Molly uwagi nic nie przykuwa, dlatego jedynie towarzyszy przyjaciółce w wyborze kolejnych ciuchów.

Po udanym kupnie czterech bluzek oraz dwóch sukienek Anastasia czuje się o niebo lepiej. Teraz jej brzuch upomina się o jedzenie, dlatego siadają w strefie gastronomicznej, blisko pizzerii. 

— Tak dawno nie jadłam pizzy — wspomina rozmarzona blondynka i oblizuje usta. Obie czytają menu, szukając odpowiednich składników. Decydują się na dwie małe pizze, dzięki czemu każda będzie miała osobną. W ten sposób łatwiej dokonać wyboru. 

Jak dobrze, że o tej godzinie nie ma jeszcze dużych kolejek i nie trzeba czekać godziny na swoje zamówienie. 

— Nie lubię salami — zauważa zdegustowana Molly, patrząc na decyzję przyjaciółki. 

— Dlatego masz swoją. — Wskazuje na jej talerz. — Żebyś nie marudziła — dodaje i nie umie powstrzymać się przed przewróceniem oczami. — Ah, ale bym się napiła jakiegoś mocnego koktajlu. 

— Przypominam ci, że przyjechałyśmy autem — przypomina Holm. Ana wcale nie jest zadowolona z tego faktu. Wzdycha tak głośno, że siedzący obok ludzie, zerkają ukradkiem na kobiety. 

— Auto to same problemy — marudzi wcale nie pod nosem. Dopiero kiedy zaczyna jeść pizzę, uspokaja się momentalnie. Zapomina o swoich kłopotach i delektuje się smakiem ulubionego dania. — Uwielbiam pizzę — szybko zmienia temat. 

— Osobiście wolę chińszczyznę — stwierdza Molly, choć włoską pizzą nigdy by nie pogardziła. 

— Molly, słuchaj. Wpadłam na pomysł! — mówi nagle Ana, kiedy na jej talerzu zostaje raptem ćwiartka posiłku. Holm bierze wielkiego kęsa i spogląda na nią spod oka. Nie jest do końca pewna, czy chce słyszeć o jej genialnym pomyśle. — Zrobimy imprezę! 

— A ty znowu o klubach. — Przewraca oczami. 

— Nie! Zrobimy imprezę w domu! Domówkę! — prostuje, a Molly o mały włos nie wypluwa wszystkiego z buzi. Jeszcze nigdy nie robiły imprezy w mieszkaniu i Holm obawia się, że mogłyby to nie najlepiej się skończyć. 

— Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Wiesz, że po tym trzeba sprzątać? I pilnować tych wszystkich, pijanych ludzi, żeby nie roznieśli nam połowy mieszkania? 

— Nie przesadzaj! Ludzie przed trzydziestką są całkiem wychowani. — Do głowy Molly z niewiadomych przyczyn wpada myśl o Jasperze. On ma ponad trzydzieści lat i jakoś wcale nie wydaje się ,,wychowany". Molly przegryza wargę i mocno zaciska powieki. Ma nadzieję, że to pomoże jej pozbyć się obrazu Maga sprzed swoich oczu. 

— Pomyślę jeszcze — odpiera na wdechu. Nie kłamie. Gdzieś w głębi duszy ma przypuszczenie, że impreza mogłaby pomóc jej w uciszeniu myśli, które podsuwają jej sprzeczne sygnały. 

Już raz tego próbowałaś i wcale na dobre to nie wyszło — odzywa się jej sumienie, ale skutecznie je ucisza. 

— A! Czyli, że się zgadzasz! Ale będzie super! Ja się wszystkim zajmę, obiecuję! — Ana potrafi całkiem inaczej wszystko interpretować. 

— Ale czy ja się zgodziłam?

— Molly, znam cię nie od dziś i wiem, że kiedy mówisz ,,pomyślę jeszcze", to oznacza, że w większej części jesteś na tak. A z tego, co mi się wydaje, żyjemy w demokratycznym świecie, więc rozumiem to jako zgodę — kończy swój wywód, szeroko się uśmiechając. 

— Masz mnie — odpiera beznamiętnie i wysila się na nie w pełni szczery uśmiech. Anastasia triumfuje jeszcze weselej. 

— Wiesz, jak bardzo cię kocham! — Wyznaje, uwieszając się na jej szyi, kiedy wstają od stołu. — Tak bardzo cieszę się, że mam ciebie za współlokatorkę! 

Molly nie komentuje tego. Gdyby przyjaciółka tylko wiedziała o jej wewnętrznych problemach, z którymi walczy nie od dziś, mogłaby się odrobinę zdziwić. 

— Wracajmy do domu. Mam ochotę obejrzeć jeszcze Lucyfera — zbywa jej wyznania. 

Z torbą pełną zakupów kierują się do wyjścia. Ana zdążyła już tysiąc razy wspomnieć, jak bardzo nie cierpi tego, że przyjechała tu samochodem, a Molly tyle samo razy przypomniała jej, że to była jej decyzja. 

— Molly? — Nagle słyszą nawoływana, dlatego równocześnie patrzą za siebie. Holm nie wierzy własnym oczom. Trzeba mieć niezwykłego pecha, żeby znów wpaść tę osobę. 

— Made — odpiera z naprawdę sztucznym uśmiechem. Na ten widok nawet Ana nie może powstrzymać się od cichego chichotu. Wygląda komicznie. 

— Wszystko w porządku? Pobladłaś, Molly. 

— Tak, w jak najlepszym — odpowiada z lekko ściśniętymi zębami. Mimowolnie rozgląda się na boki, szukając czegoś, na czym mogłaby zawiesić swój wzrok. Nie ma ochoty wpatrywać się w dumną postać Madeleine. 

— Co robicie wieczorem? Może mogłybyśmy się spotkać i...

— Nie damy rady — przerywa jej w połowie zdania z udawanym smutkiem. — Niestety, mamy plany i ciężko będzie z nich zrezygnować. 

— Och, szkoda. Może innym razem? — pyta z nadzieją, choć Molly usprawiedliwia jej zachowanie tym, że po prostu chce znów wtargnąć w jej życie. Tak długo się nie widziały, nie rozmawiały ze sobą, a teraz nagle w jednej chwili Made pragnie odzyskać przyjaciółkę? 

— Może innym razem — powtarza z grzeczności i już ma zamiar iść przed siebie, lecz Made zatrzymuje ją. Wtyka jej w rękę małą karteczkę z szeregiem cyfr. 

— Mój numer telefonu. — Na twarzy widnieje uśmiech, który bardzo zmyla Holm. Ma mieszane uczucia i jest lekko zdezorientowana, pewnie dlatego bierze od niej papier i kiwa głową potakująco. — Do zobaczenia! 

— Cześć — Molly i Ana odpowiadają równocześnie w tym, że blondynka macha do niej energicznie. 

Kiedy Madeleine znika z ich pola widzenia, w głowie Holm znów pojawia się mętlik. Nie ma pewności czy to Made jest tą złą, czy to ona wychodzi na oziębłą sukę. 

Czy ten mentalny chaos kiedyś się skończy? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top