Rozdział 23
Holly Minight
- Teraz już wszystko rozumiem. Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej o tym, że masz córkę.
- Niezbyt fajnie jest mówić o tym, że przespałam się z przypadkowym facetem i niefortunnie zaszłam w ciążę. Nie mogłam ani usunąć ani jej oddać. Kocham ją całym sercem, to dzięki niej moje życie nabrało kolorów, po ciężkim okresie.
- Ma twoje oczy i uśmiech.
A twoje dołeczki i piękne, orzechowe włosy. – pomyślałam.
- Mamo! Mamo! A może wujek i Lou przyjechaliby do nas?
- Mnie się nie pytaj skarbie. Zapytaj wujka.
- Ja nie mam nic przeciwko, Ali. Lou chcesz jeszcze pobawić się z Ali?
- Tak!
Pojechaliśmy do nas. Mike'a nie było w domu, bo pojechał do swoich rodziców.
- Dziewczynki jesteście głodne? – zapytałam, a te pokiwały przecząco głową. – To biegnijcie do pokoju, zaraz wam przyniosę soczku. Napijesz się czegoś?
- Kawy może postawi mnie trochę na nogi.
- Kiedy przyleciałeś?
- Dzisiaj. Wpadłem tylko na chwilę do rodziców i pojechałem do Laury, a ta z kolei zrobiła z mnie niańkę. Kocham dzieci, a to jest wielką zaletą u faceta.
- Wujku! – krzyknęła Ali. – Chodź do nas na chwileczkę.
- Zaniosę im od razu sok. Zaraz wracam.
Zalałam wrzątkiem kawę i czekałam aż Jace wreszcie przyjdzie. Po piętnastu minutach stwierdziłam, że sprawdzę co tam się dzieje. Otworzyłam cichutko drzwi i zobaczyłam jak Alice wpina spinki z kwiatkami i kokardkami w krótkie włosy Jace'a, a on z kolei robił warkocz Lou. Zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam się śmiać. Po kilku sekundach w progu kuchni stanął Jace, śmiał się.
- Ładnie wyglądam?
- Ślicznie. Siadaj, bo ci kawa wystygnie.
- Ciociu, a możemy i tobie zrobić fryzurę?
- Ja jestem za. – rzucił Jace. – Dziewczyny tylko nie szczędźcie wyobraźni. - Pokazałam mu język i poszłam z dziewczynkami.
Kiedy spojrzałam w lustro zatkało mnie. Myślałam, że ułożą mi włosy w jakieś dziwne kształty, a tymczasem miałam pięknego długiego warkocza.
- I jak?
- Wow. – zadzwonił jego telefon. – Cześć... Dobrze... Nie uprowadziłem ci córki... Jesteśmy u Holly... Jesteś tam? Laura?... Okay, zaraz będziemy. Pa... Louise! Musimy już jechać, mama przed chwilą dzwoniła.
- No dobrze.
- Fajnie było się spotkać.
- Nom, musimy to powtórzyć. – wymsknęło mi się.
- Z chęcią.
Kobieto co ty robisz ze swoim życiem! Masz faceta, którego kochasz, a jest nim Mike nie Jace! Otrząśnij się!
***
- Kochanie, co powiesz na kolację dziś wieczorem?
- Mike, nie wiem, bo muszę dokończyć pracę i ciekawe czy mama będzie chciała zostać z małą
- To ja zadzwonię, a ty to kończ. – wrócił za pięć minut. – Zgodziła się.
- Zawieziesz ją?
- Okay. Ali... chodź, jedziemy do babci.
- Ale ja chce pobawić się z Lou.
- Bez dyskusji. – zaprzeczył Mike.- Idź na górę i weź kilka rzeczy.
- Mamo!
- Skarbie... - córka wybiegła z sypialni, a ja rzuciłam ostrzegawcze spojrzenie mojemu partnerowi. - Mogliśmy ja spytać o zdanie.
Po osiemnastej byliśmy w drodze do ekskluzywnej restauracji. Usiedliśmy mniej więcej na środku i zamówiliśmy potrawy.
- Kochanie, bo jest sprawa. Mam teraz coraz więcej pracy i czasem będę musiał wyjeżdżać... tak na tydzień, półtora.
- Jasne.
- Nie masz nic przeciwko?
- Nie, to twoja praca i musisz ją wykonywać. To aż tylu masz klientów, że musisz wyjeżdżać?
- Tak, ale dzięki temu będę jeszcze więcej zarabiać.
- Pieniądze nie są najważniejsze, kochanie.
- Ale bez nich nie zrobimy nic. Nie wyjedziemy na wspaniałe wakacje, nie kupimy większego domu.
- Po co nam większy? Mój jest wystarczająco...
- Za mały, kotku. Mój też z resztą. A w przyszłości Alice musi mieć więcej przestrzeni.
- Nie chcesz mieć więcej dzieci?
- Nie.
