Rozdział 18
Jace Smith
Ucieszyłem się widząc Holly. Chciałem ją wypytać o wszystko, ale po tym co zrobiła potem aż mnie zemdliło. Ona była z tym znanym naukowcem George'm? Nie chciało mi się w to wierzyć, ale taka była prawda.
- Jedziemy? – zapytała Laura.
- Tak, jasne. – odparłem.
- Ja i George pojedziemy za wami. – oznajmiła Holly, złapała go za rękę i zniknęli w aucie.
Odpaliłem silnik i zacisnąłem mocno dłonie na kierownicy co z lekka zaniepokoiło moją siostrę.
- Jace, wszystko okay?
- Taa... Jest po prostu cudownie. – syknąłem.
W kościele George usiadł w dalszych ławkach, a my zajęliśmy pierwszą. Przez całą mszę wpatrywałem się w przepiękną Holly. Odwracała wzrok lub lekko uśmiechała się. Po ceremonii wróciliśmy do domu. Goście zaczęli powoli wracać do domu. Z Holly nie rozmawiałem od tego jak przywitaliśmy się na podwórku. Zraniła mnie bardzo, ale próbowałem tego nie okazywać. Myślałem, że będzie czekać na mnie ze zniecierpliwieniem, a tymczasem ona znalazła sobie innego. George wyszedł z Johnem, Thomasem i ojcem na dwór, a ja poszedłem na górę do pokoju Lou, gdzie Holly ją usypiała.
- Li li li li li śpij już mała śpij. – śpiewała, a jej piękny głos odbijał się echem po pomieszczeniu. Zawsze sądziłem, że spokojnie mogłaby zostać piosenkarką, ale ona spierała się, że nie potrafi śpiewać. – Oczka zmruż i śpij już. – kontynuowała swoją kołysankę, którą wymyśliła gdy była małą dziewczynką. Podniosła się, włożyła malutką do łóżeczka i odwróciła się. Zamarła kiedy mnie zobaczyła. W jej oczach było widać strach, zmieszanie. – Zasnęła.
- Możemy pogadać? – spytałem.
- Yhym.
Wyszliśmy na zewnątrz i usiedliśmy na huśtawce.
- Widzę, że zmieniło się coś w twoim życiu. – dodałem po chwili ciszy.
- Tak, a u ciebie? Jak studia?
- Dobrze, idzie mi całkiem nieźle. A jak Bibi?
- Kocham ją. Jest tak kochanym pieskiem.
- Urosła?
- Nie, nadal jest taką małą puchatą kuleczką. Może chcesz ją zobaczyć?
- Bardzo bym chciał, ale jutro wyjeżdżam. – wypaliłem. Naprawdę miałem wyjechać za tydzień, ale nie mogłem znieść wizji o tym jak się obściskują, całują i kochają.
- Och. Mam jej zdjęcie. Oto nasza Bibi. – miała rację nasz piesek nic się nie zmienił.
- Jest słodka.
- Kochanie jedziemy?! – krzyknął George.
- Tak, już idę. – powiedziała smutno. – W takim razie do następnego, Jace. – kochałem kiedy wymawiała moje imię. Robiła to tak zmysłowo, uwodzicielsko i radośnie.
- Do następnego, Holly. – pocałowałem ją w policzek, zaciągnąłem się zapachem jej perfum i odeszła.Może już na zawsze.
Wszedłem do domu i usiadłem przy stole. Odblokowałem komórkę i zacząłem przeglądać zdjęcia... moje, Holly. Całe nasze wspomnienia nosiłem tym telefonie. Tylko one mi pozostały po naszej miłości. A i jeszcze serce, które mi podarowała w dzień wyjazdu. Tylko tyle, wszystko inne uleciało, pękło niczym bańka mydlana.
- Jace, co ty tak patrzysz pod ten stół? – zapytał ojciec.
- Tak, jakoś. Zajrzę do Lou. – wyszedłem z jadalni.
Wpatrywałem się w śpiącą małą kopię mojej siostry, kiedy usłyszałem za sobą jej głos:
- Co ty taki smętny?
- Ja, skąd.
- Byłeś taki radosny zanim pojawiła się Holly.
- Fajnie było wrócić do was... Zobaczyć was po tylu miesiącach.
- Czy aby na pewno nas?
- O czym ty mówisz?
- O Holly.
- Mnie i Holly już nic nie łączy.
- Nie byłabym tego w stu procentach pewna. – szepnęła, chcąc bym tego nie usłyszał. – Chodź, zejdzie zanim się obudzi.
Posiedziałem jeszcze trochę z rodziną i wstałem.
- Czas na mnie. – oznajmiłem.
- Synku, a ty gdzie się wybierasz?
- Mamo, jutro po południu mam samolot.
- Mówiłeś, że zostajesz na tydzień. – dodała Laura.
- Tak, ale kolega napisał mi, że w środę mam bardzo ważne zajęcia, które miały być odwołane. – sam nie wiedziałem czy moje słowa miały sens.
- Muszę z tobą pogadać, więc zostajesz u nas na noc... Nie przyjmuję żadnego sprzeciwu.
Po godzinie wszyscy goście ulotnili się do domów. Laura poprosiła Thomasa by zajął się małą, a my zaczęliśmy sprzątać.
- Myślisz o Holly? – spytała ni stąd ni zowąd siostra.
- Nie.
- Jace, nie potrafisz kłamać... Tak jak ona. Nie masz żadnych ważnych zajęć w środę.
- Mam.
- A właśnie, że nie.
- Okay, wygrałaś. Nie mam. Nie chcę patrzeć jak oni się obściskują. Myślałem, że jak wrócę będzie na mnie czekać.
- Jace, pozwól jej być szczęśliwą, bo ona chece tego samego dla ciebie.
- Pójdę się położyć, dobrze?
- Tak, jasne. Dobranoc.
- Dobranoc.
Z rana pojechałem na lotnisko i poleciałem do Walii.
×××
I jak Wam się podoba taka malła scena zazdrości. Komentarze i gwiazdki mile widziane :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top