Rozdział 5


  <N. Trzecioosobowa>


Trójka młodych shinobi weszła do Lasu Śmierci, równo z innymi drużynami. Wszyscy byli pełni obaw, ale podekscytowani.
Drużyna siódma zatrzymała się po dziesięciu minutach, gdy byli już trochę oddaleni od bramy. Stanęli na grubej gałęzi. Sakura odezwała się pierwsza.

— Kto będzie trzymać zwój? — spytała. Chłopacy wymienili spojrzenia.

— Ja — powiedział Naruto, biorąc zwój od Sasuke.

— Czemu ty? — spytała różowo włosa ze zmrużonymi oczami. Czarnowłosy westchnął.

— Bo jak ciebie zaatakują, to polegniesz, Sasuke jest tu „najodpowiedzialniejszy", więc będą zakładali, że to on ma zwój, więc on też odpada — wyjaśnił blondyn. Dziewczyna przytaknęła, przyznając chłopakowi rację.

— Chodźmy — rozkazał Sasuke.

Drużyna siódma ruszyła przed siebie. Już po chwili napotkali jedną z drużyn, którą po chwili pokonali. Niestety, ale mieli ten sam zwój, co oni, więc musieli ruszyć dalej.
Skakali po drzewach przed kilka godzin. Przez ten czas nie napotkali innej drużyny, co zaniepokoiło niebieskookiego, który cały czas był w gotowości.

— Uważaj, dzieciaku — odezwał się basowy głos w jego głowie.

— Co się stało Kurama? — spytał w myślach Naruto.

— Ktoś was śledzi. Ma dziwną czakrę — wyjaśnił lis.

— Rozumiem.

Blondyn nie okazywał przez następną godzinę ich prześladowcy, że wie o nim, ale tez nie poinformował o tym drużyny. Nie chciał, by tajemniczy shinobi wiedział. Zdawał sobie sprawę, że musieliby wyjść z lasu i odpocząć, bo widać było po twarzach jego towarzyszy, że byli wykończeni, nie wiadomo czym. No... Użytkownik sharingana nie był, aż tak zmęczony, ale ich „przyjaciółka" owszem. Nie chciał nikogo narażać, więc zatrzymał się przed resztą drużyny, która dziwnie na niego popatrzyła.

— Zatrzymamy się tu — rozkazał.

— Niby czemu?! — krzyknęła Haruno.

— Głośniej nikt nie słyszy — syknął Naruto w jej stronę. — Jesteście wykończeni, a jeżeli kogoś napotkamy, to z pewnością przegramy, więc się z łaski swojej zamknij — dodał. Był zmęczony ciągłym wrzaskiem różowowłosej.

Przedstawiciel klanu Uchiha nic nie powiedział, tylko kiwnął głową. Cała trójka skoczyła na ziemię. Uchiha posłał blondynowi spojrzenie, mówiące, że wie o ich „ogonie". Trójka shinobi ustaliła, że najpierw na straży stanie jinchuuriki, następnie czarnowłosy, na końcu natomiast Haruno. Wszystkim pasowała taka kolejność. Potem rozłożyli namiot, który, o dziwo, błękitnooki miał w jednej z pieczęci.
Użytkownik sharingana i różowo włosa położyli się spać, a blondyn wyciągnął z kabury wybuchowe notki. Gdy upewnił się, że jego towarzysze śpią, rozłożył wokół nich notki, by nie zaatakowała ich żadna drużyna. Nie miała zamiaru budzić reszty drużyny na ich zmiany, ponieważ chciał się pozbyć ich ogona. Sam. Po tym wszystkim brakowało mu „rozrywki", plus chciał zbadać dziwną czakrę, którą posiadał człowiek, który ich śledził. Mogło mieć to związek z jego przeszłością, a nie chciał, by oni cokolwiek wiedzieli. Przynajmniej nie teraz, gdy im jeszcze nie ufa.
O ile jest człowiekiem, pomyślał zaniepokojony sartyfikant, nadal rozmieszczając wybuchowe notki.
Mógł zostawić ich tutaj bez nich i narazić ich na niebezpieczeństwo, ale nie chciał, albo nie mógł. Z jednej strony wiedział, że jeśli zginą to i on nie zaliczy egzaminu, a musiał to zrobić. Miał dość tych misji rangi D i ewentualnie C raz na jakiś czas. Jednak to bardzo rzadko. Zaś z drugiej strony czuł dziwne przywiązanie do tej dwójki i ich kapitana. W przypadku jego rówieśników, jednego był pewien. To zdecydowanie nie była przyjaźń, ale też nie nienawiść. Mimo że go irytowali, to chciał ich, chronić, a jednocześnie zatłuc. Nie wiedział co to była za więź, ale nie chciał, żeby to się stało przyjaźnią. Nigdy nie okłamałby swoich przyjaciół, więc musiałby im powiedzieć całą prawdę, a tego nie chciał. W przypadku ich kapitana to czuł coś na wzór relacji ojciec — syn. Nie było to tak mocne, jak w przypadku Hiroshiego, ale jednak było. Nie mówił mu wszystkiego, a szaro włosy nie naciskał. Obaj nie byli gotowi na wyjawienie swoich tajemnic.
Po zastawianiu pułapki wskoczył na drzewo i oddalił się trochę od ich „obozu". Im bardziej zbliżał się do właściciela tajemniczej czakry, tym bardziej miał wrażenie, że ją zna. Z niewiadomego powodu przechodził go ciarki, gdy próbował sobie przypomnieć, skąd może znać tę czakrę. Uczucie niepokoju ogarnęło jego umysł, jednak nie pozwolił, by to go rozproszyło.