- Wracajmy do domu.
Mike podwiózł mnie pod dom i zaczął namiętnie całować.
- Mogę wejść? – zapytał spoglądając na dom.
- Tak.
Otworzyłam drzwi i weszliśmy. Poszliśmy do salonu, usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy się całować. Mike zdjął swoją marynarkę i zaczął podciągać moją sukienkę. Dotknął mojego uda i szedł ręką wyżej. Całował moją szyję, a ja wymruczałam:
- J.
- Co? – zapytał zaskoczony, a ja w tej chwili zdałam sobie sprawę z tego co powiedziałam. J tak czasem mówiłam na Jace'a. No masz ci los. Myśl, Holly, myśl.
- Powiedziałam ej, bo mam... łaskotki.
- Aha to dobrze.
- Odpuśćmy sobie na dzisiaj. Nie mam ochoty.
***
Mike coraz częściej wyjeżdżał. Moje życie ułożyło się w pewien schemat i nic poza tym. Rano obudziłam się nieżywa. Zmierzyłam temperaturę i jak się okazało miałam gorączkę. Jęknęłam i najchętniej zakopałabym się pod stertą poduszek. Ale zamiast tego poprawiłam moja piżamę i wzięłam się za robienie kanapek.
- Ali, wstawaj. Wstajemy śpiochu. – mała otworzyła oczy i przetarła je swoimi małymi piąstkami. Pomogłam jej się ubrać i zjadła śniadanie. Umyła ząbki i czekałyśmy na przyjazd Laury. Po pięciu minutach usłyszałyśmy ciche pukanie do drzwi. Zamiast Laury był Jace, ubrany w dżinsy i luźną koszulkę. Włosy miał w tym swoim porannym nieładzie. Wyglądał cudnie. Obok niego stała Lou.
- Hej. – powiedział. – Dobrze się czujesz?
- Tak, wszystko okay.
- Jesteś przeziębiona.
- Nic mi nie będzie.
- Ta jasne. – rzucił. – Dzisiaj ja odwiozę i przywiozę dziewczynki. Ali, gotowa?
- Tak.
- Mamo jeszcze mój plecak.
- Kurczę, zapomniałam. Wejdźcie. – pobiegłam do pokoju córki i spakowałam kilka potrzebnych rzeczy. Kiedy wróciłam Jace wiązał Ali buty. Uśmiechnęłam się, ale po chwili upomniałam się i podałam brunetowi jej plecak.
- Może zrobić ci jakieś zakupy?
- Nie, daj spokój. Mam pełną lodówkę. – a tak serio świtało pustkami. Miałam zamiar zrobić zakupy i akurat dziś dostałam gorączki. - Nie, jestem małą dziewczynką Jace. Dam sobie radę.
- Wiem. To my jedziemy.
- Tylko ostrożnie.
- Jasne.
Postanowiłam posprzątać, źle się czułam, ale musiałam trzymać się obowiązków.
ROZMOWA:
- Dzień dobry szefowo, dziś nie będzie mnie w pracy.
- Coś się stało Holly?
- Nie, ale przeziębiłam się i nie mam na nic siły.
- Dobrze, w takim razie kuruj się. Zdrowiej kochana, a i pozdrów córeczkę.
- Oczywiście, do widzenia.
Uprzątnęłam pokój Ali i łazienkę, potem zabrałam się za naczynia. Byłam w połowie, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Wytarłam ręce w ścierkę i otworzyłam.
- Jace? Co ty tu... Mówiłam ci, że nie musisz mi robić zakupów. Sama bym to zrobiła.
- Holly, pozwól sobie pomóc.
- A ty nie powinieneś być w pracy?
- Powinienem, ale zrobiłem sobie wolne.
- Jace, daj spokój.
- Nie i nawet nie myśl o tym, że się mnie tak szybko pozbędziesz. A teraz szoruj do łóżka.
- A nie mogę posiedzieć z tobą, a potem pójdę.
- Okay, ale załóż jakiś szlafrok lub koc.
- Dobrze, panie doktorze. – zażartowałam. – Chusteczki! – zdążyłam dołożyć chusteczkę do nosa i kichnęłam.
- Na zdrowie.
- Dziękuję. – dostałam dreszczy. – Pójdę lepiej po ten koc.
Kiedy wróciłam na stole czekała gorąca herbata. Sięgnęłam po nią i upiłam łyk.
- Yyyy... Jaka pyszna. Z miodem i cytryną. A co ty tam... - zerknęłam zza jego ramienia. – Gotujesz?! – zapytałam zdziwiona.
- Trzy lata mieszkania z nieogarniętym kumplem wystarczy, by nauczyć się gotować.
- A co to będzie?
- Rosół.
- Och, zostań i już zawsze mi gotuj.
Uśmiechnął się szeroko.
***
I jak??? Jednak Holly nie powiedziała Jace'owi o tym, że jest ojcem Alice.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top