Rozejrzał się i krzyknął.

— Wyjdź, wiem, że tam jesteś — powiedział pewnie, nie chcąc okazać niepokoju. W odpowiedzi usłyszał ciche syczenie. Spojrzał w stronę odgłosu i zobaczył chłopaka, którego widział przed odebraniem zwoju. Rzucił mu się w oczy. Nie miał pojęcia dlaczego, ale w tamtym momencie wiedział, że to była prawdopodobnie intuicja.

— Jesteś bystrzejszy niż wcześniej... Naruto — odpowiedział czarnowłosy.

— Kim do diabła jesteś i skąd znasz moje imię? — spytał rozdrażniony blondyn. Chciał jeszcze spytać, czemu ich śledzi, ale odpowiedź na to była dosyć oczywista.

— O? Już o mnie zapomniałeś? Przecież spędziliśmy tyle wspólnych chwil u mnie w laboratorium — zaśmiał się chłopak.

— Labora... torium? — powiedział do siebie cicho błękitnooki. W jednej chwili wszystko wróciło. Wszystko, o czym chciał zapomnieć. To, czego nienawidził jeszcze bardziej niż swojego „domu".

Spojrzał z szokiem i lekkim strachem na jego wroga, po chwili zmieniło się to na nieopisaną wściekłość i żądze krwi. Jego oczy zabłysły najpierw czerwienią, a potem zmieniły się na kolor zielony. Wokół jego źrenicy ustawiły się cztery czerwone „ogniki". A pod oczami zaczęły się tworzyć czerwone tatuaże, jednak po kilku sekundach chłopak otrząsnął się i zacisnął powieki. Wtedy też „tatuaże" zaczęły znikać, ale gdy otworzył oczy, nadal były zielone.

— Walczmy — syknął zielonooki, na co czarnooki uśmiechnął się.

Już po zaledwie dwóch sekundach w jego stronę leciał olbrzymi wąż, z jego przeciwnikiem na głowie. Naruto wyciągnął kunai'e i w ostatniej chwili odskoczył, sprawiając, że wąż uderzył w drzewo. Jednak po chwili zwierzę otrzęsło się i ponownie zaczęło nacierać na blondyna. Tym razem, jednak nie uniknął tego. Dał się połknąć zwierzęciu, po czym, gdy był w jego żołądku, wykonał Kage Bunshin no Jutsu. Wąż wybuchł, sprawiając, że jego pan musiał skoczyć na pobliskie drzewo. Zielonooki również wskoczył na drzewo naprzeciwko swojego przeciwnika i chwilę stali w ciszy, czekając na ruch drugiego. Po minucie dwunastolatek nie wytrzymał i stworzył cztery kolny cienia. Dwa z nich wyjęły kunai'e i zaatakowały czarnowłosego, a pozostałe dwa zaczęły w obu jego rękach tworzyć rasengany. Po kilku sekundach skończyły, czyli akurat wtedy, gdy jego kolny zostały pokonane.
Wężowy facet (jak to kiedyś nazywał go Naruto) zaatakował, gotowego do ataku chłopaka. Przez to, że skoncentrował się na jego klonach, nie zauważył drugiego z rasenganów, który blondyn ukrył za plecami. Podczas gdy był pewien, że uniknął ataku chłopaka, drugi z nich leciał już w stronę jego brzucha. Czarnowłosy zorientował się o dwie sekundy za późno, więc rasengan uderzył go w bok. Wiedział, że miał szczęście, bo jeżeli by go zauważył później, to prawdopodobnie miałby teraz dziurę w brzuchu.

— Poprawiłeś się, ale to i tak za mało — syknął przeciwnik.

— Może i nie jestem w stanie cię teraz pokonać, sam. Jednak jestem pewien, że kiedyś cię zabiję, bez pomocy Kuramy, Orochimaru — odpowiedział ponuro dwunastolatek, patrząc na swojego przeciwnika z wyzwaniem w oczach.  

--------------------------------

Poprawiony

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top